tag:blogger.com,1999:blog-12312320751323860152024-02-20T18:29:36.413+01:00Mask • CliffordCurly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.comBlogger29125tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-91273876245992029502016-07-30T13:02:00.000+02:002016-07-30T13:02:46.591+02:00Rozdział 5.<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=yNEgfq_YlNw" target="_blank">soundtrack (klik)</a></i><br />
<br />
♢<br />
<i><br /></i>
<i>Lauren</i></div>
<br />
Po powrocie, Michael odwiózł mnie pod akademik i nawet chciał odeskortować mnie pod same drzwi pokoju, ale odmówiłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Przepraszam, że wcześniej byłam niemiła.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie przejmuj się mną. Bardziej martwię się o ciebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęłam, ale nie powiedziałam już nic. Pocałowałam chłopaka w policzek, po czym wysiadłam z samochodu. Normalnie poszłabym dalej bez wahania, lecz tym razem zobaczyłam znajomą sylwetkę, stojącą tuż przy bramie akademika. Co prawda postać była zakapturzona, ale poznałam ją z daleka. Jednak mimo to, spojrzałam na Michaela pytająco – on także wpatrywał się w mężczyznę. W końcu, wyszedł z auta i pospiesznie podszedł do mnie w razie, gdyby coś nagle mi zagroziło.</div>
<div style="text-align: justify;">
– No co wy! Boicie się? – Chłopak zdjął kaptur i już nie miałam żadnych wątpliwości.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyskoczyłam przed siebie, żeby czym prędzej móc uściskać Caluma. Nie miałam pojęcia co tu robił, ale nie było wątpliwości, że miło mnie zaskoczył. Zaczął się śmiać tubalnie, tym samym przyprawiając mnie o dreszcze na ciele.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Co ty tu robisz? – zapytałam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Wpadłem w odwiedziny – odparł, wzruszając ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wydawało mi się, że nie był to faktyczny powód jego wizyty, ale wiedziałam, że prędzej czy później powie mi prawdę. O dziwo, Michael także był zaskoczony widokiem Caluma. Najwyraźniej nie wiedział o jego planach podróży do Oksfordu.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<br />
Mimo później pory, w trójkę wybraliśmy się na spacer po mieście. Tak czy inaczej byłam zbyt podekscytowana, żeby zasnąć, a Calum nalegał, że chce zobaczyć miasto. Poza jednej z najbardziej znanych uczelni na świecie, nie było tu nic specjalnego do oglądania.<br />
– Słyszałam, że masz dziewczynę – zagadnęłam.<br />
– Zgadza się – odparł, po czym zaśmiał się krótko.<br />
Patrzyłam na niego, czekając aż opowie mi o niej coś więcej. Mój ciekawski wyraz twarzy najwyraźniej mu nie umknął.<br />
– Wiesz, ona jest modelką. – Powiedział to tak, jakby była to jedyna rzecz, którą o niej wiedział. Uniosłam pytająco brew. – Serio. I jest w tym bardzo dobra.<br />
– Nie obraź się, bardzo cię lubię. – Nie próbowałam kryć zaskoczenia. – Ale jak to się stało, że wyrwałeś taką laskę?<br />
Chłopak wyglądał jakby wcale nie zamierzał się obrażać, a wręcz przeciwnie – zaczął się śmiać.<br />
– Czasem sam w to nie wierzę, ale chyba po prostu miałem szczęście. – Wzruszył ramionami.<br />
Miło było widzieć go roześmianego.<br />
Tymczasem, zerknęłam na Michaela, który szedł po mojej lewej. Odkąd przyjechaliśmy pod akademik, nie odezwał się ani słowem, a dłonie wciąż trzymał w kieszeniach spodni. Wyglądał na ogarniętego głęboką zadumą, dlatego też posłałam mu pokrzepiający uśmiech, lecz nawet nie spojrzał w moją stronę. Postanowiłam więc wrócić do rozmowy z Calumem.<br />
– Czemu przyjechałeś sam? Gdzie reszta chłopaków?<br />
Wtem, jak na zawołanie, Michael gwałtownie obrócił głowę, wlepiając przerażone oczy w przyjaciela. Byłam zdezorientowana. Patrzyłam to na jednego, to na drugiego, ale oboje milczeli.<br />
– Wiesz... – odezwał się brunet. – Szczerze mówiąc to nie wiem gdzie oni są.<br />
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Wcześniej słyszałam coś zupełnie innego.<br />
– Ale Michael mówił...<br />
– Wiem co mówiłem – wtrącił Michael, przerywając mi w połowie zdania. – Chciałem ci oszczędzić niemiłych szczegółów.<br />
Patrzyłam na niego w napięciu, gdy on wcale nie wyglądał jakby chciał cokolwiek dodać. W końcu Calum ze świstem wciągnął powietrze do płuc, przerywając ciszę. Niestety nie na długo.<br />
– O czym ty mówisz? Twierdziłeś, że u nich wszystko w porządku.<br />
– Ale wcale nie jest w porządku, jasne? – warknął. – Zadowolona?<br />
Przyspieszył kroku jak gdyby nigdy nic. Przez chwilę stałam w miejscu osłupiała, ale zaraz po tym podbiegłam do niego, łapiąc go za ramię. Na jego twarzy widniała irytacja. Delikatnie złapał moją dłoń, którą położyłam na jego ręce. Zupełnie niespodziewanie, groźną minę zastąpił neutralnym wyrazem twarzy.<br />
– Nie chciałem ci mówić o Ashtonie, ani Luke'u, bo słysząc to, nigdy nie wróciłabyś ze mną do Australii – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.<br />
– A okłamując mnie, myślałeś, że polecę tam z chęcią?<br />
Spuścił wzrok, wzdychając ciężko, lecz po chwili znowu na mnie spojrzał. Chwycił także moją drugą dłoń, jakby miało to w czymkolwiek pomóc.<br />
– Nie gniewaj się na mnie...<br />
– Nie jestem na ciebie zła. Jestem zawiedziona. – Wyrwałam ręce z jego uścisku. – Obiecywałeś mi coś zupełnie innego i póki co nie dotrzymujesz swojej obietnicy.<br />
Obróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie, w stronę, z której przyszliśmy. Minęłam przy tym Caluma, który wciąż stał w tym samym miejscu co ja, zanim podbiegłam do Michaela.<br />
Nie miałam ochoty rozmawiać z żadnym z nich. Niestety, po niespełna dwóch minutach, ktoś chwycił mnie za nadgarstek. Był to Calum. Z grzeczności posłałam mu uśmiech, choć nie było to szczere.<br />
– Mogę cię odprowadzić? – zapytał.<br />
– Dzięki za troskę, ale poradzę sobie sama.<br />
Chciałam odejść, lecz nie pozwolił mi na to.<br />
– Nie. Idę z tobą.<br />
Ignorując jego słowa, spojrzałam na ulicę za jego plecami. Nie widziałam tam Michaela, więc zapewne poszedł w przeciwnym kierunku, obrażając się na cały świat.<br />
– Gdzie on poszedł? – Tym razem ja zadałam pytanie.<br />
– Nie wiem. Poprosił jedynie, żebym dopilnował, abyś wróciła do swojego pokoju.<br />
Skinęłam głową, przystając na jego propozycję. Znowu robiłam dokładnie to, czego chciał Michael. Nawet jeśli przez chwilę grałam twardą, niezależną dziewczynę, po chwili i tak miękłam. Byłam na siebie o to zła, bo nieważne jak bardzo sprzeciwiałam się samej sobie – wszystkie moje starania spełzały na niczym.<br />
– Masz gdzie się zatrzymać? – Mojej troskliwości nie było końca.<br />
– Tak, o mnie się nie musisz martwić. – Wyszczerzył zęby, ale widząc, że nie zamierzam odwzajemnić uśmiechu, szybko spoważniał.<br />
Przez resztę drogi szliśmy w milczeniu, co jak najbardziej mi odpowiadało. Tak jak się umówiliśmy, Calum odprowadził mnie pod drzwi mojego pokoju.<br />
– Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń, masz mój numer.<br />
– Dzięki – odparłam, choć raczej nie miałam zamiaru do niego dzwonić. – Dobranoc.<br />
Nacisnęłam klamkę, ale zanim przekroczyłam próg, usłyszałam jeszcze:<br />
– Miłych snów.<br />
Zamknęłam drzwi od środka na klucz, w razie gdyby komuś zamarzyło się wkradanie do pokoju. Miałam mieszane uczucia – byłam zła, przestraszona i ogólnie nie wiedziałam co się działo.<br />
Layla spała w swoim łóżku. Zegarek wskazywał pierwszą w nocy. Ręce opadły mi bezwiednie wzdłuż ciała, podczas gdy myśli kłębiły się nieubłaganie. Chciałam jak najszybciej zasnąć, żeby nie musieć już myśleć o niczym, dlatego po prostu położyłam się na łóżku. Zdążyłam zdjąć buty, a gdy tylko moja głowa spoczęła na poduszce, zmorzył mnie sen.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<br />
Z samego rana, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, postanowiłam nie iść na wykłady i pozostać w łóżku przez cały dzień. Layla próbowała mnie namówić do wstania, lecz bezskutecznie. Koleżanka była wyraźnie zdziwiona moim zachowaniem, bo zazwyczaj chętnie chodziłam do szkoły.<br />
– Co się dzieje? – dopytywała. – Czemu nie chcesz iść?<br />
– Nie mam ochoty...<br />
Westchnęła jedynie, po czym wyszła z pokoju, żeby nie spóźnić się na swoje zajęcia. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, sięgnęłam po telefon. Przypomniały mi się słowa Caluma, ale mimo wszystko nie chciałam wybrać jego numeru. Zamiast do niego, zadzwoniłam do siostry. Odebrała błyskawicznie, zupełnie jakby spodziewała się telefonu ode mnie.<br />
– Hej, Cami. Nie obudziłam cię?<br />
– Nie, nie. Czekałam aż zadzwonisz. – Mówiła zupełnie poważnie. – W końcu obiecałaś.<br />
Tak naprawdę zapomniałam, że o tym mówiłam, ale nie miało to już żadnego znaczenia.<br />
– To dobrze. Jak się czujesz? – zapytałam.<br />
– Wolałabym nie mówić teraz o mnie – odparła. – Od razu słychać, że coś cię martwi. Lepiej opowiedz jak ty się czujesz.<br />
Mimo, że nie lubiłam nikomu opowiadać o Michaelu i sprawach między nim a mną, tym razem postanowiłam puścić pary. Wiedziałam, że siostrze mogę ufać jak nikomu innemu. Potrzebowałam po prostu komuś się wygadać. Potrzebowałam przyjaciółki.<br />
– Chodzi o Michaela... Okłamał mnie w pewnej kwestii i szczerze mówiąc, jestem na niego wściekła. – Próbowałam oszczędzić jej szczegółów. – Jeszcze nie tak dawno temu, nie układało się między nami zbyt dobrze, obiecał poprawę, a teraz mnie okłamuje... Nie wiem co mam z tym zrobić.<br />
– Oj, siostruś. Za bardzo się tym wszystkim przejmujesz. Każdy czasem kłamie, ale nie koniecznie po to, aby nam zaszkodzić. Rozumiesz?<br />
– Tak...<br />
Nie powiedziała mi nic, czego bym nie wiedziała. Kiedy chciałam coś dopowiedzieć, usłyszałam w słuchawce zduszone krzyki, a później dźwięk tłuczonego szkła.<br />
– Co się tam dzieje? – zapytałam zmartwiona.<br />
– To nic... ale muszę już kończyć. Może jeszcze dziś do ciebie przyjadę? Wyskoczyłybyśmy na kawę.<br />
– Bardzo chętnie.<br />
– W takim razie spodziewaj się mnie po południu. Do zobaczenia – pożegnała mnie szybko, po czym zakończyła połączenie.<br />
Czułam, że własnie tego mi brakowało najbardziej – więcej czasu z rodziną. Liczyłam na to, że popołudnie spędzone w towarzystwie siostry poprawi mi humor, dlatego też czekałam na nie z niecierpliwością. Niestety, siedząc sama w pokoju, nie miałam zbyt wiele do roboty, więc mimowolnie zaczęłam się martwić.<br />
Rozmowa z Camilą byłaby zwyczajna jak każda inna, ale dziwne odgłosy w tle sprawiały, że tworzyłam w głowie najgorsze scenariusze. Ale siostra pracowała w szpitalu, a tam nie trudno o krzyki czy zbite szkło. Choć raz chciałam być optymistką, próbując sama siebie przekonać, lecz moja wyobraźnia i tak robiła swoje.<br />
Byłam pewna, że odkąd odłożyłam telefon, nie minęło więcej niż dwadzieścia minut. Trwałam w półśnie, z którego wybudziło mnie pukanie do drzwi. Odruchowo spojrzałam na zegarek, wskazujący piątą po południu. Wyglądało na to, że po prostu zasnęłam, a kilkunastominutowa drzemka zamieniła się w kilka godzin głębokiego snu.<br />
Gdy otworzyłam drzwi, ujrzałam uśmiechniętą Camilę. Zanim cokolwiek powiedziała, uniosła na wysokość piersi metalową puszkę na ciastka.<br />
– Przyniosłam coś na osłodę.<br />
Zaprosiłam ją do środka, a wtedy zaczęła mnie mierzyć wzrokiem.<br />
– Dlaczego jesteś w piżamie? – zapytała. – Planowałam wyjście na miasto, a nie piżama party.<br />
– W ogóle nie wychodziłam dziś z łóżka – odparłam nieco zawstydzona. – Ubiorę się.<br />
Podeszłam do komody na ubrania, po czym spojrzałam pytająco na siostrę. Nie musiałam nic mówić, a ona już wiedziała jakie pytanie miałam na myśli.<br />
– Możemy usiąść na dziedzińcu, nie musisz się stroić.<br />
Słuchając jej rady, ubrałam zwykłe dżinsy i musztardową bluzę z logo uczelni, do której uczęszczałam. Nawet nie uczesałam włosów tylko związałam je w kucyka i już byłam gotowa do wyjścia.<br />
Przed budynkiem akademiku rozpościerał się rozległy dziedziniec, na którym znajdowały się ławki, stoliki, a nawet stół do tenisa stołowego oraz boisko do siatkówki plażowej. Wraz z siostrą zajęłyśmy wolną ławkę, umiejscowioną pod cieniem drzewa niedaleko bramy wyjściowej. Zauważyłam, że po drugiej stronie ogrodzenia stał czarny samochód Camili, ale nie przyglądałam się mu zbyt długo, bo pod nosem miałam puszkę pełną ciastek.<br />
– Pewnie nic dziś nie jadłaś, więc częstuj się. – Faktycznie burczało mi w brzuchu, toteż nie wahałam się ani chwili dłużej i chwyciłam idealnie wypieczony łakoć z kawałkami czekolady.<br />
– Tak się cieszę, że przyjechałaś – powiedziałam. – Jak było w pracy?<br />
– Nie działo się nic szczególnego, jak zawsze.<br />
Popatrzyłam na nią pytająco. Dziwne, żeby w szpitalu pełnym chorych ludzi nie działo się nic szczególnego. Oczekiwałam rozwinięcia wypowiedzi, ale nie doczekałam się tego, gdyż poczułam jak nagle moje powieki zaczęły opadać. Zaszumiało mi w uszach i zupełnie bezwiednie opadłam na kolana siostry, a nadgryzione ciastko wypadło mi z ręki.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>•</i><br />
<i><br /></i>
<i>Michael</i></div>
<br />
Wraz z Calumem siedzieliśmy w barze, popijając piwo. Byłem pogrążony w zadumie, dopóki barmanka nie dotknęła mojej dłoni. Gwałtownie podniosłem wzrok i zobaczyłem zdezorientowanie na jej twarzy, które po chwili zastąpił ciepły uśmiech.<br />
Wyglądała na kobietę w średnim wieku, która wiele przeszła w swoim życiu. Miała zapadnięte policzki, cienie pod oczami i niestarannie wykonany makijaż. Mocno rozjaśnione długie włosy także były ułożone w nieładzie. Jej ramiona zdobiły liczne tatuaże, ale mimo to sprawiała wrażenie miłej osoby. Patrzyła na mnie zupełnie jak zatroskana matka na swoje dziecko.<br />
– Co cię trapi, kochaneczku? – zapytała dziarsko.<br />
Ton jej głosu zamiast mnie zachęcić do rozmowy, jeszcze bardziej mnie przygnębił.<br />
– Sprawy sercowe, wiesz jak jest – odparłem bezwiednie, w nadziei, że nie będzie chciała kontynuować konwersacji ze mną.<br />
Westchnęła ciężko, po czym pokiwała głową.<br />
– Doskonale wiem co masz na myśli. – Zaczęła nalewać piwa do pustego kufla, który od razu po napełnieniu postawiła przede mną. – Dziewczyny to wredne jędze, ale bez odpowiedniego faceta są jeszcze wredniejsze.<br />
Najwyraźniej wcale mnie nie zrozumiała, bo nie o to mi chodziło, ale nie miałem zamiaru jej tego tłumaczyć. Na szczęście, kobieta nie miała szansy, aby dokończyć swój wywód, gdyż zawołał ją ktoś z drugiego końca baru. Odetchnąłem z ulgą, widząc jak odchodzi do innego klienta. Wtem, zwrócił się do mnie Calum, który przez cały ten czas siedział tuż obok mnie.<br />
– Stary, szczerze mówiąc to kompletnie spieprzyłeś sprawę z Lauren.<br />
– O co ci znowu chodzi?<br />
– Czemu nie powiedziałeś jej prawdy o chłopakach? – odpowiedział pytaniem na pytanie.<br />
Zanim ponownie otworzyłem usta, wlepiłem wzrok w kufel piwa, który trzymałem w rękach. Piana już zdążyła opaść, przez co mogłem zobaczyć swoje odbicie w tafli napoju.<br />
– Myślę, że nie chciałaby słuchać o ucieczce Luke'a albo o Ashtonie, siedzącym w psychiatryku – powiedziałem zgryźliwie. – Nie chciałem ściągać na nią dodatkowych zmartwień.<br />
– Tak, tylko że ona o tym nie wie.<br />
– Więc co powinienem zrobić?<br />
– No nie wiem, może ją przeprosić? – Calum popatrzył na mnie jak na debila.<br />
Prychnąłem.<br />
– Schowaj dumę do kieszeni i leć do niej. – Tym razem brunet mówił zupełnie poważnie, posyłając mi wrogie spojrzenie.<br />
W tym momencie przyznałem mu rację, choć nie wypowiedziałem ani słowa więcej. Po prostu wstałem i wyszedłem z baru. Na odchodnym zerknąłem w stronę barmanki, a ta jak na zawołanie także zwróciła wzrok ku mnie, puszczając perskie oko.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: justify;">
Po drodze do akademika, wszystko sobie przemyślałem. Słowa Caluma bez przerwy odbijały się echem w mojej głowie. <i>Schowaj dumę do kieszeni</i>. Może faktycznie miałem z tym problem, chociaż wcześniej nie zwracałem na to uwagi... Musiałem przeprosić Lauren za moje wcześniejsze zachowanie i przede wszystkim za te wszystkie kłamstwa. Nadszedł najwyższy czas na wyznanie prawdy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy tylko dotarłem do celu, zobaczyłem grupkę kilkoro studentów, stojących na dziedzińcu. Wyglądali na zaaferowanych czymś, chociaż patrzyli na zwyczajną parkową ławkę. Pomyślałem, że byli po prostu zjarani, więc ominąłem ich i poszedłem dalej.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Biedna Lauren zasłabła – powiedziała jedna z dziewczyn.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na jej słowa natychmiast odwróciłem się na pięcie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Całe szczęście, że jej siostra była w pobliżu – dodał pewien blondyn, którego skądś kojarzyłem. – Wiecie, ona jest lekarzem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bez wahania podbiegłem do zgromadzenia, żeby dowiedzieć się czegoś więcej.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Coś się stało z Lauren? – zapytałem, a wszystkie spojrzenia skupiły się na mnie i nie były one przyjazne.</div>
<div style="text-align: justify;">
– A ty coś za jeden?</div>
<div style="text-align: justify;">
– To jej chłopak – odezwał się znajomy głos, a moim oczom ukazała się Layla, współlokatorka Lauren. – Ona zemdlała tak nagle, ale Camila zabrała ją do szpitala.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przyjąłem wiadomość, mimo że nic nie odpowiedziałem. Zamiast tego, spojrzałem na ławkę, na którą wcześniej patrzyli się wszyscy inni. Faktycznie niczym nie wyróżniała się spośród innych, ale stała na niej otwarta puszka z ciastkami.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Przynajmniej zostawiły słodycze – zaśmiał się blondyn, wyciągając rękę w stronę puszki, ale wyprzedziłem go.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyglądały niewinnie, a nawet dość smacznie, ale zapewne byłyby jeszcze lepsze, gdyby nie mocna woń środka usypiającego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Momentalnie wezbrała we mnie ogromna złość i nienawiść do Camili. Nie miałem wątpliwości, że to ona stała za tym wszystkim. Na pewno nie kupiła przypadkiem słodyczy nafaszerowanych prochami. Tylko pozostawało pytanie: dlaczego zrobiła to swojej własnej siostrze?</div>
</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-40346773939245370762016-01-08T20:58:00.000+01:002016-01-08T21:05:18.039+01:00Rozdział 4.<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=AvBTZqsxNMc" target="_blank">muzyka (klik)</a></i><br />
<br />
♢<br />
<br />
<i>Lauren</i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Michael przyjechał do mnie zaraz po tym, jak skończyłam zajęcia. Mówiłam mu, żeby tego nie robił, gdyż czekało mnie sporo nauki, lecz jego wcale to nie obchodziło. I właśnie w ten sposób, skończył bezczynnie leżąc obok mnie i patrząc jak czytam notatki. Co chwila uparcie mnie zaczepiał, ale próbowałam nie zwracać na to uwagi, choć w rzeczywistości mnie to irytowało.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Co powiesz na wyjazd nad morze? – zapytał nagle, gładząc mnie po zewnętrznej stronie uda. – Na kilka dni.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na moment oderwałam wzrok od zeszytu, ale nawet przez chwilę nie zastanawiałam się nad odpowiedzią na pytanie Michaela. Słowa wypływały z moich ust, zanim o nich pomyślałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Przecież wiesz, że mam szkołę. Pamiętasz co mówiłam?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Najpierw szkoła, potem wyjazd... – odparł automatycznie, jakby był to wers wiersza, który znał na pamięć. – Tak, wiem. Więc chociaż na weekend. Proooszę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zrobił minę zbitego psiaka, ale wciąż byłam nieugięta.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Na weekend mam inne plany – powiedziałam. – A ty jesteś ich częścią. – Uniósł pytająco brew. – Moi rodzice chcą cię poznać.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie, Michael doznał szoku. Nawet zakrztusił się swoją własną śliną. Przez chwilę kaszlał, po czym spojrzał na mnie przerażonymi oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Myślałam, że nic ci nie straszne. – Zaśmiałam się.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Em... Lolo, przecież wiesz, że nie jestem idealnym chłopakiem. Twoi rodzice mnie nie polubią...</div>
<div style="text-align: justify;">
Nienawidziłam takiego podejścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Klepnęłam Michaela w tył głowy, dając mu do zrozumienia, że się myli.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Dostałam zaproszenie. Mama powiedziała, że mam przyprowadzić chłopaka. Zawsze mogę wziąć Brady'ego...</div>
<div style="text-align: justify;">
– Tylko nie on! – Wiedziałam, że to od razu go przekona. – Miałem być super chłopakiem? Będę. A przynajmniej będę się starał.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Dobry chłopiec – pochwaliłam, po czym pocałowałam go w czoło.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zadowolona z siebie, wstałam z łóżka. Zaczęłam grzebać w szafie, w poszukiwaniu swetra i dopiero wtedy, gdy drzwi szafy przysłoniły moją twarz, zaczęłam rozmyślać. Wciąż czułam pewien dyskomfort w towarzystwie Michaela, a powodów było wiele. Po pierwsze: po mojej urazie do niego pozostały pewne resztki, których do końca nie potrafiłam się pozbyć. Po drugie: ten Michael różnił się od tego, którego znałam wcześniej. Jego nadzwyczajna pewność siebie i nowy styl bycia skutecznie mnie przytłaczały. Jednak mimo, że nie byłam do końca przekonana – wierzyłam w drugie szanse. Dlatego, próbowałam się zachowywać najnormalniej, jak tylko potrafiłam.<br />
Założyłam kremowy sweter, po czym wróciłam na łóżko do notatek.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>•</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<br />
Wcale nie uśmiechało mi się poznawanie rodziców Lauren, ani spędzanie niedzieli w towarzystwie jej rodziny, ale moje widzimisię nie miało już żadnego znaczenia. Teraz musiałem się starać tak bardzo, jak tylko potrafiłem, żeby przekonać Lauren do powrotu do Australii, dlatego też robiłem wszystko, o co mnie prosiła.<br />
Z samego rana w niedzielę, wsiedliśmy do mojego wypożyczonego samochodu i ruszyliśmy w drogę. Tego dnia nie mówiłem zbyt wiele, a było tak za sprawą koszmaru, który nawiedził mnie w nocy. Tym razem w krainie snów spełniły się wszystkie moje lęki, co po przebudzeniu skłoniło mnie do przemyśleń. Najwyraźniej Lauren nie zwróciła uwagi na moje zachowanie, gdyż patrzyła w okno, podśpiewując pod nosem wesołą piosenkę.<br />
– Zastanawiałem się nad czymś – przerwałem milczenie, którego nie mogłem już dłużej znieść. – Odkąd wróciłaś do Anglii, dostałaś jakieś wiadomości, groźby lub coś w tym rodzaju?<br />
Czułem, że dziewczyna spojrzała na mnie pytająco, ale zaraz po tym odpowiedziała:<br />
– Nie. Dlaczego pytasz?<br />
Nie znałem poprawnej odpowiedzi na to pytanie. Sam byłem skołowany. Jedyne co zrobiłem to mocniejsze zaciśnięcie palców na kierownicy.<br />
– A powinnam dostać? – zapytała niepewnie.<br />
– Nie, nie. Po prostu się martwiłem.<br />
– Oh, czyżby... – mruknęła pod nosem, lecz na tyle głośno, żebym usłyszał. Ton jej głosu nie wróżył niczego dobrego.<br />
Byłem pewien, że patrzy na mnie morderczo, bo niemal czułem jak jej spojrzenie wywiercało mi dziurę w głowie. Nie chciałem się niepotrzebnie denerwować, choć dłonie zaczęły mi drżeć niekontrolowanie i już dłużej nie potrafiłem nad tym zapanować.<br />
– Żebyś wiedziała! Tak, martwiłem się.<br />
– Okazywałeś to w dość dziwny sposób. – Zerknąłem na nią i zauważyłem, że wydęła usta w niezadowoleniu, tym samym rozzłoszczając mnie jeszcze bardziej.<br />
– Nawet nie wiesz jak trudne było dla mnie rozstanie z tobą...<br />
– Przestań – powiedziała stanowczo, urywając mi w połowie zdania. – Nie chce mi się tego słuchać. Mam dość.<br />
– Ale...<br />
– Po prostu milcz.<br />
Takiego zakończenia rozmowy się nie spodziewałem, zwłaszcza że miałem jeszcze wiele do powiedzenia, jednak tym razem postanowiłem zatrzymać to dla siebie.<br />
Zamiast rozluźnić atmosferę, sprawiłem że zgęstniała jeszcze bardziej. Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu, choć to nie znaczy, że panowała cisza. Jeszcze przez chwilę zgrzytałem zębami, a Lauren skrobała paznokciem po szybie. Dwadzieścia minut, które dzieliło nas od przekroczenia granicy miasta, było prawdziwą torturą, a gdy tylko zaparkowałem na podjeździe pod domem, odetchnąłem z ulgą.<br />
Wiedziałem, że rodzice Lauren specjalizowali się w medycynie, ale nie spodziewałem się, że mieszkali w pałacu. Podziwiałem wiktoriański wygląd domu, stojąc w miejscu. Byłem pod wrażeniem ogromu tej budowli.<br />
– Rusz się – ponagliła mnie dziewczyna.<br />
Od razu poszedłem za nią, choć wciąż patrzyłem ku górze.<br />
Przed samymi drzwiami, Lauren schyliła się, żeby podnieść kupkę listów, leżących na wycieraczce. Następnie, obróciła się w moją stronę, celując we mnie palcem wskazującym.<br />
– Masz być miły i kulturalny – zarządziła.<br />
– Tak jest, szefowo.<br />
Przytaknęła głową, po czym zadzwoniła do drzwi. Byłem pewien, że dostanie się do frontowych drzwi musiało być niezwykle czasochłonne dla mieszkańców domu takiego, jak ten. Wiele się nie myliłem, gdyż dopiero po dwóch minutach ktoś stanął przed nami. Była to niska, pulchna kobieta, która nie była na pewno ani matką, ani siostrą Lauren, a wywnioskowałem to z białego fartucha, który miała przewiązany w pasie. Wyglądała na kogoś w rodzaju gosposi.<br />
– Drogie dziecko!<br />
– Witaj, Tereso. – Lauren uściskała kobietę, podczas gdy ja nie wiedziałem na czym skupić wzrok. – Proszę, listy leżały przed drzwiami.<br />
– Dziękuję, kochana. Wejdź do środka... ze swoim towarzyszem. – Popatrzyła na mnie z dziwnym grymasem na twarzy, wcale nie zachęcającym do wejścia.<br />
Mimo to, przekroczyłem próg, wchodząc na lśniącą, marmurową posadzkę. Wnętrze domu było równie bogate jak z zewnątrz. Normalnie zaczął bym się rozglądać na wszystkie strony, próbując ogarnąć ogrom jednego pomieszczenia jakim był hall, ale moją uwagę odwróciły dwie postaci, schodzące po schodach. Nie miałem wątpliwości kim byli ci państwo – wyglądali na lekarzy jak mało kto.<br />
Nie spodziewałem się tego, ale ich obecność wprowadziła mnie w zakłopotanie, a ich ckliwe przywitanie z córką sprawiło tylko, że poczułem się jeszcze bardziej niekomfortowo. Tkwiąc wciąż w tym samym miejscu, przystawałem z nogi na nogę, czekając na zbawienie. Gdy nagle wszyscy na mnie spojrzeli, serce zabiło mi szybciej, a rozum kazał uciekać gdzie pieprz rośnie. Nigdy nie miałem okazji poznawać czyichś rodziców, a już na pewno nie tak dystyngowanych.<br />
– To jest Michael – zaczęła Lauren, a jej rodzice zrobili kilka kroków w moją stronę. – Mój chłopak.<br />
Po usłyszeniu ostatniego słowa, omal nie upadłem na podłogę. Popatrzyłem na dziewczynę, nie mogąc powstrzymać wyrazu zaskoczenia na twarzy. Odpowiedziała mi lekkim uśmiechem, co dodało mi nieco pewności siebie.<br />
– Miło cię poznać. Mów mi James – powiedział mężczyzna, wyciągając prawą rękę w moją stronę, którą bez wahania uścisnąłem.<br />
W żadnym wypadku nie miałem zamiaru mówić do niego po imieniu. Jego chłodne, przenikliwe spojrzenie wcale nie zachęcało do poznawania go bliżej.<br />
– Panienko – starsza pani w fartuchu zwróciła się do Lauren.<br />
– Tak?<br />
– Ten list jest do pani.<br />
Natychmiast się zainteresowałem. Z jakiej racji list do Lauren przyszedł pod adres, pod którym nie jest zameldowana od wielu miesięcy? Bezzwłocznie chciałem się dowiedzieć co znajdowało się w kopercie, ale chyba tylko ja, bo właścicielka przesyłki od razu włożyła płaski pakunek do torebki. Moją uwagę od koperty odwrócił kobiecy głos.<br />
– Beatrice – powiedziała matka mojej ukochanej, chcąc podać mi dłoń.<br />
Skinąłem głową, jednocześnie odpowiadając tym samym gestem ręki. Beatrice była piękną kobietą, która niewątpliwie przekazała te geny swej córce. Miały te same rysy, a nawet mimikę twarzy, jednak różnił je kolor oczu. Tęczówki Lauren były niebiesko-zielone, a jej rodzicielki – ciemno brązowe.<br />
Myślałem, że poznałem już całą rodzinę, ale jak na zawołanie, usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie wiedziałem kogo jeszcze mógłbym się spodziewać, dlatego też czekałem w napięciu, aż ujrzę przybysza. Staruszka imieniem Teresa popędziła, aby wpuścić gościa. Na progu stała dziewczyna, której nie widziałem zbyt dobrze, gdyż w pierwszej kolejności przywitała się z gosposią. Dopiero po chwili ruszyła w naszą stronę. Wyglądała niemal tak samo jak Lauren. Różniła się jedynie masą ciała – nowo przybyła była bardziej przy kości. Nie miałem żadnych wątpliwości, iż były one siostrami, ewentualnie kuzynkami.<br />
– Cami, kochanie! – przywitała ją Beatrice, wychodząc jej na spotkanie.<br />
– Cześć, mamuś – odparła brunetka.<br />
Wszystko stało się jasne.<br />
Marzyłem tylko o tym, żeby ta cała szopka już się skończyła. Wszyscy się ściskali i całowali, podczas gdy ja stałem nieruchomo jak słup soli. Wtem, Lauren chwyciła siostrę za łokieć i obróciła nią w moją stronę.<br />
– Musisz poznać mojego chłopaka. – Pierwszy raz tego dnia widziałem w jej oczach ekscytację. Wyglądała jakby przedstawiała siostrze Świętego Mikołaja lub kogoś innego tego pokroju.<br />
– Michael, poznaj moją jedyną siostrę – Camilę.<br />
Chciałem przywitać ją tak samo, jak rodziców Lauren, lecz ta rzuciła mi się w ramiona, zupełnie jakbyśmy znali się już parę dobrych lat. Moje zakłopotanie sięgnęło najwyższego poziomu, o czym przekonał mnie przypływ ciepła na policzkach.<br />
Na szczęście, był to koniec powitań. Naprawdę się ucieszyłem, bo byłem już głodny i wierzyłem, że wreszcie coś zjem. Jednak bardzo się pomyliłem...<br />
– Lauren, może oprowadziłabyś swojego przyjaciela? – zaproponował James, posyłając mi chłodne spojrzenie.<br />
Przeszły mnie dreszcze.<br />
– Jasne.<br />
Lauren złapała mnie za ramię i pociągnęła w stronę schodów. Gdy wchodziliśmy na górę, spojrzałem za siebie – reszta rodziny Tyler ruszyła w przeciwnym kierunku niż my. Odetchnąłem z ulgą, bo było mi dane chociaż przez chwilę nie musieć znosić wrogiego spojrzenia Jamesa, przeszywającego mnie dogłębnie.<br />
Prowadzony przez dziewczynę, rozglądałem się po wnętrzu domu. Wszystko było idealnie do siebie dobrane, a do tego wyczyszczone z wielką dokładnością. Ściany ozdobione obrazami i ozdobnymi kinkietami, nadawały pomieszczeniu wygląd rodem z muzeum.<br />
Po krótkiej wędrówce po pałacu, wyszliśmy na balkon z widokiem na obszerny ogród. Gdzie nie patrzeć, wszędzie rosły krzewy lub kwiaty, a wśród nich dojrzałem mężczyznę, trzymającego nożyce ogrodowe – przycinał nimi wystające gałązki.<br />
– Nie wiedziałem, że mieszkałaś w takim... domu – powiedziałem, opierając się o balustradę.<br />
– Cóż... nie lubię mówić o mojej rodzinie.<br />
– Dlaczego?<br />
Westchnęła ciężko, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią, ale najwyraźniej nie mogła nic wymyślić, bo powiedziała tylko:<br />
– Po prostu.<br />
Nagle, przypomniałem sobie o tajemniczym liście.<br />
– Dostałaś list, prawda?<br />
– Tak, to prawda. – Sięgnęła do torebki po kopertę, po czym zaczęła się jej uważnie przyglądać. – Nie wydaje ci się to dziwne? Od dawna tu nie mieszkam, a nagle dostaję list.<br />
– Otwórz go.<br />
Bezzwłocznie spełniła moją prośbę. Ostrożnie rozdarła biały papier, po czym wyciągnęła pomiętą kartkę. Zaczęła czytać, a po chwili zmarszczyła czoło.<br />
– Nie rozumiem – podsumowała, podając mi list. – Może ty się rozczytasz.<br />
Wystarczyło jedno spojrzenie na napisane słowa, żebym odskoczył jak oparzony. To pismo rozpoznałbym wszędzie... gdyż należało ono do mnie. Jedynym problemem był fakt, iż nie ja ów list napisałem.<br />
– O co chodzi? – zapytała Lauren z nutą przerażenia w głosie.<br />
Nie odpowiedziałem. Za to zacząłem czytać. Każde słowo wyglądało jakby wyszło spod mojej ręki, ale nigdy nie napisałbym takiej treści.<br />
<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Kochana Lauren, </i><i>Cieszę się, że wreszcie ułożyłaś sobie życie. Masz szkołę, przyjaciół i co najważniejsze – miłość. Co do tego ostatniego, lepiej trzymaj ją przy sobie, bo niedługo możesz stracić coś więcej niż tylko chłopaka. Wiedz, że obserwuję Ciebie, a także Twojego ukochanego. Wszyscy jesteście pod czujną obserwacją od miesięcy, przez co wiem o Tobie więcej, niż Ty sama. Nie znasz dnia ani godziny, toteż z dobrego serca ostrzegam Cię – miej oczy szeroko otwarte.</i></blockquote>
<br />
Brakowało podpisu.<br />
– To wygląda jak twoje pismo. – Nie spodziewałem się, że Lauren to zauważy; z początku nie wyglądała jakby dostrzegła ten szczegół.<br />
Zrobiła niepewny krok w tył.<br />
– No co ty! To nie moja sprawka. – Najwyraźniej uwierzyła, gdyż wróciła na swoje wcześniejsze miejsce, choć jej mina wciąż wskazywała na niepokój.<br />
Zachodziłem w głowę kto mógł to napisać, ale wszyscy, o których myślałem nie żyli lub gnili w więzieniu. W końcu, nastąpiła ta chwila, w której zaczynałem się obwiniać. Wysłałem Lauren na drugi koniec świata, sądząc, że tam będzie bezpieczna, podczas gdy ona nigdzie nie była w pełni bezpieczna. Na dodatek, w Anglii nie miała mojej całodobowej ochrony, więc tak naprawdę naraziłem ją na jeszcze większe niebezpieczeństwo.<br />
Ukryłem twarz w dłoniach, załamany własną głupotą.<br />
– Co ja najlepszego zrobiłem...<br />
– Michael, przecież to nie twoja wina. – Dłoń Lauren pocieszająco spoczęła na moim ramieniu. – Nie obwiniaj się.<br />
Spojrzałem na nią i zrozumiałem, że moim głównym celem jest ochrona jej. Zależało mi na niej bardziej, niż na kimkolwiek innym, dlatego postanowiłem zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby ją obronić przed wszelkim złem.<br />
Bez słowa otoczyłem ją ramionami, bo było to jedyne, co mogłem zrobić w tamtej chwili. Gładziła dłonią moje plecy, sprawiając, że momentalnie poczułem się lepiej.<br />
– Chodź na obiad – powiedziała.<br />
Od początku nie miałem ochoty na to rodzinne spotkanie, lecz po przeczytaniu tego listu, moje chęci zmalały do minimum.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<br />
Widziałam, że siedząc przy stole z całą moją rodziną, Michael był nieco zdenerwowany, choć za wszelką cenę nie chciał dać tego po sobie poznać. Zajmował miejsce obok mnie, więc mogłam położyć dłoń na jego kolanie, tym samym próbując go choć trochę podnieść na duchu. Najwyraźniej docenił ten gest, bo uśmiechnął się do mnie ciepło.<br />
Znowu był sobą. Byłam pewna, że przestał udawać, co bardzo mnie cieszyło, mimo że powód, dla którego zmienił nastawienie, wcale nie był taki wesoły. Wiedziałam, że chodziło o list i że to właśnie on wzbudził w Michaelu lęk, który sprowadził go na ziemię.<br />
– Powiedz mi, chłopcze, czym się zajmujesz? – ojciec odezwał się niespodziewanie.<br />
Popatrzyłam na czerwonowłosego, w napięciu czekając na jego odpowiedź.<br />
– Zajmuję się nieruchomościami, proszę pana – odpowiedział pewnym siebie głosem.<br />
– Ciekawa praca – wtrąciła mama. – I jak ci się powodzi?<br />
– Jeśli potrafi się prowadzić tego typu interesy to nie ma problemu z finansami. Nie mam na co narzekać.<br />
Stresowałam się; nie wiedziałam jak dalej potoczy się ta rozmowa. Póki co, Michael kłamał jak z nut, ale czułam, że da radę pociągnąć to do samego końca. Jednak znałam moich rodziców i widziałam w ich oczach uprzedzenie. Coś im się nie podobało w Michaelu i przeczuwałam, że był to wygląd.<br />
Gdy nastała cisza i wszyscy jedli, popatrzyłam na siostrę. Przyłapałam ją na intensywnym obserwowaniu gościa. Gdybym tylko mogła to chętnie bym na nią warknęła. Natychmiast skarciłam się w myślach za to dziwne uczucie zazdrości, które ogarnęło mnie zupełnie niespodziewanie.<br />
– A jak się poznaliście? – zapytała mama, patrząc raz na mnie, raz na Michaela.<br />
Czy nie mogliśmy zjeść w ciszy?<br />
Grzebałam widelcem w jedzeniu, nie wiedząc jak odpowiedzieć na pytanie mojej rodzicielki. Liczyłam na kolejne zawodowe kłamstwo autorstwa chłopka, toteż spojrzałam na niego nerwowo. Niestety, on zrobił dokładnie to samo, co wcale mnie nie pocieszyło. Zaczęłam gadać cokolwiek, byle tylko zaspokoić ciekawość matki.<br />
– To całkiem zabawna historia. – Wysiliłam się na sztuczny śmiech, po czym popatrzyłam znacząco na czerwonowłosego.<br />
– Wpadliśmy na siebie w sklepie – palnął, dając mi znak, że teraz moja kolej na kontynuowanie tej absurdalnej historii.<br />
– Właściwie to szukałam jakiejś mrożonki, żeby zjeść na szybko i Michael pojawił się znikąd.<br />
– Zaproponowałem Lauren najlepsze mrożone risotto na świecie. – Nigdy nie słyszałam głupszej opowieści o pierwszym spotkaniu zakochanych, ale na szczęście rodzice w nią uwierzyli.<br />
– Urocze – podsumowała kobieta, uśmiechając się pogodnie.<br />
Odetchnęłam z ulgą. Marzyłam o tym, aby to przesłuchanie jak najszybciej dobiegło końca. Nie miałam zamiaru dłużej kłamać, lecz niestety w tym przypadku nie miałam innej możliwości. Co chwila spotykałam się z pytającym spojrzeniem siostry, które wzbudzało we mnie dodatkowy stres. Kto jak kto, ale ona dobrze mnie znała i wiedziała kiedy nie mówiłam prawdy.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<br />
Koniec końców, zrobiło się ciemno, godzina dwudziesta, a o tej porze rodzice zazwyczaj zaczynali szykować się do snu. Żegnałam ich z udawanym smutkiem i sztucznym uśmiechem na twarzy. Miło było ich znowu zobaczyć, ale atmosfera panująca podczas tego spotkania była nadzwyczaj niekomfortowa dla mnie jak i dla Michaela. Dlatego też, chcieliśmy jak najszybciej wracać do Oksfordu. Pospieszne uściski, pocałunki i już wsiadaliśmy do wypożyczonego, czerwonego samochodu. Jednak zanim zajęłam swoje miejsce obok kierowcy, poczułam jak coś dotyka mojego ramienia. Obróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętą Camilę. Uściskała mnie czule, po czym zaczęła prawić, już nie tak czułe, kazania.<br />
– W ogóle do mnie nie dzwonisz, a dziś nie miałyśmy nawet chwili, żeby spokojnie porozmawiać. – Zrobiła smutną minę. – Wiem, że masz teraz dużo na głowie i jeszcze ten... chłopak. – Ściszyła głos przy ostatnim słowie.<br />
– Nie martw się, siostra. Jeszcze zdążymy pogadać.<br />
– Nie wątpię, ale boję się, że on za bardzo namącił ci w głowie. – Nie rozumiałam co miała na myśli, dlatego milczałam, czekając na wyjaśnienia. – Dobrze wiem, że ta cała historyjka z mrożonkami była zmyślona. I wiem, że on wcale nie zajmuje się nieruchomościami.<br />
Skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na mnie surowo. Tak jak myślałam – wiedziała, że kłamałam. Zaczęło mi dokuczać poczucie winy; wlepiłam wzrok w ziemię.<br />
– Po prostu bądź ostrożna – zakończyła, po czym ponownie otoczyła mnie ramionami. – Bardzo cię kocham – szepnęła mi do ucha na pożegnanie.<br />
– Też cię kocham. Odezwę się niedługo.<br />
Wsiadłam do auta, w którym siedział Michael i zdążył już odpalić silnik, toteż odjechaliśmy natychmiast po tym, jak zamknęłam drzwi. Machałam siostrze tak długo, dopóki nie zniknęła mi z pola widzenia.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
♢</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Hej, kochani! Wiem, że rozdział nudny jak flaki z olejem, a czekaliście na niego kilka dłuuugich miesięcy, ale obiecuję, że akcja się rozkręci i będzie się działo. Niestety, nie mogę obiecać, że następny rozdział pojawi się szybko, ale wiedzcie, że nie zapomniałam o <i>Mask</i>.</div>
<div style="text-align: center;">
Kocham Was i dziękuję za wszystko!♥<br />
<br />
Pamiętajcie o <b>#maskff</b> na twitterze:)</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-45673453144959128542015-10-03T10:06:00.001+02:002015-10-03T10:06:13.106+02:00Zawieszam?<div style="text-align: justify;">
Tytuł notki chyba mówi sam za siebie, ale jednak pragnę napisać coś więcej niż zwykłe "Zawieszam opowiadanie!". Na początku, kilka słów wyjaśnienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś wyszłam z domu o 7:20, a wróciłam o 19:30. Gdy usiadłam do zadania domowego, zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele mam teraz na głowie. Uczęszczam do technikum na profil fryzjerski. W tym roku mam pierwsze egzaminy zawodowe, w przyszłym roku kolejne, a do tego w tym samym czasie matura. Dodatkowo, od tej soboty zaczynam się uczyć na drugim profilu tj. technik usług żywienia. Takie szkolenie wymaga ode mnie chodzenia do szkoły także w weekendy (na szczęście tylko co drugi, choć to i tak dużo). Jakby tego było mało, rozpoczęłam kurs na prawo jazdy, więc są to kolejne godziny odjęte z mojego czasu wolnego. W ten sposób jestem skazana na całodobowe zmęczenie i stres. Nie wspominając już o innych sprawach, życiu osobistym, problemach itp.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedyś pisanie sprawiało mi przyjemność. Robiłam to kiedy miałam czas, którego nie umiałam inaczej zagospodarować. Teraz traktuję to raczej jak obowiązek i dodatkowy sres, a takie spojrzenie na moją "pasję" mi się nie podoba. Dlaczego użyłam cudzysłowia? Bo nie wiem czy wciąż mogę nazwać pisanie swoją pasją. Codziennie myślę o tym kiedy dodam rozdział, co w nim napiszę i czy komuś się on spodoba. Niestety, nie mam czasu stworzyć czegoś, wartego opublikowania z wyżej wymienionych powodów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Te przemyślenia skłoniły mnie do napisania tego postu. Nie chcę zawieszać Mask, ani kończyć go na samym początku. Nie jestem jednak pewna jak często będę w stanie dodawać nowe rozdziały, a nie chcę, żeby ktokolwiek się zawiódł. Dlatego też, zawieszenie stoi pod znakiem zapytania. Teraz to do Was kieruję pytanie: <b>czy będziecie dla mnie wyrozumiali?</b> I drugie pytanie: <b>czy wciąż będziecie czytać?</b></div>
<div style="text-align: justify;">
Druga część, mimo że bardzo się starałam przy pisaniu jej, nie cieszy się zbyt dużym zainteresowaniem. Wiem, że od zakończenia pierwszej minęło dużo czasu, ale zapewnialiście mnie, że będziecie czytać drugą, a ja Wam uwierzyłam. Brak komentarzy tylko mnie dodatkowo demotywuje.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Myślę, że to wszystko co miałam do przekazania. Liczę na Wasze odpowiedzi i opinie na wyżej poruszony temat. Muszę wiedzieć czego ode mnie oczekujecie, bo bez tego wciąż będę tkwić w miejscu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przesyłam wiele miłości,</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Wasza Curly xx</b></div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-57935624680791507322015-09-19T09:52:00.000+02:002015-09-19T09:52:52.405+02:00Rozdział 3.<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<i>ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI O CHARAKTERZE SEKSUALNYM! (+18)</i><br />
<br />
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=uV2a-hqLL3s" target="_blank">muzyczka (klik)</a></i><br />
<br />
♢<br />
<br />
<i>Lauren</i><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Obudził mnie telefon, dyskretnie wibrujący na szafce nocnej. Sięgnęłam po niego, chcąc odczytać SMSa, ale wciąż byłam zaspana, więc miałam pewne trudności z odczytaniem literek na ekranie. Przetarłam oczy, co pomogło mi w zaostrzeniu obrazu. Nadawcą wiadomości był Michael, co wcale mnie nie zdziwiło.</div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
Zapraszam na śniadanie na dziedzińcu.</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
Krótko, lecz treściwie. Zegarek wskazywał równo ósmą rano, przez co nie chciało mi się wierzyć, że Michael wstał wcześniej, żeby przygotować śniadanie i przywlec je do mnie. Wyjrzałam przez okno, gdyż z mojego pokoju był widok na akademicki dziedziniec. Wiadomość była prawdziwa – na trawie siedział czerwonowłosy, a obok niego stał koszyk piknikowy. Ten widok, natychmiast wywołał uśmiech na mojej twarzy. Nie mogłam tego zignorować, więc bezzwłocznie wstałam z łóżka i ubrałam się pospiesznie, żeby jak najszybciej wyjść na dwór.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie mogę uwierzyć własnym oczom – powiedziałam zaraz po wyjściu z budynku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Michael odpowiedział mi szerokim uśmiechem, po czym poklepał miejsce obok siebie. Wcześniej tego nie zauważyłam, ale siedział na brązowym kocu. Chętnie usiadłam na wskazanym miejscu, czując narastający głód. Jednak zanim odkryłam zawartość koszyka, dostałam od chłopaka buziaka w policzek na powitanie. Próbowałam się nie zarumienić, co chyba się udało, gdyż nie poczułam przypływu ciepła na twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Bon Appétit. – Michael odsłonił wieko, żebym mogła zajrzeć do środka i wybrać coś do jedzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Były tam kanapki, kilka owoców oraz termos. Wzięłam do ręki pierwszą lepszą kanapkę, z której wystawał liść sałaty.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Kawy? – zapytał, wyjmując termos. W odpowiedzi skinęłam głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potrawa niby taka niepozorna, lecz bardzo smaczna. Jadłam ją ze smakiem, delektując się chrupiącymi warzywami, znajdującymi się między kromkami chleba. Nie spodziewałam się, że Michael mógłby mieć talent kulinarny, więc było to miłe zaskoczenie. Wzięłam łyka kawy i wtedy poczułam się naprawdę dobrze.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Za półtorej godziny zaczynasz wykłady. Mogę cię podwieźć, a potem odebrać.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Skąd znasz mój plan zajęć? – zapytałam. Wciąż zachowywałam pewien dystans i byłam nieco podejrzliwa.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Był wywieszony w twoim pokoju, więc zawczasu się z nim zapoznałem. Więc zawieźć cię czy wolisz jechać metrem?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Zawieźć.</div>
<div style="text-align: justify;">
Skinął głową, jednocześnie uśmiechając się pod nosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Świetnie – dodał. – W takim razie będziemy mieć więcej czasu dla siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, toteż ugryzłam spory kęs kanapki, żeby nie musieć nic mówić. Poczułam się trochę dziwnie. Wyglądało na to, że Michael miał zaplanowany cały dzień, a jego plany uwzględniały mnie niemal w każdej godzinie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Gdzie mieszkasz? – zapytałam, zmieniając temat.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Zatrzymałem się w pobliskim hostelu. Tanio, ale dogodnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Znowu obudziła się jego pewność siebie. Patrzył na mnie bez przerwy, a słowa wypowiadał bez żadnego zająknięcia, jakby układał odpowiedzi na moje pytania już wczoraj.</div>
<div style="text-align: justify;">
– A skąd masz auto?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Wypożyczyłem. Czerwone. Pasuje ci?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Pod kolor włosów? – Zachichotałam, na co on wywrócił oczami, ale uśmiechnął się lekko.<br />
Jeszcze chwilę siedzieliśmy na dziedzińcu, gdzie zjadłam drugą kanapkę i pomarańczę. Zazwyczaj nie jadłam zbyt obfitych śniadań, więc to zupełnie mi wystarczyło.<br />
Michael odpowiedział mi trochę o tym, co robią teraz jego koledzy. Dowiedziałam się, że Calum znalazł sobie dziewczynę, z którą był już ponad dwa miesiące. Podobno była modelką, ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć i nie próbowałam tego ukryć. Oczywiście, nie umknęło to uwadze Michaela i stwierdził, że powinnam zobaczyć na własne oczy, jeśli nie wierzyłam. Taka drobnostka, rzecz jasna, nie mogła przeważyć nad moją decyzją odnośnie powrotu do Australii.<br />
Okazało się także, że Ashton miał wypadek na motorze, przez co kilka tygodni spędził w szpitalu. Na szczęście, złamana kość się zrosła i wszystko wróciło do normy.<br />
Miło było słuchać o chłopakach, jednak najbardziej chciałam usłyszeć jak ma się Luke. Czy pozbierał się po śmieci siostry? Czy zaznał szczęścia? Micheal stwierdził, że tamten czuje się o wiele lepiej. Niestety, nie brzmiało to przekonująco i, mimo że chciałam, ciężko mi było uwierzyć w jego słowa.<br />
Tęskniłam za resztą chłopaków. Za żartami Caluma, za ciepłym uśmiechem Luke'a i nawet za jajecznicą Ashtona. Na myśl o nich, moje usta wykrzywiały się w uśmiechu, ale wciąż nie chciałam opuszczać Anglii. Wiedziałam, że Michael próbował mnie podchodzić z różnych stron, ale póki miałam tego świadomość – byłam bezpieczna.<br />
Po rozmowie, nadszedł czas, żebym szykowała się do szkoły. Tego dnia nie miałam ochoty iść na wykłady, ale pokrzepiała mnie myśl, że gdy przez nie przebrnę, po południu zrobimy coś fajnego. Jeszcze nie wiedziałam jakie plany na wieczór miał Michael, ale po tak miłej niespodziance z rana, mogłam spodziewać się czegoś równie miłego.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<br />
Z kanapką i jabłkiem, pozostałych ze śniadania, wytrwałam do piętnastej, czyli do końca lekcji. Wyszłam z budynku uczelni w podskokach, gotowa na zabawę. Myślałam o pójściu do kina lub wesołego miasteczka... Naprawdę miałam ochotę na watę cukrową.<br />
Michael już czekał na mnie w wypożyczonym Subaru, do którego weszłam bez wahania. Powitał mnie szeroki uśmiech na twarzy kierowcy, na widok którego, zrobiło mi się cieplej na sercu.<br />
– Dokąd się wybieramy? – zapytałam, gdy Michael przekręcił kluczyk w stacyjce.<br />
– Co powiesz na imprezę? W bractwie, tuż przy twoim akademiku, robią jakąś zabawę z pompą i myślę, że może być całkiem fajnie.<br />
Impreza? Z początku nie byłam do końca przekonana. Ostatnia impreza, na której byłam, skończyła się tym, że musiałam uciekać z objęć natrętnego kolegi, a połowy z tego nawet nie pamiętałam. Ale Michaelowi coraz lepiej wychodziło przekonywanie mnie, co wcale mi się nie podobało, bo wiedziałam, że mógł to wykorzystać przeciwko mnie. Niestety, po długich namowach – zgodziłam się.<br />
Na studiach, imprezy odbywały się codziennie, więc mogłam przewidzieć, że Michael będzie miał w planach wybranie się na jedną z nich. On, w przeciwieństwie do mnie, zapewne nie miał zbyt wiele czasu na zabawę, więc z drugiej strony rozumiałam jego wybór. Dlatego też, nie zamierzałam kręcić nosem i postanowiłam podejść do tej sprawy nieco inaczej.<br />
Zaczęłam się przygotować do imprezy, a obecność Michaela w moim pokoju wcale mi w tym nie przeszkadzała. Layla także była z nami i nawet zamieniła kilka zdań z czerwonowłosym. Zapewne pytała go o ów szalony kolor włosów, gdyż sama miała na głowie równie niecodzienny.<br />
Podczas gdy oni rozmawiali, ja prasowałam czarną, obcisłą spódniczkę, której dawno nie miałam na sobie, a zdecydowanie zasługiwała na uwagę. Do tego założyłam krótki, biały top w granatowe paseczki, z odsłoniętymi ramionami. Umiejętnie użyłam prostownicy do zrobienia na włosach delikatnych fal. Robiąc makijaż, nie mogłam przestać uśmiechać się do swojego odbicia w lustrze. W ostatniej chwili, postanowiłam zaszaleć i nałożyłam na usta czerwoną pomadkę. Byłam zadowolona z końcowego efektu, więc dumnie zaprezentowałam się Michaelowi i Laylii. Wiedziałam, że temu pierwszemu spodoba się mój skąpy strój. W końcu, był tylko facetem.<br />
Wiele się nie pomyliłam. Co prawda, szczęka mu nie opadła, ale zlustrował mnie spojrzeniem, po czym jego policzki lekko poczerwieniały. Taka reakcja także mnie satysfakcjonowała.<br />
– Jestem gotowa – oznajmiłam, choć niewątpliwie tego nie przeoczył. – A ty zamierzasz iść tak?<br />
Michael był ubrany w czarne spodnie, czarną koszulkę i zwykłą dżinsową kurtkę. Przy mnie prezentował się dość marnie, ale lepiej żebym to ją wyglądała bosko.<br />
– Chyba jest w porządku – podsumował, oglądając rękaw swojej kurtki, jakby sprawdzał czy przypadkiem jej nie ubrudził.<br />
Skinęłam głową i już chciałam wychodzić z pokoju, kiedy męska ręka zatrzymała mnie w ostatniej chwili. Michael znalazł się przy mnie w ekspresowym tempie, po czym nachylił się tak, że mogłam pocałować go w szyję.<br />
– Mam nowe perfumy. Podobają ci się? – mruknął, przez co nogi mi zmiękły, ale natychmiast się pozbierałam.<br />
– Bardzo ładne – odparłam spokojnie, próbując ukryć moją wcześniejszą reakcję.<br />
– Dziś idę na noc do Theo, więc macie cały pokój dla siebie – powiedziała Layla, ruszając znacząco brwiami.<br />
Wywróciłam oczami, po czym wyszłam za drzwi.<br />
Bractwo, do którego szliśmy, znajdowało się dosłownie za płotem, więc drogę tam pokonaliśmy na piechotę. Impreza była otwarta dla wszystkich studentów, co skutkowało ogromnym tłumem. Zanim weszłam do domu, wiedziałam, że będzie tłoczno. Dużo osób bawiło się na ganku i na podwórku, zapewne z racji tego, że nie było dla nich miejsca w środku. Od razu chciałam zawrócić, ale Michaela nie zraził ten widok.<br />
– Nadal chcesz tam iść? – zapytałam, krzywiąc się. – Straszny tłok.<br />
– Już postanowiłem – odparł pewnie. – Poza tym, nie mam zbyt wielu okazji do imprezowania w takich miejscach.<br />
Nie odpowiedziałam. Po prostu ruszyłam naprzód, a Michael złapał moją dłoń. Popatrzyłam pytająco na nasze splecione palce, a później na niego.<br />
– Żebyś mi się nie zgubiła – wyjaśnił, posyłając mi ciepły uśmiech.<br />
Faktycznie – wolałam być z nim, niż sama, narażona na czyjeś zaloty. Chciałam wejść do domu przez drzwi frontowe, ale Michael zaprowadził mnie na tylne podwórko, jakby znał to miejsce i wiedział gdzie jest najlepsze miejsce.<br />
Na ogrodzie znajdował się niewielki basen, równie zapełniony co całe podwórko. Wielu gości kąpało się w ubraniach lub w bieliźnie, gdyż mało kto wziął ze sobą kostium kąpielowy. Nikomu nie przeszkadzało, że jeden chłopak biegał zupełnie nagi i zupełnie pijany. Mnie także przestały dziwić widoki takie, jak ten; tu było to normalne.<br />
Po ogarnięciu wzrokiem całego podwórka, spojrzałam na Michaela. Wyglądał na bardzo podekscytowanego – uśmiechał się i ciągnął mnie w stronę barku. Wzięliśmy sobie po piwie na dobry początek, po czym usiedliśmy na murku. Kamień był dość chłodny, ale było to jedyne miejsce do siedzenia, więc próbowałam nie narzekać. Wzięłam łyk równie zimnego piwa i wciąż przypatrywałam się innym imprezowiczom. Muzyka grała bardzo głośno, ale to mi nie przeszkadzało; zdążyłam się przyzwyczaić. Dopiero po chwili, zdałam sobie sprawę, że ktoś mnie obserwował. Byłam przekonana, że Michael robił to samo co ja, lecz on wolał przyglądać się mnie.<br />
– Chcesz potańczyć? – zapytałam, nieustannie unikając kontaktu wzrokowego.<br />
– Raczej nie – odparł jakby nieco przygaszony.<br />
Ten ton głosu zmusił mnie do spojrzenia na niego. Faktycznie, jakby posmutniał, a oczy przestały mu błyszczeć. Patrzył na swoją puszkę z piwem, a raczej po piwie, bo zdążył ją już opróżnić. Zaproponowałam, że przyniosę mu drugie, na co odpowiedział bladym uśmiechem. W drodze do baru, zastanawiałam się dlaczego jego nastrój zmienił się tak nagle. Nie przypominałam sobie, żeby zdarzyło się coś, co mogło wprowadzić go w zadumę.<br />
Zamyślona, nie zauważyłam, że idę prosto na jakiegoś kolesia. Zdałam sobie z tego sprawę, dopiero po tym jak na niego wpadłam.<br />
– Oj, przepraszam – powiedziałam szybko i popatrzyłam do góry.<br />
Tym chłopakiem okazał się Brady, którego ostatnio spławiłam.<br />
Czemu ten świat jest taki mały?<br />
Chciałam go szybko wyminąć, w nadziei, że mnie nie poznał, ale mogłam tylko marzyć. Brunet złapał mnie za ramiona i zaczął mną lekko potrząsać. W obydwu dłoniach trzymałam puszki, więc nawet nie miałam jak się obronić. Brady był wyraźnie podchmielony, więc wolałam uciekać zawczasu, zanim coś by mi zrobił. Z początku, tylko chuchnął na mnie alkoholowym oddechem i już chciał coś powiedzieć, ale ktoś inny złapał mnie w talii i pociągnął do tyłu.<br />
– Koleś, odwal się od mojej dziewczyny – warknął Michael, którego twarzy nie widziałam, gdyż stał za mną.<br />
Nie wiedzieć czemu, serce zabiło mi szybciej. Zresztą... kogo ja próbowałam oszukać. Oczywiste było dlaczego moje serce przyspieszyło – byłam zakochana. Zakochana po uszy i już nie mogłam dłużej z tym walczyć. Sześć miesięcy to wystarczająco długo.<br />
– Twojej dziewczyny? – zapytał Brady, kołysząc się lekko. Miał wyraźne problemy z utrzymaniem równowagi, więc w takiej sytuacji myślenie nie wychodziło mu zbyt dobrze.<br />
– Spadaj – powiedział Michael krótko, jakby od niechcenia, po czym po prostu odszedł, ciągnąc mnie za sobą.<br />
Obróciłam się na chwilę, żeby zobaczyć czy Brady szedł za nami, lecz on wciąż stał w miejscu, zupełnie jakby cały czas próbował poukładać sobie słowa Michaela w głowie. Uśmiechnęłam się do siebie na widok jego zdezorientowanej twarzy.<br />
– Co to za chwast? – wycedził przez zęby Michael, gdy byliśmy już dostatecznie daleko.<br />
– Kolega z roku – odparłam, dusząc śmiech. Jeszcze nie miałam okazji widzieć zazdrosnego Michaela, a był to dość komiczny widok.<br />
Nawet nie zorientowałam się kiedy wyszliśmy z imprezy. Nawet nie zdążyłam potańczyć, ale nie byłam z tego powodu jakoś specjalnie smutna. Od początku nie chciałam tam iść, więc tak czy inaczej wyszło na moje.<br />
Przez chwilę szliśmy wzdłuż ulicy, aż w końcu Michael się zatrzymał i usiadł na krawężniku. Poszłam w jego ślady i podałam mu puszkę, którą cały czas trzymałam w ręku. W oddali wciąż było słychać muzykę z imprezy, z której właśnie wyszliśmy, jednak reszta ulicy była bardzo cicha. Wyglądało na to, że wszyscy już spali lub chociaż próbowali zasnąć. Na zegarku nie dobiła jeszcze północ. W milczeniu sączyliśmy piwo.<br />
– Dzięki za ratunek – odezwałam się w końcu.<br />
– Nie ma za co. Jeszcze chwila i mogłoby się to skończyć nieco inaczej, a tego bym nie chciał.<br />
Popatrzyłam na niego z lekkim przerażeniem, ale on tylko zaśmiał się krótko. Najwyraźniej żartował.<br />
Po wypiciu piwa, odłożyłam puszkę na chodniku, obok mnie. Lekko zakręciło mi się w głowie, a usta automatycznie wykrzywiły się w uśmiechu. Nie lubiłam tego, ale szybko się upijałam. Dlatego właśnie, zazwyczaj mało piłam na imprezach, żeby być bardziej świadoma tego, co robiłam lub mówiłam. Niestety, dwa piwa dodały mi na tyle odwagi, że bez oporów przytuliłam się do Michaela.<br />
Zawsze tak było - po alkoholu włączał się we mnie moduł miłości. Wszystko wskazywało na to, że studenckie życie mi nie służyło. Jednak tej nocy nie miałam ochoty nad tym rozprawiać. Zaczęłam się kleić do Michaela, a jemu wcale to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - przesunął dłoń z mojej talii na biodro, a później na udo, które gładził, wywołując u mnie gęsią skórkę. Zbliżyłam moją twarz do jego twarzy i przymknęłam oczy. Czułam na wargach jego oddech, co tylko zachęcało mnie jeszcze bardziej. Wreszcie mogłam go pocałować, a potem wszystko zwalić na alkohol.<br />
- Czekaj - powiedział nagle, odsuwając się ode mnie. Już myślałam, że chce mnie spławić, ale wtedy dodał: - Pamiętasz, że mamy wolny pokój? Może pójdziemy tam?<br />
Mówił to bardzo niepewnie, lecz i tak mnie przekonał. Natychmiast wstałam z krawężnika, ciągnąc za sobą Michaela. Całe szczęście, że od akademika dzieliło nas jakieś pięć minut spaceru, bo chciałam się tam znaleźć jak najszybciej. Serce biło mi bardzo szybko i tym razem tego powodem była miłość, przed którą wciąż próbowałam się bronić. Chwiałam się lekko, ale byłam pewna, że miałby mnie kto złapać, gdybym upadała.</div>
<br />
•</div>
<br />
Wyraźnie czułam alkohol, buzujący w moich żyłach. Z tego powodu, lekko kręciło mi się w głowie, ale wciąż widziałam nierozmazaną twarz Michaela. Pewnie ciągnęłam go w stronę mojego pokoju i dziękowałam w myślach za to, że moja współlokatorka postanowiła spędzić noc poza akademickimi murami. Normalnie, na trzeźwo, w takiej sytuacji przywaliłabym chłopakowi w twarz, zwłaszcza temu, z którym byłam, lecz tym razem nie myślałam rozsądnie. Nawet byłam mu wdzięczna, że wspomniał o wolnym pokoju.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z trudem włożyłam klucz do zamka w drzwiach, a gdy wreszcie się udało, uśmiechnęłam się pod nosem. Wpadłam do środka i bez zastanowienia, zaczęłam szarpać koszulkę Michaela. Chciałam ją natychmiast zdjąć, lecz było to nadzwyczaj trudne. W końcu, on mnie wyręczył. Niestety, nie zdążyłam nawet spojrzeć na jego tors, a ten już złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Z drugiej strony, podobał mi się ten ruch, gdyż od razu mogłam go pocałować. Z początku, nie trafiłam w jego usta, ale szybko naprawiłam swój, w zasadzie mało istotny, błąd. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny z każdą kolejną sekundą.<br />
Wreszcie mogłam go pocałować. Czekałam na to pół roku.<br />
Moje ciało dosłownie płonęło, dlatego też, postanowiłam zdjąć z siebie górną część garderoby. Na szczęście, z rozbieraniem siebie nie miałam większych problemów. Po pozbyciu się bluzki, chciałam wrócić do pocałunku, ale nie zdążyłam. Michael pchnął mnie na łóżko, a sam zawisł nade mną, owiewając moją twarz swoim oddechem. Już sięgałam do rozporka jego spodni i właśnie wtedy, złapał mnie za nadgarstki, po czym przycisnął je do materaca.</div>
<div style="text-align: justify;">
Coraz bardziej zatracałam się w tej chwili, nie mogąc opanować pragnienia. Pragnienia, które chodziło za mną od kilku miesięcy. Z jednej strony żałowałam... Chociaż, nie. Pod wpływem alkoholu nie myślałam czego powinnam żałować, a czego nie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozkoszowałam się przyjemnym ciepłem, które pozostawało na mojej skórze po każdym kolejnym pocałunku. Moja szyja i dekolt były już dostatecznie rozgrzane, więc chciałam przejść niżej.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Rozbierz mnie – szepnęłam do ucha Michaelowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie musiałam powtarzać dwa razy. Bez wahania, sięgnął do zapięcia mojego stanika. Uniosłam plecy lekko do góry, żeby mógł palcami swobodnie trafić do celu. Kolejna część mojego stroju wylądowała na podłodze, ale wciąż czułam, że miałam na sobie zbyt wiele materiału. Całe szczęście, tego wieczoru założyłam spódniczkę, łatwą do zdjęcia. Gdy pozostałam w samych majtkach, Michael przestał mnie rozbierać. Usiadł na moich udach, a dłońmi zaczął przesuwać w dół i w górę moich boków. Zamknęłam oczy, napawając się przyjemnym dotykiem. Kiedy męskie dłonie zacisnęły się lekko na moich piersiach, wydałam z siebie cichy jęk rozkoszy. Pod materiałem, który na mnie pozostał, czułam żywy ogień, rozpalający mnie także od środka. Nie zauważyłam kiedy Michael pozbył się swoich spodni, ale jak najbardziej podobało mi się to. Znacząco uniosłam biodra i już byłam pewna, że dostanę to, czego pragnęłam, ale nieco się pomyliłam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jego dłonie wcale nie dotknęły mojej bielizny. Zamiast tego, spoczęły na wewnętrznej stronie moich ud i zaczęły je lekko pocierać. W końcu, kciukiem, wciąż przez materiał, dotknął mnie w tym miejscu. Kiedy myślałam, że oszaleję z niedosytu, ów kciuk sięgnął do górnej krawędzi majtek. Poruszałam biodrami, niemo błagając, żeby wreszcie mnie rozebrał. Jednak on najwyraźniej się ze mną bawił, gdyż ponownie zaczął całować moje ciało. Zaczął od góry, gdzie przygryzł mi płatek ucha, a potem.zjeżdżał tylko niżej. Przez obojczyki, piersi i brzuch, aż do mojej kobiecości, uwięzionej pod materiałem. I dopiero wtedy, gdy wiłam się już dostatecznie dziko, szybkim ruchem zdjął te cholerne figi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Swoje bokserki ściągnął o wiele szybciej, ukazując swoje pokaźne przyrodzenie. Zerknęłam w dół tylko na moment, gdyż mój wzrok powędrował ku górze. Jego twarz była lekko zamazana za sprawą alkoholu, krążącego mi w żyłach, ale po chwili załapałam ostrość. Malinowe usta wyglądały piękniej niż kiedykolwiek, poróżowiałe od gorących pocałunków. Tylko przez krótką chwilę byłam w stanie znieść widok lśniących, zielonych oczu. Zbyt dużo perfekcji, sprawiło, że odchyliłam głowę do tyłu, przypominając sobie o ważniejszej sprawie, która de facto zaczęła we mnie wchodzić. Nie lubiłam ociągania się, toteż to posunięcie bardzo mi się spodobało. Oplotłam nogami jego biodra, tym samym zmuszając go do wejścia głębiej. Przyjemne mrowienie rozeszło się w dolnej partii mojego ciała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chciałam to poczuć natychmiast; nie mogłam dłużej wytrzymać. Wreszcie, gdy Michael zaczął poruszać się coraz szybciej, czułam jak poziom podniecenia sięga zenitu. Jego twarz ponownie znalazła się tuż przy mojej. Dyszał głośno. Z tym odgłosem, moje krótkie jęki mieszały się, tworząc idealne połączenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
To było moje własne siedem minut w niebie, w którym mogłam zasmakować czystej rozkoszy. Mogłabym tak trwać dłużej, ale niespodziewanie zaszumiało mi w głowie. Targały mną silne emocje, których nie potrafiłam objąć rozumem; w tej chwili skupiłam się na odczuciach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wplotłam palce w czerwone włosy i mozolnie pociągałam za ich końce. Michaelowi najwyraźniej się to spodobało, bo wydał z siebie cichy jęk, satysfakcjonujący także mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cała płonęłam. Byłam już tak blisko. Z trudem łapałam powietrze, aż w końcu oboje doznaliśmy spełnienia. Nasze ciała idealnie ze sobą współgrały, a poczułam to jeszcze bardziej, gdy ten opadł na mnie. Korzystając z okazji, pocałowałam go w ramię, które było równie rozgrzane, co cała moja skóra.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy zsunął się ze mnie i leżał już obok, pogładził mnie czule po policzku. Spojrzałam na niego i nie mogłam powstrzymać uśmiechu.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Jesteś taka piękna. – Słowa, które wypowiedział były wypełnione niemal namacalną miłością. Czułam to tak bardzo, że niemal mnie to bolało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtem, zupełnie niespodziewanie, pocałował czubek mojego nosa.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Tak bardzo cię kocham – szepnęłam, oplatając go ramieniem na piersi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim cokolwiek odpowiedział, przesunął dłonią w dół mych pleców.<br />
Chciałam być jeszcze bliżej, co było niemożliwe, więc jedynie zarzuciłam nogę na jego biodro.<br />
– A ja kocham ciebie, Lolo – odpowiedział.<br />
Zadowolona w stu procentach, zamknęłam oczy. Jednak zanim zasnęłam, czułam jeszcze jak Michael bawił się moimi włosami, od czasu do czasu składając mi delikatny pocałunek na twarzy. Do szczęścia nie potrzebowałam niczego więcej.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<br />
Przed otwarciem oczu, wyciągnęłam się, chcąc rozruszać zaspane ciało. Poczułam, że nie miałam na sobie piżamy i natychmiast rozwarłam powieki. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zużyta prezerwatywa, leżąca na podłodze. Kompletnie jej na pamiętałam z poprzedniego wieczoru... Następne co zauważyłam to na wpół nagi Michael, sięgający po swoją koszulkę. Cofnął się jednak, gdy zobaczył, że się przebudziłam. Na powitanie posłał mi ciepły uśmiech, żeby po chwili pocałować mnie w czoło. Automatycznie przysunęłam się bliżej ściany, wciąż oszołomiona całą tą sytuacją. Dobrze wiedziałam co robiliśmy w nocy, ale dopiero teraz zdałam siebie sprawę jak bardzo to było złe. Zupełnie trzeźwa, odzyskałam, wcześniej zagubioną, zdolność racjonalnego myślenia.<br />
Pospiesznie wygramoliłam się z łóżka i zaczęłam szukać czegoś do ubrania. W tym samym czasie, czułam na sobie głodne spojrzenie, lecz udawałam, że wcale mi ono nie przeszkadza, choć tak naprawdę moje policzki się zaczerwieniły. Gdy tylko coś na siebie włożyłam, zabrałam się za zbieranie ubrań, rozrzuconych na podłodze.<br />
– Czemu tak szybko sprzątasz?<br />
– Bo Layla może wrócić lada moment – palnęłam bez zastanowienia, choć po chwili namysłu, stwierdziłam, że to całkiem niezła wymówka.<br />
– Raczej wątpię, żeby wróciła tak wcześnie po nocy ze swoim chłopakiem.<br />
Zacisnęłam usta z dezaprobatą. Zapewne Michael miał rację. Kiedy sobie to uświadomiłam, opadłam bezsilnie na ziemię. Nadszedł czas na obwinianie siebie.<br />
Usłyszałam skrzypienie łóżka.<br />
– Nie powinnam była tego robić. – Ukryłam twarz w dłoniach, jakby to miało mnie ochronić przed wyrzutami sumienia.<br />
– Czego robić?<br />
– Dać się ponieść chwili...<br />
Na moim ramieniu spoczęła męska dłoń, mimo że dopiero co Michael usiadł na łóżku. Zawstydzona, z trudem na niego spojrzałam. Najpierw uśmiechnął się pokrzepiająco, a po chwili miły wyraz twarzy zmienił się w chytry półuśmiech.<br />
– Nie musisz się dłużej opierać – powiedział. – Oboje wiemy jaka jest prawda, a walka z nią nie ma sensu. To, co się stało w nocy to nic złego. Jesteś dorosła, więc podejmuj dojrzałe decyzje, a ucieczka od problemu na pewno nie jest dobrym rozwiązaniem.<br />
Michael miał rację, ale nie chciałam tego przyznać na głos...<br />
– Dowiodłaś, że nie możesz mi się oprzeć, a ja to jak najbardziej rozumiem – dodał, wypinając pierś do przodu. Dupek.<br />
W odpowiedzi szturchnęłam go w bark, jednocześnie śmiejąc się pod nosem.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
♢</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Omg... To moja pierwsza taka scena, więc bądźcie dla mnie wyrozumiali XD Trochę się bałam ją wstawiać, ale w końcu to zrobiłam.</div>
<div style="text-align: center;">
Czytałam ją kilka razy, aż w końcu mi zbrzydła, więc są w niej pewne niedociągnięcia.</div>
<div style="text-align: center;">
Pragnę także zaznaczyć, że to nie był pierwszy raz Lauren. Przypominam, że miała wcześniej chłopaka o 5 lat starszego (Daniel), z którym de facto mieszkała, a to mówi samo za siebie. Wspominam o tym, gdyż w pierwszej części ktoś myślał, że Lauren jest dziewicą.</div>
<div style="text-align: center;">
Haha pewnie okropnie głupio to brzmi.<br />
<br />
I jeszcze jedno. Pod ostatnim rozdziałem było bardzo mało komentarzy, przez co zaczęłam rozważać zakończenie opowiadania nieco wcześniej. Chodzi o to, że bardzo się starałam przy pisaniu drugiej części, a jeśli Wam się nie podoba to chyba nie ma sensu dalej jej tworzyć. Dajcie mi znać co o tym sądzicie, bo nie wiem czy mam dalej pisać:(<br />
<br />
Przypominam także o tagu <b>#maskff</b> na Twitterze.</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-41671501139845065252015-09-12T10:03:00.002+02:002015-09-12T10:12:08.487+02:00Rozdział 2.<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=QiEz1GleIbs" target="_blank">soundtrack (klik)</a></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
♢<br />
<br />
<i>Lauren</i></div>
<br />
– C-co? – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wykrztusić, ale po chwili się otrząsnęłam. – Co ty tu, kurwa, robisz?!<br />
Piorunowałam go spojrzeniem. Co chwila zerkałam na krwisto czerwone włosy, a później ponownie patrzyłam na jego twarz, na której widniała pewność siebie. Był zupełnie spokojny, a to tylko podsycało mój gniew. Wyglądał jakoś inaczej. Nie chodziło tylko o nowy kolor włosów. Wyglądał jakby się zmienił w środku. Nie wiedziałam jeszcze co to takiego, ale czułam, że coś było nie tak.<br />
– Twoja koleżanka mnie wpuściła. – Wskazał na Laylę, która leżała na swoim łóżku, czytając magazyn.<br />
– Nie o to mi chodzi! Co ty robisz <b>tu</b>, a nie jak się tu dostałeś. – Krzyczałam, machałam rękami. Inaczej nie umiałam wyrazić swojej złości. – Powinieneś być teraz w Sydney! Albo nieważne gdzie, ważne, że daleko stąd, a nie w moim pieprzonym pokoju. – Powoli wstał z łóżka, ale ja nie zamierzałam przestawać. – Najlepiej się stąd wynieś od razu! Zejdź mi z oczu.<br />
Mówiłam poważnie, ale on nie wziął sobie tego do serca. Wręcz przeciwnie, zbliżył się do mnie. Ba, nie tylko się zbliżył, ale bezczelnie ujął mą twarz w dłonie i jeszcze bezczelniej mnie pocałował. Bez zastanowienia, jak najszybciej go od siebie odepchnęłam, a swoją defensywę zwieńczyłam atakiem – plasnęłam go dłonią w policzek. Skrzywił się, ale po chwili znowu przybrał słodką minkę, jednak tym razem tylko złapał mnie za łokcie. Chciałam zacząć się wyrywać, kiedy on ponownie zbliżył swoją twarz do mojej. Lecz tym razem, zgrabnie ją wyminął i nachylił się nad moim uchem.<br />
– Wyniosę się, jeśli tylko ty pójdziesz ze mną – szepnął, po czym wrócił do poprzedniej pozycji.<br />
Na jego twarzy pojawił się półuśmiech, którego teraz nienawidziłam z całego serca.<br />
– Wróć ze mną do Australii. – W jego głosie była słyszalna tylko drobna nutka prośby, reszta to zwyczajne stwierdzenie.<br />
– Ani mi się śni – wycedziłam przez zęby.<br />
Serce waliło mi jak młotem. Nie z miłości – z gniewu. Byłam tak na niego wściekła... Nie za to, że do mnie przyjechał, ale za to, że najpierw kazał mi o sobie zapomnieć, a później do mnie przyjechał. To się nie trzymało kupy i pod żadnym pozorem nie zamierzałam mu ulegać przy pierwszej lepszej okazji.<br />
– W takim razie odwiedzę cię jutro i znowu będę próbował cię przekonać. – Znowu się uśmiechnął, po czym przeszedł obok mnie i zniknął za drzwiami.<br />
Po prostu wyszedł. Wyszedł, pozostawiając mnie samą z natłokiem myśli i krwią, buzującą w żyłach tak bardzo, że bałam się, że moje ciało wybuchnie. Jedyne do czego byłam teraz zdolna, to położenie się na łóżko. Opadłam na nie ciężko, na co zaskrzypiało w proteście. Zatopiłam twarz w poduszce i zaczęłam wrzeszczeć. Po prostu krzyczałam, a to wszystko tłumił materiał poszewki, więc jedynie Layla mogła mnie usłyszeć. Przez cały ten czas, moja współlokatorka nawet nie podniosła wzroku znad gazety.<br />
– Chyba trochę przesadzasz – odezwała się w końcu. – Ten Michael to całkiem spoko koleś. Za szybko go spławiłaś.<br />
Normalnie wybuchłabym śmiechem, ale w tej chwili nie miałam na to siły. Layla nie znała sytuacji, której rzecz jasna nie miałam ochoty jej tłumaczyć. Łatwo jej było powiedzieć, że nie powinnam dawać kosza takiemu super chłopakowi, jakim był Michael. Niestety, nie wiedziała o tym co wyprawiał, jak mnie potraktował zaraz po rozkochaniu w sobie i w ogóle nie wiedziała jaki był.<br />
Jeszcze przez jakieś dwadzieścia minut, leżałam w tej samej pozycji, próbując poukładać myśli. Przez krótką chwilę nawet zaczęłam płakać z bezsilności, ale szybko przestałam. Jednak zasnęłam szybko, z zaschniętymi łzami na policzkach. Nawet nie przykryłam się kołdrą. Po prostu odpłynęłam, zmęczona tym, co właśnie zobaczyłam i co usłyszałam.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<br />
Do samego rana, mimo że już nakrzyczałam na Michaela, tkwiłam w ciężkim szoku. W mojej głowie kotłowało się tysiące, sprzecznych ze sobą, myśli. Bardzo chciałam sobie to wszystko jakoś poukładać, ale niestety sen niczego nie załatwił. Zaraz po przebudzeniu, wzięłam się za siebie. Zanim w ogóle wstałam z łóżka, zsunęłam ze stóp kapcie, które spadły na podłogę. Następnie, wstałam na równe nogi i postanowiłam doprowadzić się do porządku.<br />
Wciąż miałam na sobie resztki wczorajszego makijażu oraz lakier we włosach. Pozbyłam się tego jak najszybciej, po czym wzięłam długi prysznic. Planowałam przez cały dzień leżeć w łóżku i myśleć o tym, co mogłabym zrobić w sytuacji, w której się znajdowałam. Layla jeszcze spała, więc mogłabym to robić bez przeszkód, ale ktoś cicho zapukał do drzwi. Nie spieszyłam się, żeby je otworzyć.<br />
– M-michael? – wydusiłam z siebie, gdy zobaczyłam go u progu. Na początku tylko się zdziwiłam, ale po chwili przypomniałam sobie jak mnie zdenerwował, więc zmarszczyłam brwi.<br />
– Cii, tylko nie krzycz – prosił, przykładając sobie palec wskazujący do ust. – Proszę, chodźmy na kawę, porozmawiajmy.<br />
Na kawę? Posłałam mu pytające spojrzenie. Byłam zdezorientowana. I że niby chciał tylko rozmawiać? Jasne...<br />
– Przysięgam, kawa i nic więcej – odpowiedział na pytanie, którego nie zadałam na głos.<br />
Westchnęłam ciężko, ale w końcu się zgodziłam. Wypad do kawiarni nie brzmiał zupełnie strasznie, do sceny z horroru było mu daleko. Poza tym, miałam kilka pytań. Mimo to, zachowywałam dystans i nie mówiłam zbyt wiele w drodze na miejsce. Wolałam zachować ostrożność, tak na wszelki wypadek, jakby znowu coś mu strzeliło do głowy, żeby mnie niespodziewanie całować.<br />
Pozwoliłam mu wybrać lokal, a także stolik. Usiadł przy takim, który stał raczej na uboczu, a obok stała pokaźna donica z kwiatami, zasłaniająca widok na resztę sali. Nie podobał mi się pomysł, żebyśmy siedzieli w kompletnym odludziu, ale pominęłam to milczeniem. Gdy podeszła do nas kelnerka, zamówiłam cappuccino, a Michael poprosił zwykłą wodę. Po chwili nasze zamówienie zostało dostarczone i niespodziewanie zostałam zasypana pytaniami, choć to ja chciałam przesłuchiwać jego.<br />
– Więc jak ci się... układa? – zapytał Michael.<br />
Wlepiłam wzrok w swoją kawę, zastanawiając się nad odpowiedzią.<br />
– Dobrze – odparłam krótko, nie mogąc wymyślić niczego lepszego.<br />
Nawet jeśli wcale nie układało mi się tak dobrze, wolałam tak powiedzieć, żeby nie musieć odpowiadać na dodatkowe pytania. Wciąż zachowywałam dystans, nie chciałam od razu zwierzać mu się z wszystkiego.<br />
– A masz kogoś? – Głos mu nawet nie zadrżał, był bardzo pewny siebie.<br />
– N-nie. – Nie miałam odwagi, żeby podnieść na niego wzrok, ale byłam pewna, że cały czas mi się przyglądał. Czułam także, jak moje policzki się czerwienią; nie panowałam nad tym.<br />
Myślałam, że zaraz powie "To dobrze", ale on milczał. Słyszałam tylko jak przełyka wodę, więc powoli na niego spojrzałam. Właśnie wtedy, po raz pierwszy odkąd tu jest, zobaczyłam tego <i>dawnego</i> Michaela. Nie miał przenikliwego wzroku, nie biła od niego pewność siebie, ani nic z tych rzeczy. Zwyczajnie pił wodę, a może nawet wyglądał na nieco zakłopotanego. Jednak gdy przestał, ponownie sprawiał wrażenie, jakby to jego zły brat bliźniak zawładnął ciałem.<br />
– Wiesz, Luke się za tobą stęsknił – powiedział, unosząc jedną brew ku górze. – Zupełnie jak dziecko za matką.<br />
W odpowiedzi zachichotałam cicho.<br />
Luke rozumiał mnie od samego początku i zawsze chciał, żebym poczuła się lepiej. Szczerze, też mi go brakowało, zwłaszcza, że to nie on kazał mi wyjeżdżać. Był dla mnie jak brat. Dobry i opiekuńczy, podczas gdy ja go zostawiłam, wtedy gdy najbardziej potrzebował wsparcia. Nie wiem czy po stracie biologicznej siostry, przyjaciele dali mu odpowiednią pomoc. Tak samo jak od Michaela, od Luke'a nie miałam żadnych wieści przez pół roku. Równie dobrze wszyscy mogli nie żyć, a ja mogłabym nigdy się o tym nie dowiedzieć...<br />
Zamyślona, co jakiś czas tylko brałam łyk kawy. Bez przerwy przewracałam między palcami łyżeczkę.<br />
– Lolo. – Michael dotknął mojej dłoni, leżącej na stoliku obok filiżanki.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Że co? – Nie miałam zielonego pojęcia co mogło znaczyć słowo, które powiedział.</div>
<div style="text-align: justify;">
Widząc moje zdezorientowanie, zaśmiał się krótko.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Wymyśliłem taki skrót od twojego imienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wybuchłam śmiechem; nie mogłam się powstrzymać. Jeszcze nigdy, nikt nie wpadł na takie dziwaczne zdrobnienie mojego imienia. Jednak byłam pod wrażeniem kreatywności Michaela. Zasłużył sobie na gromkie brawa.</div>
<div style="text-align: justify;">
– To może ja zacznę mówić do ciebie Mimi? – Powoli zaczynałam się dusić ze śmiechu. Czułam, że ten żart naprawdę mi się udał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Michael w odpowiedzi jedynie uśmiechnął się ciepło, tym samym sprawiając, że moje serce zabiło szybciej. Zdążyłam zapomnieć jakie to uczucie, od którego de facto próbowałam się uwolnić przez wiele tygodni. Na szczęście, jeden czuły uśmiech nie wystarczał, żeby mnie złamać.<br />
– Wypiłaś już swoją kawę?<br />
Spojrzałam na dół, do mojej filiżanki. Była pusta, ale na spodeczku wciąż leżało małe ciasteczko, dołączone do zamówienia. Przesunęłam mały talerzyk na przeciwległą stronę stolika.<br />
– Tak. Możesz zjeść ciastko.<br />
Ten drobny gest niezwykle go ucieszył. Wyszczerzył zęby, po czym zjadł łakoć.<br />
– Pyszne. Żałuj, że go nie spróbowałaś.<br />
Wywróciłam oczami.<br />
– Idziemy? – zapytał, wstając z krzesła.<br />
– Dobrze, tylko dokąd?<br />
Nie odpowiedział. Po prostu wyszedł i aż biło od niego przekonanie, że pójdę za nim. Wiele się nie pomylił – po chwili zawahania, podbiegłam, żeby dotrzymać mu kroku.<br />
Szliśmy po mieście jak normalni cywile. Dziwnie czułam się z tą myślą, zwłaszcza, że wiedziałam gdzie Michael trzymał pistolet. Do zwyczajnego przechodnia było mu daleko, ale tylko w środku, gdyż na zewnątrz nie pokazywał jaki był naprawdę. Może już nie nakładał maski groźnego osiłka, ale wciąż jakąś miał.<br />
Ten Michael różnił się nieco od tego, którego poznałam w Sydney. Ten nie był skryty i kompletnie nie sprawiał wrażenie ponurej osoby. Wręcz przeciwnie, tryskał energią, a uśmiech nie spełzał mu z twarzy. Nawet kiedy nie było ku temu powodów, od czasu do czasu odwracał się w moją stronę i szczerzył zęby. Szedł pewnym siebie krokiem, a ręce miał niby od niechcenia włożone do kieszeni spodni. Jego czerwone włosy wciąż były dla mnie czymś niesamowitym. Może była to zwykła zmiana w wyglądzie, ale to właśnie ona zaskoczyła mnie najbardziej. Zdecydowanie pasował do niego taki kolor. Jednak gdybym wcześniej o tym pomyślała, miałabym przed oczami czerwoną koszulkę, a nie ogniste kosmyki.<br />
Nawet jeśli podczas tego spaceru nie rozmawialiśmy zbyt wiele, nie czułam skrępowania. Byłam spokojna i opanowana. Serce wcale mi nie łomotało, jak to było kiedyś, gdy przebywałam w towarzystwie Michaela. To, że nie waliło jak szalone, nie oznaczało, że nie biło szybciej. I właśnie to był mój słaby punkt. Nie, nie tempo bicia serca – jego obecność. Byłam pewna, że to niemożliwe, żeby zupełnie pozbyć się uczucia, którym go darzyłam. Czegoś tak silnego nie można się pozbyć na pstryknięcie palcami. Miałam przez to wyrzuty sumienia. Przez to, że wciąż coś do niego czułam. Kazał mi o sobie zapomnieć, a ja nie posłuchałam, mimo że bardzo się starałam. W tym przypadku czas nie grał roli; sześć miesięcy to prawie tyle co nic.<br />
– Już jesteśmy – odezwał się nagle Michael, wyrywając mnie z głębokiej zadumy.<br />
Rozejrzałam się. Staliśmy na środku zwyczajnego parku z alejkami, drzewami i fontanną pośrodku. Chodziło tu także sporo ludzi, a myślałam, że udamy się w bardziej ustronne miejsce. Możliwe, że Michael nie chciał, żebym czuła dyskomfort. Po chwili, wskazał mi ławkę i to właśnie na niej usiedliśmy. Rozłożył ramiona na drewnianym oparciu. Ta nietypowa pewność siebie, groźnie od niego biła. Poczułam się przez to trochę dziwnie, zupełnie jak na pierwszej randce w liceum, kiedy chłopak chce, niby niepozornie, cię objąć. Jednak mimo to, udawałam, że nie mam nic przeciwko jego pozycji i także wygodnie się oparłam, choć ręce trzymałam przy sobie.<br />
Słońce powoli zbliżało się ku horyzontowi, przez co niebo zrobiło się lekko pomarańczowe tuż nad koronami drzew. Gdy promienie słoneczne znikały, zmniejszyła się także temperatura powietrza. Na szczęście, nie było to zbyt mocno odczuwalne. Większość ludzi zaczęła się kierować ku wyjściu z parku, ale wciąż pozostało w nim kilka par czy grupek znajomych.<br />
– Musisz coś wiedzieć – przerwał ciszę. Odkaszlnął nieznacznie i dodał: – Chcę, żebyś wróciła ze mną do Australii.<br />
Powtarzał się... W odpowiedzi, zacisnęłam zęby. Nie chciałam się niepotrzebnie denerwować, zwłaszcza, że dopiero co okrzyczałam go za podobne słowa.<br />
– Nie, nie – odparłam powoli i spokojnie, ale pewnie popatrzyłam mu w oczy. – To ty musisz coś wiedzieć: ja nigdzie się nie wybieram.<br />
Skrzyżowałam ręce na piersi, niczym obrażone dziecko, ale po części właśnie tak się czułam. Nie można tak po prostu stanąć na progu czyjegoś mieszkania (lub też przywitać go, leżąc na łóżku) i zażądać powrotu na drugi koniec świata.<br />
Przez chwilę toczyliśmy walkę na wzrok, lecz ku mojemu zdziwieniu to nie ja przegrałam. Michael, położył dłonie na swoich kolanach i spojrzał na nie. Wzdychał, jakby szukał odpowiednich słów.<br />
– Wiem, że to szaleństwo. Cholera, doskonale o tym wiem. – Ponownie na mnie spojrzał, a w jego oczach było coś, czego nie mogłam rozpoznać. Jakby żądanie zmieszane z prośbą; bardzo dziwne połączenie. – Co to za koleś, który każe ci o sobie zapomnieć, a po pół roku zastajesz go w swoim pokoju i słyszysz jak mówi, że chce, żebyś do niego wróciła. Gdyby sześć miesięcy temu ktoś mi powiedział, że zrobię coś takiego, wyśmiałbym go bez wahania. Jednak miałem dość czasu do namysłu. Sytuacja się unormowała, teraz byłabyś tam bezpieczna...<br />
Nie mogłam uwierzyć, że on dalej w to brnął. Nawet nie próbowałam być miła – wstałam z ławki i ruszyłam przed siebie. Słyszałam skrzypienie desek, świadczące o tym, że on także wstał. Szedł za mną; stukotu jego butów nie dało się nie słyszeć.<br />
– Czekaj – powiedział, na co stanęłam jak wryta i posłałam mu gniewne spojrzenie.<br />
– Słuchaj. – Czułam narastającą złość i niestety nie potrafiłam jej już dłużej powstrzymywać. – Nigdzie z tobą nie pojadę. Mam tu szkołę, którą tym razem chcę skończyć, mam rodzinę i przyjaciół. Jeśli myślisz, że to wszystko teraz zostawię i polecę z tobą cholera wie gdzie, to grubo się mylisz. Nie masz prawa mówić mi co mam robić. Nie teraz. Nie po tym wszystkim, kiedy dosłownie wepchałeś mnie do samolotu. – Wypuściłam powietrze z płuc, ale ciągnęłam dalej. – Kazałeś mi zapomnieć, więc robiłam wszystko, żeby spełnić twoją wolę. Nie można tak pogrywać z uczuciami kogokolwiek. Nigdy.<br />
– Rozumiem, że jesteś na mnie zła. Na twoim miejscu pewnie też bym się wściekł. Ale nie rozumiesz.<br />
– A co tu do rozumienia?<br />
Położyłam ręce na biodrach, oczekując wreszcie jakiejś sensownej odpowiedzi, a nie tylko niezrozumiałego bełkotu. Jednak on nic nie mówił. Wyraźnie zabrakło mu argumentów. Nie, zaraz, on nie miał <b>żadnych </b>argumentów. Wierzył, że od razu się zgodzę.<br />
– Wracaj sobie sam, tam skąd cię przywiało – prychnęłam, po czym obróciłam się na pięcie.<br />
Cała dygocząc ze złości, odeszłam w stronę ulicy. Zaciskałam pięści tak mocno, że aż paznokcie wbijały mi się w wewnętrzną stronę dłoni. Michael już za mną nie szedł, ale nie chciałam się obracać, żeby zobaczyć co zrobił. Miałam w nosie czy dalej tam stał czy poszedł w innym kierunku. Moje emocje opadły dopiero, kiedy weszłam w tłum ludzi, sunących do metra. Nie towarzyszyły mi wyrzuty sumienia, o nie, co to to nie. Tym razem racja leżała po mojej stronie i nic nie mogło mnie zniechęcić do tego przekonania.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<br />
To, że nie czułam się winna, nie znaczy, że przestałam myśleć o Michaelu i całej tej porąbanej sytuacji. Wręcz przeciwnie – myślałam o tym jeszcze intensywniej. Trudno było mi zasnąć, a gdy to wreszcie się stało, w nocy budziłam się w nieregularnych odstępach czasowych. Dlatego też, rano wstałam zmęczona i spuchnięta. Humoru oczywiście nie miałam dobrego. Ledwo wstałam z łóżka, a już zaczęłam warczeć na Laylę, bez żadnego konkretnego powodu. Moje rozdrażnienie nie umknęło jej uwadze.<br />
– Coś cię trapi? – zapytała. – Wyglądasz teraz jak gderliwa wiedźma.<br />
Zachichotała cicho, ale mi nie było do śmiechu. W odpowiedzi tylko burknęłam i zaczęłam szukać w szafie czegoś do ubrania. Chwyciłam pierwszą koszulkę z brzegu, wzięłam inne potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki. Szurałam kapciami jak najgłośniej, żeby tylko zbudzić wszystkich, którzy jeszcze smacznie spali. Oczywiście, takie szuranie nikogo by nie obudziło, ale miałam tak zły humor, że chciałam sobie zapewnić jakąś rozrywkę, nawet jeśli to było tylko głośne przemieszczanie się korytarzem.<br />
Weszłam do łazienki, a swoje rzeczy odłożyłam na krzesło. Skierowałam się w stronę prysznica i niemal nie dostałam zawału na widok Michaela. Wziął się tam zupełnie znikąd, a stał pod ścianą jakby nigdy nic i patrzył na mnie wyczekująco, zupełnie jakbym spóźniła się na jakieś umówione spotkanie. Podskoczyłam w miejscu, a ręcznik spadł mi na podłogę. Szybo po niego sięgnęłam, jednocześnie mamrocząc pod nosem:<br />
– Nienormalny... Chce mnie doprowadzić do zawału. – Gdy wstałam, naciągnęłam koszulkę od piżamy i popatrzyłam nienawistnie na Michaela. – Czy ciebie do reszty pogięło? Co ty tu robisz?<br />
Szłam prosto na niego. Najchętniej przywaliłabym mu w twarz i jak najbardziej byłam gotowa to zrobić. Złożyłam dłoń w pięść, nie przestając iść naprzód. Już miałam wycelować cios, kiedy Michael złapał mnie za nadgarstek, tym samym unikając lima pod okiem. Ten ruch dodatkowo mnie wkurzył.<br />
– Nie wolno tak nachodzić ludzi! Zwłaszcza kiedy idą pod prysznic. – Zgrzytałam zębami, ale na nim nie robiło to żadnego wrażenia. Wciąż milczał, powoli doprowadzając mnie do szału.<br />
– Czekaj – odezwał się w końcu. – Mam pewną propozycję. – Nieco się uspokoiłam i rozluźniłam zaciśniętą dłoń, ale rękę wciąż trzymałam uniesioną. – Daj mi spróbować. Będę dla ciebie najlepszym chłopakiem, a ty rozważysz wyjazd ze mną.<br />
Wywróciłam oczami. I ja niby miałam pójść na taki układ? Nawet nie zależało mi, żeby był moim "chłopakiem". Na cholerę mi dodatkowy problem? Jednak po chwili namysłu, zupełnie się uspokoiłam. Wcześniej uniesione ramię, opadło bezwiednie wzdłuż ciała. Przestałam marszczyć brwi i zaciskać zęby, ale to nie znaczyło, że jestem skłonna przystać na tą propozycję.<br />
– Skąd ta pewność, że chcę do ciebie wrócić? – zapytałam zgryźliwie. Po prostu nie chciało mi się wierzyć w to jak bardzo był pewny siebie.<br />
– Lauren... – Zrobił dwa kroki naprzód, zbliżając się do mnie. – Chyba mi nie powiesz, że nic dla ciebie nie znaczę.<br />
Nic nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam wzrok. Podszedł o jeszcze jeden krok bliżej, łagodnie łapiąc mnie za łokieć. Najwyraźniej zrozumiał, że źle podchodził do tej sprawy, ale zmiana taktyki wcale go nie ratowała. Dzielił nas już tylko jeden metr albo i mniej.<br />
– Nie to chciałem powiedzieć... – Tak jak myślałam, zmienia taktykę. – Może tobie się to udało, ale ja wcale nie zapomniałem. Nie zapomniałem o tym, co nas łączyło. O tym, co wciąż nas łączy. Proszę cię tylko o drugą szansę.<br />
Przygryzłam wargę tak mocno, że po krótkiej chwili poczułam na niej metaliczny posmak krwi. Obiecałam sobie, że będę nieugięta. Że nic już mnie nie złamie, a na pewno nie takie słodkie gadanie. Tak bardzo chciałam przy tym trwać... Ale on nie miał racji – wcale nie zapomniałam, mimo że tego ode mnie wymagał jeszcze sześć miesięcy temu. Już prawie pękłam... Czułam jak kolana się pode mną ugięły, ale udało mi się utrzymać równowagę. Michael zauważył, że się zachwiałam, więc asekuracyjnie złapał mnie w pasie. Nie chciałam tego. Wolałam upaść na zimną i twardą podłogę, niż tkwić pod jego miłosnym urokiem.<br />
– Proszę – powtórzył powoli, jakby niepewnie.<br />
Popatrzyłam na niego. Faktycznie miał błagalny wyraz twarzy. Jego oczy błyszczały zupełnie tak, jakby za moment miał się zalać łzami... Na ten widok, serce mi niekontrolowanie zadrżało. Tak czy inaczej, nie mogłam uwierzyć, że chce mu się płakać. To musiała być kolejna z jego sztuczek. Za wszelką cenę próbowałam zachować zimną krew, choć z każdą sekundą stawało się to coraz trudniejsze. Zaczynał mnie denerwować fakt, że chciał wzbudzić we mnie poczucie winy, nawet jeśli robił to nieświadomie, a tak właśnie to wyglądało. Oczywiście, możliwe, że przez pół roku jego umiejętności aktorskie zyskały nowy poziom, ale szczerze wątpiłam, żeby ćwiczył występy publiczne. Próbowałam sobie wmówić, że jestem wściekła, choć wcale tak nie było. Nie czułam złości; zniknęła zupełnie.<br />
– Muszę skończyć szkołę – bąknęłam.<br />
Na te słowa, twarz Michaela natychmiast pojaśniała.<br />
– Oczywiście! – zapewnił mnie. – Skończysz studia, będziesz miała dużo czasu do namysłu i wtedy...<br />
– I wtedy, zdecyduję, co zrobię. Ja. Zdecyduję <b>sama </b>– położyłam nacisk na ostatnie słowo, żeby dobitnie zrozumiał.<br />
– Dobrze.<br />
Uśmiechnął się. Wyraźnie chciał mnie uściskać, ale cofnął się w ostatniej chwili. Za to tylko przejechał dłonią wzdłuż mojego ramienia.<br />
– A teraz daj mi wziąć prysznic – powiedziałam.<br />
– Jasne, już mnie tu nie ma.<br />
Natychmiast wymknął się na palcach z łazienki, cicho zamykając za sobą drzwi. Wreszcie, w spokoju mogłam się rozebrać i wejść do kabiny. Odkręciłam ciepłą wodę.<br />
Tak naprawdę, nie powiedziałam mu nic konkretnego. Jasne, dałam mu to do zrozumienia, ale przynajmniej nie musiałam używać słów, które mógłby wykorzystać kiedyś przeciw mnie. Wszystko co wydobywało się z moich ust, mógł użyć któregoś dnia jako dowód, na to że przystałam na jego propozycję lub jako argument, skłaniający mnie do wyjazdu. Byłam zadowolona z siebie. Szczerze to nawet byłam z siebie dumna. Nigdy wcześniej nie pokazałam jak twardą mam skórę, przede wszystkim może dlatego, że nie miałam ku temu zbyt wielu powodów. Wiedziałam także, że z moją decyzją wiązały się, nie zawsze przyjemne, konsekwencje, z którymi musiałam się liczyć już na samym początku. Ale postanowiłam (nie werbalnie, tylko we własnych myślach), że tam mu tę drugą szanse, o którą tak prosił. Teraz w jego interesie było usatysfakcjonowanie mnie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
♢</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Według mnie, jest to jeden z najlepszych rozdziałów jakie napisałam (patrząc od strony technicznej), ale jednak chciałabym poznać Waszą opinię na ten temat, więc nie zapomnijcie o komentarzach ;)<br />
+ swoje opinie możecie pisać także na Twitterze, dopisując do tweeta <b>#maskff</b></div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-5797763175239038012015-09-05T09:59:00.000+02:002015-09-06T13:35:34.376+02:00Rozdział 1. (druga część)<div style="text-align: center;">
Pierwsza część opowiadania pozostawia wiele do życzenia i doskonale o tym wiem, ale mam nadzieję, że jakoś nadrobię te błędy w drugiej. Proszę o komentarze, chcę wiedzieć ile Was jest tym razem:)<br />
<i><br /></i>
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=AV2N8wUbBxw" target="_blank">piosenka (klik)</a></i><br />
<br />
♢<br />
<br />
*pół roku później*</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na zegarku dochodziła godzina piętnasta, a ja niecierpliwie stukałam ołówkiem w notes. Pozostało kilka minut wykładu. Najgorsze kilka minut, których nie potrafiłam wytrzymać. Bez przerwy wierciłam się na krześle, wzdychałam, stękałam i nie odrywałam wzroku od wskazówek, zataczających nieustanne koło. Normalnie nie byłam tak niecierpliwa, po prostu tego dnia szykowała się mała impreza, na którą zostałam zaproszona. Chociaż... w akademiku trwała wieczna impreza. Jednak tym razem, postanowiłam pójść. Miałam cały weekend wolny od zajęć i chciałam ten czas wykorzystać jak najlepiej, trochę się rozerwać.<br />
Gdy tylko wybiła moja upragniona godzina, zerwałam się z miejsca i natychmiast pognałam do wyjścia. Najpierw niezgrabnie przepchałam się między innymi uczniami, a później zaczęłam zbiegać pokonywać po dwa schodki na raz. Nie myślałam o tym czy mogę wybić sobie zęby – nie zwalniałam. Niestety, przy drzwiach ktoś mnie zatrzymał.<br />
– Lauren, poczekaj chwilę. – Rozpoznałam głos mojej koleżanki, Jade. – Masz może notatki z poprzedniego tygodnia?<br />
Bez słowa, zaczęłam grzebać w torbie, do której wrzuciłam zeszyt niespełna dwie minuty temu, a już nie mogłam go znaleźć. Z każdą sekundą byłam coraz bardziej podirytowana. Przekopywałam się między innymi rzeczami, ale błękitnej okładki nigdzie nie widziałam. Przez pośpiech nic mi nie wychodziło i to nie była tylko jednorazowa sytuacja. Ostatnio wszędzie biegam i wyrządzam tym same szkody.<br />
– Jak nie masz to nie szukaj – powiedziała Jade, robiąc przerażoną minę. Najwyraźniej, jej uwadze nie umknęła moja rosnąca złość. – Chyba się gdzieś spieszyłaś.<br />
– Racja – odparłam. – Wybacz, jutro dam ci notatki.<br />
Machnęłam do niej pośpiesznie, po czym wypadłam na korytarz. Chciałam wyjść poza teren szkoły, nie musząc się ponownie zatrzymywać po drodze. Biegłam prosto do metra, a im bliżej celu byłam, tym szerzej się uśmiechałam. Na takie sytuacje, marzyłam o posiadaniu peleryny-niewidki. Rzecz jasna, nie mogło być tak kolorowo, jakbym sobie tego życzyła.<br />
– Lauren! Stój! – krzyknął ktoś za mną, przyprawiając mnie o nową falę zdenerwowania.<br />
Zatrzymałam się i obróciłam powoli, próbując nie wybuchnąć. Czy oni nie wiedzą, że biegnących się nie zatrzymuje?<br />
– Co jest, Brady? – zapytałam, nawet nie siląc się na miły ton głosu.<br />
Chłopak nie dogonił mnie jeszcze, więc musiałam chwilę na niego poczekać. Przystawałam z nogi na nogę; niecierpliwiłam się. Wiatr rozwiewał jego ciemne włosy, ukazując czoło, którego nie miałam okazji widzieć zbyt często.<br />
– Oh, jesteś. – Dyszał, zmęczony sprintem. – Słuchaj, mam ważną sprawę. – Podrapał się po karku. – Wiem, że idziesz na tę dzisiejszą imprezę do Theo. Ja też zostałem zaproszony. No i ten... Może poszlibyśmy razem?<br />
Z początku tylko westchnęłam, choć tak naprawdę, zatkało mnie. Nawet nie wiedziałam co mogłabym mu odpowiedzieć, czułam się nieswojo. Szczerze, odkąd wróciłam do Anglii, nikt nie proponował mi randki. Nieco się zmieszałam i znowu przystąpiłam z nogi na nogę.<br />
– Wiesz... – zaczęłam, próbując odpowiednio dobrać słowa. – Ja chyba nie... Nie powinnam.<br />
– Dlaczego? Zrobiłem coś nie tak?<br />
– Nie, nie o to chodzi. Po prostu wolałabym, żebyśmy się tylko przyjaźnili.<br />
Widząc jego smutną minę, byłam pewna, że zabolały go moje słowa. Jednak, nie mogłam udawać sympatii do kogoś. Nie byłam gotowa na żaden związek, ani nawet na niewinną randkę.<br />
– To może chociaż cię podwiozę? – zaproponował, próbując ukryć zażenowanie.<br />
– Właściwie to bardzo przydałaby mi się podwózka.<br />
Nie chciałam wykorzystywać Brady'ego po tym jak dałam mu kosza, ale jego propozycja podwózki była mi bardzo na rękę. Do akademiku miałam jakieś dziesięć minut drogi samochodem, a w tamtym momencie, za wszelką cenę chciałam przestać biec.<br />
Jechaliśmy w milczeniu. Właściwie to trwała niezręczna cisza, a zepsute radio tylko to pogarszało. Marzyłam, żeby te dziesięć minut minęło szybciej; czas już i tak dostatecznie mi się dłużył. Bez przerwy gapiłam się w widok za oknem, choć nie było tam nic ciekawego.<br />
– Ekhm – Brady odkaszlnął nieznacznie. Popatrzyłam na niego. – Theo mówił ci kto będzie na imprezie?<br />
O nie... Brady za wszelką cenę chciał przerwać ciszę, ale z takim tematem było oczywiste, że za daleko nie zajdzie.<br />
– Nie, nie wspominał. Nawet za bardzo mnie to nie interesowało.<br />
Nagle, w oddali zobaczyłam budynek akademiku, w którym mieszkałam. Natychmiast się rozpromieniłam i równie szybko chciałam to ukryć, żeby nie urazić Brady'ego jeszcze bardziej. Było to jednak nieco trudniejsze, niż przypuszczałam. Znowu zaczęłam się wiercić na swoim miejscu. Jak najszybciej chciałam się znaleźć na imprezie. Bardzo potrzebowałam jakiejś małej odskoczni od szkoły i to w trybie natychmiastowym.<br />
– Poczekać na ciebie? – zapytał.<br />
– A ty zamierzasz iść tak? – Zmierzyłam go wzrokiem, ale nie miałam na myśli nic złego; wyglądał w porządku.<br />
– Tak, nie będę się jakoś specjalnie stroił. – Zaśmiał się cierpko.<br />
Mieliśmy nie iść na imprezę razem, ale miałam na myśli razem jako para, a razem jako przyjaciele chyba mogliśmy iść, tak? Nawet nie miałam zamiaru siedzieć przez całą imprezę u boku Brady'ego.<br />
– Dobrze, więc możesz poczekać.<br />
Zdecydował, że zaczeka w samochodzie, mimo że z grzeczności proponowałam mu wejście do środka. Jednak jego odpowiedź mnie ucieszyła, bo mogłam w spokoju się przygotować. Nie chciałam się pindrzyć, ale też nie chciałam iść w zwykłej koszulce. Dlatego też, zmieniłam ją na czarną, prześwitującą koszulę. Trampki zmieniłam na ciemne czółenka i właściwie strój miałam gotowy. Jeszcze tylko zrobiłam nad okiem wąską kreskę eyelinerem, a włosy spięłam w luźny kok. Wolałam mieć spięte włosy, gdybym musiała kogoś ratować w opresji i przytrzymywać włosy. W takich sytuacjach, swoje lepiej mieć ujarzmione. Przed wyjściem, zrosiłam szyję perfumami, po czym szybko wyszłam.<br />
Wskoczyłam na miejsce pasażera, co było dla Brady'ego niezłym zaskoczeniem. Najwyraźniej nie spodziewał się, że zbiorę się tak szybko. Posłałam mu uśmiech i zaraz po tym, ruszył z parkingu. Mieszkanie Theo znajdowało się w samym centrum miasta, więc droga tam była dość nieprzyjemna, zwłaszcza, że o czwartej był wzmożony ruch. Gdy staliśmy w korku, wyciągnęłam z torebki telefon, żeby wysłać wiadomość do Layli, dziewczyny Theo, a także mojej współlokatorki.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Jestem w drodze razem z Brady'm. Stoimy w korku, ale wierz mi, że Brady jedzie jak szalony.</i></blockquote>
Wysłałam SMSa, po czym ponownie spojrzałam przed siebie. Staliśmy na drugim miejscu przed światłami na skrzyżowaniu. Wyczekująco patrzyłam na czerwone światełko, jakby dzięki temu szybciej miało się zmienić na pomarańczowe. Niecierpliwie stukałam palcami o podłokietnik, a gdy wreszcie zapaliło się zielone światło, natychmiast się ożywiłam. Wtem, mój telefon zawibrował, zawiadamiając mnie o odpowiedzi od Laylii.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Lepiej się pospieszcie, bo wszyscy już są.</i></blockquote>
Zaklęłam pod nosem. Nie lubiłam przychodzić na imprezę ostatnia, ale nie miałam już żadnego wyboru. Pozostało mi grzecznie siedzieć w swoim fotelu i modlić się, żeby korki w jakiś magiczny sposób zniknęły.<br />
Po piętnastu, niemiłosiernie dłużących się minutach, wreszcie dotarliśmy do celu. Wybiegłam z samochodu równie szybko jak do niego wskoczyłam. W myślach ciągle powtarzałam "Wreszcie, wreszcie", a nawet nie wiedziałam z jakiego powodu byłam aż tak bardzo nakręcona. Zwolniłam tępo dopiero na schodach, gdzie dogonił mnie Brady.<br />
– Czemu tak pędzisz? – zapytał zadyszany.<br />
Zamiast odpowiedzieć, złapałam go za rękaw bluzy i pociągnęłam za sobą. Weszłam do mieszkania Theo i od razu powitała mnie Layla, zupełnie jakby czekała na nas pod drzwiami. Miała przygotowane dwa drinki, które natychmiast nam podała. Najwyraźniej na przywitanie lubiła upijać gości, choć zapewne sprawiało to trochę problemów. Gdy wzięłam łyka napoju, koleżanka delikatnie mnie przytuliła, żeby tylko nie wylać mojego drinka na podłogę. Potem zostawiła nas samych, uciekając do swojego chłopaka. Także chciałam go znaleźć, powiedzieć "cześć", ale Brady pociągnął mnie na drugi koniec mieszkania.<br />
Usiedliśmy na kanapie w salonie, chcąc w spokoju wypić nasze napoje, ale w takich warunkach było to dość trudne. Ludzie tańczyli na środku pokoju, a niektórzy z nich potykali się o dywan, leżący pod ich stopami. Jedna dziewczyna kilkakrotnie zachwiała się, niemal upadając na moje kolana. W obawie, że stracę picie, wypiłam je jak najszybciej. Jak na mój gust, było w nim trochę za dużo wódki, ale nie kręciłam nosem. Wręcz przeciwnie, chciałam iść po drugiego, lecz Brady znowu mnie wyprzedził i sam popędził do kuchni, a wrócił z napełnionymi kubkami. Posłałam mu uśmiech wdzięczności.<br />
Tym razem także opróżniłam kubek jak najszybciej, a w głowie lekko mi się zakręciło. Już nie zamierzałam dłużej siedzieć na kanapie, na której i tak zaczynało się robić ciasno. Wstałam i natychmiast zaczęłam tańczyć, a raczej bujać się w tłumie, bo nie było zbyt dużo miejsca na dzikie tańce. Kilka głów dalej, ujrzałam włosy Layli. Chciałam się do niej przepchać, żebyśmy mogły pobawić się razem. Wiedziałam, że będzie to trudne i nie mogłoby obyć się bez obicia kilku osób, ale nie spodziewałam się, że przerwę moją wyprawę na samym starcie. Nie zdziwił mnie widok ręki Brady'ego, zaciskającej się na moim nadgarstku. Odkąd pierwszy raz go spotkałam tego dnia, bez przerwy za mną łaził. Normalnie nie miałabym nic przeciwko temu, ale tego dnia chciałam poimprezować także z innymi znajomymi.<br />
– Przyniosłem ci coś do picia – powiedział mi do ucha, podając plastikowy kubek.<br />
– Wypiłam już dwie porcje, nie mam ochoty na więcej.<br />
Wyraziłam się jasno, ale on pozostawał nieugięty. Dosłownie wcisnął mi napój do ręki i czekał aż się napiję. Wymownie przeszywał mnie wzrokiem. W końcu pękłam i pociągnęłam łyk. Ten drink był o wiele lepsze niż te poprzednie, więc wypiłam go ze smakiem.<br />
– To coś innego – powiedziałam, choć byłam pewna, że Brady doskonale o tym wiedział.<br />
– Sam zrobiłem, specjalnie dla ciebie.<br />
Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, najwyraźniej bardzo zadowolony z siebie i swojego kulinarnego dzieła. Także się uśmiechnęłam, po czym szepnęłam mu do ucha:<br />
– Możesz mi zrobić jeszcze jednego.<br />
Nie musiałam powtarzać – chłopak natychmiast poszedł do kuchni, a wrócił jeszcze szybciej. Po kolejnym drinku, z moich ust wyrwał się niekontrolowany śmiech. To był znak, że przestawałam nad sobą panować; alkohol brał górę nad moim ciałem, jak i umysłem. Jednak z drugiej strony, czułam się całkiem dobrze. Wróciłam do tańczenia, choć zdążyłam zapomnieć, że chciałam potańczyć z Laylą. W tym momencie, pod ręką miałam Brady'ego, więc to jemu zarzuciłam ręce na szyję. On nie protestował, a nawet objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Byliśmy już tak blisko, że czułam na karku jego oddech.<br />
Kręciło mi się w głowie, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Dodatkowo, nie mogłam przestać się śmiać. Z początku był to tylko dyskretny chichot, a później zaczęłam rżeć jak koń, rozbawiając przy tym Brady'ego do łez. Nie przypominam sobie, żebym miała jakiś konkretny powód do śmiechu, ale byłam pewna, że świetnie się bawiłam. Byłoby idealnie, gdyby ktoś nie przerwał mojej prywatnej imprezy w głowie.<br />
Z początku, Brady jedynie wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi oczami. Nie wypuszczał mnie z objęć, mimo że przestaliśmy tańczyć. Zaczynało się naprawdę niewinnie, ale po czasie zrobiło się trochę goręcej, Temperatura mojego ciała zwiększyła się nie tylko za sprawą alkoholu, płynącego w żyłach. To Brady zaczął mnie dotykać tam, gdzie nie miałby odwagi nawet spojrzeć na trzeźwo. Miałam w pamięci nie jedną dziurę, więc nie dziwne było to, że zapomniałam w jaki sposób znaleźliśmy się w kuchni. Dopiero tam, gdzie było nieco mniej ludzi, Brady zdecydował się na pocałunek. Gdybym była tego świadoma, odepchnęłabym go natychmiast, ale ta cholerna wódka tak mi namieszała w głowie, że pozwalałam mu na to. Pozwalałam, żeby całował mnie po szyi. Nie przeszkadzały mi także jego dłonie, przesuwające się wzdłuż mojego ciała.<br />
Czułam się jakbym była w transie albo we śnie. Mimo, że fizycznie czułam to, co miało miejsce, nie byłam tego do końca świadoma. Z tyłu mojej głowy wciąż przewijała się myśl, że robię źle. Miałam ochotę płakać, przez co nie zorientowałam się kiedy faktycznie po moich policzkach pociekły łzy. Kolana się pode mną ugięły. Wymsknęłam się z objęć Brady'ego i jak najszybciej chciałam uciec. Na tamtą chwilę odzyskałam umiejętność racjonalnego myślenia, więc bezzwłocznie wyruszyłam na poszukiwania Layli.<br />
Layla była tak naprawdę moją jedyną przyjaciółką. Zaczęło się od tego, że przypisano nas do jednego pokoju w akademiku. Mimo, że wiele nas różni, szybko znalazłyśmy to, co nas łączy i w ten sposób się zaprzyjaźniłyśmy. Jednak przez cały czas ukrywałam przed nią moją przeszłość, którą nagle chciałam ujawnić, a to wszystko za sprawą tych kilku drinków.<br />
Szukając niebieskich włosów, których posiadaczką była Layla, poczułam się samotna jak nigdy wcześniej. Poczułam także narastającą irytację. Taki kolor włosów powinnam znaleźć natychmiast, podczas gdy w rzeczywistości błądziłam po pokojach mieszkania, nie znajdując niczego. Byłam przekonana, że Brady także ruszył w pogoń za mną, więc zależało mi na czasie. Dopiero po chwili, gdy nie widziałam żadnej innej możliwości, przypomniałam sobie o telefonie, schowanym w kieszeni mojej torebki, którą zostawiłam przy drzwiach frontowych. Właśnie wtedy, w drodze do przedpokoju, wpadłam na niebieskowłosego anioła.<br />
– Lay, spadłaś mi z nieba! – pisnęłam, rzucając się jej w ramiona.<br />
Złapała mnie na czas, co dało mi poczucie bezpieczeństwa. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na nią. Była nieco zamazana, ale i tak się uśmiechnęłam.<br />
– Jeny, ile ty wypiłaś? – zapytała. – Ledwo stoisz na nogach.<br />
– Laylaaa – wyciągnęłam, ignorując jej pytanie. – Tęsknięęę.<br />
Zaśmiała się, słysząc moje słowa.<br />
– Przecież tu jestem, głuptasku. Nie musisz już za mną tęsknić.<br />
Poczułam niekontrolowany przypływ łez, które natychmiast zaczęły wypływać.<br />
– Co się stało? – dziewczyna nagle przybrała poważny ton głosu i próbowała pomóc mi stanąć na równe nogi, choć sprawiało to pewne problemy. – Lauren, dlaczego płaczesz?<br />
– Płaczę z tęsknoty – odparłam, opuszczając wzrok na podłogę.<br />
– Może chcesz wrócić do naszego pokoju? – zaproponowała, na co ochoczo kiwnęłam głową.<br />
Marzyłam o powrocie do pokoju. Marzyłam o moim łóżku i miękkiej kołdrze, pod którą mogłabym się ukryć przed całym światem i, przede wszystkim, przed Brady'm.<br />
Layla zareagowała bez chwili wahania. Trzymając mnie w pasie, drugą ręką chwyciła moją torebkę i razem wyszyłyśmy z mieszkania Theo. Zejście ze schodów było bardzo trudne, bo co chwila się potykałam, a barierka wcale mi nie pomagała w utrzymaniu równowagi. Dopiero gdy zajęłam miejsce w aucie, odetchnęłam z ulgą. W drodze do domu, próbowałam się ogarnąć, ale przeszkodziło mi w tym burczenie w brzuchu.<br />
– Jestem głodna – powiedziałam krótko.<br />
– Zajedziemy gdzieś, żebyś mogła coś zjeść. – Layla była nadzwyczajnie spokojna. Nie krzyczała, miała miły ton głosu. Nawet ręce jej nie drżały, więc wszystko wskazywało na to, że była oazą spokoju, choć od jakiegoś czasu nieźle dawałam jej w kość.<br />
Zajechałyśmy do pobliskiej jadłodajni, otwartej całą dobę. Nawet nie miałam wglądu w menu – koleżanka zamówiła za mnie. Po kilkunastu minutach, kelnerka przyniosła dla mnie sporą porcję naleśników, a dla Layli herbatę. Posłałam dziewczynie w fartuchu ciepły uśmiech, po czym zaczęłam jeść bez opamiętania. Rozkoszowałam się każdym kęsem pysznej potrawy, co jakiś czas kradnąc łyk herbaty, stojącej po drugiej stronie stolika.<br />
Po skończonym posiłku, skorzystałam z toalety, a potem wróciłyśmy do samochodu. Czułam się nieco lepiej, ale wciąż towarzyszyła mi ogromna potrzeba na wzięcie chłodnego prysznica. Potrzebowałam wytrzeźwieć, a zimna woda zawsze mi w tym pomagała.<br />
Widok akademika, sprawił, że od razu się rozpromieniłam. Chciałam pobiec prosto do łazienki, lecz przy wychodzeniu z auta, potknęłam się o własne nogi. Nie mogąc zrozumieć czemu nie zrobiłam tego wcześniej, zdjęłam buty i boso ruszyłam przez dziedziniec, w stronę potężnych drzwi wejściowych. Layla szła tuż przy mnie, asekurując mnie, w razie gdybym znowu miała wylądować na ziemi. Na szczęście, do celu dotarłam bez szwanku.<br />
– Idź już pod prysznic, przyniosę ci ręcznik.<br />
Zrobiłam tak, jak poleciła mi przyjaciółka. Po przekroczeniu progu łazienki, zaczęłam zdejmować ubrania, nie zważając na to, czy ktoś mi towarzyszył. W akademiku znajdowało się kilka łazienek, lecz każda była dostępna dla wszystkich. Podział był jedynie na płcie, lecz poza tym, były one ogólnodostępne.<br />
Tak jak obiecała, Layla przyniosła mi mój ręcznik, a także piżamę. Położyła je na krześle, po czym wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie samą. Najwyraźniej wierzyła, że już nie zrobię sobie krzywdy, choć ja sama nie byłam tego do końca pewna. Na szczęście, strumienie wody faktycznie sprawiały, że alkohol ze mnie wyparowywał, przez co z każdą sekundą czułam się coraz lepiej. Po jakimś czasie czułam się czysta, lecz wciąż stałam pod prysznicem. Możliwe, że spędziłam tam nawet pół godziny, ale miałam taką potrzebę, więc nie czułam się winna za marnowanie wody.<br />
Po przygotowaniu się do snu, ruszyłam w stronę pokoju, po drodze zbierając swoje ubrania z podłogi. Moje samopoczucie się polepszyło, a za to pragnienie snu urosło. Przyspieszyłam kroku, żeby jak najszybciej dojść do łóżka, czekającego na mnie przez cały dzień. Ręce miałam zajęte, więc drzwi musiałam otworzyć łokciem, ale nie sprawiło mi to większych problemów. Z uśmiechem na twarzy przekroczyłam próg pokoju. Niestety, uśmiech natychmiast spełzł mi z twarzy, gdy zobaczyłam chłopaka, siedzącego na moim łóżku. Wszystkie rzeczy, które trzymałam w rękach, z hukiem upadły na podłogę.<br />
Jakby nigdy nic, w moim pokoju siedział Michael. Właściwie to leżał, rozłożony na mojej kołdrze, a na jego twarzy widniał półuśmiech. Z wrażenia rozwarłam usta, jednocześnie patrząc na rażąco-czerwoną czuprynę na głowie chłopaka. Po jego blond włosach nie było śladu, ale to nie miało wtedy żadnego znaczenia. On był w moim pokoju. W Anglii. Po sześciu miesiącach.<br />
– No hej – przywitał mnie pewnym siebie głosem. – Tęskniłaś?<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
♢</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Pierwszy rozdział za nami!<br />
Wiecie co robić ;)<br />
Mega boję się Waszej reakcji...<br />
<br />
Zapraszam także na wersję Mask na Wattpadzie <a href="https://www.wattpad.com/story/21628292-mask-michael-clifford" target="_blank">KLIK</a><br />
Zachęcam także do pisania swoich opinii o opowiadaniu na Twitterze pod tagiem #maskff<br />
<br />
PS W zakładce "Bohaterowie" zostały wprowadzone pewne zmiany.</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-7320109436107214892015-06-11T16:48:00.001+02:002015-08-06T23:00:02.372+02:00Informacyjnie<div style="text-align: justify;">
Jak już pewnie wiecie, pierwsza część <i>Mask </i>została zakończona, ale oczywiście powstanie druga. Nie chciałam dzielić opowiadania, ale muszę zrobić sobie chwilową przerwę od pisania, dlatego też wyszło tak, a nie inaczej. Nowe rozdziały zacznę publikować dopiero na początku września. Niestety, wcześniej nie mogę, bo sami rozumiecie – wakacje. Będę non stop gdzieś wyjeżdżać, więc nie ma opcji, żebym pisała. Opowiadanie będzie kontynuowane pod tym samem adresem bloga. Nazwa się nie zmienia. Z nową częścią, pojawi się także nowy szablon :) Myślę, że załaduję go wcześniej, może za miesiąc. Zresztą, proponujcie kiedy go załadować, a pomyślę nad tym.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz czas na podziękowania. Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za to, że czytaliście, za wasze wsparcie, wyrozumiałość i miłe (za te niemiłe również) komentarze. Każda opinia z waszej strony ma dla mnie ogromne znaczenie i to się nie zmieni. Wiecie jak bardzo sobie cenię te, nawet najkrótsze, komentarze. Dają mega kopa, a przez to aż chce się pisać. Dostawałam także komentarze od osób, które zwracały mi uwagę na błędy. Chcę zaznaczyć, że jestem ich świadoma, ale co mogę poradzić – nie wszystko co robię musi być idealne. Jednak najbardziej jestem wam wdzięczna za to, że gdy nie miałam kryzys i nie dodawałam rozdziału przez dłuuugi czas, rozumieliście to i mnie wspieraliście. Gdybyście mnie wtedy zostawili, prawdopodobnie nie dokończyłabym opowiadania.</div>
<div style="text-align: justify;">
Krótko mówiąc, jesteście najlepsi i nie spodziewałam się, że to opowiadanie tak wam się spodoba ♥</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Jeśli chcielibyście poczytać moje inne prace to zapraszam na wattpada:</div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.wattpad.com/user/CurlyAngelx"><b>http://www.wattpad.com/user/CurlyAngelx</b></a></div>
<div style="text-align: center;">
lub na blogspota:</div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://exhausted-ff.blogspot.com/" target="_blank">Exhausted</a></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://coffeecup-fanfiction.blogspot.com/" target="_blank">Coffee cup</a><br />
<a href="http://mojcrush.blogspot.com/" target="_blank">#mojcrush</a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-24017354785146543322015-06-08T20:43:00.000+02:002015-06-08T20:43:28.448+02:00Rozdział 20<div style="text-align: center;">
<i>JEST TO OSTATNI ROZDZIAŁ PIERWSZEJ CZĘŚCI! PROSZĘ PRZECZYTAĆ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM.</i><br />
<i><br /></i>
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=Nu1NBFlOF24" target="_blank">ostatnia piosenka (klik)</a></i><br />
<i><br /></i>
♢<br />
<i><br /></i>
<i>Lauren</i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Przy szafie stał Michael, a na podłodze leżała otwarta walizka. Moja walizka, do której wrzucał kolejne ubrania. Wszystkie były starannie ułożone, choć robił to niezwykle szybko. Przez chwilę patrzyłam na niego z uchylonymi ustami, ale oprzytomniałam. Podbiegłam do niego i złapałam go za ramię, powstrzymując od pakowania.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Co ty wyprawiasz? – zapytałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Posłał mi gniewne spojrzenie i próbował wyszarpać się z mojego uścisku, lecz nie dawałam za wygraną. Nagle, wyrwał się jednym sprawnym ruchem, co przy okazji nieco mnie zabolało. Marszczył brwi, a dłonie zaciskał w pięści – krótko mówiąc, wyglądał na nieźle wkurzonego.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Wracasz do domu – oznajmił, a mnie zwyczajnie zatkało.<br />
Stałam z rozdziawionymi ustami i patrzyłam na niego wielkimi oczami, jednak on wciąż pozostawał nieugięty. Miał surowy wyraz twarzy, nie wyrażający żadnych pozytywnych emocji. Czułam, że mięknę pod jego morderczym spojrzeniem.<br />
– Jak to do domu? – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.<br />
– Do Anglii – odpowiedział, jednocześnie wracając do pakowania walizki.<br />
Wciąż próbowałam go powstrzymać; nie chciałam odpuścić tak łatwo. Myślałam jak go podejść, podczas gdy otworzyły się drzwi od łazienki. Natychmiast spojrzałam w ich stronę, a ręce automatycznie mi opadły na to, co zobaczyłam. Był to Luke, a w ręku trzymał zielony pakunek, w którym rozpoznałam moją kosmetyczkę.<br />
– To chyba wszystkie jej rzeczy – poinformował Michaela, z początku mnie nie zauważając.<br />
– Luke? – pisnęłam bezsilnie. – Ty też chcesz mnie wyeksmitować?<br />
Kiedy mnie zobaczył, kompletnie go zatkało. Stanął jak wryty z lekko uchylonymi ustami.<br />
Poczułam się podwójnie odtrącona. Najgorsze było to, że nic nie mogłam z tym zrobić. Mój głos w tej sprawie przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.<br />
Niekontrolowanie, do moich oczu napłynęły łzy, na co Luke popatrzył na mnie z politowaniem, natomiast Michael ignorował moje żałosne łkanie. Dopiero po chwili, odwrócił się gwałtownie, żeby zdecydowanie złapać mnie za ramiona. Trzymał mnie tak mocno, że nie mogłam się poruszyć, a jedyne co byłam w stanie zrobić to patrzeć mu w oczy.<br />
– Pakuj się do auta – zarządził. – Zawiozę cię na lotnisko.<br />
– A-ale Michael – jąkałam się przez łzy, samowolnie wpadających mi do ust.<br />
– Przestań. – Warknął stanowczo przez zaciśnięte zęby.<br />
Obrócił mną tyłem do siebie i popchnął w stronę drzwi. Dosłownie wypychał mnie z pokoju, mimo że wciąż zapierałam się nogami. Zapewne wyglądaliśmy jak rodzeństwo, kłócące się o to kto zajmie większy pokój, choć w rzeczywistości była to o wiele poważniejsza sprawa.<br />
– Dobra, ja ją zaprowadzę – powiedział nagle Luke, tym samym przypominając mi o swojej obecności.<br />
Wtem, Michael mnie puścił, a ja jak na zawołanie przestałam płakać. Luke bez wahania złapał mnie za łokieć i bez problemu wyprowadził na korytarz. Byłam oszołomiona, nie wiedziałam co było grane i co powinnam zrobić. Niestety, nie miałam szans w zapasach przeciwko dwóm facetom, więc pozostało mi się poddać. Wyszłam z domu, wlepiając wzrok w czubki swoich butów. Zatrzymaliśmy się na podjeździe, tuż przy aucie Michaela, po czym Luke oplótł wokół mnie swoje ramiona. Wtuliłam twarz w jego pierś, wzdychając ciężko.<br />
– Wyjaśnisz mi o co chodzi? – zapytałam, gdy tylko mnie puścił.<br />
– Michael wszystko ci wytłumaczy – odparł bez zastanowienia. – Teraz możemy się jedynie pożegnać.<br />
Nie chciałam wierzyć, że naprawdę wyjeżdżam, toteż nie miałam zamiaru się z nikim żegnać. Na moje nieszczęście, była to kolejna sprawa, w której nie miałam nic do powiedzenia. Chłopak ponownie mnie uściskał, a zwolnił uścisk natychmiast, gdy ktoś trzasnął drzwiami. Byłam pewna, że to Michael, ale po spojrzeniu w stronę dźwięku, ujrzałam zasmuconego Caluma. Biegł w moją stronę z rozłożonymi rękoma. Kiedy już uwięził mnie w żelaznym uścisku, dostał słowotoku.<br />
– Pamiętaj, żeby prać ją tylko ręcznie. Wiesz, że materiał jest bardzo delikatny i możesz go łatwo uszkodzić, więc nie trzyj za mocno pod wodą. Mam nadzieję, że nie będziesz w niej chodzić co wieczór, dbaj o nią.<br />
– O czym ty mówisz?<br />
– No o sukience.<br />
Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Była to jedyna rzecz, która rozbawiła mnie tego dnia i byłam za to Calumowi niezwykle wdzięczna.<br />
Kiedy tak śmiałam się z tego, co powiedział, Michael niepostrzeżenie wyszedł na zewnątrz. Gdy tylko go zobaczyłam, natychmiast umilkłam. Bezszelestnie przemieścił się do auta, żeby włożyć moją walizkę do bagażnika. Trzasnął drzwiami, co przyprawiło mnie o dreszcze, lecz wciąż stałam w bezruchu. Nie miałam zamiaru wyjeżdżać, toteż próbowałam za wszelką cenę zyskać trochę na czasie, a w najlepszym wypadku spóźnić się na samolot. Ku mojemu niezadowoleniu, dobrze wiedziałam, że nawet to nie powstrzyma Michaela przed wywiezieniem mnie z kraju; będą kolejne loty.<br />
– Czas ruszać – odezwał się w końcu.<br />
Podszedł do drzwi od strony pasażera i otworzył je dla mnie. Nie reagowałam, więc po chwili odkaszlnął znacząco. Posłałam chłopcom ostatni uśmiech, po czym niechętnie zajęłam swoje miejsce w samochodzie. Michael w niezwykłym tempie usiadł za kierownicą i natychmiast odpalił silnik, zupełnie jakby obawiał się, że za moment ucieknę. Co prawda, rozważałam taką możliwość, ale uznałam, że brakowało jej jakiegokolwiek sensu i szybko z niej zrezygnowałam.<br />
Odjeżdżając z podjazdu, zaciskałam mocno zęby, powstrzymując się od powiedzenia czegokolwiek. Miałam ochotę krzyczeć, choć tak naprawdę nie wiedziałam jakich słów chciałam użyć. Z tego co zdążyłam zauważyć, nie tylko we mnie kłębiły się sprzeczne emocje. Michael mocno zaciskał dłonie na kierownicy, a wzrok miał wlepiony w drogę; nawet powieka mu nie zadrżała. Nie lubiłam kiedy był taki chłodny, ale moje widzimisię dawno przestało mieć znacznie.<br />
Samochód pędził jak szalony, jakby nie obowiązywały go żadne zakazy. Prędkość dosłownie wbijała mnie w fotel i odbierała dech w płucach. Nie było szans, żebym spóźniła się na odprawę. Musiałam się z tym pogodzić, choć nie należało to do łatwych zadań. Kogo ja oszukuję, było to niewykonalne, z czymś takim nie da się pogodzić.<br />
Nagle, zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle na skrzyżowaniu. Myślałam, że przejedziemy, ale najwyraźniej nie byłam jedyną, której zależało na przeżyciu. Gdy zobaczyłam ciężarówkę, jadącą po prostopadłej ulicy, moje serce momentalnie przyspieszyło. Auto Michaela musiało być dość dobre skoro zdołało niespodziewanie zahamować, będąc wcześniej tak rozpędzonym. Gdyby zawiodło, została by z nas tylko nędzna papka. W myślach, dziękowałam Bogu za to, że jeszcze żyłam.<br />
Przejechaliśmy całe miasto w zaledwie piętnaście minut. Nie wierzyłam, że to możliwe, dopóki sama tego nie przeżyłam. Po wyjściu na lotniskowy parking, czułam się jakbym wciąż jechała, co nie zaliczało się do przyjemnych uczuć.<br />
– Pospiesz się. – Usłyszałam oschłe polecenie.<br />
Wywróciłam oczami, co umknęło uwadze chłopaka. Ten szedł już przede mną, ciągnąc za sobą moją niemęską, srebrną walizkę. Widok jak ten, normalnie wywołałby uśmiech na mojej twarzy, lecz tym razem nie miałam na to siły. Powłócząc nogami, ruszyłam przed siebie. Nabierałam do płuc powietrza, po czym je wydychałam, chcąc nacieszyć się australijską wonią.<br />
– Lauren! – syknął Michael. – Chodź.<br />
Przyspieszyłam.<br />
Kiedy weszłam do budynku, mijało mnie wielu ludzi, niektórzy brutalnie się o mnie obijali, ale szłam dalej. Podążałam za tym, który ciągnął za sobą połyskującą walizkę. Szłam, dopóki on się nie zatrzymał. Stanęliśmy na uboczu, choć i tak otaczało nas sporo osób. Jednak mimo tłumu, bardzo dobrze słyszałam jego głos. Możliwe, że działo się tak, ponieważ mogły być to jego ostatnie słowa skierowane do mnie i chciałam zapamiętać każde z nich.<br />
– Proszę – powiedział na początek, wręczając mi dwie koperty.<br />
Otworzyłam jedną z nich, błękitną. Znajdował się w niej bilet lotniczy do Londynu w jedną stronę. Pominęłam to milczeniem i rozdarłam drugą, kremową kopertę ozdobioną szykownym tłoczeniem oraz pieczątką z logo Oxfordu. Nie miałam pojęcia skąd Michael wziął oficjalny papier uczelni, ale z drugiej strony, po nim mogłam spodziewać się dosłownie wszystkiego. W płaskim pakunku znajdowała się kartka, w której rozpoznałam list. Zaczęłam czytać.<br />
<blockquote class="tr_bq">
<i>Szanowna Panno Tyler,</i><i>Mamy przyjemność powiadomić, że została Pani przyjęta do University of Oxford (...)</i></blockquote>
Dalsze słowa nie miały dla mnie znaczenia. To jedno zdanie w zupełności wystarczało.<br />
– Co do... Co to jest, do cholery? – wykrztusiłam.<br />
– Gratulacje – odparł krótko.<br />
– Co z tego, że się dostałam? List przyszedł dawno temu, a ja nie odpowiedziałam. Nie potwierdziłam że będę uczęszczać na zajęcia. – Byłam pewna, że tym go zagięłam, ale on w odpowiedzi posłał mi chytry uśmieszek, co nie zapowiadało nic dobrego.<br />
– Ja wysłałem list akceptacyjny. W twoim imieniu.<br />
Poczułam ukłucie w sercu. Spuściłam wzrok, żeby nie musieć dłużej utrzymywać kontaktu wzrokowego. Chciałam się odezwać, lecz nie wiedziałam co powiedzieć. Nawet otworzyłam usta, ale po krótkiej chwili ponownie je zamknęłam.<br />
– Słuchaj – powiedział, łapiąc mnie za ramiona. – Spójrz na mnie. – Z oporem wykonałam jego polecenie. – Myślisz, że robię to dla przyjemności? Uważasz, że łatwo mi odesłać cię z powrotem? Stracić cię? Robię to tylko po to, żeby cię <i>chronić</i>. Rozumiesz? Daniel miał rację... To ty jesteś moim największym skarbem. Wiedz, że pożegnanie z tobą to najtrudniejsza rzecz, z jaką stało mi się zmierzyć, ale tak będzie dla ciebie lepiej. W Anglii zaczniesz od nowa, ułożysz sobie życie jak normalna studentka. Nie potrzebujesz wokół siebie strzelanin, ani porywaczy. – Głos niespodziewanie mu zadrżał. – Chcę, żebyś wiedziała, że mimo tego, że jesteśmy z dwóch różnych światów... pokochałem cię. Naprawdę. Ale musisz o mnie zapomnieć i ruszyć naprzód.<br />
Przez chwilę po prostu patrzyłam na niego, a moje oczy zapewne przypominały błyszczące monety. Próbowałam powstrzymywać łzy i jednocześnie coś odpowiedzieć, ale niestety mogłam zrobić tylko jedną z tych rzeczy. Krople zaczęły spływać po moich policzkach.<br />
– Myślisz, że po tym co mi powiedziałeś kiedykolwiek o tobie zapomnę? – Po wypowiedzeniu tych słów, zaczęłam łkać.<br />
Teraz to on spuścił wzrok, a jego dłonie zaczęły przesuwać się w dół i w górę moich ramion. Westchnął ciężko, po czym ponownie na mnie spojrzał.<br />
– Już czas, żebyś szła.<br />
Zamiast zrobić to, co chciał, objęłam go w pasie, a twarz wtuliłam w jego pierś. Pogłaskał mnie po plecach i odsunął się zaraz po tym. Pociągnął mnie w stronę bramki, za którą odbywała się odprawa. Przekazał mi walizkę i już chciał odejść, ale zatrzymałam go w ostatniej chwili.<br />
– Michael, czy jeszcze kiedyś się zobaczymy?<br />
– Może...<br />
<i>"Może"</i> i nic więcej. Potem mnie zostawił. Odszedł jak gdyby nigdy nic, choć widziałam, że zaciskał pięści. Byłam zmuszona poddać się odprawie. Kobieta w lotniskowym uniformie prosiła mnie o ukazanie biletu. Gdy mi go oddawała, posłała mi pokrzepiający uśmiech. Zapewne widziała moje ckliwe pożegnanie z Michaelem. Odwzajemniłam uśmiech, lecz tak naprawdę wcale nie byłam pocieszona.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
♢</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
KONIEC PIERWSZEJ CZĘŚCI!</div>
<div style="text-align: center;">
Błaaagam, żeby <i>każdy</i>, kto czytał to opowiadanie i wytrwał do tego momentu, skomentował <i>ten </i>rozdział, nawet jeśli miałoby być to zwykłe "ok" albo najnormalniejsza kropka. Dajcie znać, że czytaliście, proszę, to ma dla mnie ogromne znaczenie.</div>
<div style="text-align: center;">
W czwartek pojawi się post informacyjny, w którym zapowiem drugą część i wspomnę o kilku innych sprawach.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Dziękuję, że przebrnęliście przez te 21 części♥</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com36tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-40362228652365608532015-05-24T12:48:00.001+02:002015-05-24T12:48:41.129+02:00Rozdział 19<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=d3DQy4OxFWw" target="_blank"><i>muzyka (klik)</i></a><br />
<br />
♢<br />
<i><br /></i>
<i>Michael</i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Gdy tylko Lauren dostała SMSa od nieznanego numeru, nie czekałem ani chwili dłużej i bezzwłocznie zrobiłem to, co powinienem zrobić już dawno temu. Po powrocie do domu, zamknąłem się w swoim pokoju i usiadłem na łóżku. Z szafki nocnej wyciągnąłem laptopa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Słyszałem jak <i>czyjeś</i> paznokcie powoli skrobały zewnętrzną stronę drzwi, ale próbowałem nie zwracać na to uwagi. Nic nie mogło mnie odciągnąć od pisania. Pisałem list, który chciałem wysłać natychmiast, bez zastanowienia. Zauważyłem, że przy tej czynności, dłonie lekko mi drżały.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Mikey, co się stało? – Łkanie zza ściany wywołało u mnie dreszcze, lecz tylko zacisnąłem zęby i dalej naciskałem kolejne klawisze na klawiaturze, lecz od tej chwili jakby z większym naciskiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dokument, który tworzyłem nie należał do najdłuższych, dlatego napisanie go zajęło mi niecałe dziesięć minut. Po skończonej pracy, zamknąłem komputer, po czym rozłożyłem się wygodnie na łóżku, a przynajmniej próbowałem, bo bez przerwy się wierciłem.<br />
Zdążyłem zapomnieć o tym, co robiłem jakąś godzinę temu, ale gdy tylko sobie przypomniałem, zakryłem twarz dłońmi, czując przypływ ciepła. Zniszczyłem całą atmosferę, którą sam kreowałem i chciałem dopieścić w nawet najmniejszym szczególe. Przez to dokuczało mi poczucie winy. Niestety, nie mogłem zrobić nic, co mogłoby tę sytuację naprawić. Przestało mi zależeń na nastroju, kiedy sprawy przybrały tak poważny obrót, że dziewczyna dostawała wiadomości z pogróżkami.<br />
Po pewnym czasie bezczynnego leżenia, zaczął mi doskwierać ucisk na szyi, więc odruchowo sięgnąłem do krawata, żeby go poluzować. Następnie, odpinałem kolejne guziki czarnej koszuli. Bardzo chciałem przebrać się w jakiś wygodniejszy strój, ale nie miałem na to siły. Nie miałem siły, żeby wstać z łóżka. W tym momencie czułem się bezsilny jak nigdy wcześniej, a powodem nie był jedynie garnitur.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<br />
Nie miałam zamiaru stać pod jego drzwiami przez całą noc, toteż po pewnym czasie po prostu wróciłam do swojego pokoju. Stukot moich obcasów roznosił się po całym domu, choć próbowałam stąpać jak najdelikatniej, żeby tylko nikogo nie obudzić. W końcu, zdjęłam szpilki, gdyż dźwięk, który wydawały, zaczął irytować mnie samą. Przeszłam przez korytarz do właściwego pokoju i czym prędzej chciałam uwolnić swoje ciało od obcisłej sukienki. Po ciężkiej walce z zamkiem, usytuowanym w niefortunnym miejscu na plecach, materiał wreszcie opadł na podłogę, lecz szybko go podniosłam, żeby zaraz powiesić na wieszaku.<br />
Marzyłam o chłodnym prysznicu, który unormowałby temperaturę mojej rozgrzanej skóry. Rzecz jasna, wolałabym wziąć ów prysznic w czyimś towarzystwie, lecz ten <i>ktoś </i>zamknął się w swoim pokoju i najwyraźniej nie miał ochoty wychodzić. Właśnie dlatego, musiałam w samotności przygotować się do snu, zaczynając od zmycia makijażu, nad którym pracowałam dobre pół godziny. Chciałam aby wszystko tego wieczoru było idealne, ale nie przypuszczałam, że mój ukochany ucieknie ode mnie bez słowa.<br />
Rozmyślając nad tym co mogłam zrobić źle, załatwiłam wszystkie sprawy, po czym wyszłam z łazienki. W mojej głowie tłumiło się tyle myśli, że zaśnięcie wydawało się niemal niemożliwe. Niechętnie weszłam do łóżka i nakryłam się kołdrą. Pragnęłam zasnąć bez problemu, ale niestety, co chwila przewracałam się z boku na bok i bez przerwy rozmyślałam.<br />
Czemu akurat tej nocy musiałam spać sama?<br />
Przypomniałam sobie wyznanie Michaela w parku i dreszcze momentalnie przebiegły mnie od stóp, aż po czubek głowy. Tak bardzo chciałam ponownie dotknąć jego ust.<br />
Moje palce automatycznie powędrowały do warg i zaczęły je gładzić – nie panowałam nad tym.<br />
– Oh, Michael – westchnęłam do siebie.<br />
Wypuściłam powietrze z płuc, po czym położyłam się na brzuchu, wtulając twarz w miękką poduszkę. Dopiero w tej pozycji czułam się na tyle wygodnie, żeby zdołać zasnąć.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<br />
Mimo że w nocy przebudziłam się dwa razy, rano byłam w pełni wypoczęta. Wstałam z dobrym humorem i nową siłą. Chciałam zacząć dzień pozytywnie, ale moje ambitne plany legły w gruzach, gdy tylko weszłam do kuchni.<br />
Wszyscy siedzieli przy stole, a zamilkli jak jeden mąż, kiedy przekroczyłam próg. Ich oczy śledziły każdy mój ruch. Dokładnie oglądali jak odsuwam krzesło, po czym na nim siadam. Czułam się osaczona, przez co wstrzymywałam oddech, w obawie, że zaraz wybuchnę niczym bomba. Nie miałam zielonego pojęcia o co im chodziło, a byłam pewna, że pytanie o to nie przyniesie niczego dobrego. Dlatego też, postanowiłam zignorować ich nietypowe zachowanie i wykonywać wszystkie czynności tak, jak robiłam to każdego dnia.<br />
– Dzień dobry – przywitałam się na dobry początek.<br />
Nikt mi nie odpowiedział, ale nie wzięłam tego do siebie. Chwyciłam kromkę chleba, leżącą na talerzu na środku stołu i zaczęłam ją smarować masłem. Próbując jakoś rozluźnić tę napiętą atmosferę, zaczęłam sobie nucić pod nosem, podczas komponowania kanapki. Po chwili, Luke odkaszlnął nieznacznie, skupiając na sobie spojrzenia innych, łącznie ze mną. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, posłałam mu wesoły uśmiech. Następnie, ukradkiem zerknęłam na Michaela – wpatrywał się w swój talerz.<br />
Czując coraz większy dyskomfort, dyskretnie zaczęłam wiercić się w miejscu. Zaciskałam zęby, żeby tylko nie powiedzieć czegoś, czego mogłabym później żałować. Z całych sił próbowałam skupić się na swoim ubogim śniadaniu, lecz słysząc oddech Michaela, było to bardzo trudne. Bez przerwy miałam ochotę na niego spoglądać, a powstrzymywanie tego pragnienia też nie należało do najłatwiejszych.<br />
Czułam, że jeszcze moment i wpadnę w histerię. Ta sytuacja męczyła mnie od samego początku, ale z każdą sekundą byłam coraz bardziej niecierpliwa. Musiałam znać powód tej grobowej ciszy, bo niewiedza nie dawała mi spokoju.<br />
– Dobra, o co chodzi? – zapytałam, wlepiając wzrok w Michaela.<br />
Wtem, powoli podniósł głowę i popatrzył na mnie. Z jego twarzy nie dało się odszyfrować żadnej emocji – był skamieniały niczym posąg. Patrzyłam na niego wyczekująco i nawet otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz po tym, ponownie je zamknął, tym samym pozbawiając mnie ostatnich resztek nadziei.<br />
Miałam tego serdecznie dość, chociaż próbowałam tego nie okazywać. Powróciłam do swojej kanapki, gdyż nie dostałam odpowiedzi na pytanie, a dłuższe oczekiwanie nie miało sensu. Sałata, którą żułam, chrupała soczyście, zagłuszając ciszę. Celowo głośno jadłam. Chciałam zwrócić na siebie uwagę, żeby wreszcie ktoś się do mnie odezwał. Niestety, bezskutecznie.<br />
Nagle, Ashton wstał od stołu i bez słowa wyszedł z kuchni. Niewiele później, Calum także odsunął swoje krzesło, rozciągając przy tym ramiona. Przez chwilę hałasował, wkładając brudne naczynia do zlewu, a później oddalił się, ziewając po drodze. Usłyszałam trzask frontowych drzwi, więc najwyraźniej wyszedł z domu, prawdopodobnie zmęczony gęstą atmosferą.<br />
Zostałam tylko z Luke'iem i Michaelem. Błagałam w myślach, żeby Luke nas nie zostawiał, a najlepiej, żeby coś powiedział. Dłonie zaczęły mi drżeć ze stresu, że zostanę z zielonookim sam na sam i będziemy musieli rozmawiać o czymś, o czym nie miałam ochoty mówić. Póki co, wszystko wskazywało na to, że inni stopniowo chcieli opuścić pomieszczenie, pozwalając Michaelowi przeprowadzić ze mną poważną jakąś rozmowę. Nie mogłam wymyślić żadnego innego powodu ich zachowania, więc postanowiłam trzymać się tej wersji.<br />
W końcu, popatrzyłam błagalnie na moje ostatnie koło ratunkowe, lecz chłopak nawet nie raczył odwzajemnić spojrzenia. Przeżuwał ostatni kęs jajecznicy, co nie było dobrym znakiem. Bałam się, że zaraz i on nas opuści, pozostawiając mnie samą w nerwach bez żadnego mentalnego wsparcia. W ostatniej chwili, zdecydowałam ratować sytuację.<br />
– Luke, chcesz później pograć w piłkę? – palnęłam. Miałam ochoty walnąć się w głowę. Nie mogłam wymyślić niczego lepszego?<br />
– Eee, nie wiem – odparł, nerwowo drapiąc się po karku. – Trochę źle się czuję.<br />
– Jasne. – W moim głosie nie było słychać nawet nuty przekonania, ale nie starałam się, aby było inaczej. Odpuściłam.<br />
Nie miałam już nawet o co walczyć, gdyż Luke także zniknął. Westchnęłam ciężko, czekając na to, co usłyszę, zupełnie jakbym czekała na wyrok śmierci. Problem był w tym, że nawet nie wiedziałam czy zrobiłam coś nie tak, czy po prostu wszyscy wstali z łóżek lewą nogą.<br />
Ku mojemu zaskoczeniu, Michael wstał od stołu i ruszył ku wyjściu z kuchni. Tego zupełnie się nie spodziewałam. Jednak nie pozwoliłam zaskoczeniu nad sobą zapanować i zerwałam się ze swojego miejsca. W momencie, gdy chłopak przekraczał próg, złapałam go za ramię. Zatrzymał się, lecz nie odwrócił głowy w moją stronę.<br />
– Co się dzieje? – zapytałam, przybliżając się nieco. – Zrobiłam coś nie tak? Przecież wczoraj było tak miło...<br />
Nie zdążyłam dokończyć swojej wypowiedzi, bo Michael gwałtownie wyrwał się z mojego uścisku, po czym ruszył przed siebie, podczas gdy ja bezczynnie stałam w miejscu.<br />
Nie rozumiałam już zupełnie nic. W głowie miałam pustkę. Nawet zabrakło mi pytań, które mogłabym zadać. Zresztą i tak na żadne nie otrzymałabym odpowiedzi.<br />
Ze zrezygnowaniem powłócząc nogami, wyszłam na zewnątrz, nie mogąc dłużej znieść atmosfery, panującej w środku. Szłam wzdłuż ulicy w stronę pustych terenów.<br />
Przez kilka minut mojej drogi, towarzyszyło mi zdenerwowanie, lecz w końcu minęło, zapewne dzięki świeżemu powietrzu. Oddychałam głęboko, wpatrywałam się w niebo i powoli wyzbywałam się wszelkich negatywnych emocji. Próbowałam chociaż przez chwilę pomyśleć o czymś pozytywnym, przywołując miłe wspomnienia.<br />
Najpierw skupiłam się na angielskim deszczu. Był on zupełnie inny, niż ten w Australii. Tutejsze krople były większe i przede wszystkim cieplejsze, do czego wciąż nie mogłam się przyzwyczaić. Częściej przychodziła burza, a rzadziej typowa, soczysta ulewa. Po części mi jej brakowało. Jednak gdy myślałam o dniach, kiedy siedziałam w domu, w Anglii, i oglądałam deszcz, uśmiech sam wpełzał na moją twarz. Zawsze takie dni spędzałam w towarzystwie rodziców, a chwile spędzone z nimi nigdy nie były zmarnowane. Uwielbiałam siedzieć w rodzinnym gronie i grać w gry planszowe, z których nigdy nie wyrosłam. Tutaj mi tego brakowało.<br />
Idąc tak przez pustkowie, zapragnęłam, żeby spadł deszcz i zrosił moją twarz. Potrzebowałam orzeźwienia, jakiejś odskoczni.<br />
Tęskniłam także za dalszą rodziną. Jak o tym myślałam, dotarło do mnie, że wybrałam uczelnię, znajdującą się naprawdę na końcu świata. Odległość była przeogromna, a strefy czasowe ograniczały możliwości kontaktu.<br />
W tym momencie, szczerze zatęskniłam za domem. Moim prawdziwym domem, gdzie się wychowywałam i gdzie żyli wszyscy moi najbliżsi.<br />
Zdałam sobie sprawę, że czasem nie myślałam racjonalnie. Nie zawsze podejmowałam dobre decyzje, ale gdy czegoś bardzo chciałam, sięgałam po to i nic nie mogło mnie powstrzymać. Właśnie tak było z wyborem uczelni – wymyśliłam sobie Sydney i koniecznie musiałam tu przyjechać. Choć jak patrzyłam na to z perspektywy czasu, mój przyjazd sprowadził same kłopoty. Wszystko zaczęło się sypać od razu, gdy tylko wylądowałam.<br />
Nagle, poczułam ukłucie w sercu, wyrywające mnie z zamyślenia. To ukłucie kuło jak poczucie winy. Tak... Czułam się tak, gdyż nie powinnam była myśleć w ten sposób. Mój przyjazd sprowadził też parę dobrych rzeczy. Mimo, że było trudno, a czasem wręcz koszmarnie ciężko, poznałam tu kogoś lepszego, niż tego kretyna Daniela. Michael miał w sercu dobro, którego sam nie potrafił dostrzec.<br />
Wtem, oświeciło mnie. Strzeliło to we mnie jak grom z jasnego nieba. Momentalnie obróciłam się na pięcie, po czym puściłam się biegiem w stronę domu. Przeszłam spory kawałek, ale nie miałam zamiaru się wlec w drodze powrotnej – chciałam ją pokonać biegnąc.<br />
– Michael tylko udawał – dyszałam sama do siebie. – Skrywał twarz pod maską...<br />
<i>Ale przede mną ukazał swoje prawdziwe oblicze!</i>, dokończyłam w myślach.<br />
Pokazał mi swoją wrażliwość. Udowodnił, że potrafi być delikatny i czuły. Ujawnił przede mną swoją pasję i oddanie muzyce. Właśnie to było w nim tak niesamowite i tak bardzo chciałam mu o tym powiedzieć. Musiałam bezzwłocznie uświadomić mu jak dobrym człowiekiem był w rzeczywistości i jak wiele dla mnie znaczył.<br />
Nie czułam już sił w nogach, brakło mi tchu, ale widziałam w oddali biały domek, do którego zmierzałam, co dodawało mi mocy. Dlatego biegłam dalej, mimo że trochę zmniejszyłam tempo.<br />
Gdy wybiegłam na podjazd, zatrzymałam się, chcąc złapać oddech. Położyłam ręce na kolanach, a głowę spuściłam w dół. Przez chwilę nabierałam powietrza do płuc, wypuszczałam je i tak w kółko. Odzyskałam siłę, żeby dojść do drzwi frontowych, przez które przeszłam jak najszybciej. Już na progu, próbowałam zlokalizować Michaela, ale zastałam jedynie głuchą ciszę. Nasłuchiwałam, lecz nie słyszałam żadnej rozmowy, telewizora, dźwięków pianina czy nawet brzdęku hantli. Weszłam głębiej do salonu, a następnie ruszyłam w górę schodów. Wszystkie drzwi były zamknięte, poza jednymi – moje były lekko uchylone, a byłam pewna, że zostawiłam je zatrzaśnięte. Niepewnie podeszłam bliżej, ale bałam się zajrzeć do środka, a raczej bałam się co mogę zobaczyć. W mojej głowie, automatycznie pojawiły się same najczarniejsze scenariusze, jeden po drugim.<br />
Morderca, przykładający ostrze do szyi Michaela. Zakrwawione ciało, leżące na środku podłogi. Tykająca bomba, gotowa rozwalić cały budynek wraz z jego zawartością...<br />
Powoli wypuściłam powietrze z płuc, policzyłam do trzech i wyjrzałam za ścianę, zaglądając do wnętrza pokoju. To, co zobaczyłam sprawiło, że stanęłam jak wryta. Nie przeraziło mnie to, ale zdecydowanie zaskoczyło. Tego nigdy bym się nie spodziewała.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
♢</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jak już do tego usiadłam, napisałam dość szybko, chociaż wiem, że jest dość krótko. Pisałam notkę z przeprosinami, więc teraz je sobie odpuszczę. Do końca pierwszej części pozostał <i>jeden</i> rozdział, który postaram się dodać jak najszybciej (tym razem na serio!).</div>
<div style="text-align: justify;">
Z tego co widzę, w ankiecie 34 osoby odpowiedziało, że rzekomo komentują rozdziały, więc teraz pięknie proszę, aby te wszystkie osoby naprawdę <b>zostawiły komentarz</b> pod <b>tym</b> rozdziałem. Dziękuję:)</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-3005210730949785782015-05-13T22:36:00.002+02:002015-05-13T22:36:53.802+02:00Złe (ale nie najgorsze) wieści<div style="text-align: justify;">
Hej, to znowu ja i nie, nie mam dla Was nowego rozdziału. Właśnie tego dotyczy owa zła wiadomość.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mija kolejny miesiąc, a rozdziału jak nie było tak nie ma. Próbowałam nad nim pracować, lecz efekty były marne. Niestety, nie jestem w stanie go teraz napisać. Są różne powody, ale powiem krótko: chyba nie ma sensu się nad nimi rozpisywać. </div>
<div style="text-align: justify;">
Chciałam Was po prostu przeprosić. Za to, że musicie czekać, że rozdziały są coraz mętniejsze i za to, że co miesiąc piszę notkę taką jak ta.</div>
<div style="text-align: justify;">
Do końca opowiadania zostały dwa rozdziały (+ ewentualna druga część), a ja akurat teraz musiałam nawalić. Źle mi z tym, lecz ostatnio pisanie kompletnie mi nie wychodzi, a wiecie, że nie chcę dawać Wam totalnego chłamu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnio Mask zyskał wielu nowych czytelników, a ja co im daję? Nic. Dlatego, proszę o wybaczenie. Nie chcę niczego obiecywać, bo nie wiem czy dam radę dotrzymać słowa. Jednak chcę, żebyście wiedzieli, że naprawdę mi przykro, ale nic nie mogę z tym zrobić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Piszę tę notkę na szybko, bo jutro jadę na koncert 5sos do Berlina i chciałam tylko pokazać, że żyję i odpowiedzieć na pytanie "Kiedy nowy rozdział?" To chyba tyle z mojej strony.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wiem, że zawsze mogę na Was liczyć, dlatego modlę się, żebyście i tym razem mnie nie znienawidzili:(</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Na zawsze Wasza,</div>
<div style="text-align: justify;">
Curly x</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-76560834789056680512015-04-09T21:35:00.000+02:002015-05-22T16:45:54.642+02:00Rozdział 18<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=QRLzWrBhZdY" target="_blank">muzyczka (klik)</a></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
♢</div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Zastałam Michaela, siedzącego na fotelu w salonie. Był sam, a w ręku trzymał małą kartę SD i przyglądał się jej uważnie. Nie chciałam mu przeszkadzać, ale za bardzo się stęskniłam, żeby po prostu odejść. Gdy podeszłam bliżej, podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się lekko. Bez wahania, usiadłam mu na kolanach, a twarz wtuliłam w jego ramię.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Co robisz? – zapytałam sennym głosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
W odpowiedzi mnie objął i pocałował w czoło. Najwyraźniej wyrwałam go z głębokiej zadumy, choć nie dawał tego po sobie poznać.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Chcesz dziś gdzieś wyjść? – zaproponował.</div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyłam na niego pytająco; zdziwiła mnie ta propozycja, ale jednocześnie wywołała uśmiech na mojej twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Jasne – odparłam. – A gdzie konkretnie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzał w sufit, zastanawiając się. Jego usta powoli wykrzywiły się w uśmiechu.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Hmm... Do filharmonii.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak na komendę, wstrzymałam oddech, próbując ukryć ekscytację. Jedno hasło wystarczyło do tego, żeby w mojej głowie powstał obraz niczym scena z filmu.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
– Byłoby świetnie.<br />
Byłam pewna, że moje oczy zaświeciły niczym dwie latarki. Wyobraziłam sobie siebie w eleganckiej sukience i Michaela, w równie szykownym, garniturze. Zawsze miałam słabość do mężczyzn pod krawatem, a jednak ten był moim ulubionym. Słowo "filharmonia" znikało pośród moich myśli i wyobrażeń.<br />
Jednak nagle zamarłam. Mogłam marzyć o jakiejś pięknej kreacji, ale w rzeczywistości, nie posiadałam niczego odpowiedniego.<br />
Michaelowi nie umknęło moje nagłe poruszenie.<br />
– O co chodzi? – zapytał.<br />
– Nie... Nie mam co ubrać... – powiedziałam to bardzo cicho, jednocześnie zaciskając zęby.<br />
– To kup. – Wybuchł śmieciem jak gdyby nigdy nic.<br />
Poczułam się nieswojo z bliżej nieokreślonego powodu, toteż wstałam i powoli zaczęłam się wycofywać. Nerwowo zakładałam włosy za ucho, czego nawet nie byłam świadoma.<br />
– Dobrze – przytaknęłam, po czym wybiegłam po schodach.<br />
Na środku korytarza, wypadłam na Caluma, idącego z naprzeciwka. Położył dłonie na moich ramionach, próbując mnie wyminąć. W ostatniej chwili, zobaczył towarzyszący mi niepokój.<br />
– Coś się stało?<br />
Jak na zawołanie, w mojej głowie pojawiła się masa odpowiedzi, którymi niestety nie mogłam się podzielić.<br />
Nie mam koleżanek, z którymi mogłabym pójść na zakupy.<br />
Nie mam własnych pieniędzy, za które mogłabym kupić sobie sukienkę.<br />
Nie mogę wyjść na miasto bez pozwolenia.<br />
Nie mogę zrobić niczego bez nadzoru przynajmniej jednej z moich czterech nianiek.<br />
– Nic – odpowiedziałam krótko, odganiając wszystkie męczące mnie myśli.<br />
– Mnie nie nabierzesz – zachichotał, przekonany, że go okłamałam; i miał rację. – Jaki masz problem?<br />
– Nieważne – prychnęłam. – Nie chcę robić z siebie ofiary losu.<br />
– Za późno – dociął mi swoim bezbłędnym sarkazmem. – Gadaj o co biega.<br />
– To nic takiego... – Za wszelką cenę próbowałam zyskać na czasie. – Po prostu nie mam z kim iść na zakupy.<br />
Nagle, Calum wziął mnie za łokieć i pociągnął za sobą. Dosłownie wrzucił mnie do swojego pokoju. Myślałam, że stało się coś złego, ale gdy zobaczyłam dziwny uśmiech na jego twarzy, wiedziałam, że nie o to chodzi.<br />
– Michael zaprosił cię do filharmonii? – wyszeptał jakby ktoś nas podsłuchiwał.<br />
– Tak... Skąd wiesz?<br />
– Znam go, dobra? Poza tym, gadamy o różnych rzeczach.<br />
– O mnie też? – niekontrolowanie pisnęłam.<br />
– Ciiicho. Tak, o tobie też. – Nie ukrywałam oburzenia. – On planował to od jakiegoś czasu, więc jeśli chcesz kupić coś na tę okazję, jadę z tobą.<br />
Nie wiedziałam czy mam być mu wdzięczna, czy bardziej wkurzona o to, jak mnie traktował. Dlatego też, w odpowiedzi wydęłam usta, jednocześnie szturchając go w ramię. Zastanawiałam się co mogło tkwić w jego głowie. Dlaczego tak zareagował na wieść o randce? Ciekawość mnie zżerała, ale nawet jakbym zapytała, nie dostałabym normalnej odpowiedzi.<br />
Po chwili, chłopak ponownie wyprowadził mnie na korytarz i ruszył w stronę schodów.<br />
– Wychodzimy na zakupy – powiadomił Michaela.<br />
Blondyn spojrzał na nas pytająco, ale nic nie powiedział. Odprowadził nas wzrokiem do drzwi, a kiedy posłałam mu uśmiech na odchodnym – nie odpowiedział.<br />
Calum wsiadł do czerwonego auta, którym jeszcze nie miałam okazji jechać. Ten kolor lakieru wyjątkowo pasował do właściciela pojazdu.<br />
– Chcę jechać do... – zaczęłam, lecz brunet uciszył mnie ruchem ręki.<br />
– Nie. Nie jestem szoferem. Jedziemy tam gdzie ja chcę.<br />
– Ale...<br />
– Ale ja wiem w czym będziesz wyglądała najlepiej.<br />
Speszyłam się. Przez resztę drogi nie odezwałam się ani słowem, sceptycznie nastawiona do tej wyprawy.<br />
Dawno nie byłam w centrum miasta, więc galeria handlowa była dla mnie czymś niezwykłym. Patrzyłam na nią jak na cud świata, mimo że nie różniła się jakoś specjalnie od tych, w których bywałam wcześniej. Poczułam się jakbym odwiedzała obcą planetę.<br />
Weszliśmy do środka, zupełnie jak normalni ludzie, choć tak naprawdę w nawet najmniejszym stopniu nie czułam się normalna.<br />
Nawet nie zdążyłam się rozejrzeć, bo Calum złapał mnie pod łokieć, po czym pociągnął w przeciwną stronę. Spojrzałam na niego i dostrzegłam dziwny błysk w jego oczach. Wyglądał na podekscytowanego, choć nie sądziłam, żeby miał ku temu powód.<br />
Dosłownie wpadliśmy do jednego ze sklepów, w którym znajdowały się same eleganckie stroje. Nic nie wyglądało tandetnie, wszystko było wyszukane i odpowiednie na każdą okazję. Nie wiedziałam na czym zawiesić wzrok.<br />
– Usiądź sobie tam. – Brunet wskazał na kremową kanapę w wiktoriańskim stylu.<br />
– Dlaczego mam siadać?<br />
– Bo ja poszukam czegoś, co mogłabyś ubrać i nie chcę, żebyś mi przeszkadzała.<br />
W odpowiedzi wydęłam usta, a ręce skrzyżowałam na piersi, ale poszłam we wskazanym kierunku.<br />
Calum kontrolował każdy mój ruch, ale gdy w końcu usiadłam, zniknął między wieszakami. Jedyne co mogłam robić, to czekać na niego, co było nadzwyczaj nudnym zajęciem.<br />
Rozglądałam się po wnętrzu sklepu. Jego wystrój był mieszanką baroku ze stylem nowoczesnym, lecz wszystko idealnie ze sobą współgrało. Z sufitu zwisały zachwycające żyrandole, złożone z małych, lśniących kryształków; nie mogłam oderwać od nich wzroku.<br />
Sklep miał zaledwie kilku klientów, ale każdy z nich wyglądał na takiego, który zrobi spore zakupy. Młode dziewczyny w towarzystwie bogatych ojców, jak i dorosłe kobiety w gronie przyjaciółek. Nie brakło tu także mężczyzn, szykujących się do wielkiego wyjścia.<br />
Moją uwagę przyciągnęła nastolatka, którą wyróżniały blond włosy, sięgające pasa. Biegała między wieszakami jak oszalała, a za nią starszy mężczyzna w garniturze, niespecjalnie zadowolony ze swojego zajęcia. Podczas gdy dziewczyna szukała dla siebie odpowiedniej kreacji, ten trzymał dla niej sukienki do przymierzenia. Na jego pomarszczonym czole dostrzegłam kilka kropli potu; najwyraźniej biegał już od dłuższej chwili. Widząc jego ból, posłałam mu pocieszający uśmiech, ale nawet nie miał czasu, aby mi odpowiedzieć, gdyż musiał podążać za młodą dziewczyną.<br />
Od niechcenia wróciłam głowę i zobaczyłam Caluma, idącego w moją stronę. Niósł trzy różne sukienki. Nagle, poczułam wstyd. Nie chciałam sprawiać wrażenia rozpuszczonej dziewuchy, tak jak tamta blondynka. Nie byłam przyzwyczajona do tego, żeby ktokolwiek nosił dla mnie ubrania.<br />
– Co to za skwaszona mina? – zapytał brunet. – Nawet nie przymierzyłaś tych kiecek, więc się nie krzyw.<br />
Chłopak był święcie przekonany, że byłam wybredna. Lepiej, żeby tak zostało, bo nie miałam ochoty mu się tłumaczyć.<br />
– Wskakuj do przymierzalni. – Podał mi wieszaki. – Wszystkie są piękne, więc musimy zobaczyć jak będziesz w nich wyglądać, żeby się na którąś zdecydować.<br />
Skinęłam głową, po czym weszłam do kabiny. Miała ona większe rozmiary niż taka w przeciętnych sklepach, a każda ścianka była lustrzana. Dwa wieszaki powiesiłam na haczyku, a jeden wzięłam do ręki. Purpurowa sukienka kompletnie nie przypadła mi do gustu; ani kolor, ani krój. Od razu ją odwiesiłam. Zaczęłam się zastanawiać czy Calum rzeczywiście tak dobrze wiedział w czym będę dobrze wyglądać.<br />
Chwyciłam kolejną – burgundową. Była zwykła. Długi rękaw, głęboki dekolt, odcięcie w talii i rozkloszowany dół. Nie przepadałam za tego typu fasonem, ale nie chciałam od razu z niej rezygnować, gdyż miała naprawdę ładny kolor.<br />
Niespiesznie zdjęłam cienki sweter, który miałam na sobie. Dzięki klimatyzacji, po ciele przeszły mnie dreszcze. Przyspieszyłam i zapragnęłam jak najszybciej się przebrać. Kiedy już byłam gotowa, otworzyłam drzwi, żeby Calum mógł mnie zobaczyć. Na wejściu posłałam mu mordercze spojrzenie.<br />
– Wyglądam jakbym szła do kościoła.<br />
Chłopak bez słowa skinął głową, zgadzając się ze mną.<br />
Wywróciłam oczami i wróciłam do przymierzalni. Założyłam ostatnią, dopasowaną sukienkę w kolorze butelkowej zieleni. Miała ona wysoki dekolt, a po bokach ciekawe trójkątne wycięcia. Brakowało jej rękawów, lecz wizualnie było to zdecydowanie na plus. Bez zastanowienia chciałam ją kupić. Niestety, <b>ktoś</b> musiał zatwierdzić mój wybór, toteż wyszłam przed drzwi kabiny.<br />
– Wow – wydusił z siebie Calum, lustrując mnie od góry do dołu.<br />
Na moment zatrzymał wzrok na moich biodrach, a później spojrzał wyżej, gdzie nasze spojrzenia się spotkały.<br />
– Podkreśla kolor twoich oczu – dodał.<br />
Uśmiechnęłam się, nieco zawstydzona. Jednak niezaprzeczalnie miał rację. Moje oczy wyglądały jakby nabrały koloru.<br />
Ponownie zniknęłam za drzwiami, żeby przebrać się w to, w czym przyszłam. Wzięłam ze sobą sukienkę, po czym ruszyłam w stronę działu z biżuterią. Chciałam dobrać do tego chociaż jakiś ładny naszyjnik.<br />
– Hej, a ty dokąd? – Cal zatrzymał mnie w połowie drogi. – Idziemy do kasy.<br />
– Ale chciałam jakiś wisiorek.<br />
– Zwariowałaś? – Faktycznie patrzył na mnie jak na wariatkę. – Żaden nie będzie pasował. Ta sukienka sama w sobie jest jak biżuteria.<br />
– Ale tak jest nudno...<br />
– Jest idealnie! Zaufaj mi.<br />
Zacisnęłam zęby, ale już nic więcej nie powiedziałam. Posłusznie poszłam do kasy. Podczas gdy Calum płacił, próbowałam sobie wyobrazić jakiekolwiek korale w zestawieniu z tą sukienką. Może rzeczywiście nic do tego nie pasowało, a już na pewno nic z tego sklepu. W myślach przyznałam rację chłopakowi i na dobre przestałam kręcić nosem.<br />
Wcale nie musiałam się nie wiadomo jak stroić. Taki skromny strój jest zdecydowanie najbardziej odpowiedni na takie wyjście.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<br />
Tym razem to ja czekałam na dole, co sprawiało, że denerwowałam się coraz bardziej. Bez przerwy gładziłam dłonią materiał mojej ciemnozielonej sukienki, w obawie, że się pogniecie. Przystawałam z nogi na nogę, a stukot obcasów dodawał mi otuchy.<br />
Kątem oka widziałam kształt, poruszający się w oknie; to Calum machał do mnie i szczerzył zęby, podtrzymując mnie na duchu. Odwzajemniłam uśmiech, ale zaraz potem spoważniałam, co było zasługą zdenerwowania. Na niczym nie mogłam skupić myśli; czekanie mnie wykańczało.<br />
Nagle, usłyszałam skrzypienie frontowych drzwi. Serce momentalnie zaczęło mi bić szybciej, mimo że jeszcze nie zobaczyłam Michaela. Niestety, gdy wyszedł na zewnątrz, mój stan tylko się pogorszył. Kolana się pode mną ugięły na widok czarnego, gładkiego garnituru. Koszula i krawat w tym samym kolorze były ledwo widoczne, gdyż zlewały się z materiałem marynarki. Jego fryzura nie różniła się od tej, co nosił na co dzień, lecz mimo to, pasowała idealnie.<br />
– Co się tak patrzysz? – Wykrzywił usta w półuśmiechu, a gdy podszedł bliżej, pocałował mnie w policzek.<br />
– Świetnie wyglądasz – mruknęłam, wciąż nie mogąc się otrząsnąć. Robił naprawdę niezłe wrażenie.<br />
– Ty też nawet nawet – zaśmiał się, po czym posłał mi czułe spojrzenie.<br />
Nie często miałam okazję przebywać z tym impertynenckim Michaelem, ale od czasu do czasu nie było w tym nic złego. Podobno dziewczyny lubią tych złych chłopców, więc nie powinnam narzekać.<br />
Po chwili, zajęłam w samochodzie miejsce pasażera. Jak najszybciej chciałam znaleźć się na miejscu, przez co niecierpliwie kręciłam się w fotelu. Włączyłam radio, ale to nie przyspieszyło czasu.<br />
– Tak na prawdę to ślicznie dzisiaj wyglądasz – powiedział nagle Michael, wyrywając mnie z zamyślenia.<br />
Popatrzyłam na niego zaskoczona. Nie odrywał wzroku od drogi, dopóki nie poczuł na sobie mojego spojrzenia. Po tym, uśmiechnął się do mnie, a jego policzki lekko poczerwieniały. Ten widok sprawił, że niemal stopniałam, niczym kostka lodu w upalny dzień.<br />
– Dziękuję.<br />
Był idealny. Właśnie taki.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
•</div>
<br />
Filharmonia, do której szliśmy była naprawdę piękną budowlą w nowoczesnym stylu. Niestety, prowadziło do niej całkiem sporo schodów, które pokonywałam dzielnie w moich wysokich butach. Gdy tylko weszliśmy do środka, miałam wrażenie, że wszystkie spojrzenia skupiły się na nas. Najwyraźniej Michael pomyślał o tym samym, bo popatrzył na mnie znacząco. Mimo wszystko, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy naprzód, ignorując ciekawskich ludzi.<br />
Jednak moja podświadomość zastanawiała się, dlaczego tak dziwnie na nas patrzono. Byłam pewna, że mój strój nie był zbyt kontrowersyjny na tę okazję, więc nie to było powodem. Z drugiej strony, nie wyglądałam tak zjawiskowo, żeby ludzie niekontrolowanie mnie podziwiali.<br />
Zerknęłam na Michaela. Możliwe, że jego niesforna fryzura była nie do końca odpowiednia. Kolczyk w łuku brwiowym też nie nadawał mu zbyt przyjaznego wyglądu.<br />
Może o to chodziło. A może nie, ale Mikey na pewno nie wyglądał na typowego fana muzyki klasycznej. I właśnie to było w nim niezwykłe – bogate wnętrze, które potrafili dostrzec tylko nieliczni.<br />
Bez wahania, weszliśmy na salę, gdzie miał odbyć się koncert. Zajęliśmy miejsca wyznaczone na biletach i pozostało nam czekać. Rozglądałam się po wnętrzu, a było na co patrzeć. Siedzieliśmy w sektorze głównym na parterze, lecz był on otoczony dwoma piętrami z lożami. Te, powoli się zapełniały.<br />
Sufit sięgał bardzo wysoko, przez co musiałam zadzierać głowę, żeby zobaczyć zwisający z niego okazały żyrandol. Był on tak duży, że wystarczał do oświetlenia całej sali, choć poza nim, ściany zdobiły liczne kinkiety.<br />
Podczas gdy błądziłam wzrokiem po wnętrzu, nie zauważyłam kiedy ktoś wszedł na scenę. Zorientowałam się dopiero po usłyszeniu głosu owej osoby. Była to kobieta, ubrana w długą czarną suknię oraz dopasowany żakiet. Na tak dużej scenie wyglądała na dość drobną osobę. Powiedziała kilka słów wstępu, po czym zeszła ze sceny, ustępując miejsca muzykom.<br />
Natychmiast wyprostowałam się w swoim siedzeniu. Musiałam się skupić, gdyż taki rodzaj muzyki nie należał do moich ulubionych. Bardziej niż zażywanie kultury, liczyła się dla mnie osoba, siedząca na prawo ode mnie.<br />
Nigdy nie widziałam nikogo tak bardzo urzeczonego muzyką. On po prostu nie mógł oderwać wzroku od sceny, a ja nie mogłam przestać podziwiać jego. Wyglądał zupełnie tak, jakby był w transie. Lekko mrużył oczy, a usta miał wykrzywione w, moim ulubionym, delikatnym półuśmiechu. Ręce położył na podłokietnikach, przez co wyglądał jeszcze postawniej.<br />
Może było to niegrzeczne z mojej strony, ale nie byłam zainteresowania występem. Dla mnie Michael był atrakcją wieczoru, zwłaszcza że miał na sobie tak piękny i elegancki strój.<br />
Popatrzyłam na jego dłoń, leżąca bliżej mnie; aż prosiła, żeby ją dotknąć. Poruszyłam moimi skostniałymi palcami, po czym splotłam je z jego.<br />
Spojrzał na mnie kątem oka, a gdy zobaczył, że wciąż mu się przyglądam, przelotnie pocałował mnie w czoło. Wtem, poczułam nagłe ciepło, opanowujące moje ciało od czubka głowy, aż do stóp.<br />
Zamarzyłam, żeby wyjść na zewnątrz i móc go pocałować szczerze i bez zahamowań. Musiałam ugryźć się w język, próbując opanować emocje.<br />
Oparłam głowę o ramię chłopaka i postanowiłam skupić się na ostatnich minutach występu. Nawet jeśli nie było ich tak mało jakbym chciała, musiałam się uspokoić. Miałam tylko nadzieję, że mój niepokój nikomu nie rzucił się w oczy.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy tylko koncert dobiegł końca, zauważyłem wielką ulgę, wpełzającą na twarz Lauren. Nawet rozbawił mnie ten widok i w żadnym stopniu nie uraził. Dostrzegłem także, że zadrżała pod wpływem chłodnego powietrza. Natychmiast wyciągnąłem rękę z kieszeni, żeby móc ją objąć ramieniem. Niestety, nie pomogło to zbyt wiele, więc zacząłem główkować co mógłbym zrobić, chcąc ją ogrzać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nerwowo ciągnąłem za nitkę, wystającą z rękawa mojej marynarki, próbując coś wymyślić. Nie chciałem, aby dziewczyna przy mnie źle się czuła, a gdy marzła, raczej mijałem się z celem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtem, po prostu zdjąłem czarne nakrycie – <i>że też wcześniej o tym nie pomyślałem </i>– i zarzuciłem je na jej ramiona.<br />
– Co powiesz na spacer? – zapytałem, na co bez wahania skinęła głową.<br />
Uśmiechnąłem się do siebie. Na spacer chciałem iść z konkretnego powodu, dlatego nieco przyspieszyłem kroku, żeby czym prędzej znaleźć się w parku. Nie znajdował się on daleko, ale kawałek musieliśmy przejść.<br />
Kiedy złapałem dłoń Lauren, poczułem, że tak właśnie powinno być. Uświadamiając sobie w jakiej byłem sytuacji, moja twarz automatycznie poczerwieniała, a w sercu poczułem miłe ciepło.<br />
Po wejściu na główną ścieżkę w parku, od razu ruszyłem w kierunku centrum. W głowie miałem układ wszystkich alejek, więc trafienie do celu nie sprawiło mi żadnych problemów. Po kilku minutach, dostrzegłem zwyczajną, żółtą huśtawkę. Na jej widok, zadrżałem, tknięty przez wspomnienia.<br />
– Po co przyszliśmy na plac zabaw? – Lauren zaśmiała się, najwyraźniej nieświadoma tego, w jakim staliśmy miejscu.<br />
Popatrzyłem dziewczynie w oczy, po czym westchnąłem cicho. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie; żadne nie wypowiedziało ani jednego słowa. Wyglądała na nieco zdezorientowaną, lecz nie przeszkodziło mi to w zmniejszenia odległości między nami do ekstremalnie małej. Czubek mojego nosa był zaledwie kilka milimetrów od jej czoła. Właśnie wtedy, delikatnie złapałem ją za podbródek, a drugą rękę oparłem o jej biodro.<br />
Z początku, nasze usta ledwie się musnęły. Jednak gdy tylko położyła dłonie na mojej piersi, wszelkie bariery zniknęły. Nieświadomie, oddała mi się w stu procentach, przez co mogłem nadać tempo naszemu kolejnemu pocałunkowi. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie, na co jęknęła nieśmiało, prosto w moje usta. Od tego momentu, celebrowałem każdą kolejną sekundę, delektując się słodkim smakiem jej warg. Ciągnęła za mój krawat, ale taki ból sprawiał mi przyjemność.<br />
Kompletnie urzeczony, nie mogłem przestać. Nie potrafiłem zatrzymać mojej ręki, przesuwającej się w dół i w górę po jej plecach. Musiałem się zmusić, żeby to przerwać, ale gdy już to zrobiłem, moje dłonie pozostały w tym samym miejscu.<br />
Spojrzałem jej w oczy, słysząc łomotanie własnego serca. Następnie, spuściłem wzrok na lekko zaczerwienione usta. Bez zastanowienia, objąłem ją czule, na co ona także oplotła mnie ramionami. Pocałowałem ją w czoło, a już chwilę później zatapiałem nos w jej włosach, napawając się zapachem,jej ulubionego, owocowego szamponu.<br />
– Kocham cię – szepnąłem pod wpływem emocji.<br />
Tym wyznaniem zaskoczyłem sam siebie. Poczułem, że Lauren także skamieniała. Dopiero wtedy się odsunąłem.<br />
– Tutaj pierwszy raz się spotkaliśmy – odpowiedziałem na pytanie, które wcześniej mi zadała.<br />
Wtem, wstrzymała oddech i zaczęła się rozglądać, żeby po chwili przyznać mi rację. Na moją twarz wpełzł uśmiech.<br />
Kiedy myślałem, że już nic nie może zepsuć tej chwili, coś w torebce Lauren zawibrowało wściekle. Sięgnęła do niej i wyciągnęła komórkę, chcąc odczytać SMSa.<br />
– Nieznany – powiedziała, zanim otworzyła wiadomość.<br />
Bez słowa, wyciągnąłem dłoń w jej stronę. Położyła na niej telefon, dobrze wiedząc co miałem na myśli. Kliknąłem na napis "Otwórz" i odczytałem kilka słów, które sprawiły, że moje serce podskoczyło do gardła:<br />
<i>"Korzystaj z życia póki możesz, bo nie zostało ci wiele czasu."</i></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
♢</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Przepraszam, że znowu musieliście tak długo czekać na rozdział, ale zwyczajnie nie mam czasu, żeby go pisać:( Nawet nie wiem kiedy zleciał ten <i>miesiąc</i>.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Z tego co mi wiadomo, opowiadanie czyta ponad 100 osób i byłoby mi bardzo miło gdyby chociaż część z nich <b><u>zagłosowała</u></b> na <i>Mask</i> w tej ankiecie: <a href="http://sonda.hanzo.pl/sondy,242829,72B3.html">http://sonda.hanzo.pl/sondy,242829,72B3.html</a><br />
Z góry dziękuję x<br />
<br />
PS Dziękuję mojej kochanej Werce, która dała mi mega kopa do napisania tego rozdziału i bardzo mi pomogła♥ Bez niej bym nigdy tego nie napisała.</div>
</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-45683880989592227582015-03-08T18:24:00.001+01:002015-03-08T18:24:09.899+01:00Rozdział 17<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=yi4Be4aLv1k" target="_blank">do słuchania (klik)</a></i></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
♢</div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Patrzyłam na drzwi, w nadziei, że za chwilę się otworzą, a na progu stanie Michael. Niestety, klamka wciąż tkwiła w bezruchu, tak samo jak ja. Mogłam tak czekać godzinami, lecz wszystkie moje starania nic nie zmieniały.<br />
Myślałam nad tym, o czym ostatnio się dowiedziałam. Michael mi zaufał i powiedział co zostało im skradzione. Niestety, nie spodziewałam się, że taki szum może być wokół jednej, malutkiej karty SD! Gdy mi o tym powiedział, nie wiedziałam czy wybuch śmiechu będzie odpowiednią reakcją. Jednak doszłam do wniosku, że skoro tak bardzo im na tym zależało, musiało być to bardzo ważne. Nie wiedziałam co było zapisane na owej karcie, ale postanowiłam zapytać o to kiedy indziej. Mogłam tylko podejrzewać, że są to jakieś szalenie istotne dane.</div>
<div style="text-align: justify;">
Głos komentatora meczu, dobiegający z telewizora, wyrwał mnie z zamyślenia. Jego krzyki zaczynały mnie irytować. Chłopcy gapili się w ekran, co jakiś czas krzycząc z radości lub zawodu. Siedzenie z nimi w salonie mogło być bardzo uciążliwe, zwłaszcza kiedy dokuczał mi ból głowy, a nadmiar myśli nie dawał spokoju.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Lauren, nie chcesz oglądać z nimi? – zapytał Calum.</div>
<div style="text-align: justify;">
W odpowiedzi jedynie pokręciłam głową; nie miałam ochoty na piłkę nożną.</div>
<div style="text-align: justify;">
– To może porobimy coś, co ty lubisz? – zaproponował Luke.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tymi słowami zwrócił moją uwagę. Zachichotał, gdy gwałtownie odwróciłam się w jego stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Co na przykład?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Ty nam powiedz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzyłam na sufit, zastanawiając się nad tym, co chciałam robić. W Sydney na pewno nie brakowało rozrywek i właśnie dlatego był problem z wyborem. Chociaż z drugiej strony, nie miałam pojęcia co można robić z trójka chłopaków.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Chodźmy do klubu ze striptizem – powiedział Calum, gotowy do wyjścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaśmiałam się, a Ashton uderzył bruneta w ramię.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jasne, że to nie tam chciałam iść, ale nie chciałam też, żeby moja opinia wpływała na ich decyzję. Równie dobrze mogli wyjść gdzieś sami, ja wcale nie byłam im potrzebna. To na prawdę miłe z ich strony, że próbowali mnie włączyć do swojej paczki, ale umiałam radzić sobie sama.</div>
<div style="text-align: justify;">
– To co robimy? – zapytał Luke, a wszyscy spojrzeli na mnie pytająco.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczułam narastającą presję.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Chodźmy na kręgle – palnęłam bez zastanowienia, co o dziwo, natychmiast spotkało się z aprobatą chłopców.</div>
<div style="text-align: justify;">
Od razu wstali z kanapy i zaczęli ubierać buty; poszłam w ich ślady. Z jednej strony, taki wypad mógł się okazać całkiem miły. Wcześniej nie miałam okazji spędzać dużo czasu z chłopakami, więc właściwie byli dla mnie obcy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chwilę później, patrzyłam jak Luke i Calum kłócą się o miejsce z przodu w samochodzie. Nawet nie miałam ochoty dołączać się do tej kłótni, toteż od razu usiadłam na tylnym siedzeniu, gotowa do jazdy. Niecałą minutę zajęło Calumowi wygranie walki, a blondynowi nie pozostało nic innego jak usiąść obok mnie. Rozbawiła mnie jego naburmuszona mina, ale najwyraźniej tylko mnie.<br />
Dawno z nim nie rozmawiałam, ale może to dlatego, ze ostatnio prawie nic nie mówił. Od jakiegoś czasu był bardzo zamknięty w sobie i trudno było nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Wcale mu się nie dziwiłam, ale zdecydowanie potrzebował trochę rozrywki.<br />
Nagle, na sama myśl o tym, co może być w głowie Luke'a, ogarnął mnie głęboki smutek. Wyobraziłam sobie jak mógł się czuć po stracie siostry. Mimo że nigdy nie doświadczyłam tak dotkliwej straty, poczułam się do owej sytuacji. Gdy spojrzałam na to z innej perspektywy, doszłam do wniosku, że mógł wcale nie mieć ochoty na zabawę.<br />
Nie mogłam się powstrzymać przed złapaniem jego ręki, próbując choć trochę podnieść go na duchu. Posłał mi blady uśmiech, lecz zaraz po tym, spojrzał w okno i nie odwracał wzroku przez całą drogę. W tej chwili, zrozumiałam jak bardzo byłam im zbędna. Byłam piątym kołem u wozu, bez którego nie mogli nic zrobić, nawet jeśli by chcieli. Zamarzyłam, żeby zniknąć z ich domu.<br />
Pogrążyłam się w zadumie. Pierwsze nasunęły mi się na myśl studia, które nieubłaganie przede mną uciekały. Rodzice włożyli w moją edukację całe swoje serce i masę pieniędzy. A czym im się odpłacałam? Miesięcznymi wagarami i nieustannymi kłamstwami. Wszystko co dla mnie zrobili, nieodwracalnie zbezcześciłam.<br />
Na samą myśl o moim okropnym zachowaniu, zrobiło mi się niedobrze. Odruchowo zacisnęłam zęby.<br />
W tym momencie, postawiłam powiedzieć Michaelowi, że chcę wrócić do szkoły. Jedynym problemem była jego nieobecność, na którą nie miałam wpływu. Nie miałam nawet możliwości, żeby przez chwilę z nim porozmawiać. Wyjechał na jakiś czas, więc pozostało mi czekać do jego powrotu.<br />
– Ej, marzyciele. – Głos Ashtona wyrwał mnie z zamyślenia. – Wysiadamy.<br />
Bez wahania otworzyłam drzwi i wyskoczyłam na ulicę, podekscytowana na myśl gry w kręgle. Dopiero gdy zobaczyłam w jakiej byliśmy okolicy, stanęłam jak wryta, a cały mój entuzjazm natychmiast odszedł w niepamięć. Sądziłam, że pojedziemy do centrum, a temu do centrum daleko.<br />
Była to najbardziej parszywa okolica w jakiej kiedykolwiek miałam okazję przebywać. Zaniedbane budynki, a obok porozbijane wystawy sklepowe. Wyglądało to jakby nikt tu nie mieszkał. Na dodatek, zaparkowaliśmy przy przewróconym koszu na śmieci, który także nie zachęcał swoim widokiem.<br />
– Gdzie my, do diabła, jesteśmy? – wydusiłam z siebie, wciąż będąc w szoku.<br />
– Popatrz – powiedział Calum, wskazując na jeden z bloków. – Tam jest klub.<br />
Nie wiedziałam na co pokazywał, bo wszystko wyglądało na tak samo opuszczone. Żadne drzwi nie przypominały wejścia do klubu. Bałam się myśleć jak wyglądało jego wnętrze.<br />
– Przecież to jakaś speluna. Niemożliwe, żeby mieli tam kręgle.<br />
Chłopcy zaśmiali się w tym samym momencie. Ich zachowanie nieco mnie przerażało, ale nie dawałam tego po sobie poznać. Jedyne co mnie zastanawiało, to dlaczego nie wybrali jakiegoś miejsca bliżej cywilizacji.<br />
Bez zastanowienia, ruszyli w stronę, którą wskazał mi Calum. Nie pozostało mi nic innego jak iść za nimi. Zdecydowanie bezpieczniej czułam się przy nich, niż na środku groźnej dzielnicy.<br />
Po kilkunastu krokach, zobaczyłam czarne, masywne drzwi dwuskrzydłowe, prowadzące do jakiejś piwnicy. Nie przepadałam za podziemnymi pomieszczeniami bez okien, lecz nie kręciłam nosem.<br />
Ashton pchnął owe ciężkie drzwi i weszliśmy do środka. To co zobaczyłam, szczerze mnie zaskoczyło. Była to duża sala z kilkoma torami na końcu oraz długim barem na przodzie. Połowa podłogi została wyłożona bordową wykładziną, a druga jasnymi panelami. Ciemnie ściany, a na nich nowoczesne kinkiety robiły wrażenie. Bar blatu był podświetlany białym neonem, przez co całość wyglądała na prawdę świetnie.<br />
– I co? – Cal wyszczerzył zęby. – Nie tego się spodziewałaś, prawda?<br />
Zdałam sobie sprawę, że rozchyliłam usta z wrażenia, dopiero po tym, jak zadał to pytanie. Odpowiedziałam mu skinieniem głowy, na co wybuchnął śmiechem, po czym pociągnął mnie w stronę jednego z torów.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<br />
Szum morza zagłuszał stukot moich butów, za co byłem niezmiernie wdzięczny matce naturze. Mimo wszystko, na wszelki wypadek, trzymałem broń w gotowości, zwłaszcza że nie znałem okolicy zbyt dobrze.<br />
Wzdłuż wybrzeża ciągnęły się drewniane domki letniskowe, lecz wszystkie były opuszczone i zaniedbane. Cóż, prawie wszystkie, bo w jednym rzekomo przebywał niejaki Roderick, którego szukałem.<br />
Nie mogłem siedzieć bezczynnie do śmierci, dlatego badałem każdy trop, na który wpadłem. Od kilku dni jeździłem w różne miejsca, próbując dotrzeć do tego właściwego. Niestety, nic nie znalazłem. Jednak wpadłem na pomysł zwerbowania kogoś do pomocy.<br />
Roderick nie był moim przyjacielem, ani nawet się nie lubiliśmy. Szukałem go nie po to, aby się bratać, tylko żeby wkopać Daniela. Jedyna osoba, która mogła mi w tym pomóc, był inny jego wróg. Z wszystkich nieprzyjaciół mógłbym stworzyć całkiem pokaźną armię, lecz nie miałem na to czasu. Zależało mi na jak najszybszym zakończeniu sprawy.<br />
Od plaży dzieliło mnie tylko jedne przejście dla pieszych. Na ulicy nie było ruchu, prawdopodobnie przez małą liczbę mieszkańców. Takie miejsce idealnie nadawało się do ukrywania się przed światem.<br />
Przeszedłem przez ulicę i biegiem ruszyłem w stronę domków. Wiedziałem tylko tyle, że ten, kogo szukałem, powinien być w tym pomalowanym błękitną farbą. Problem tkwił w tym, że w nocy wszystkie ściany miały ten sam kolor i nie potrafiłem znaleźć niebieskiego. W każdym, okiennice były zamknięte, przez co, nawet jakbym chciał, nie zobaczyłbym światła. Pozostało mi podchodzić do wszystkich po kolei i przyciskać ucho do drzwi. Każdorazowo, nasłuchując stałem przez parę minut; zapewne cisza by mnie irytowała, gdyby nie, jeszcze bardziej irytujące, skrzeczenie mew.<br />
Kiedy podszedłem do kolejnego domku, znudzony podsłuchiwaniem, usłyszałem coś jakby kichnięcie, zaledwie kawałek dalej. Zrobiłem kilka kroków naprzód i zbliżyłem się do okna. Stare okiennice nie przylegały idealnie do szyby, toteż została szpara, przez którą mogłem zaglądać do środka. Wąski otwór nie ujawniał zbyt wiele, ale na tyle dużo, żebym zobaczył bladą wiązkę światła.<br />
Bingo.<br />
Bez wahania, zacząłem walić pięścią w drzwi. Rzecz jasna, odpowiedziała mi głucha cisza. Wyobraziłem sobie minę Rodericka po usłyszeniu pukania; zapewne zamarł w bezruchu. Mógłbym tak tłuc wiecznie, a ten i tak będzie udawał, że go tam nie ma.<br />
– Otwieraj! – syknąłem. – Nie jestem z policji.<br />
Wtem usłyszałem kroki. Podszedł do drzwi.<br />
– Kim jesteś? – zapytał zachrypniętym głosem.<br />
– Michael Clifford. Mam ważną sprawę.<br />
Od razu poluzował zamek, a zaraz po nim kolejny. I następny. I jeszcze jeden. Lekko uchylił drzwi, ukazując swoje szare, wystraszone oko. Znacząco poruszyłem ramieniem, żeby zobaczył co trzymałem w dłoni. Zadziałało bezbłędnie – wpuścił mnie do środka.<br />
– Co cię do mnie sprowadza, Clifford?<br />
Szedł w głąb izby, po czym usiadł na dużym fotelu, którego obicie miało liczne rozdarcia. Cały domek składał się z jednego pomieszczenia, gdzie znajdowało się wszystko, od sedesu, przez lodówkę, aż do łóżka polowego. Warunki marne, ale wystarczające, aby przeżyć. Jednak nie przyszedłem tu by podziwiać wnętrze. Zanim skupiłem się na przejściu do sedna, moją uwagę przyciągnął wygląd mężczyzny. Zapamiętałem go jako masywnego pitbulla, a teraz przypomniał raczej roztrzęsioną chihuahuę. Jego zazwyczaj szerokie barki, nagle jakby stały się węższe. Oczy miał podkrążone, a policzki zapadnięte. Niezaprzeczalnie miał trudny okres w życiu.<br />
– Jak mniemam, pamiętasz Daniela – zacząłem, a ten w odpowiedzi zacisnął zęby. – Przez niego ukrywasz się w tej dziurze. Gdybym był na twoim miejscu, za wszelką cenę chciałbym sprawić, żeby on był w takiej samej sytuacji.<br />
– Do czego zmierzasz?<br />
– Nie chcesz, żeby gnił w więzieniu?<br />
Posłał mi jednoznaczne spojrzenie. Oczywiście, że tego chciał.<br />
– W takim razie, mam pewien plan. Weź swoich kumpli, ja biorę swoich, i razem go przyciśniemy do ściany.<br />
– Jasne, wszystko brzmi na prawdę pięknie. – Nagle wstał z fotela. – Ale jaką masz pewność, że on nie będzie miał wsparcia? Chcesz go po prostu zawieźć na posterunek? To absurd.<br />
Wywróciłem oczami.<br />
Czemu on zadawał tak dużo pytań?<br />
– Nie mam już takich dobrych kumpli jak kiedyś – mówił, krążąc po pokoju. – Gdybym miał, zapewne nie siedziałbym w takim parszywym miejscu. Oczywiście, mogę po kilku zadzwonić, ale nie mam pewności, że się zjawią.<br />
– Przestań kombinować! Wiem, że chcesz zemsty, a sam na pewno jej nie dokonasz.<br />
Zmarszczył czoło, lecz po chwili powrócił jego neutralny wyraz twarzy. Wiedział, że miałem rację.<br />
– W porządku – w końcu się zdecydował. – Ale za moją pomoc chcę coś w zamian.<br />
– Dobra, dostaniesz wszystko, co chcesz. – Naprawdę mi się spieszyło. – Załatwmy to jak najszybciej, a później pogadamy o twoich śmiesznych zachciankach.<br />
Bez odpowiedzi, wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał numer. Uśmiechnąłem się pod nosem, zadowolony z siebie. Poszło o wiele łatwiej, niż się spodziewałem. Również chwyciłem komórkę, żeby zadzwonić do Luke'a i zawiadomić go o akcji. Odebrał po pięciu, dłużących się, sygnałach.<br />
– Luke? – powiedziałem do słuchawki, nie słysząc jego głosu. Tam gdzie był, było całkiem głośno. – Gdzie ty jesteś?<br />
– Michael?! – niemalże krzyknął. – O co chodzi? – Zignorował moje pytanie lub po prostu go nie usłyszał.<br />
– Zbierz chłopaków i czekajcie na mnie. Jedziemy na wycieczkę.<br />
– O czym ty mówisz? Jaka znowu wycieczka? – Kojarzył jeszcze wolniej, niż zazwyczaj.<br />
– Daj mi ten telefon – odezwał się kolejny głos po drugiej stronie. – Tu Calum. Co jest grane?<br />
Oszczędziłem sobie mówienia, że poznałem jego głos, więc od razu powiedziałem co było na rzeczy. Liczyłem na to, że ten lepiej zrozumie.<br />
– Jedziemy po Daniela. Macie na mnie czekać, bo za pół godziny będę. Tylko błagam, nie bierzcie Lauren, bo was pozabijam.<br />
Coraz bardziej trząsłem się z nerwów. Za każdym razem, gdy nie mogliśmy się dogadać, dręczyły mnie nerwowe tiki jak na przykład drgająca noga.<br />
– Rozumiem. Będziemy czekać – powiedział krótko, po czym się rozłączył.<br />
Najwyraźniej wreszcie zrozumiał powagę sytuacji.<br />
Po zakończonej rozmowie, odwróciłem się w stronę Rodericka. Ten wciąż przykładał telefon do ucha, ale odszedł na drugi koniec pokoju. Powoli ruszyłem ku niemu, żeby usłyszeć co mówi. Zanim zdążyłem zrobić dwa kroki, schował telefon do kieszeni spodni.<br />
– Załatwione – wyjaśnił. – Mam dwie osoby. Przyjadą za pięć minut.<br />
Wreszcie jakaś dobra wiadomość.<br />
Natychmiast wyszedłem z domku, pragnąc odetchnąć świeżym powietrzem. Nadmorski wiatr momentalnie przywrócił mi zdolność trzeźwego myślenia. Po chwili, poszedłem w stronę ulicy, żeby tam czekać na znajomych, którzy mieli po nas przyjechać. Po krokach wywnioskowałem, że Roderick szedł kilka metrów za mną. Wciąż trzymałem pistolet w ręku, gdybym nagle musiał komuś odstrzelić łeb.<br />
Punktualnie, po pięciu minutach, zatrzymał się przed nami czarny Van. Kierowca skinął głową, tym samym dając nam znak, żebyśmy wsiadali do środka. Bez zastanowienia, zająłem miejsce pasażera, przez co Roderick musiał usiąść z tyłu, gdzie nie było siedzeń. Spojrzałem w tył, chcąc zobaczyć kto jeszcze z nami jedzie. Myślałem, że niedowidzę, lecz nic ulegało wątpliwości, że ową osobą była dziewczyna. Znajoma dziewczyna.<br />
– Alison?! – wytrzeszczyłem na nią oczy.<br />
– O, hej – też była w szoku, ale zaskoczenie szybko zastąpiła uśmiechem.<br />
Jak oparzony, odwróciłem się i wlepiłem wzrok przed siebie.<br />
– Co ona tu robi? – szepnąłem do kierowcy, którym był dziwny, rudowłosy chłopak.<br />
– Jak widzisz, Crew narobił sobie całkiem sporo wrogów – odpowiedział, nie odrywając oczu z drogi.<br />
Wiedziałem, że dużo, ale nie spodziewałem się, że nawet jego współpracownicy w końcu staną się wrogami. Mimo wszystko, im więcej ludzi tym lepiej.<br />
Przez całą drogę do Sydney milczeliśmy i całe szczęście, bo nie miałem zamiaru tłumaczyć wszystkiego dwa razy. Kiedy podjechaliśmy pod dom, chłopcy już czekali. Rozejrzałem się wokoło, aby sprawdzić czy aby na pewno nie ma gdzieś za nimi Lauren. Na szczęście, byli tylko w trójkę; odetchnąłem z ulgą.<br />
Wskazałem im, żeby wsiadali do tyłu, co zrobili natychmiast. Gdy tylko drzwi Vana zostały zamknięte, rudzielec odjechał z podjazdu. Ostatni raz zerknąłem w stronę domu. Zakuło mnie w sercu na myśl, że nawet przez sekundę nie zobaczyłem Lauren. Niestety, musiałem skupić się na czymś innym, co wpływało także na jej przyszłość.<br />
– Czy ty w ogóle wiesz gdzie on jest? – odezwał się ciekawski Calum.<br />
– W porcie wschodnim – wyręczyła mnie Alison.<br />
Wszyscy popatrzyli na nią pytająco, na co wzruszyła ramionami.<br />
– W takim razie, kierunek port.<br />
Póki co, odhaczałem w głowie kolejne punkty planu i wierzyłem, że będę do robił do samego końca. Jedyne czego się obawiałem to to kto ma przewagę.<br />
<br />
Port wyglądał tak jak każdy inny. Statki przycumowane do brzegu i latarnia morska, oświetlająca drogę żeglarzom.<br />
Wyskoczyłem z samochodu, a reszta zrobiła to samo. Czym prędzej, ruszyłem w stronę latarni. Luke dorównał mi kroku, posyłając mi pokrzepiający uśmiech. Odpowiedziałem mu tym samym, po czym przyspieszyłem kroku.<br />
Drzwi, prowadzące do wieży, były zamknięte, ale nie stanowiło to żadnej przeszkody. Niespodziewanie, Alison wybiegła przed szereg i strzeliła prosto w zamek, który roztrzaskał się z hukiem. Nie miałem czasu na zastanawianie się skąd wyciągnęła broń, więc po prostu wbiegłem do środka. Nie zważałem na ogrom schodów, tylko zacząłem biec po nich, nie dając za wygraną.<br />
Najwyższy czas, żeby zakończyć sprawę z Danielem raz na zawsze. Powinien odpowiedzieć za wszystkie zbrodnie, które popełnił.<br />
Wpadłem na szczyt wieży i zastałem go zupełnie samego, czego nie przewidziałem. Spodziewałem się przynajmniej strzelaniny. Na podłodze, obok niego, leżał rozbity kubek w kałuży kawy. Najwyraźniej pił, gdy usłyszał huk i naczynie wypadło mu z ręki. Jednak nie wyglądał na wystraszonego. Stał prosto z piersią wypiętą do przodu. Miał zmarszczone czoło, a w ręku trzymał kij baseballowy. Jeden kijek. Zaśmiałem się pod nosem, widząc ten żałosny widok. Po chwili, na górę wbiegła reszta, a Daniel momentalnie pobladł.<br />
– Myślałeś, że będziemy walczyć w pojedynkę? – zapytałem, nawet nie czekając na odpowiedź.<br />
Nie miałem trudności z wyrwaniem mu kija z ręki. Następnie, przycisnąłem faceta do ściany, a kijem ograniczyłem mu możliwość oddychania, przystawiając go do tchawicy.<br />
Czułem ogień nienawiści, płonący w moich oczach i za wszelką cenę chciałem to wykorzystać, piorunując go spojrzeniem. Wtem, jakby czytali mi w myślach, Calum i Roderick przechwycili Daniela i siłą posadzili go na krześle. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ten już był przywiązany, co ograniczało jego ruchy.<br />
Czułem narastającą satysfakcję.<br />
– Teraz powiedz mi gdzie trzymasz naszą kartę – poleciłem, stając naprzeciwko niego.<br />
– Nie martw się, nic jej nie grozi. Jest w bezpiecznym miejscu – odparł z wrednym uśmiechem na twarzy.<br />
– Lepiej przestań szczerzyć zęby, bo zaraz możesz je stracić – warknęła Alison, po czym stanęła obok mnie, celując lufą w jego głowę.<br />
Wyraźnie zdziwił go widok dziewczyny, mimo że próbował to ukryć. Chciałem jej powiedzieć, żeby opuściła broń, ale zapewne moje słowa by nic nie zmieniły.<br />
– Mów gdzie ukryłeś tą durną kartę albo powiem wszystkim co mi zrobiłeś – mówiąc to, zgrzytała zębami.<br />
Szczerze miałem gdzieś to, co jej zrobił czy czego nie zrobił. Chciałem tylko odzyskać swoją własność.<br />
Ku mojemu zdziwieniu, słowa Alison wywarły dużą presję na uwięzionym. Spiął mięśnie, a powieka zaczęła mu drgać nerwowo. Oddychał coraz ciężej. Wyglądało na to, że lada moment pęknie i powie wszystko, co męczyło mnie od tak dawna.<br />
– Mów, do cholery! – tym razem wrzasnęła, przykładając mu lufę do skroni. Powoli zaczynała wpadać w furię.<br />
Wtem, nachyliła się nad nim, tak że swoimi długimi włosami zasłaniała mi widok na jego twarz. Zaczęła mu szeptać do ucha coś, czego nie mogłem zrozumieć. Odpowiedział coś równie cicho; głos mu drżał.<br />
– Podaj ten pieprzony szyfr! – znowu krzyknęła.<br />
Wszyscy patrzyliśmy w napięciu. Brakło nam odwagi by przerwać jej ten proces. Wyglądała na bardzo skupioną i zawziętą. Nie spodziewałem się tego po tak niepozornej dziewczynie.<br />
Nagle, spuściła broń i odeszła od krzesła. Idąc w moją stronę, miała na twarzy wymalowaną czystą satysfakcję. Ponownie stanęła przy moim boku i powiedziała coś, co mogłem usłyszeć tylko ja.<br />
– Ma sejf w szafie, w mieszkaniu. Szyfr to 950813.<br />
Zamarłem, gdy wypowiedziała te cyfry. Natychmiast rozpoznałem w nich datę urodzenia Lauren. Nagle, w mojej głowie narodziło się kilka nowych pytań bez odpowiedzi, lecz szybko się otrząsnąłem.<br />
– Dobrze, teraz twoja kolej – poleciłem Ashtonowi, a ten od razu wiedział co robić.<br />
Podszedł do Daniela i wygrzebał telefon z kieszeni jego kurtki. Wstukał numer policji, ale powstrzymał się przed wciśnięciem zielonej słuchawki. Rzucił mi telefon, a sam poszedł za krzesło, żeby mocniej zawiązać liny.<br />
– Teraz zadzwonimy na policję – Ashton zaczął tłumaczyć, nie przestając majstrować przy linach. Z każdym zwężeniem węzła, Daniel skrzywiał twarz. – A ty przyznasz się do zbrodni, którą popełniłeś. Tylko nie kombinuj.<br />
– Nie ma winy bez kary – dodałem.<br />
– Nie zrobię tego – odpowiedział.<br />
Na te słowa, Ashton pokręcił głową z dezaprobatą, a z kieszeni wyciągnął czarny scyzoryk. Otworzył go, po czym czubek ostrza przycisnął do karku więzionego. Ten syknął z bólu, odruchowo odchylając głowę do tyłu.<br />
– Zrobisz.<br />
Blondyn znacząco skinął na mnie głową. Bez zastanowienia wcisnąłem zieloną słuchawkę i podszedłem bliżej.<br />
– Masz mówić co zrobiłeś.<br />
Ashton ponownie zaczął wbijać czubek scyzoryku w kark Daniela, lecz każde kolejne ukłucie było mocniejsze.<br />
Słyszałem sygnał, dobiegający z głośnika komórki. Próbowałem uspokoić oddech.<br />
To była jedyna szansa. Teraz albo nigdy.<br />
– Posterunek policji, słucham – odezwał się damski głos.<br />
Przycisnąłem słuchawkę do ucha Crewa.<br />
– Z tej strony Daniel Crew – wydusił z siebie z trudem, wpatrując się we mnie morderczym spojrzeniem. – Chciałem zgłosić przestępstwo.<br />
– Tak – przytaknęła kobieta.<br />
Wstrzymałem oddech.<br />
– Ja, Daniel Crew, jestem odpowiedzialny za zabicie Nicole Hemmings. – Spojrzał na Luke'a, a na jego twarzy pojawił się szaleńczy uśmiech. – Znajdziecie mnie w latarni morskiej we wschodnim porcie.<br />
Także popatrzyłem na przyjaciela, żeby zobaczyć jego reakcję. Dłonie zaciskał w pięści, a głowię spuścił, niczym zbity pies. Byłem pewien, że w tamtej chwili, najbardziej na świecie chciał zabić Daniela.<br />
Rozmowa z policjantką dobiegła końca, co oznaczało, że powinniśmy uciekać jak najszybciej. Ashton na odchodnym walnął pięścią w twarz jeńca, bo najwyraźniej ranienie go, sprawiało mu niezwykłą przyjemność.<br />
– Hej, Clifford! – Odwróciłem się na dźwięk głosu Daniela. – Pamiętaj, aby chronić swój największy skarb.<br />
Powiedział to z nutą satysfakcji w głosie, a wredny uśmiech nie schodził mu z twarzy.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
♢</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Przepraszam Was.</div>
<div style="text-align: center;">
Za wszystko.</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-44756299788507699352015-02-07T21:42:00.001+01:002015-02-07T21:42:35.404+01:00Rozdział 16<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=Elaq96h6yEE" target="_blank"><i>muzyka (klik)</i></a><br />
<b><br /></b>
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie miałam pojęcia gdzie Michael planował mnie zabrać na randkę, toteż nie miałam pojęcia co na siebie włożyć. Stałam przy szafie i po prostu na nią patrzyłam, jakby zaraz miała przemówić i mi pomóc w wyborze. Oczywiście, nie miałam co liczyć na cud i pozostawało mi podjęcie samodzielnej decyzji. Trochę postękałam i pojęczałam, aż w końcu wybrałam zwykle dżinsy i czarną koszulkę - nie szłam przecież na pokaz mody. Poza tym, kto by zwracał uwagę na taki głupi szczegół jak ubiór?</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyszłam z domu już po kilku minutach, a Mikey już czekał. Stał na podjeździe, oparty o swój srebrny samochód. Idealnie pasował do takiej scenerii. Niekontrolowanie przygryzłam wargę, za co skarciłam się w myślach już po fakcie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Zapraszam – powiedział, otwierając przede mną drzwi od strony pasażera.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wsiadłam posłusznie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Moja ekscytacja rosła z każdą kolejną minutą, przyprawiając mnie o ból brzucha.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy tylko Michael usiadł za kierownicą, nie zwlekając, odpalił silnik.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Powiesz mi gdzie jedziemy? – Ciekawość była ode mnie silniejsza.</div>
<div style="text-align: justify;">
– W jedno specjalne miejsce.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Po chwili, jechaliśmy w kierunku przeciwnym do centrum miasta. Zastanawiałam się co może być ciekawego w australijskim buszu, oczywiście nie licząc pająków-zabójców. Jednak nie chciałam narzekać, toteż zostałam przy podziwianiu widoków za oknem. Im jechaliśmy dalej w głąb kraju, tym było coraz mniej zieleni. Lasy były rzadsze, a niebo czystsze. Wreszcie miałam okazję zobaczyć prawdziwą Australię, nie tylko budynki w mieście. I szczerze mówiąc, robiła wrażenie. Mimo że wolałam miasto, ten naturalny obraz niebywale mnie zachwycił.<br />
Otworzyłam okno, żeby ochłodzić się powiewem wiatru, co okazało się być trafionym pomysłem. Zamknęłam oczy, aby osiągnąć pełnię spokoju. Wtem, poczułam dotyk na kolanie, lecz wcale się nie wystraszyłam. Wręcz przeciwnie, zrobiło się jeszcze przyjemniej.<br />
– Lauren?<br />
– Tak? – odparłam, kładąc dłoń na dłoni Michaela, która wciąż spoczywała na mojej nodze.<br />
– Tylko sprawdzałem czy śpisz – zaśmiał się, na co miałam ochotę sprzedać mu kuksańca w ramię, ale odpuściłam sobie.<br />
Gdy otworzyłam oczy, żeby na niego spojrzeć, uśmiechał się szeroko, przez co moje serce niekontrolowanie zadrżało. Uwielbiałam patrzeć na niego, kiedy był taki uradowany. W takich momentach, kompletnie nie przypominał tego Michaela, którego po raz pierwszy spotkałam w parku. Ten Michael, mój Michael, był absolutnie wspaniałym człowiekiem, nawet jeśli sam tego nie zauważał. Na początku nie wyglądał nawet na miłego, a gdy tylko go poznałam nieco bliżej, dowiedziałam się, że nie skrzywdziłby nawet muchy. Szczerze wątpiłam czy byłby w stanie kogoś zabić.<br />
– Co się tak na mnie patrzysz? – Z zamyślenia wyrwało mnie jego pytanie; nawet nie oderwał wzroku od drogi.<br />
Na końcu języka miałam jakąś ciętą ripostę, ale powstrzymałam się zawczasu. Posłałam mu po prostu najbardziej uroczy uśmiech na jaki było mnie stać.<br />
Niestety, moje starania nie zakończyły się sukcesem, a w tym przekonaniu upewnił mnie.głośny śmiech chłopaka. W odpowiedzi, wydęłam usta, nieco urażona.<br />
– Oh, przestań. – Popatrzył na mnie na chwilę. – Droczę się tylko. Jesteś cudna.<br />
Nawet nie próbowałam powstrzymać rumieńców, nachalnie wpełzających na moją twarz.<br />
– Zaraz będziemy na miejscu – oznajmił.<br />
Ponownie spojrzałam za szybę, lecz tym razem przednią. Przed nami ciągnęła się tylko prosta droga, prowadząca prosto na szczyt wzgórza. Moja ekscytacja diametralnie wzrosła i szczerze nie mogłam się doczekać.<br />
Nie oczekiwałam randki w dystyngowanej restauracji czy operze. Nie marzyłam nawet o bukiecie kwiatów, a to tylko dlatego, że wcale tego nie potrzebowałam. Chciałam aby ten wieczór był prosty do granic możliwości, a Michael najwyraźniej czytał mi w myślach. Byłam zachwycona już samym kierunkiem naszej podróży, a przecież nie na tym się kończyło.<br />
Wiedziałam, że dojechaliśmy na miejsce, gdy Mikey zatrzymał samochód. Zjechaliśmy nieco z drogi, pozostając na najwyższym punkcie wzgórza. Na wszystkie cztery strony świata, ciągnął się przepiękny widok. Krajobraz był bardzo ubogi, ale wcale nie tracił na uroku. Lecz dech w piersi zaparło mi dopiero po tym, jak wyszłam z auta.<br />
Bezkresne niebo na prawdę robiło wrażenie, zwłaszcza kiedy było zupełnie bezchmurne. Jeden wielki błękit, od którego nie mogłam oderwać wzroku. Nad linią horyzontu pojawiały się inne kolory jak pomarańcz czy róż.<br />
– Piękny odcień – powiedział nagle Michael, zachodząc mnie od tyłu.<br />
Położył ręce na moich biodrach, po czym zgrabnie obrócił mnie w swoją stronę. Kolana zmiękły mi bez ostrzeżenia, ale nie groził mi upadek.<br />
Mogłam wpatrywać się w niego tylko przez chwilę, bo nim się zorientowałam, złączył nasze wargi w pocałunku. Tylko on był taki delikatny w stosunku do mnie, jak nikt inny. Kto by pomyślał?<br />
– Chodźmy – powiedział, gdy tylko przestał mnie całować.<br />
Splótł nasze palce, po czym ruszył w stronę samochodu. Nie zdążyłam odejść dostatecznie daleko, ani też się nie rozejrzałam, a on już ciągnął mnie z powrotem. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale zamiast odpowiedzi, uśmiechnął się lekko.<br />
Co on chciał robić w tym cholernym aucie?<br />
Nie trwało długo, żeby moja podświadomość podsunęła mi masę pomysłów. Bardzo brudnych pomysłów.<br />
Już dochodziliśmy i byłam gotowa usiąść na tylnym siedzeniu, ale Michael w ostatniej chwili skierował mnie w stronę maski. Zdziwiłam się jeszcze bardziej, choć milczałam i nawet nie śmiałam protestować.<br />
– Wskakuj – polecił.<br />
Popatrzyłam na niego, próbując wychwycić żart, ale on wcale nie wyglądał na rozbawionego. Po chwili wahania, posłusznie wspięłam się na maskę auta (przy małej pomocy silnej męskiej ręki). Michael od razu do mnie dołączył, siadając bez zastanowienia. Musiał pociągnąć mnie za sobą, bo wciąż nie byłam do końca przekonana.<br />
– Nawet nie zorientujesz się, kiedy na niebie pojawią się gwiazdy. – Nie byłam pewna czy to zdanie miało jakiś podtekst, ale póki co, nie zamierzałam nad tym rozprawiać.<br />
Kiedy on patrzył na niebo, ja patrzyłam na niego, dopóki się nie położył. Dyskretnie zbadałam czystość lakieru i, ku mojemu zdziwieniu, okazała się być nadzwyczaj dobrze domyta. Skinęłam głową, po czym także się położyłam, obejmując Michaela w pasie. Nie miałam zamiaru podziwiać zachodu słońca. Zdecydowanie bardziej interesował mnie dwudniowy zarost na twarzy, która była tak blisko mojej.<br />
– Mam pytanie – powiedziałam w końcu, na co ten przytaknął znacząco. – Jak myślisz, kim byś był gdyby nie ten cały gang?<br />
– Hmm – zastanawiał się przez moment. – Chciałbym się zajmować muzyką. Wiesz, grać na pianinie i tak dalej.<br />
Byłam niemal pewna, że moje oczy zaświeciły z podniecenia. Wyobraziłam sobie go, ubranego w elegancki frak, grającego na scenie. Bez wątpienia siedziałabym w pierwszym rzędzie na jego występie.<br />
– A ty? – zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia.<br />
– Co bym robiła gdyby nie ten cały gang? – Nie mogłam powstrzymać śmiechu; całkiem zabawna sytuacja. – Studiowałabym. Zapomniałeś, że przyjechałam tu do collage'u, ale ktoś mnie porwał?<br />
Zaśmiałam się pod nosem, ale on spojrzał na mnie zupełnie poważnie. Pocałował czubek mojej głowy, mocniej przyciągając mnie do siebie.<br />
– Obiecuję ci, że jak już ta cała sytuacja z Danielem się unormuje, wrócisz do szkoły i swojego dawnego życia. – Jego wypowiedź brzmiała bardzo surowo, co było odrobinę przerażające.<br />
– Ale... ja wcale nie miałam tego na myśli.<br />
– A jaki kierunek studiów wybrałaś? – Zignorował to, co przed chwilą powiedziałam.<br />
Wtedy, zdałam sobie sprawę, że on także nic o mnie nie wiedział. Nie miał zielonego pojęcia czym się interesuję, ani jak wyglądało moje życie w rodzinnym mieście. Z jednej strony, chciałam mu o wszystkim opowiedzieć, a z drugiej – miałam co do tego pewne obawy.<br />
– Psychologię – rzuciłam krótko, ale kusiło mnie, żeby mówić dalej. Ugryzłam się w język, co wcale nie pomogło. – Aplikowałam też do kilku uczelni w Anglii, ale chyba potrzebowałam zmiany otoczenia, dlatego wybrałam Sydney. Chciałam iść na Oxford. – Zaśmiałam się. – Kiedy tylko dostałam list akceptacyjny z Macquarie University, nie czekałam na inne.<br />
– Zrezygnowałaś z Oxfordu dla jakiejś australijskiej szkoły?<br />
– Nawet nie wiem czy się dostałam.<br />
Pokręcił głową w niedowierzaniu, po czym westchnął ciężko. Wyglądał jakby głęboko nad czymś rozmyślał, a nie chciałam go rozpraszać, więc popatrzyłam do góry.<br />
Omal szczęka mi nie opadła, gdy zobaczyłam nad sobą granat, usłany gwiazdami. Albo gadaliśmy tak długo, albo niebo w Australii zmieniało się szybciej niż gdziekolwiek indziej.<br />
– Miałeś rację – nie mogłam się powstrzymać przed powiedzeniem tego. – Co do gwiazd.<br />
Wskazałam palcem ku górze.<br />
– Mhm.<br />
Michael złapał mnie za rękę, która wciąż unosiłam, i przyciągnął do swojej piersi. Byłam zmuszona ponownie na niego spojrzeć. Oczy miał przymrużone, a usta wykrzywione w półuśmiechu. Po chwili, zaśmiał się cicho.<br />
– O co chodzi? – zapytałam.<br />
– To jak, mogę się nazywać swoją dziewczyną? – Najwyraźniej bawiła go cała ta sytuacja lub po prostu był zażenowany, bo ciągle chichotał.<br />
Trochę mnie onieśmieliło to pytanie, było takie bezpośrednie. Tak czy inaczej, nie zwlekałam z pocałowaniem go.<br />
Miałam nadzieję, że zrozumiał moją odpowiedź.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<br />
Nie miałem ochoty na tę nieprzyjemną rozmowę, zwłaszcza, że dzień był tak miły. Jednak starałem się nie marudzić i usiadłem przy stole, gdzie mieliśmy zebranie z chłopakami. Wyglądało na to, że inni także nie byli do końca przekonani co do tej pogadanki. Calum czytał gazetę, udając zainteresowanie artykułem. Na przeciwko mnie siedział Ashton, a głowę opierał o ścianę. Wyglądał zupełnie jak niewyspany nastolatek, zmuszony przez rodziców do wstania z łóżka. I wreszcie, obok niego, miejsce zajął Luke. Tylko on patrzył na mnie, choć w tym samym czasie, dyskretnie obgryzał paznokcie.<br />
– Chłopaki, koniec obijania się – powiedziałem w końcu. – Nie możemy tak siedzieć bezczynnie.<br />
– Daj sobie spokój – odparł Calum, nie podnosząc wzroku znad gazety. – Straciłeś swoje zdolności przywódcze.<br />
Zaskoczyła mnie jego bezpośredniość, a jedyne do czego byłem zdolny to wytrzeszczenie oczu. Reszta wcale na to nie zareagowała, zupełnie jakby się z tym zgadzali. Patrzyłem na nich, wzrokiem próbując wybłagać o więcej opinii, lecz moje starania spełzły na niczym. Chłopcy, najzwyczajniej w świecie, zaczęli mnie ignorować. Nie zważali na powagę sytuacji, co zaczynało mi działać na nerwy.<br />
– Świetnie – wycedziłem przez zęby. – W takim razie dalej się leńcie, a ja sam odbiorę naszą własność, o której najwyraźniej zapomnieliście. Jeżeli nie jest to dla was za trudne zadanie, to proszę, żebyście mieli Lauren na oku.<br />
– Tak, jasne – odezwał się Ashton, choć w jego głosie nie usłyszałem przekonania.<br />
Takie bezstresowe podejście jeszcze bardziej mnie rozgniewało; zmarszczyłem czoło. Nie spodziewałem się po nich takiego zachowania. Na dodatek, nikt nie wyczuł mojego zdenerwowania. Ta dziwna wymiana zdań nawet nie przypominała rozmowy. Już chciałem wstać od stołu i najlepiej wyjść z domu, ale zatrzymał mnie odgłos kroków.<br />
– O jakiej własności mówisz? – Lauren stanęła na progu kuchni.<br />
Wtem, chłopcy nagle oprzytomnieli. Zbombardowali mnie spojrzeniami, a ja stałem jak słup soli. Dobrze wiedziałem, że nikt z zewnątrz nie może się dowiedzieć czym jest nasza zguba.<br />
Czując na sobie nie lada presję, odetchnąłem ciężko, po czym się wyprostowałem. Na prawdę, chciałem jakoś zbyć Lauren, lecz patrzyła na mnie błagalnie, przez co uginały się pode mną kolana. Otwierałem usta, żeby odpowiedzieć na jej pytanie, ale Calum odkaszlnął znacząco, tym samym przywracając mnie na ziemię.<br />
– Wybacz, Lauren – zacząłem. – Nie mogę ci powiedzieć co to jest.<br />
– Dlaczego?<br />
Odruchowo popatrzyłem na Ashtona, szukając wsparcia – w odpowiedzi jedynie wydął usta. Na Luke'a nie miałem co liczyć, więc ponownie zawiesiłem wzrok na dziewczynie. Skrzyżowała ręce na piersi; oczekiwała odpowiedzi.<br />
– Nie mogę... Nie ufam ci na tyle, żeby powierzyć ci taką informację.<br />
Po wypowiedzeniu tych słów, zrobiłem poważną minę, podczas gdy ona posmutniała. Jednak nie był to zwykły smutek – w jej oczach dostrzegłem łzy. Dopiero po chwili, zdałem sobie sprawę z tego, co powiedziałem. Z tego, jak bardzo było to surowe i chłodne.<br />
Lauren odwróciła się na pięcie i odeszła w milczeniu, zanim zdążyłem ją zatrzymać.<br />
– Dobrze jej powiedziałeś – odezwał się Cal, celując we mnie palcem. – Na zbyt wiele jej pozwalasz.<br />
Irwin przytaknął z aprobatą.<br />
– Luke? – sięgnąłem po moją ostatnią deskę ratunku.<br />
– Ja... też tak myślę.<br />
Tego było za wiele. Bez żadnych ogródek, potraktowali mnie jak śmiecia. Nawet nie miałem ochoty im dogryzać. Wyszedłem z kuchni, po czym bez zastanowienia poszedłem do pokoju Lauren. Tak jak myślałem, zastałem ją, siedzącą w fotelu. Podkuliła nogi pod brodę, tym samym tworząc mur obronny. Gdy podszedłem bliżej, zauważyłem, że wcale nie płakała. Po prostu patrzyła w okno, nie zwracając na mnie uwagi. Miałem gdzieś jej brak zainteresowania moją osobą. Uklęknąłem przed nią, żeby być choć trochę bliżej. Na szczęście, nie protestowała, gdy wyciągnąłem dłoń w stronę jej policzka.<br />
– Wiesz, że nie miałem tego na myśli. – Robiłem wszystko, żeby tylko nie plątał mi się język. – Ufam ci. Przecież to wiesz. Ja po prostu nie jestem przyzwyczajony do... no wiesz, bycia w związku. Czasem mogę być trochę niedelikatny, ale nie chciałem, żebyś to tak odebrała.<br />
– A jak inaczej miałam to odebrać? – W jej głosie wyczułem nutkę wyrzutu, co wcale mnie nie dziwiło.<br />
– Więc ci powiem. Powiem ci co to jest...</div>
<b><br /></b>
<b>~✦~</b><br />
<b><br /></b>
Macie jakieś pomysły czym jest ta własność, którą im odebrano? Bardzo ciekawa jestem co tam się kryje w waszych główkach :D<br />
<br />
W ankiecie zagłosowały 93 osoby czyli WOW, aż tyle Was tu jest :o<br />
Gdyby każdy komentował to miałabym dużo do czytania haha<br />
Skoro Mask ma tak dużo czytelników, pragnę poprosić o głosowanie na to opowiadanie na blog miesiąca • <a href="http://sonda.hanzo.pl/sondy,239690,9UN4.html" target="_blank">SONDA1 (klik)</a> • <a href="http://sonda.hanzo.pl/sondy,239783,81At.html" target="_blank">SONDA2 (klik)</a></div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-4625267347810351652015-01-21T14:45:00.001+01:002015-01-21T14:45:46.056+01:00Rozdział 15<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=LUKCT_x7IF4" target="_blank">do posłuchania (klik)</a></i><br />
<b><br /></b>
<b>~✦~</b><br />
<i><br /></i>
<i>Michael</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Na szczęście, biegłem o wiele szybciej, niż Alison, która miała na sobie buty na obcasie. Zatrzymałem ją przy samej bramie, oplatając ją rękoma. Zamiast się wyrywać, zaczęła chichotać głupkowato. Gdy rozluźniłem uścisk, odwróciła się do mnie twarzą, jednocześnie zarzucając brązowe włosy na lewe ramię.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie sądziłam, że będziesz za mną biegł. – Wyraźnie czerpała satysfakcję z tej sytuacji.</div>
<div style="text-align: justify;">
Popchnąłem ją na mur, uniemożliwiając poruszanie się.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Mam do ciebie pewną sprawę – postanowiłem przejść od razu do sedna sprawy, ignorując jej słowa. – Pracujesz jeszcze dla Daniela?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Może tak, a może nie – prychnęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Mów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przystawała z nogi na nogę, jednocześnie obkręcając sobie kosmyk włosów wokół palca. Niespiesznie lustrowała mnie spojrzeniem, ale starałem się zachować cierpliwość, choć nie należało to do łatwych zadań.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oh, Michael. Jesteś taki słodki, nie pasuje do ciebie tytuł bad boya.</div>
<div style="text-align: justify;">
Coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że rozmowa z nią nie miała żadnego sensu. Mimo to, nie zamierzałem odpuścić tak łatwo.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nic o mnie nie wiesz. I nie odbiegaj od tematu. Odpowiedz mi na pytanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Czemu zawsze rozkazujesz? – Miała niezły ubaw. – Może spróbuj poprosić?</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie miałem czasu na zabawę w kotka i myszkę, toteż zrobiłem to, co chciała.<br />
– Proszę – wycedziłem przez zęby.<br />
– Widzisz? Od razu lepiej. No więc, straciłam z nim kontakt, odkąd mu zwiałeś. Stwierdził, że już mnie nie potrzebuje.<br />
Na prawdę chciałem jej wierzyć, ale nie trudno było zobaczyć kłamstwo w tych oczach. Musiałbym podać jej eliksir prawdy, żeby odpowiedziała szczerze na moje pytanie. Chciałem się dowiedzieć o wiele więcej, ale skoro kłamała, ta konwersacja nie toczyła się po właściwym torze.<br />
Na pożegnanie, machnąłem bezwiednie ręką, po czym wróciłem do przyjaciół. Niestety, spotkałem się z ich morderczymi spojrzeniami, ale brakowało mi sił na tłumaczenie się.</div>
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i>Lauren</i><br />
<i><br /></i></div>
<div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: large;"><i>J</i></span>eszcze zaspana, nie chciałam wychodzić z łóżka, ale mój żołądek podpowiadał co innego. Przez chwilę przewracałam się z boku na bok, lecz burczenie w brzuchu nie ustawało. W końcu, po krótkiej walce z samą sobą, zebrałam w sobie wystarczająco dużo sił, żeby zejść na dół, do kuchni. Najwyraźniej wszyscy jeszcze spali, o czym przekonała mnie głucha cisza. Miałam okazję zajrzeć do lodówki i zgarnąć same najlepsze produkty na moją wymarzoną kanapkę. Kiedy otworzyłam drzwiczki, usłyszałam za sobą kroki, zanim zdążyłam się dobrze rozejrzeć. Odskoczyłam jak oparzona, udając że nie robię nic specjalnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Do kuchni wszedł Michael, ubrany jakby zaraz miał wyjść z domu. Miał na sobie skórzaną kurtkę, w której wyglądał nadzwyczaj dobrze. Ledwo przekroczył próg pomieszczenia, a już się zatrzymał. Podrapał się po karku, jakby nad czymś rozmyślał. W milczeniu, przypatrywałam mu się z bezpiecznej odległości, co jednak nie znaczyło, że mnie nie widział. Wręcz przeciwnie – patrzył mi prosto w oczy. Staliśmy w tej ciszy przez jakiś czas, dopóki moich uszu nie dobiegło trzaśnięcie drzwi. Zaskoczona, podskoczyłam w miejscu, gdy Michael tylko spojrzał za siebie przez ramię. Nie wyglądał jakby był zaskoczony tym, co zobaczył.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Wreszcie cię mam – powiedział ktoś, kto, jak przypuszczałam, wszedł frontowymi drzwiami. W jego głosie dosłownie słyszałam żądzę krwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bez namysłu, podbiegłam do Michaela, żeby móc przyjrzeć się nieznajomemu, jednocześnie zachowując krótki odstęp. Okazało się, że przybysz wcale nie był taki nieznajomy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Daniel celował pistoletem prosto w pierś blondyna, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi. Nie miałam zielonego pojęcia co się działo i jak on tu wszedł, a jedyną rzeczą, której byłam pewna, było ogarniające mnie przerażenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam otworzyć ust. Chciałam coś zrobić, ale nie mogłam się ruszyć. Stałam jak słup soli, zdolna jedynie do wyciągnięcia ręki przed siebie. Próbowałam złapać Michaela za ramię, co okazało się trudniejsze, niż myślałam. Zupełnie jakby oddalał się za każdym razem, gdy ja się do niego zbliżałam. Coraz bardziej wystraszona, panikowałam, wydobywając z siebie jedynie przeciągłe jęki. Dobrze wiedziałam co się szykowało, a do moich oczu automatycznie napłynęły łzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Zbyt długo byłeś na wolności – powiedział nagle brunet, po czym <i>pociągnął za spust</i>. Po prostu to <i>zrobił</i>, tak szybko i bezceremonialnie, jakby nie miało to żadnego znaczenia.<br />
Gdy kula leciała bezpośrednio na Michaela, popatrzył na mnie wzrokiem, przepełnionym smutkiem i nieskończonym cierpieniem. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale już nie był w stanie. Z ust poleciała mu stróżka krwi, następnie zmieniając się w krwawy wodospad. Wtedy, odzyskałam władzę w nogach, ale były tak słabe, że załamały się pod ciężarem mojego ciała. Opadłam na ziemię, a zakrwawiony Michael dołączył do mnie chwilę później. Nasze twarze znalazły się na jednej linii. Patrzyłam mu w oczy, z których w końcu także pociekły łzy.<br />
– Nie... – pisnęłam. – Nie zostawiaj mnie!<br />
– Przepraszam... – Wypowiedzenie tego jednego słowa zabrało mu ostatnie resztki sił, gdyż po tym, zamilkł na wieki.<br />
Na ten widok, wydałam z siebie zduszony krzyk, jednocześnie powracając do rzeczywistości.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
Byłam pewna, że krzyknęłam w trakcie trwania tego okropnego snu. Po przebudzeniu, usiadłam na łóżku i patrzyłam tępo w ścianę przed sobą, powoli kojarząc co się wydarzyło.<br />
<i>To był tylko sen.</i><br />
Najbardziej realny koszmar jaki w życiu miałam. Nawet po odzyskaniu świadomości, moje ręce były pokryte gęsią skórką, a serce waliło mi jak młotem. Otarłam czoło z pojedynczych kropel potu.<br />
Coraz intensywniej myślałam o tym, co miało miejsce w sennej rzeczywistości. <i>Michael został zabity.</i> Ta myśl tak bardzo mnie przerażała, że natychmiast wstałam i poszłam prosto do pokoju za łazienką. Musiałam sprawdzić czy aby na pewno to był tylko sen. Gdyby jednak okazał się prawdą, uschłabym z rozpaczy. Nawet nie wiedziałam, że tak bardzo przywiązałam się do tego tajemniczego chłopaka.<br />
Odetchnęłam z ulgą dopiero wtedy, gdy zobaczyłam go, śpiącego smacznie w swoim łóżku. Najwyraźniej znowu się wiercił, lecz tym razem kołdra wylądowała na podłodze; nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Przykryłam go i pogłaskałam po głowie, niczym rodzic, tulący małe dziecko do snu. Nieważne, że miał ślinę na policzku i potargane włosy. Zachwycona tym widokiem, ostrożnie weszłam pod kołdrę. Jak na komendę, Michael się przebudził, czego za wszelką cenę chciałam uniknąć.<br />
– Co do...? – wychrypiał. – Znowu nie mogłaś spać?<br />
Posłałam mu znaczące spojrzenie, w nadziei, że zrozumie. Nie chciałam mu opowiadać o śnie, gdyż wolałam o nim zwyczajnie zapomnieć. Dlatego, po prostu go objęłam i chciałam spać. Przy nim czułam się o wiele bezpieczniej, niż gdy byłam sama w pokoju. Nawet jeśli dzieliła nas tylko ściana, miałam wrażenie, że było to zbyt wiele.<br />
– Cieszę się, że cię mam – powiedziałam. – Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.<br />
Zaskoczyłam sama siebie tymi słowami, a jeszcze bardziej dziwiły mnie uczucia, jakimi darzyłam Mikey'a. Gdyby jakiś czas temu ktoś mi powiedział, że poczuję coś do jakiegoś psychola z gangu, to wyśmiałabym mu się w twarz. Ale teraz wiem, że nie jest on żadnym wariatem, a z tym całym gangiem nie jest do końca tak, jak wszyscy myślą.<br />
– Może gdzieś jutro pójdziemy? – zapytał nagle, zmuszając mnie do otwarcia oczu. – Razem.<br />
– Masz na myśli randkę?<br />
W odpowiedzi skinął głową i wyszczerzył zęby. Pierwszy raz widziałam go z takim szczerym uśmiechem na twarzy, ale zdecydowanie podobała mi się taka odmiana.<br />
– Dobrze – odpowiedziałam na jego pytanie, po czym ponownie zamknęłam oczy.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<br />
Wysiadłem z samochodu i od razu sięgnąłem do kieszeni spodni po pistolet. Widziałem Daniela na samym końcu uliczki, ale już w niego celowałem, gotowy do strzału. Kiedy zorientował się, że jest pod ostrzałem, zamarł w bezruchu, co było do niego kompletnie niepodobne. Korzystając z okazji, podbiegłem bliżej, przyciskając go do ogrodzenia z kraty. Wytrzeszczył oczy, ale tylko na chwilę, bo zaraz później zaczął się śmiać. To było dla niego typowe – złowieszczy śmiech w każdej sytuacji. Nie miałem pojęcia co Lauren w nim widziała...<br />
Położyłem mu pistolet do skroni, wolną dłonią trzymając za kołnierz, już i tak pomiętej, koszuli.<br />
– Doszedłem do wniosku... – wycedziłem przez zęby – ...że najlepszą zemstą za zabicie Nicole, będzie zabicie ciebie. Czyż nie brzmi to sprawiedliwie?<br />
– Owszem – odparł poważnie, w pełni opanowany. – Lecz kto wtedy zabije ciebie?<br />
Znowu ze mną grał. Wiecznie używał tych samych, starych sztuczek.<br />
– Oh, Michael. Przecież beze mnie byłoby nudno.<br />
Najbardziej w tej sytuacji irytował mnie ton jego głosu. Był tak cholernie pewny siebie, że nie mieściło mi się to w głowie. Mówił tak, jakby sprawował władzę nad całym światem.<br />
– Bez ciebie na pewno byłoby lepiej. – Nie zamierzałem przegrać tej walki słownej.<br />
– Błagam cię, człowieku. – Sarkastycznie wywrócił oczami. – Gdybyś chciał, już dawno byś mnie zabił. Spójrz prawdzie w oczy, po prostu nie jesteś zdolny do popełnienia takiej zbrodni. Tylko sprawiasz wrażenie takiego kozaka, ale w rzeczywistości ukrywasz swoją twarz pod maską. Jesteś słaby, a myślisz, że jak pomachasz mi bronią przed twarzą to od razu zmięknę. Oszukujesz sam siebie.<br />
Z każdym jego słowem, moja złość zamiast wzrastać, malała. Rozluźniłem uścisk, a ręka, w której trzymałem pistolet, mimowolnie opadła.<br />
On miał rację.<br />
– Słuchaj. – Poprawiał kołnierzyk jedną dłonią, a drugą gładził koszulę. – Nie chcę iść na łatwiznę, więc cię nie zabiję.<br />
Wyglądał jak biznesmen, przygotowujący się do spotkania w firmie. Niestety, nie na długo, bo chwilę później to on mnie przyciskał do ogrodzenia. Zmarszczył czoło i patrzył na mnie spod byka. Pistolet wysunął mi się spod palców, po czym z trzaskiem upadł na beton. Słowa Daniela niespodziewanie wypompowały ze mnie całą energię.<br />
– Poza tym, wiesz, że lubię się bawić – kontynuował. – Jestem zbyt inteligentny, żeby strzelić ci kulkę w łeb. Nawet nie zauważysz kiedy zginiesz bardziej tragiczną śmiercią. Jeszcze będziesz cierpieć.<br />
Wypuścił mnie, przypominając mi o moich wątłych nogach; powoli osuwałem się na ziemię. Już miał odejść, lecz odwrócił się na moment, tylko po to, żeby walnąć mnie z pięści w twarz. Następnie, rozmasowując sobie knykcie, ruszył w stronę głównej ulicy. Zostawił mnie w zaułku zupełnie samego z bezsilnością i limem na twarzy. Przez chwilę patrzyłem się na jego plecy. Wyglądał tak niepozornie. Zapewne wszyscy ludzie na ulicy myśleli, że jest cenionym mężczyzną, a jego sukces oparty na talencie. Szkoda, że takie spojrzenie bardzo mijało się z prawdą.<br />
Siedziałem bezczynnie przez dobre kilkanaście minut, rozmyślając nad słowami Daniela, nieustannie krążącymi w mojej głowie.<br />
<i>"Ukrywasz twarz pod maską."</i><br />
<i>"Oszukujesz sam siebie."</i><br />
Nie chciałem przyznawać mu racji.... Nie chciałem tego najbardziej na świecie, ale było to o wiele trudniejsze, niż mogłem przypuszczać. On po prostu znał mnie jak własną kieszeń. Znał już każdy mój słaby punkt. Wiedział kiedy się złoszczę, a kiedy ulegam. Przestałem wierzyć, że mogę go jeszcze czymś zaskoczyć. Dlatego właśnie, musiałem go wyeliminować raz na zawsze i zakończyć tą wojnę. Zbyt długo to trwa, a zapoczątkował to jeszcze mój brat.<br />
Po chwili załamania, zyskałem nową motywację do działania.Wstałem, podtrzymując się ogrodzenia, po czym chwiejnym krokiem ruszyłem do samochodu. W końcu, odzyskałem równowagę i czucie w dłoniach. Byłem na siebie wściekły. Za to, że znowu pozwoliłem mu, żeby mnie złamał. Pozostawało jedno rozwiązanie z tej sytuacji – doprowadzić do złamania jego.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<br />
<div style="text-align: center;">
Mogliście się trochę pogubić w tym rozdziale, chyba sama też się pogubiłam. Na początku perspektywy Lauren, ona śniła i dopiero później się obudziła, to chyba dość zrozumiałe. Natomiast później, gdy zaczyna się spojrzenie Michaela, trwa następny dzień.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Przewiduję jeszcze ok. 5 rozdziałów i koniec <i>części pierwszej</i>. Najprawdopodobniej miesiąc później ruszy kolejna część, ale to zależy czy będziecie nią zainteresowani:)<br />
Więc chcecie drugą część?</div>
<div style="text-align: center;">
Także bardzo Was proszę o opinie, których ostatnio i tak jest dużo, i za to bardzo dziękuję xx</div>
</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com23tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-74623628182103360012015-01-06T18:00:00.000+01:002015-01-06T18:00:23.935+01:00Rozdział 14<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=iPGEnMJkeqk" target="_blank">muzyka (klik)</a></i><br />
<i><br /></i>
<b>~✦~</b><br />
<i><br /></i>
<i>Lauren</i><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
Na prawdę trudno mi było zasnąć, gdy co chwila myślałam o tamtym pocałunku. Ilekroć próbowałam zmienić tor myśli, ten obraz wciąż wracał. Wierciłam się w łóżku jak wariatka, ale nawet to nie pomagało. Czytanie książki odpadło na samym początku; nie potrafiłam skleić liter w zwięzłą całość. Wierciłam się, systematycznie zmieniając pozycję, dopóki kołdra nie wylądowała na podłodze. Jeszcze przez kilka minut leżałam bezczynnie, aż w końcu poczułam chłód, spowodowany brakiem nakrycia. Wyciągnęłam rękę, żeby podnieść zgubę, lecz przy okazji, mój wzrok powędrował do drzwi od łazienki – były uchylone.<br />
Zawahałam się, ale po chwili wstałam i podreptałam w tamtą stronę. W łazience, zatrzymałam się na chwilę, żeby sprawdzić jak wyglądam. Skrzywiłam się na widok potarganych włosów. Pospiesznie przeczesałam je palcami, chociaż nie zmieniło to zbyt wiele. Po szybkim sprawdzeniu, zajrzałam do pokoju Michaela, a gdy zobaczyłam go, leżącego w łóżku, weszłam do środka.<br />
Najwyraźniej także wiercił się podczas snu, na co wskazywała skotłowana kołdra. Leżał na plecach, z rękoma rozłożonymi na całą szerokość. Usta miał otwarte i dziwiłam się czemu nie chrapał. Ta dziwna pozycja nie zraziła mnie do podejścia bliżej.<br />
Uklękłam przy łóżku, wpatrując się w jego twarz. Najpierw dokładnie przyjrzałam się rzęsom, a następnie zawiesiłam wzrok na malinowych wargach. Dokładnie badałam ich strukturę, nieświadomie się przybliżając. Oddech stopniowo mi przyspieszał, podczas gdy ponownie uderzyło mnie wspomnienie sprzed kilku godzin.<br />
Nagle, zamknął usta, jednocześnie poruszając lewą dłonią. Niekontrolowanie podskoczyłam w miejscu; omal nie dostałam zawału. Po chwili, ponownie zamarł w bezruchu, a ja mogłam wrócić do podziwiania jego ciała. Tym razem, spojrzałam na nagą klatkę piersiową, na zmianę opadającą i unoszącą się do góry. Wytężyłam słuch, próbując usłyszeć miarowe bicie jego serca, ale zamiast tego, słyszałam moje, bijące nadzwyczaj głośno. Skarciłam się za to w myślach, mimo że nie pomogło mi to w opanowaniu emocji.<br />
Po krótkiej chwili, ponownie drgnął, marszcząc brwi. Odruchowo, odsunęłam się odrobinę, co wcale nie pomogło – zaczynał się przebudzać. Wpuścił powietrze do płuc, po czym wypuścił je z ulgą. Otworzył zaspane oczy i natychmiast popatrzył na mnie.<br />
– Lauren? – wychrypiał. – Co ty tu robisz?<br />
Momentalnie spaliłam buraka, a wzrok wlepiłam w swoje kolana.<br />
– Nie mogłam zasnąć...<br />
Od razu pożałowałam, że to powiedziałam, bo brzmiało to niezwykle żałośnie. Poczułam się jak małe dziecko, które bało się ciemności, więc poszło spać do rodziców.<br />
Michael przetarł twarz dłonią, po czym przysunął się bliżej ściany. Poklepał miejsce obok siebie, patrząc na mnie znacząco. Jego łóżko nie było zbyt szerokie, a to zachęciło mnie jeszcze bardziej, aby na nie wejść. Toteż, wstrzymując oddech, wdrapałam się, niczym na Mount Everest.<br />
Nie musiałam dotykać Michaela, żeby poczuć ciepło, bijące od jego ciała.<br />
Postanowiłam zrobić to szybko i bez zastanowienia.<br />
Przykryłam się kołdrą do pasa, jednocześnie obejmując chłopaka, a głowę kładąc na jego piersi. Po zrealizowaniu tego wariackiego czynu, mocno zacisnęłam powieki i ugryzłam się w język. Oddychałam szybko. Zdecydowanie za szybko, a przecież nie biegłam w maratonie. Uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy męska dłoń spoczęła na mojej głowie i zaczęła gładzić po włosach.<br />
– Dziwna jesteś – zachichotał jakby nigdy nic.<br />
Skrępowanie uleciało niczym powietrze z balonika. Odprężyłam się, marząc o śnie.<br />
– Jest coś co muszę ci powiedzieć. – Michael nie pozwalał mi zasnąć.<br />
– Co takiego?<br />
– Powiem ci rano.<br />
Popatrzyłam na niego z wyrzutem, na co puścił perskie oko. Denerwowanie wszystkich naokoło musiało mu sprawiać nie lada ubaw. Niespodziewanie, przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował w czoło. Moja podświadomość zaczęła krzyczeć, ale ciało leżało grzecznie, jedynie pozwalając ustom na blady uśmiech.<br />
<br />
Kiedy się obudziłam, wyciągnęłam ręce przed siebie, ale napotkałam jedynie opór ściany. Zdezorientowana, otworzyłam oczy i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Niestety, nigdzie nie było Michaela, a mało prawdopodobne było, żeby schował się w szafie.<br />
Wyprostowałam nogi, a twarz ukryłam w poduszce, która wciąż przesycona była wonią męskiego szamponu do włosów.<br />
Nagle, przypomniałam sobie słowa Michaela, które ostatnio do mnie wypowiedział. Natychmiast wyskoczyłam z łóżka i bez zastanowienia pobiegłam na dół, do kuchni. Tak jak przewidziałam, zastałam tam tego, kogo szukałam. Oczywiście, nie mogło obyć się bez przeszkód – przy stole siedział także Calum, jedzący potężną kanapkę. Na jego widok od razu się speszyłam, ale jak najdłużej próbowałam zachować kamienną twarz.<br />
– O, jesteś – powiedział Michael, odkładając gazetę na blat. – No chodź.<br />
Wyciągnął rękę w moją stronę, zachęcając żebym usiadła mu na kolanach. Wydęłam usta, ale zrobiłam to, czego chciał. Ciągle czułam na sobie wzrok Caluma, mimo że z całych sił starałam się nie zwracać na to uwagi.<br />
– Miałeś mi coś powiedzieć – przypomniałam.<br />
– Racja, ale tak właściwie, to miała być prośba. – Widziałam na jego twarzy złośliwy uśmieszek, który nie wróżył nic dobrego. – Pocałuj mnie.<br />
Byłam w stu procentach pewna, że dobrze usłyszałam, chociaż w tamtym momencie wolałabym ogłuchnąć. Calum zaśmiał się pod nosem, co tylko wywołało rumieniec na mojej twarzy. Poczułam się jakbym stała nago przed tysiącem ludzi.<br />
Zamknęłam oczy i chciałam zrobić to jak najszybciej, ale gdy tylko nasze usta się złączyły, odniosłam wrażenie, że zostały posmarowane klejem. Michael po prostu nie chciał mi odpuścić tak łatwo.<br />
– Całują się! – wrzasnął brunet.<br />
Dopiero po jego okrzyku, zostałam wypuszczona z sideł pocałunku. Blondyn wybuchnął śmiechem, po czym objął mnie w pasie, a twarz wtulił w moją koszulkę. Dobry humor najwyraźniej był zaraźliwy, bo po chwili także zaczęłam się śmiać.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<br />
Niestety, nadszedł dzień, w którym nikt nie miał odwagi by się uśmiechnąć. Wszyscy byli nadzwyczaj ponurzy, a Luke w szczególności. Próbowałem unikać pogrzebów za wszelką cenę, lecz na tym powinienem być, żeby wspierać przyjaciela. Nie przyszło zbyt wielu ludzi, bo tylko nasza grupa i Lauren, ale tak właśnie miało być. Luke nie chciał spraszać żadnych innych znajomych. Tylko nasza piątka.<br />
Słońce świeciło, lecz nie zobowiązywało to do promiennego nastroju. Staliśmy w milczeniu, niezdolni do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. Co chwila, nerwowo poprawiałem kołnierzyk mojej czarnej koszuli. Szanowałem Nicole, ale bardzo chciałem opuścić cmentarz, żeby pozbyć się ciężaru gęstej atmosfery.<br />
Ksiądz wypowiadał jakieś słowa, w które za bardzo się nie wsłuchiwałem. Luke stał tuż przy nim, wpatrzony w ciało, leżące w trumnie. Reszta stała z boku, wlepiając wzrok w ziemię. Widziałem niejedno martwe ciało, ale na zmarłych bliskich patrzyło się o wiele gorzej.<br />
Nagle, poczułem Lauren, przytulającą się do mojego ramienia. Płakała, jednak łzy na koszuli mnie nie zrażały. Przez chwilę próbowałem ją uspokoić, a przestałem, gdy zobaczyłem znajomą twarz w oddali. Przy jednym z nagrobków czaiła się Alison, ubrana w białą, zwiewną sukienkę, zupełnie niepasującą do sytuacji. Pomachała mi radośnie, a usta wykrzywiła w szerokim uśmiechu. Momentalnie ogarnęła mnie fala złości, przez co odruchowo zacisnąłem zęby.<br />
Dziewczyna zarzuciła włosami i zaczęła iść w stronę wyjścia z cmentarza. Od razu chciałem za nią pobiec, lecz przeszkadzał mi w tym mocny uścisk Lauren. Mogła to być jedyna okazja do wyjaśnienia kilku spraw, więc musiałem z niej skorzystać. Toteż ostrożnie, zmusiłem brunetkę do puszczenia mojej ręki. Posłała mi zdziwione spojrzenie, na które nie miałem czasu odpowiadać. Powoli się wycofałem i zaraz po tym, pognałem za Alison.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
Rozdział znowu niesprawdzany, ale niestety nie miałam już na to siły :c</div>
<div style="text-align: center;">
Chyba Mask staje się coraz gorszy...</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Wiem, że długo czekaliście, ale pod informacją pokazaliście mi jacy jesteście <b>kochani</b> i bardzo Wam za to dziękuję ♥</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Przy okazji, zapraszam na moje drugie opowiadanie o Michaelu, na <a href="http://exhausted-ff.blogspot.com/" target="_blank"><i>blogspocie</i></a> lub na <a href="http://www.wattpad.com/story/24892605-exhausted-%E2%9C%96-m-c-slowly-updated" style="font-style: italic;" target="_blank">wattpadzie</a> :)</div>
</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com25tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-2687503083307389532014-12-14T15:05:00.000+01:002014-12-14T15:05:11.035+01:00Rozdział 13<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=hPD-a1FjUtU" target="_blank">mjuzik (klik)</a></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<div>
<i>Michael</i></div>
<div>
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
– Ona nie żyje! – wykrzyczał Luke przez łzy, wpadające mu kolejno do ust.</div>
<div style="text-align: justify;">
Widząc jego nieskończone cierpienie, musiałem zaciskać ręce w pięści, żeby także nie wybuchnąć płaczem. Lauren, siedząca obok mnie, szlochała cicho, przytulając Luke'a. Calum prowadził auto, próbując zachować spokój, ale dłonie mu drżały.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziałem jak mogę pomóc Luke'owi, gdyż sam nie potrafiłem sobie poradzić w takiej sytuacji. Nie krył swoich uczuć nawet przez minutę, za co na prawdę go podziwiałem, bo ja po dziś dzień mam problemy z pokazywaniem światu tego, co czuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczułem słony posmak na ustach; z nerwów rozgryzłem wargę. Wciąż dzwoniło mi w uszach od strzałów, za które zresztą sam byłem winien, chociaż Lauren także miała w tym swój udział. Nie mogłem zapanować nad dygoczącym ciałem, ani zimnem, przeszywającym moje dłonie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nikt nie odważył się na wypowiedzenie nawet najkrótszego słowa. Jedynym towarzyszącym nam dźwiękiem, były jęki wydawane przez tego, który cierpiał najbardziej.</div>
<div style="text-align: justify;">
W końcu, dojechaliśmy do domu, a gdy tylko samochód się zatrzymał, próbowałem wyciągnąć z niego Luke'a, po czym zaprowadzić do środka. Przewiesił ramiona na moich plecach, co na prawdę utrudniało poruszanie się, bo nie ważył zbyt mało. Lauren otworzyła przed nami drzwi, nie odstępując nas na krok.<br />
Blondyn opadł na swoje łóżko, a ja usiadłem na tym obok, należącym do Caluma.<br />
Nie wstydził się łez, co było jak najbardziej zrozumiałe. Dobrze wiedziałem jak to jest stracić kogoś bliskiego, dlatego też nie potrafiłem być na niego zły.<br />
- Możemy o tym pogadać - zaproponowałem, mimo że nigdy wcześniej nie prowadziłem z nikim takiej rozmowy.<br />
W odpowiedzi pokręcił przecząco głową. Dobrze znałem cały proces popadania w depresję, a zaczynała się ona właśnie od takiego zachowania. Nie mogłem pozwolić przyjacielowi na znalezienie się w tym potwornym stanie, nawet jeśli musiałbym osobiście przeprowadzać terapię.<br />
– Musisz z kimś porozmawiać – naciskałem. – Wolisz, żeby to była Lauren?<br />
Zawahał się, po czym skinął.<br />
Z jednej strony serca poczułem ulgę, ale z drugiej ukłucie. Wiadomo, że nie byłem specem od psychologii, a świadomość, że przyjaciel nie ufa ci dostatecznie, nie poprawiała humoru.<br />
– Jedno mogę ci obiecać – dodałem. – Odpłacimy mu się za te wszystkie świństwa, które wyprawiał i pomścimy twoją siostrę.<br />
Chciałem wstać i wyjść, ale zatrzymały mnie słowa chłopaka.<br />
– Przepraszam. – Spojrzał mi prosto w oczy. – Przepraszam, że cię zdradziłem w taki sposób. Nicole... ona po prostu jest... to znaczy była... dla mnie wszystkim.<br />
Załkał cicho, na co uciszyłem go ruchem ręki.<br />
– Nie gadaj głupot. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i wiem, że zrobiłeś to w słusznej sprawie. Dla Josha zrobiłbym to samo.<br />
Wypowiedział nieme "dziękuję".<br />
Nie chcąc go dłużej męczyć, wyszedłem z pokoju i postanowiłem zamknąć się w swoim.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<br />
Wszyscy pozamykali się w swoich pokojach, pozostawiając mnie samą sobie.<br />
Zamknęłam oczy i delektowałam się dźwiękami pianina, dobiegających z góry. Z każdą minutą miałam coraz większą ochotę, aby tam pobiec i dowiedzieć się o co chodzi.<br />
Ale pobiec gdzie? Nawet nie wiedziałam gdzie jest to "tam". Dźwięki dobiegały z sufitu, a to za bardzo nie pomagało.<br />
Kłębiło się we mnie zdecydowanie zbyt wiele myśli i emocji. Jakieś tajemnice, spiskowanie za plecami, nieuzasadnione morderstwa... Dlatego chciałam po prostu siedzieć i wyłączyć się chociaż na chwilę.<br />
Lecz nie mogłam. Jęki Nicole wciąż huczały mi w głowie, tuż obok płaczu Luke'a, przeplatane strzałami.<br />
Nie mogłam tego dłużej znieść, więc wyszłam z pokoju, po drodze potykając się o nogę fotela. Na korytarzu muzyka była jeszcze bardziej słyszalna. Gdy przechodziłam obok drzwi do sypialni Luke'a, nie mogłam się powstrzymać przed zajrzeniem do środka.<br />
Chłopak leżał na łóżku, wtulony w poduszkę. Zdaje się, że zasnął. Całe szczęście, bo przynajmniej nie musiał o niczym myśleć, w przeciwieństwie do mnie.<br />
Po cichu zamknęłam drzwi, po czym spojrzałam na klapę w suficie, którą widziałam już jakiś czas temu. Domyśliłam się, że to właśnie stamtąd dochodziła ta przeklęta muzyka i to tam musiałam pójść. Pozostawał tylko jeden problem – nie było szans, żebym do niej dosięgnęła! Nie szczyciłam się długimi nogami, więc stałam przed nie lada wyzwaniem.<br />
Nagle, jak na zawołanie, usłyszałam, zbliżające się kroki. Stanęłam po środku korytarza jak gdyby nigdy nic, lecz nie mogło to wyglądać tak naturalnie jakbym chciała. Splotłam ręce na piersi, przystając z nogi na nogę.<br />
– O, Lauren! – Niestety, moja niewielka osoba nie umknęła uwadze Ashtona. – Co kombinujesz?<br />
Aż tak bardzo było to widać?<br />
Mój wzrok mimowolnie powędrował do klapy w suficie, skąd dobiegała muzyka. Natychmiast skarciłam się za to w myślach. Moje starania musiały wyglądać na prawdę żałośnie.<br />
Ashton także spojrzał do góry i uśmiechnął się lekko. Skinął głową, po czym wyciągnął rękę i otworzył klapę.<br />
– Teraz poznasz duży sekret, ale nie mów, że ci pomagałem. – Puścił perskie oko i zaraz potem odszedł, podśpiewując pod nosem.<br />
Czytał ze mnie jak z otwartej książki, co było dość niepokojące. Postanowiłam zapisać to do mojej listy zmartwień i zająć się tym później.<br />
Zostałam tylko ja i drabina, prowadząca do tajemniczej muzyki. Kilka kroków dzieliło mnie od poznania prawdy.<br />
Nabrałam powietrza do płuc, żeby dodać sobie choć odrobinę odwagi, po czym postawiłam nogę na pierwszym stopniu drabiny. Później następny, kolejny i jeszcze jeden. Poziom adrenaliny niekontrolowanie wzrósł. Nie odwlekając, zrobiłam to szybko i już stałam na drewnianej podłodze, skrzypiącej pod naciskiem ciała. Wtedy zamarłam w bezruchu; wszystko widziałam wyraźnie.<br />
Czarny, lśniący fortepian oświetlało jedynie światło z małego okienka, umieszczonego w ukośnym dachu. Czyli muzyka wcale nie była odsłuchiwana z płyty... Jednak nie instrument najbardziej mnie zadziwił, a ten, kto na nim grał.<br />
Podeszłam jeszcze bliżej, wstrzymując oddech. Jego jasne włosy sterczały na wszystkie strony, co nie współgrało ze stereotypem eleganckiego muzyka, ale do niego wyjątkowo to pasowało.<br />
Przyłapałam się na skradaniu, więc odchrząknęłam, żeby go nie wystraszyć dotykiem.<br />
– Cholera! – krzyknął mimo moich dobrych zamiarów.<br />
– P-przepraszam, że ci przeszkadzam, Michael... – wydukałam przeprosiny.<br />
Spuściłam głowę, niczym zbity pies, ale Michael najwyraźniej nie zamierzał na mnie nakrzyczeć, ani skarcić w żaden inny sposób. Wręcz przeciwnie, wstał, a potem podszedł bliżej, żeby otoczyć mnie ramieniem. Kiedy przywierałam do jego piersi, poczułam, że serce zaczyna mi bić jeszcze szybciej, niż przed chwilą, choć sądziłam, że to niemożliwe.<br />
– Nie wiedziałam, że potrafisz tak pięknie grać – powiedziałam prosto w jego koszulkę i od razu. pożałowałam palnięcia takiej głupoty; ugryzłam się w język po fakcie.<br />
Nie odpowiedział, co poskutkowało zachwianiem mojego oddechu.<br />
Jego prawa ręka zjechała z moich włosów na plecy, po których zaczęła kreślić spore koła. Pod tym dotykiem, moje ciało niekontrolowanie zadrżało.<br />
– Zimno ci? – zapytał, ruchem ręki zmuszając mnie do spojrzenia sobie w oczy.<br />
Pokręciłam przecząco głową, ale gęsia skórka na moich ramionach wskazywała na co innego. Lecz tak na prawdę nie czułam chłodu, a... podniecenie? zaistniałą sytuacją.<br />
Nad uchem usłyszałam nerwowy chichot. Tylko dlaczego była w nim ta cholerna nutka zdenerwowania?<br />
Miałam wyrażenie, że przystanął z nogi na nogę, ale nie chciałam patrzeć na jego stopy. Usta były o wiele ciekawsze...<br />
O nie, zauważył, że się gapię!<br />
Moja podświadomość walnęła głową w ścianę - to oczywiste, że patrzę na jego twarz, przecież dzielą nas centymetry.<br />
Nagle, Michael otworzył usta i zaraz znowu je zamknął, jakby chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Czyżby słowa były zbędne w tej sytuacji?<br />
Kiedy zdjął rękę z moich pleców, poczułam niespodziewany przypływ zimna. Na szczęście, ciepło wróciło szybko, bo od razu, gdy jego dłoń powędrowała do mojego policzka. Momentalnie kolana się pode mną ugięły. Miałam farta, że podtrzymywały mnie silne ramiona.<br />
– Nawet nie wiesz jak długo... – Jego szept wywołał ciarki na moim ciele. – ...chciałem to zrobić.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<br />
Więc to zrobiłem.<br />
Nie zdążyła zareagować, a już złożyłem na jej ustach pocałunek. Delikatny. Najbardziej bałem się tego, że mnie odepchnie; nie chciałem dostać w twarz. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło, żadnych pięści, ani zgrzytania zębami. Jedynie powoli wypuściła powietrze z płuc, które dotychczas wstrzymywała.<br />
Odsunąłem twarz na odległość zaledwie kilkunastu milimetrów, ale zaraz znowu ją pocałowałem, choć wciąż nie byłem pewien czy tego chce. Dopiero gdy lekko rozchyliła wargi, wiedziałem, że daje mi zielone światło. Właśnie w tym momencie, wszystko przestało istnieć.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
Rozdział niesprawdzany, bo miałam 40 stopni gorączki i nie miałam siły T^T</div>
<div style="text-align: center;">
Przepraszam też, że taki krótki, ale chyba nie każdy musi mieć 2500 słów? ;)</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Wiem, pewnie wszyscy się tego domyślali lalala</div>
</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com35tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-42041805336360122502014-11-25T18:23:00.000+01:002014-12-02T18:22:45.555+01:00Rozdział 12<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=fPk_SPdkwL8" target="_blank">do słuchania (klik)</a></i></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiem gdzie nas wrzucili, wyglądało to jak jakiś schron jeszcze z czasów wojny. Zostałam ciśnięta wgłąb podziemnego pomieszczenia. Było w nim ciemno, zimno i wilgotno. Uderzyłam plecami o twardą ścianę, a Michael został potraktowany tak samo. Nawet jeśli chciał stawiać opór łysemu dryblasowi, nie miał szans, bo różnica między ich siłą i wzrostem była zbyt duża.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym tajemniczym pokoju nie było żadnego okna, ani innego źródła światła. Jedyne co widziałam to niewielki otwór w suficie, przez który się tu dostaliśmy. Od "drzwi" do podłogi prowadziła drabina, po której schodziła kolejna osoba. Była raczej drobna, przypominała kobietę.<br />
Kiedy podeszła bliżej, Michael gwałtownie wciągnął powietrze do płuc.<br />
– To ty... – powiedział z nutą obrzydzenia w głosie.<br />
Patrzyłam to na niego, to na jej chytry uśmieszek. Szła ku nam, seksownie kręcąc biodrami. Jej wysokie obcasy stukały rytmicznie, odbijając się echem od ścian. Zastanawiałam się tylko w jaki sposób zeszła po drabinie, nie łamiąc sobie kostek.<br />
– Tęskniłeś za mną? – Mruczała niczym kotka, prężąca się do skoku.<br />
Oglądałam z boku jak przybliżała się do chłopaka; odległość między nimi nie była większa niż metr. Położyła mu ręce na barkach, na co on wzdrygnął się lekko.<br />
Kiedy przyłożyła usta do jego ucha, poczułam dziwne ukłucie w sercu. Zacisnęłam zęby, żeby powstrzymać krzyk.<br />
Nieskazitelna uroda brunetki była doskonale widoczna nawet w półmroku. Pełne usta, pokryte intensywnie różowym błyszczykiem, połyskiwały w bladym świetle, niczym gwiazdy na niebie. Błękitne oczy świetnie kontrastowały z ciemnymi włosami, a otoczone były wachlarzem gęstych rzęs. Wydatne kości policzkowe nadawały kształt nieskazitelnej twarzy, przez co nie potrzebowała ani grama bronzeru. Zazdrościłam jej długich, zgrabnych nóg, które idealnie prezentowały się w obcasach i krótkiej, obcisłej spódniczce.<br />
Długimi, ozdobionymi czerwonym lakierem, paznokciami muskała policzki i linię szczęki Michaela.<br />
– Alison, chodź tu! – Niespodziewanie, krzyk Daniela dobiegł z góry.<br />
Dziewczyna wywróciła oczami, ale posłusznie obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia.<br />
– Jeszcze do ciebie wrócę – rzuciła na odchodnym.<br />
Gdy weszła po drabinie, faceci poszli w jej ślady, po czym zamknęli klapę w suficie, zostawiając nas w kompletnej ciemności. Po całym ciele przeszły mnie niekontrolowane dreszcze.<br />
Nie lubiłam być zamykana pod kluczem, a przecież już miałam ku temu okazję. Dręczyły mnie obawy, że już nigdy nie ujrzę światła dziennego, ale znikały od razu, gdy przypominałam sobie kto mi towarzyszył. We dwójkę mieliśmy o wiele większe szanse na ucieczkę.<br />
– Gdzie jesteś? – szepnął Michael.<br />
Automatycznie wyciągnęłam ręce przed siebie i zaraz poczułam jego ramię pod swoimi palcami. Umocniłam uścisk i przysunęłam się bliżej, żeby choć trochę zmniejszyć ogarniający mnie lęk.<br />
– Przepraszam... – wydusiłam z siebie. – Zachowałam się podle. – Nie mogłam opędzić się od poczucia winy; przeprosiny same cisnęły się na usta.<br />
– Przestań. – Tym jednym słowem skutecznie mnie uciszył. – Nikt nie jest winny.<br />
Skąd w nim tyle zrozumienia? Zadziwiał mnie, zwłaszcza że przyjaciel spiskował za jego plecami, a wróg po raz kolejny próbuje go wyeliminować. Nie wiem czy ja byłabym w stanie wytrzymać pod tak wielką presją.<br />
Przypomniałam sobie o niewinnej blondynce, przywiązanej do słupa i pozbawionej możliwości walki. Niesprawiedliwie porwana i katowana przez kogoś, kto niegdyś był dla mnie całym światem... Czułam niewyobrażalne obrzydzenie postacią Daniela, a gdzieś głęboko, czułam także wstyd. Jak mogłam ufać komuś takiemu jak on? Jak mogłam nie dowiedzieć się o jego gangsterskiej robocie?<br />
Padł strzał z ręki tego potwora, a ja nawet nie wiedziałam w czyim kierunku. Luke albo Nicole potrzebowali ratunku, a może nawet życie, któregoś z nich było zagrożone. Z trudem powstrzymywałam automatyczną chęć niesienia pomocy.<br />
Niestety, nie mogłam nic zrobić. Zostałam uwięziona i mogłam tylko czekać na czyjąś łaskę albo łut szczęścia.<br />
Słyszałam głośne bicie swojego serca, a tuż obok serce Michaela waliło równie głośno i szybko. Oddychałam ciężko, kiedy on potrafił zapanować przynajmniej nad tym.<br />
Ugryzłam się w język, powstrzymując jęknięcie, ale nie mogłam powstrzymać ramion, oplatających się wokół piesi chłopaka. Nie hamując się, wtuliłam twarz w jego koszulkę.<br />
– Hej, nie płacz. – Dopiero po tych słowach, zdałam sobie sprawę, że po policzkach ściekają mi łzy.<br />
– Chciałam pomóc, a stworzyłam same problemy. – Wcale nie musiałam się tłumaczyć, ale czułam taką potrzebę.<br />
– Już przestań.<br />
Dłoń, gładząca moje włosy, momentalnie mnie uspokoiła, ale nie na długo, bo po chwili dreszcze wróciły.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Pozornie zachowywałem spokój, lecz w środku gorączkowo rozmyślałem nad tym, co zrobić dalej. Siedząc na chłodnej posadzce, nieustannie myślałem o kartce, którą Alison wcisnęła do tylnej kieszeni moich spodni. Nawet jakbym ją wyciągnął, w tej ciemności niczego bym nie zobaczył. Chociaż...<br />
– Masz telefon? – zapytałem; nagle mnie olśniło.<br />
Lauren zwolniła uścisk i po szeleście rozpoznałem, że zaczęła grzebać w swojej dżinsowej kurtce.<br />
– Mam – powiedziała po chwili, po czym po omacku mi go podała.<br />
Pospiesznie wyciągnąłem zwitek z kieszeni i oświetliłem go światłem z komórki. Miałem nadzieję, że znajdę tam coś, co pomoże, ale cała nadzieja zniknęła równie szybko jak się pojawiła.<br />
Na fioletowej kartce był napisany jedynie, niepotrzebny mi do niczego, numer telefonu i dopisek "zadzwoń :*".<br />
Cholera, jak miałem zadzwonić, będąc zamkniętym w jakiejś piwnicy?<br />
Popatrzyłem na siłę zasięgu - zero kresek.<br />
Zacząłem nerwowo omiatać wzrokiem całe pomieszczenie, ale widoczność była ograniczona do zera. Nie wiedziałem na jakie okropności mogłem natrafić, szukając czegoś po omacku. Mimo to, spróbowałem zrobić kilka kroków przed siebie. Przez ciemność moje pozostałe zmysły zostały wyostrzone, przez co słyszałem jak, niemal bezgłośnie, Lauren obgryza paznokcie w nerwach. Kontrolując sieć, jakimś cudem, dotarłem do zbawiennej drabiny, po czym wspiąłem się po niej najwyżej jak było to możliwe.<br />
Udało się – jedna kreska.<br />
Mogło przerywać, ale musiałem spróbować. Czym prędzej wybrałem numer Caluma, błagając żeby połączenie nie zostało zerwane.<br />
Jeden sygnał.<br />
Drugi.<br />
I trzeci.<br />
– Halo? – w końcu odezwał się głos po drugiej stronie.<br />
– Bierz Ashtona i przyjedź po nas do starej maszynowni – mówiłem jak najszybciej. – Daniel zamknął mnie i Lauren, a z Luke'iem jest na polu bitwy. Pospiesz się!<br />
– Jedziemy.<br />
Rozmowa była krótka, ale zdecydowanie wystarczyła. Teraz tylko pozostało nam czekać i liczyć na spory udział szczęścia.<br />
Zszedłem z drabiny i, oświetlając sobie drogę, wróciłem pod ścianę. Bez zastanowienia, uwięziłem Lauren w żelaznym uścisku.<br />
Nie byłem zły ani na nią, ani na Luke'a. Tylko niepotrzebnie chcieli się nawzajem ratować. Gdyby mi powiedzieli, na pewno bym pomógł. Nigdy nie tolerowałem spiskowania na boku, ale tym razem, wyjątkowo, nie miałem żalu. Nie umiałem tego wytłumaczyć nawet przed samym sobą.<br />
Może to wszystko przez tę dziewczynę?<br />
– Michael? – pisnęła nagle, przywracając mnie do rzeczywistości.<br />
– Tak?<br />
Nie odpowiedziała; wtuliła twarz w moją koszulkę. Zdałem sobie sprawę, że serce bije mi bardzo szybko, co na pewno nie umknęło jej uwadze. Na szczęście, nie widziała moich zaczerwienionych policzków.<br />
Niespodziewanie usłyszałem stuknięcie, a chwilę później klapa w suficie została uniesiona. Do pomieszczenia wpadli ci sami dwaj mężczyźni, którzy nas tu wrzucili.<br />
Zacisnąłem mocniej ramiona wokół Lauren, gdy tamci się zbliżali. Panikowała coraz bardziej, ale liczyłem na to, że mój dotyk ją uspokoi. Oczywiście, nie wszystko poszło po mojej myśli, a raczej nic. Łysy typ wykręcił mi ręce do tyłu, po czym zaczął oplatać je liną. Mogłem jedynie wierzgać nogami, ale niewiele to dawało, gdyż zaraz potem dostałem czymś ciężkim w głowę. Zdążyłem syknąć z bólu, ale zaraz po tym, powieki jakby przybrały na wadze; opadły wbrew mojej woli.<br />
<br />
– Cholera, gdzie jesteśmy? – Użyłem liczby mnogiej w nadziei, że Lauren była ze mną.<br />
– Gdzieś nas przewieźli – odparła bez zastanowienia, na co odetchnąłem z ulgą; na szczęście nas nie rozdzielili.<br />
Wciąż czułem ból z tyłu głowy po uderzeniu. Zacząłem masować potylicę, jednocześnie usiłując wstać z drewnianej podłogi, skrzypiącej pod naciskiem.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<br />
Kiedy pomogłam Michaelowi wstać, zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Nie było tak ciemno jak w maszynowni. Wyglądało na poddasze, a w dachu zostały osadzone dwa małe okienka. Żadnych mebli, jedynie cztery słupy, podtrzymujący krokwie.<br />
Nie miałam zielonego pojęcia jak Michael planował się stąd wydostać, ale milczałam, wiedząc, że w końcu coś wymyśli.<br />
Coraz bardziej przestawałam wierzyć, że Nicole może jeszcze żyć. Luke'a także nigdzie nie widziałam, co zaczynało pogłębiać wszystkie moje lęki. Pozostało mi jeszcze zastanawianie się, dlaczego <i>my </i>wciąż żyjemy?<br />
Łzy co chwila napływały do moich oczu, żeby zaraz się cofnąć i tak w kółko. Bałam się jak cholera, mimo uspokajających szeptów. Bałam się o swoje życie, o życie przyjaciela i jego siostry. Czułam się jak świnia hodowana na rzeź, nieświadoma nadchodzącej śmierci.<br />
– Przestań – ton jego głosu był łagodny. – Jakoś się wydostaniemy, zostaw to mnie.<br />
Bez przerwy gładził mnie pokrzepiająco po włosach, ale po pewnym czasie zaczęło mi to po prostu działać na nerwy. Wydostałam się z jego uścisku i pewnie wypięłam pierś do przodu. Nie miałam ochoty siedzieć bezczynnie ani minuty dłużej. Ruszyłam w stronę nieco zniszczonych drzwi, ale jedynych w tym pokoju, drzwi.<br />
– Lauren, co ty wyprawiasz? – syknął Michael, nie podnosząc głosu. – Usiądź i nie kombinuj.<br />
Wiedziałam, że wyciągnął rękę w moim kierunku i wcale nie musiałam tego widzieć, po prostu go czułam.<br />
– Proszę, złap moją dłoń – wyjęczał błagalnie.<br />
Nie miałam serca, żeby mu odmówić, toteż obróciłam się i od razu na niego wpadłam. Pospiesznie splótł swoje palce z moimi, przyciągając mnie bliżej siebie. Mimowolnie zostałam zmuszona do wtulenia twarzy w jego koszulkę. Słyszałam serce, bijące jak oszalałe pod wpływem tak wielu emocji.<br />
Jednocześnie, znikąd dostałam niesamowity zastrzyk energii. Bez dłuższego zastanowienia, włączyłam swój szósty zmysł, ponownie kierując się ku wyjściu. Pociągnęłam za sobą chłopaka i miał szczęście, że nie protestował. Mógł mówić, że się tym zajmie, ale jedynie szukał wsparcia, a to nie pomagało. Dlatego przejęłam inicjatywę.<br />
Gdy wreszcie dotarłam do drzwi, nawet nie łudziłam się, że będą otwarte. Na szczęście, nie zapomniałam o dawnych umiejętnościach, które niegdyś bardzo przydały się przy uciekaniu z celi. Na to wspomnienie, kąciki moich ust automatycznie skierowały się ku górze.<br />
Wygrzebałam z włosów wsuwkę, która była nieodłącznym elementem mojej fryzury, zawsze i wszędzie. Przez zadawanie się z gangsterami, nabyłam kilka całkiem przydatnych nawyków. Powykrzywiałam mały metalowy przedmiot, żeby choć trochę przypominał klucz, a zaraz później zaczęłam nim wiercić w wejściu na klucz. Michael domyślał się do czego dążyłam, więc siedział cicho, ale uciskał moje ramiona dopingująco.<br />
Klik.<br />
Udało się!<br />
Miałam ochotę skakać i krzyczeć z radości, ale nie miałam na to czasu, ani warunków. Zawahałam się; nie wiedziałam czy lepszym wyjściem będzie skradanie się, czy może szybka ucieczka. Zdecydowanie mniej czasu powinna zająć druga opcja, a to właśnie dodatkowych cyferek na zegarze potrzebowałam najbardziej.<br />
Przygotowując się do akcji, wzięłam głęboki wdech, żeby już kilka sekund później biec przez jasny korytarz.<br />
Mój wzrok protestował; nie widziałam nic, poza oślepiającym światłem. Oczywiście, dobrze wiedziałam, że wcale nie było ono takie rażące, ale po spędzeniu kilku godzin w zupełnej ciemności, mój mózg odbierał to inaczej. Mimo wszystko, nie zwracałam na to uwagi i biegłam po omacku. Chwilę później, to Michael przejął prowadzenie i to on ciągnął mnie za sobą. Najwyraźniej szybciej "odzyskał wzrok".<br />
– Niech to szlag! – usłyszałam krzyk, dobiegający gdzieś z boku.<br />
Nie miałam czasu, żeby spojrzeć w stronę głosu, bo zdążyliśmy wybiec na korytarz. Nie miałam czasu, żeby ogarnąć wzrokiem otoczenie, ale wyglądało to na zwyczajny blok mieszkalny. Nie zwlekając, biegliśmy w dół schodów, niemal łamiąc sobie przy tym nogi. Zeskakiwałam z pięciu schodków na raz, przy czym moje kolana strzykały w proteście.<br />
<i>Umrę</i>, bezustannie powtarzałam w myślach.<br />
Najłatwiej byłoby się po prostu rozpłakać albo położyć na ziemi i czekać, aż ktoś cię zabije, ale nie chciałam się poddawać bez walki. Właśnie dlatego biegłam dalej, choć słyszałam za sobą kroki i krzyki, które w końcu przerodziły się w strzały.<br />
– Cholera – syknął Michael. – Strzelają do nas! Szybciej!<br />
Zaczynało mi brakować chęci i, przede wszystkim, sił. Dawałam z siebie wszystko, ale mimowolnie zwalniałam tempo. Dyszałam ciężko i zaklinałam budynek, który miał niezliczoną liczbę schodów.<br />
– Nie... mogę... – wydusiłam, opadając na kolana.<br />
Strzały zamiast mnie zmotywować, tylko podkopały moją pewność siebie.<br />
– Nie rób mi tego! – spotkałam się z natychmiastowym odzewem blondyna. – Nie teraz!<br />
Nie czekając, zarzucił mnie sobie na plecy i pobiegł dalej. Niepotrzebny balast spowalniał jego ruchy, przez co czułam się winna jak nigdy wcześniej. Zerknęłam w tył; wrogowie byli coraz bliżej. Jednocześnie podziwiałam chłopaka za jego wytrwałość i nieograniczoną siłę przeznaczoną na bieg. Wtulałam twarz w jego szyję, czując jak powieki powoli mi opadają.<br />
– Lauren, błagam cię, nie teraz – syknął płaczliwym tonem.<br />
Próbowałam. Skupiałam całą swoją energię na tym, żeby nie zemdleć. Czułam się jakbym leciała, wisząc na pograniczu życia i śmierci. Czułam lekkość i ogromny ciężar jednocześnie.<br />
Strzał.<br />
Momentalnie znalazłam się na chłodnej posadzce, której temperatura powoli pomagała mi w odzyskaniu pełnej świadomości. Kiedy Michael gwałtownie pomógł mi wstać, ponownie zalała mnie fala gorąca, a ocucenie poszło w niepamięć.<br />
– No dawaj – wycedził przez zęby, jakby mówił do siebie. – Wytrzymaj jeszcze chwilę.<br />
Pokręciłam przecząco głową; nie mogłam uwierzyć, że poddałam się tak łatwo.<br />
– Stój, kurwa! – wrzasnął jeden z mężczyzn, odpowiedzialnych za więzienie nas w ciemnym pomieszczeniu.<br />
Usłyszałam kolejny strzał, a po nim następny.<br />
Kiedy z trudnością obróciłam głowę, zobaczyłam Luke'a, celującego w faceta. W tym samym momencie, Michael wziął mnie na ręce i zaraz po tym, odetchnęliśmy świeżym powietrzem., co dało mi nowy przypływ energii. Natychmiast chciałam wrócić i pomóc przyjacielowi, ale nie miałam nic do powiedzenia. Zostałam dosłownie wrzucona do samochodu, w którym siedział Calum za kierownicą. Nie miałam czasu, żeby cieszyć się na widok żyjącego Hemmingsa.<br />
– Jedź! – polecił mu Mikey i już chciał zamknąć drzwi, ale podparłam je nogą.<br />
– Nie ma mowy! – odkrzyknęłam, wykorzystując do tego, dopiero co zregenerowane, siły.<br />
Tym razem nie mogłam pozwolić mu na narażanie życia. W tym przypadku chodziło o zbyt ważne dla mnie osoby i nie miałam zamiaru siedzieć bezczynnie. Podpierając się rękami, wstałam z siedzenia i ruszyłam w stronę wejścia do wieżowca.<br />
– Daj mi broń – warknęłam.<br />
Chłopak zaśmiał się ponuro, ale wypełnił moje polecenie. W biegu, sprawdziłam czy pistolet aby na pewno jest naładowany. Naładowany. Wtedy obudził się we mnie instynkt mordercy, z którym nigdy wcześniej nie miałam styczności.<br />
Słyszałam strzały z oddali; Luke musiał być gdzieś tam. Kiedy wreszcie, po kilku sekundach błądzenia, ujrzałam blond czuprynę, nacisnęłam na spust, a kula poleciała w stronę, któregoś z mężczyzn. Nie zważałam na to, czy go trafiła czy też nie, zamiast tego pobiegłam do przyjaciela i złapałam go za ramię. Posłał mi przelotny uśmiech, a zaraz po tym, dołączył do nas Michael.<br />
Poczułam się jakbym była w świetnie wyreżyserowanym filmie akcji, nawet jeśli miałam dość spore szanse na śmierć.<br />
Luke równie dobrze mógł wrócić sam, wystarczyłby sprint w jednym kierunku, ale wolałam pomóc przy eskorcie. Michael popchnął kumpla, gdy ja go pociągnęłam, kurczowo trzymając za jego nadgarstek. Świetnie się ze sobą zgraliśmy, co niezwykle ułatwiło nam ucieczkę. Tamci mieli bardzo powolne ruchy; pobiegli za nami dopiero po trzech, dłużących się jak cholera, sekundach. Mimo bandy idiotów, siedzących nam na ogonie, wybiegliśmy z budynku w jednej części. Wpadliśmy do auta, a Calum, nie czekając na żaden znak, ruszył naprzód z piskiem opon. Słyszałam za nami strzały, ale najwyraźniej każdy był chybiony, bo nasz pojazd wciąż jechał.<br />
Wreszcie odetchnęłam z ulgą.<br />
<br />
<br />
<div style="-webkit-text-stroke-width: 0px; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: medium; font-style: normal; font-variant: normal; font-weight: normal; letter-spacing: normal; line-height: normal; orphans: auto; text-align: center; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: normal; widows: auto; word-spacing: 0px;">
</div>
<br />
<div style="-webkit-text-stroke-width: 0px; color: black; font-family: 'Times New Roman'; font-size: medium; font-style: normal; font-variant: normal; letter-spacing: normal; line-height: normal; orphans: auto; text-align: center; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: normal; widows: auto; word-spacing: 0px;">
<div style="font-weight: normal; margin: 0px;">
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: white;">~✦~</span></b></div>
</div>
<div style="font-weight: normal; margin: 0px;">
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: white;"><br /></span></b></div>
</div>
<div style="margin: 0px;">
<div style="text-align: center;">
<span style="color: white;">Przepraszam, że ten rozdział jest taki kiepski... Na następny chyba będziecie musieli poczekać trochę dłużej, bo nie mam teraz zbyt dużo wolnego czasu:(</span></div>
</div>
<div style="margin: 0px;">
<div style="text-align: center;">
<span style="color: white;">Chcę, żeby rozdziały były dobre, a nie pisane na siłę, dlatego wybaczcie mi opóźnienia.</span></div>
</div>
<div style="margin: 0px;">
<div style="text-align: center;">
<span style="color: white;">Tak czy siak, dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, jest Was już tak dużo! *o*</span></div>
</div>
</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-80347382669718138292014-11-18T18:30:00.000+01:002014-12-02T18:18:48.880+01:00Rozdział 11<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=DhalWs1qUuI" target="_blank">jeśli nie lubisz ciszy (klik)</a></i><br />
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Obiad momentalnie podszedł mi do gardła, gdy patrzyłem na zdezorientowane twarze przyjaciół. Byli tak samo zdziwieni jak ja. Machałem zwitkiem papieru, czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ale najwyraźniej odebrało im mowę.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Co to za list? – zapytałem ponownie; może to ich przywróci do rzeczywistości.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zerknąłem na Lauren, stojącą nieśmiało u stóp schodów. Pod moim spojrzeniem zarumieniła się lekko, na co niekontrolowanie przygryzłem wargę. Wolałbym wrócić do sytuacji sprzed dwóch minut, ale oczywiście, <i>ktoś </i>musiał nam przeszkodzi. Ponownie spojrzałem na chłopców, marszcząc przy tym czoło.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nic nie wiemy. – W końcu Ashton przerwał milczenie i wzruszył ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
– To jest wyraźnie skierowane do kogoś – naciskałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Właśnie nie tak wyraźnie – odezwał się Luke i podszedł bliżej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyrwał mi kartkę z ręki i kilkakrotnie przeczytał to samo krótkie zdanie. Pocierał podbródek w zamyśleniu, ale najwyraźniej nie wymyślił niczego sensownego.<br />
– Słuchaj, stary – Ashton przemówił ponownie, najprawdopodobniej zmęczony całą tą sytuacją. – Skąd my mamy wiedzieć o co chodzi? Pierwszy raz w życiu widzimy ten świstek. – Machnął ręką. – Od razu zarzucasz nam, że coś wiemy, kiedy nasze karty wciąż są czyste.<br />
Wyraźnie się oburzył, ale chyba miał rację. Przytaknąłem w odpowiedzi, choć na prawdę ogarnęła mnie głęboka zaduma.<br />
Wszyscy ciągle zaprzeczali i nigdy <i>nic </i>nie wiedzieli. To jasne, że miałem podejrzenia, bo w żadnym wypadku nie była to normalna sytuacja. Niecodziennie dostaje się listy z niejawnymi pogróżkami. Podpis także można interpretować na wiele sposobów, ale pierwsze co nasunęło mi się na myśl to <i>Daniel</i>. Problem był w tym, że nie miałem zielonego pojęcia do czego pozostały dwadzieścia cztery godziny. Mogła być to ostatnia doba mojego życia, a ja pozostawałem niepoinformowany. Oczywiście, nikt kto planowałby morderstwo, nie uprzedziłby o tym swojej ofiary na kilkanaście godzin przed.<br />
Potrzebowałem pozbyć sam, żeby to wszystko przemyśleć i dojść do jakichś wniosków. Dlatego też, minąłem chłopaków, a potem Lauren i poszedłem prosto do pokoju na strychu, gdzie panował spokój i cisza, z którymi chciałem w tej chwili przebywać.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<br />
Michael już nie był wkurzony, wyglądał raczej na zamyślonego. Bez słowa poszedł na górę, pozostawiając nas w szoku. W końcu, chłopcy także poszli w swoje strony, a ja dalej stałam przy schodach. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, czy iść do Michaela, czy lepiej mu nie przeszkadzać.<br />
Oparłam się plecami o chłodną ścianę, szukając ukojenia, a wtedy do moich uszu dotarł zduszony głos. Wytężyłam słuch.<br />
– Mam informację – wycedził przez żeby. – Przyda ci się. ... Nie. ... Mhm. ... Daniel, kurwa, słuchaj mnie. Mam ci coś ważnego do powiedzenia. Przyjadę.<br />
To Luke... Siedział w kuchni i rozmawiał z nim... Nie mogłam (a może nie chciałam?) w to uwierzyć, więc poszłam to sprawdzić. Na palcach weszłam do pomieszczenia, gdzie stał chłopak, wpatrzony w okno. Skubał niesforne włoski, rosnące na karku.<br />
– Luke...? – Podeszłam bliżej, a ten podskoczył w miejscu.<br />
– Niech cię szlag – warknął. – Idź stąd i nie wpychaj nosa w nie swoje sprawy. – Określił się jasno, ale gdybym mogła wyśmiałabym mu się w twarz. Postanowiłam rozegrać to nieco bardziej teatralnie, w końcu uczęszczałam na zajęcia w teatrze, więc miałam okazję do wykorzystania swoich umiejętności.<br />
– Aha, dobrze – odparłam sarkastycznie. – W takim razie idę do Michaela powiedzieć, że spiskujesz za jego plecami. Wkurzy się.<br />
Pokręciłam głową z udawanym zawodem, po czym obróciłam się na pięcie, gotowa do wyjścia. W połowie drogi zatrzymał mnie silny uścisk na przedramieniu.<br />
– Nie waż się mu mówić – wycedził przez zęby.<br />
– Więc wtajemnicz mnie. – Prosty układ.<br />
Zdecydowanie mu to nie odpowiadało, ale nie miał wyboru; widocznie wywarłam na nim sporą presję, choć wcale tego nie przewidziałam. Serce waliło mi jak młotem, ale za Chiny nie chciałam dać tego po sobie poznać.<br />
Wtem, powoli wypuścił powietrze z ust.<br />
– Działasz mi na nerwy. – Grał na zwłokę.<br />
– Michael chętnie posłucha, co mam mu do powiedzenia.<br />
Zadziwiała mnie pewność siebie, która weszła we mnie zupełnie przypadkiem. Zaskoczyłam sama siebie. Adrenalina także dawała o sobie znać, gdyż miałam wrażenie, że ta sprawa jest poważniejsza, niż wyglądała. Natomiast moje zdziwienie sięgnęło najwyższych granic, gdy Luke zaczął opowiadać.<br />
– On mnie szantażuje... – Opuścił głowę. – Chce jakieś informacje, żeby pozbyć się Michaela.<br />
– CO?!<br />
– Nie tak głośno, wariatko – uciszył mnie ruchem ręki. – Nie jestem idiotą, nie wkopię kumpla. Wcale nie mam informacji. To podstęp.<br />
– Ale po co?<br />
– Czy ty w ogóle słuchasz co do ciebie mówię? Niepotrzebnie zaczynałem. – warknął, na co pokręciłam głową. Dałam znak, żeby kontynuował. – Chyba wiesz co to szantaż. Uprowadził moją siostrę.<br />
Wytrzeszczyłam na niego oczy, bo do niczego innego nie byłam zdolna. Dobrze wiedziałam co to znaczy być porwanym i znałam to uczucie. Nikomu nie życzyłam tego samego.<br />
– Wiem, że bardzo źle ją traktuje...<br />
– To co my tu jeszcze robimy?! Ratujmy ją!<br />
– Nie mam transportu.<br />
Popatrzyłam na niego spod byka. Ta wymówka była tak słaba, że aż zaśmiałam się pod nosem. Jak można być tak niezaradnym?<br />
– Nie masz wozu?<br />
– Tylko Mikey ma kluczyki.<br />
– Jesteś żałosny – zrekompensowałam się mu za nazwanie mnie wariatką. – Załatwię ci te durne kluczki i razem pojedziemy po twoją siostrę.<br />
– Jak ty chcesz tego dokonać? – Nie był przekonany. – Musimy obmyślić jakiś plan... Cholera jasna, nie chcę cię w to mieszać.<br />
– Już i tak mnie wmieszałeś, więc teraz nie marudź. Mogę pomóc bardziej, niż myślisz.<br />
Wiedziałam, że się zgodził, choć nie powiedział ani słowa. Już nie zdążył zaprotestować, bo szybko poszłam na piętro. Nie miałam żadnego konkretnego planu na kradzież kluczy, więc postanowiłam zacząć od sprawdzenia czy Michael jest w swoim pokoju.<br />
Prawdopodobieństwo, że był gdzie indziej było na prawdę niewielkie, ale mimo to, przyłożyłam ucho do drzwi; lepiej dmuchać na zimne. Nasłuchiwałam przez pełną minutę, a cisza była dobrą odpowiedzią. Byłam w trakcie obmyślania sposobów na odwrócenie jego uwagi, ale najwyraźniej sytuacja tego nie wymagała. Nie zwlekając, weszłam do sypialni, gdzie rozglądałam się nerwowo. Nawet nie wiedziałam gdzie mogłam szukać, ale zaczęłam od szuflady w szafce nocnej. Kto normalny chowałby kluczyki do szafy czy pod dywan? Szuflada wydawała się być idealna. Na szczęście się nie pomyliłam, lecz znalazłam w niej coś więcej, a mianowicie niewielką książeczkę z napisem "Zbiór wierszy". Zamarłam tylko na krótką chwilę, ale zaraz potem oprzytomniałam i pobiegłam na dół z łupem w dłoni.<br />
Przy drzwiach frontowych, Luke czekał niecierpliwie. Nerwowo tupał nogą, a gdy zobaczył kawałek metalu, połyskujący między moimi palcami, od razu się uśmiechnął. Także zadowolona ze swojego dokonania, chwyciłam swoją dżinsową kurtkę, gdy blondyn już zdążył opuścić dom. Wtem, przekraczając próg, kątem oka ujrzałam Michaela, stojącego u szczytu schodów. Niewidzialny kolec ugodził mnie w serce, kiedy uciekłam na zewnątrz pod czujnym okiem chłopaka.<br />
– Szybciej! – krzyknęłam, mimo że teraz to nie miało znaczenia. Zostaliśmy uciekinierami i nie było odwrotu, jednak mimo to, serce pękło mi na pół.<br />
Wskoczyliśmy do auta i natychmiast odjechaliśmy, pozostawiając po sobie jedynie kłąb dymu. Nie miałam czasu na złapanie powietrza, bo Luke bez ogródek przeszedł do sedna sprawy.<br />
– Jedziemy tam i co dalej? – zapytał, ale nawet nie pozwolił mi dojść do słowa. – Wchodzimy niepostrzeżenie czy robimy wielkie wejście?<br />
– Masz broń? – Na moje pytanie przewrócił oczami; oczywiście, że miał broń. – Możemy zrobić to szybko.<br />
Nie byłam zbyt dobra w obmyślaniu szatańskich intryg, więc trudno mi powiedzieć co jest lepszym rozwiązaniem w tej sytuacji. Jedyne co mogłam wtrącić to to, że Daniel nie lubi hałasu, ale nie wiedziałam czy w jakikolwiek sposób miało nam to pomóc.<br />
Jechaliśmy po obrzeżach miasta wzdłuż nieczynnych torów kolejowych, wcześniej nieznanymi mi drogami. Po jakimś czasie, ujrzałam w oddali opuszczony magazyn albo coś w tym rodzaju. Możliwe, że niegdyś była to maszynownia. Z czasem, gdy zbliżaliśmy się do owego budynku, Luke zwalniał samochód, aż w końcu go zatrzymał.<br />
Ogarnęłam wzrokiem budowlę, kształtem przypominającą rozpadający się prostopadłościan. Niektóre szyby zostały wybite, a inne zabite deskami. Z sypiącego się dachu, obrośniętego chwastami, wyrastała niewysoka czworokątna wieżyczka. Obdarte, zardzewiałe ściany nie zachęcały swoim widokiem, a nawet wyglądały dość przerażająco. Tak czy inaczej, musieliśmy tam wejść; ludzkie życie było zdecydowanie ważniejsze od walorów widokowych.<br />
Po wyjściu z auta, Luke kazał mi trzymać się za nim, gdy sam wyciągnął pistolet zza pazuchy i trzymał w pełnej gotowości. Do maszynowni prowadziły duże, drewniane wrota, a raczej ich marne pozostałości.<br />
Wnętrze składało się z jednego wielkiego pomieszczenia, przez które przebiegały, dawno nieużywane, tory. Sufit podtrzymywało kilkanaście kolumn, z którego zwisały haki różnej wielkości. Całość ogarnięta półmrokiem i wilgocią, nie skłaniająca do dalszej wędrówki. Jednak przed ucieczką zatrzymały mnie żałosne jęki. Nadstawiłam uszu, po czym bez wahania ruszyłam za źródłem dźwięku. Widząc to, mój towarzysz szybko mnie wyprzedził, tak żebym cały czas trzymała się z tyłu. Z jednej strony byłam mu wdzięczna, bo nie miałam nawet żadnej broni, przez co byłam zupełnie bezbronna. No, prawie bezbronna... Wciąż miałam dobre gadane, lecz w tej sytuacji mogło być to bezużyteczne.<br />
Jęki stawały się coraz głośniejsze, a my nie zbaczaliśmy z trasy. Wtem, ujrzałam czyjąś damską sylwetkę, a obok niej następną - męską. Nie mogliśmy trafić lepiej.<br />
– Nie wychylaj się – polecił Luke, szepcząc, na co bez wahania skinęłam głową.<br />
Nagle wybiegł przed siebie, a ja za nim. Nie był to zbyt przemyślany plan, ale wyciągnął pistolet na wysokość barków, celując prosto w Daniela, który nie okazywał żadnych uczuć do zaistniałej sytuacji. Dostrzegłam także, że siostra Luke'a została przywiązana do jednej z kolumn; siedziała na brudnej posadzce.<br />
– Stój! – krzyknął blondyn.<br />
Wtem, dziewczyna o takim samym odcieniu włosów, popatrzyła na brata z nadzieją. Była wyraźnie zaskoczona; otworzyła usta, niezdolna do mówienia. W jej oczach zalśniły wesołe iskierki, kompletnie nie pasujące do zmarnowanego ciała. Blond pasma zmatowiały, a skóra poszarzała prawdopodobnie przez odwodnienie. Pod oczami miała ciemne cienie, a policzki lekko się zapadły. Mimo marnego wyglądu, uśmiechnęła się delikatnie.<br />
– Co to za policyjne teksty, Hemmings? – odparł zgryźliwie Daniel. – Wreszcie dotarł do nas twój wybawiciel - rzucił w stronę dziewczyny.<br />
Zaczynałam się zastanawiać czy to wszystko może mieć dobre zakończenie. Odkąd Luke zaczął biec, dręczyła mnie myśl, że źle to rozegrał. Niestety, nie miałam głosu w tej sprawie, a tym bardziej już nie mogliśmy zawrócić.<br />
Brunet zaczął chodzić w tę i z powrotem, niczym pies, broniący swojej posesji. Usłyszałam kliknięcie, wydobywające się z kieszeni jego spodni - miał przygotowaną broń, co rzecz jasna, było nieuniknione.<br />
– Wypuść ją – warknął Luke.<br />
Jego dłonie drżały niemal niezauważalnie, ale z mojej odległości nie trudno było wyczuć jego zdenerwowanie.<br />
– Najpierw oddaj Lauren – polecił. – Nie jest ona żadną informacją, ale wyraźnie dobrze sobie to przemyślałeś. Ona bardziej mi się przyda, niż jakakolwiek inna rzecz.<br />
Zdezorientowana popatrzyłam na faceta. Zignorowałam fakt, że nazwał mnie <i>rzeczą</i>. Był przekonany, że Luke przyprowadził mnie tu z premedytacją, gdy tak na prawdę, wszystko to jedna wielka pomyłka. Tak czy inaczej, sytuacja obróciła się na naszą korzyść.<br />
Nie czekałam na żaden znak, ani nawet na zgodę, po prostu ruszyłam przed siebie, gotowa do poświęcenia.<br />
– Wszyscy stać! – wrzasnął ktoś zupełnie inny.<br />
Wszyscy spojrzeliśmy w stronę wejścia do maszynowni, a Daniel przewrócił oczami, najwyraźniej znudzony tym wszystkim.<br />
– Ty też dołączyłeś do policji? – zapytał nowo przybyłego, który pojawił się znikąd.<br />
Widząc rozwścieczoną twarz Michaela, zabolało mnie serce. Spiskowałam za jego plecami, okradłam go, uciekłam bez jego wiedzy, a on i tak przyszedł, żeby ratować nasze tyłki. Mimowolnie poczułam wstyd.<br />
– Chodź tu, Lauren – powiedział cicho Daniel, tak cicho, że tylko ja i blondynka mogłyśmy to usłyszeć. Bez zastanowienia zrobiłam kilka kroków w jego stronę.<br />
– Lauren, stój! – krzyknął Michael, a włosy na karku stanęły mi dęba, ale nie posłuchałam go i szłam dalej.<br />
Z czasem gdy zbliżałam się do bruneta, dojrzałam kilkudniowy zarost na jego twarzy, a także czoło zmarszczone od zniecierpliwienia. Pospieszał mnie ruchem ręki. Kiedy odległość między nami zmniejszyła się do jednego metra, obrócił mnie tyłem do siebie i złapał za kark, wbijając kciuk w kręgosłup. Pod naciskiem jego palców, zawyłam z bólu, momentalnie upadając na kolana.<br />
– Jak bierzesz ją, musisz wziąć też mnie – powiedział ten, od którego najmniej chciałabym usłyszeć te słowa.<br />
Jego zielone oczy płonęły ogniem nienawiści, ale i tak przyszedł posłusznie i stanął za mną, a od razu po tym, pomógł mi wstać i ujął moją dłoń. Luke przyglądał się temu z szeroko otwartymi oczami, zastygły w tej samej pozycji, co sprzed kilku minut.<br />
– Nie zostawię cię – szepnął mi Michael prosto do ucha, a łzy jak na komendę, wypełniły moje oczy.<br />
– Zabierzcie ich – polecił Daniel powietrzu.<br />
Spojrzałam za siebie, a stamtąd, ku nam zmierzali dwaj tędzy mężczyźni. Jeden z nich był zupełnie łysy, a drugi szczycił się długą brodą, sięgającą piersi. Nawet nie zdążyłam zaprotestować, a już znalazłam się w mocnym uścisku brodacza, kiedy łysy w ten sam sposób złapał Michaela. Szorstką dłonią zakrył mi usta, przez co nawet nie mogłam krzyknąć. Jedyne co mogłam robić to wierzganie nogami, ale nawet to nie pomagało. Ciągnięto nas w głąb maszynowni, ale zdążyłam usłyszeć jeszcze kawałek rozmowy między Danielem a Luke'iem.<br />
– Masz to czego chciałeś – głos blondyna załamywał się wbrew jego woli. – Teraz oddaj mi moją Nicole.<br />
Odpowiedzią na jego żądanie był tylko złośliwy chichot.<br />
Potem jeden strzał.<br />
Zduszony krzyk.<br />
I ogromna plama krwi.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Dziś troszkę dialogów, ale tego wymagał rozdział:)</div>
<div style="text-align: center;">
Pragnę Wam przypomnieć o głosowaniu na "Mask" w ankiecie na blog miesiąca (znajduje się ona na na samym dole bloga, link niżej)</div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://spisfanfiction.blogspot.com/" target="_blank"><b>KLIKNIJ TUTAJ</b></a></div>
<div style="text-align: center;">
To dla mnie bardzo ważne, a jeśli każdy z Was oddałby głos, mogłabym wygrać:) Oczywiście do niczego nie zmuszam, ale byłoby mi niezmiernie miło.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Instrukcja głosowania dla tych, którzy czytają rozdział na telefonie:</div>
<div style="text-align: center;">
Gdy klikniecie w link powyżej, wyświetli Wam się zwykła wersja telefoniczna bloga, gdzie nie widać ankiety. Dopiero gdy zjedziecie na sam dół strony, zobaczycie napis "Wyświetl wersję komputerową". Po wykonaniu tej czynności, należy ponownie zjechać na sam dół strony i wtedy zobaczycie sondę. Przypominam, że tytuł opowiadania to "Mask" haha:)</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Z góry dziękuję wszystkim za oddane głosy x</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-42683253779441169342014-11-10T22:01:00.000+01:002014-12-02T18:05:19.214+01:00Rozdział 10<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=tipS8z8SFho" target="_blank">coś do posłuchania (klik)</a></i><br />
<b><br /></b>
<b>~✦~</b><br />
<i><br /></i>
<i>Lauren</i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Potarłam zaspane oczy, które za nic w świecie nie chciały się otworzyć. Po ostatniej nocy czułam się gorzej, niż mogłam przypuszczać. Suchość w gardle zmusiła mnie do wyjścia z łóżka, choć nie miałam na to najmniejszej ochoty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po drodze do łazienki, próbowałam sobie przypomnieć coś z wizyty w klubie, ale widziałam tylko niewyraźne fragmenty. Pamiętałam to i owo, ale to, co mi nie umknęło, nie łączyło się w spójną całość. Chociaż z drugiej strony, zastanawiałam się czy w ogóle chcę wiedzieć co się wczoraj działo...<br />
Napiłam się trochę wody z kranu, żeby na szybko zaspokoić pragnienie. Przy okazji opłukałam twarz. Później zaczęłam rozglądać się za zegarkiem, bo nawet nie wiedziałam, która była godzina. Gdy wreszcie go znalazłam, wybiła siódma rano. Nie spodziewałam się, że wstanę tak wcześnie. Zazwyczaj po imprezach spałam dłużej i na pewno nie byłam jedyna, której się to zdarzało.<br />
Zupełnie niespodziewanie, podskoczyłam w miejscu, słysząc trzask drzwi. Najwyraźniej nie tylko ja zdążyłam wstać. Odruchowo spojrzałam na drzwi do pokoju Michaela - lekko uchylone. Chciałam tylko zajrzeć, żeby sprawdzić czy to na pewno on wyszedł na korytarz.<br />
Szczerze miałam nadzieję, że nie zastanę go w sypialni. Poprzedniego wieczoru weszłam tam tylko na chwilę i nie miałam zbyt wiele czasu na obeznanie. Chyba nie było w tym nic nadzwyczajnego, że po prostu zżerała mnie ciekawość. Dlatego też, wzięłam głęboki wdech, po czym nieśmiało zajrzałam do środka, szerzej otwierając drzwi.<br />
Na wejściu, popatrzyłam w stronę łóżka, na którym leżała tylko skotłowana kołdra. Przekraczając próg, wstrzymałam powietrze. Dobrze wiedziałam, że nie powinnam tam wchodzić, ale tak bardzo chciałam wiedzieć w jakiej śpi pościeli albo jakie ma obrazki na ścianach...<br />
Myślałam, że dowiem się czegoś ciekawego, lecz nic takiego nie miało miejsca. Pościel była biała, a na jednej ze ścian wisiał tylko, niezbyt ciekawy, obraz drzewa. Żadnego regału z książkami, żadnych rzeczy osobistych. Zwykła sypialnia z łóżkiem, szafką nocną i komodą. Na dodatek meble nie były do kompletu. Próbowałam bardziej wytężyć wzrok, jakby w pokoju nagle miały pojawić się jakieś nowe przedmioty. Kiedy już chciałam wracać do siebie, dostrzegłam, stojące na szafce nocnej, dwie ramki ze zdjęciami.<br />
Z daleka widziałam na jednej z fotografii grupkę ludzi, ale rzecz jasna chciałam zobaczyć ją z bliska. Podeszłam bliżej i zobaczyłam wyraźniej. Na jednym zdjęciu był Michael, ale jakby młodszy o kilka lat, obejmujący jakąś dziewczynę. Oboje radośnie szczerzyli zęby, a brunetka pokazywała znak pokoju. Widok uśmiechniętego chłopaka, sprawił że kąciki moich ust automatycznie skierowały się ku górze. Następnie, wzięłam do ręki drugą ramkę. Od prawej stał Luke, Calum, Michael, jakiś chłopak i Ashton. Na pierwszy rzut oka, wyglądali na świetnie zgraną paczkę najlepszych przyjaciół. Wszyscy mieli dłonie złożone na wzór pistoletu, wycelowanego w obiektyw. Wyglądało to dość śmiesznie, toteż zachichotałam pod nosem. Wtem, dziwnym trafem, z tyłu zdjęcia wysunął się kawałek papieru. Zaintrygowana, obróciłam ramkę tyłem. Na odwrocie, została przyczepiona karteczka z krótką notką:<br />
<i>Wszystkiego najlepszego z okazji 18 urodzin, od Josha :)</i><br />
Tylko te kilka słów i nic więcej. Doszłam do wniosku, że Josh to chłopak, którego nie znałam, stojący między Ashtonem a Michaelem. Skoro na fotografii wyglądali na tak bardzo zżytych ze sobą, zastanawiałam się, gdzie mógłby być Josh.<br />
– Jestem taki głodny! – na dźwięk krzyku Caluma, podskoczyłam w miejscu, niemalże upuszczając drogocenny przedmiot.<br />
Od razu się zestresowałam, a moje serce zabiło szybciej. Przebywałam w tym pokoju nielegalnie, toteż adrenalina dała się we znaki. Odłożyłam wszystko na miejsce, po czym wróciłam do swojego pokoju, dla niepoznaki. Bez zwlekania, wyszłam na korytarz, gdzie wpadłam na głodnego chłopaka.<br />
– O, hej! – przywitał mnie, ale za nic nie mogłam zrozumieć, dlaczego wciąż krzyczał. – Cieszę się, że cię widzę.<br />
Uściskał mnie, co na pewno nie należało do normalnych sytuacji, ale nie skomentowałam tego. Razem zeszliśmy na dół, do kuchni, gdzie siedział tylko Michael, pogrążony w czytaniu gazety. Kiedy go minęłam, podniósł wzrok i uśmiechnął się lekko.<br />
W tym momencie, poczułam się jakby musnął mnie promień słońca. Miałam wrażenie, że największy kolec najpiękniejszej róży wbił się w moje serce. Ten uśmiech... Nigdy, nikt nie skierował tak promiennego uśmiechu w moją stronę. Nie wiedzieć dlaczego, poczułam się wyróżniona jak nigdy wcześniej.<br />
Ten drobny gest dodał mi niezwykle dużo energii. Bez wahania, sięgnęłam do chlebaka. Postanowiłam zrobić śniadanie dla wszystkich. Chłopcy jedli ogromne ilości jedzenia, więc same grzanki za nic w świecie by nie wystarczyły. Do grillowanego chleba zrobiłam całą patelnię jajecznicy i ugotowałam parówki.<br />
Teraz na pewno się najedzą.<br />
Tak bardzo zatraciłam się w gotowaniu, że nawet nie zwróciłam uwagi na cztery pary zdziwionych oczu, zwrócone w moją stronę. Nie wiedziałam jak bardzo wybredna była publika, ale mimo to, byłam zadowolona z siebie. Nałożyłam każdemu taką samą porcję, a sobie dwa razy mniejszą.<br />
– No nieźle – w końcu Ashton przerwał milczenie. – Dzięki, Lauren.<br />
Po tych słowach, lekko szturchnął mnie w ramię i puścił perskie oko. Momentalnie zapomniałam o kacu i potwornym, porannym nastroju. Miło było zjeść śniadanie w takiej atmosferze. Przez chwilę nawet poczułam się jakbym była we właściwym miejscu.<br />
Kiedy zaczęliśmy jeść, Michael wciąż czytał gazetę, lecz teraz leżała na stole. Wychyliłam głowę, żeby zobaczyć nagłówek, ale ani trochę mnie on nie zaciekawił. Wtedy, przypomniałam sobie o czymś, o czym chciałam wspomnieć już wcześniej.<br />
Odkaszlnęłam znacząco, przez co spojrzenia ponownie spoczęły na mnie.<br />
– Kim jest Josh? – zapytałam bez zbędnego wstępu czy owijania w bawełnę.<br />
Nagle zapadła głucha cisza. Wszyscy zamarli w bezruchu, poza Michaelem. Ten ciężko przełknął kęs grzanki, żeby zaraz potem zacząć zgrzytać zębami. Rzucił widelcem w talerz, robiąc przy tym dużo hałasu, i zaraz potem, odsunął się od stołu, tak że wszystko się zatrzęsło. Machnął ręką jakby chciał kogoś uderzyć, ale w ostatniej chwili zacisnął dłoń w pięść i wyszedł z kuchni bez słowa.<br />
Popatrzyłam pytająco na pozostałych, a tylko Luke pokręcił głową.<br />
– Nie powinnaś o to pytać... – skarcił.<br />
Cała moja dobra energia wyparowała w jednej, krótkiej chwili.<br />
– Oby tylko nie było tak jak ostatnio – dodał Calum.<br />
Nie brzmiało to zbyt dobrze.<br />
– Powiecie mi o co chodzi? – patrzyłam to na jednego, to na drugiego.<br />
– Źle to znosił – wtrącił Ashton. – Spokojnie można to nazwać depresją.<br />
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Depresją? Co musiało się stać, żeby ktoś taki jak Michael popadł w tak głęboki stan psychiczny?<br />
Nie mogłam tego tak zostawić, toteż wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę wyjścia.<br />
– Lepiej zostaw go teraz samego – powiedział Luke, gdy przekraczałam próg.<br />
Nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby pozwolić Michaelowi siedzieć samemu. Nawet jeśli nie wiedziałam co było tak złego w tym pytaniu, musiałam go za to przeprosić.<br />
Chciałam zapukać, ale i tak wiedziałam, że nie pozwoli mi wejść. Dlatego, po prostu wpadłam do jego pokoju i stanęłam jak wryta. Siedział na łóżku, a twarz miał ukrytą w dłoniach. Kątem oka spojrzałam na szafkę nocną; ramka ze zdjęciem, na którym był Josh, leżała tyłem do przodu.<br />
– Zostaw mnie – warknął, zanim w ogóle otworzyłam usta.<br />
– Nie – odparłam pewnie, siadając obok niego.<br />
Odkrył twarz, ale nie spojrzał na mnie; wlepił wzrok w podłogę.<br />
– Przepraszam – zaczęłam. – Nie chciałam cię zdenerwować.<br />
Cisza.<br />
Nie wiedziałam jak go zachęcić do rozmowy.<br />
– Powiesz mi kto to jest?<br />
Znowu nic.<br />
Czekałam w napięciu. Dopiero po chwili westchnął ciężko.<br />
– Dobrze – wycedził przez zęby. – Josh to mój brat. Został... zabity.<br />
Poczułam ukłucie w sercu. Wyraźnie chciał ująć to jak najkrócej. Każde wypowiedziane przez niego słowo, było przepełnione nieskończonym bólem, ale na ostatnie nałożył wybitny nacisk.<br />
– Ja... nie wiedziałam – wydusiłam. – Przykro mi... Może mogę coś dla ciebie zrobić?<br />
Słowa z trudnością wydobywały się z mojego gardła.<br />
Dopiero wtedy, podniósł na mnie wzrok. Na widok pojedynczych łez, spływających mu po policzkach, zakryłam usta dłonią. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że jest zdolny do płaczu.<br />
Znowu nic nie odpowiedział, ale wyciągnął ramiona w moją stronę. Bezzwłocznie go objęłam. Wtulił twarz w moją szyję, przy czym zaczął także głośniej szlochać. Głaskałam go pokrzepiająco po plecach, nawet jeśli miało to przynieść tylko nieznaczne skutki. Zdecydowanie potrzebował czułości, zwłaszcza w takiej chwili.<br />
Nie trudno było się domyślić, że Michael na prawdę kochał swojego brata. Nie znałam szczegółów jego morderstwa, ale śmierć w żadnej postaci nie mogła być pozytywnym wspomnieniem. Współczułam mu z całego serca i chciałam pomóc, mimo że nie wiedziałam jak.<br />
Kiedy się odsunął, opadł na poduszkę. Nie chcąc mu przeszkadzać, wstałam i powoli wycofałam się do swojego pokoju.<br />
Usiadłam na fotelu przy oknie, gdzie myślało się o wiele lepiej, niż gdziekolwiek indziej. Zaczęłam rozmyślać nad wszystkim, co się wydarzyło od mojego przyjazdu do Australii. Dawno temu zapomniałam, że nie jestem już w Anglii, bo miejsce na prawdę nie miało znaczenia. Dziwne jak szybko oswoiłam się z <i>porywaczami</i>.<br />
Zaczęłam się śmiać sama z siebie, po czym wzruszyłam ramionami.<br />
Lepiej mi było tutaj, niż z jakimś zakłamanym idiotą. Każdy normalny człowiek pomyślałby, że do reszty zwariowałam, a ja nawet nie miałam niczego na swoją obronę. Jednak najgorsze z tego wszystkiego było to, że musiałam wszystko ukrywać przed rodzicami. Starałam się dzwonić do nich jak najrzadziej, żeby niczego nie podejrzewali. Czułam wyrzuty sumienia, ale jednocześnie nie miałam innego wyjścia. Kłębiło się we mnie zbyt wiele sprzecznych emocji. Na dodatek...<br />
Nagle, jak grom z jasnego nieba, Michael wpadł do pokoju, przez co niemal nie spadłam z fotela. Tak zamaszyście otworzył drzwi, że aż walnęły w ścianę. Wyglądał na wściekłego, ale mimo to, wstałam z miejsca.<br />
– Chodź tu – wycedził przez zęby.<br />
Nie brzmiało to zachęcająco, ani trochę. Szczerze się zlękłam. Zamiast do niego podejść, zrobiłam krok w tył, choć nie miałam zbyt dużego pola manewru. Ilekroć on robił krok do przodu, ja się cofałam, dopóki nie natrafiłam na ścianę. Był coraz bliżej, a minę wciąż miał groźną.<br />
– Powiedziałem "chodź tu" – powtórzył.<br />
Nie miałam gdzie iść, a dzieliło nas już tylko kilkanaście centymetrów.<br />
Wyciągnął lewą rękę i położył mi ją na biodrze. Nawet nie zdążyłam spojrzeć na jego dłoń, a ta już powędrowała do mojego policzka. Jedyne na czym mogłam skupić wzrok to jego oczy. Niestety, kiedy w nie spojrzałam, moje serce niebezpiecznie przyspieszyło. Nie miałam zbyt wiele czasu na podziwianie bladej zieleni, bo przymknął powieki. Czułam, że mój oddech także nabrał tempa. Nie byłam świadoma tego, jak blisko siebie były nasze twarze.<br />
Przestałam dotykać ściany, kiedy przyciągnął mnie bliżej siebie. Przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze, przez co zaczęłam tracić nad sobą panowanie. Kolana zaprotestowały, najwyraźniej znudzone podtrzymywaniem całego ciała.<br />
– M-miachel – wyszeptałam drżącym głosem prosto w jego usta.<br />
– MICHAEL! – powtórzył za mną męski głos, dobiegający zza drzwi.<br />
Wtem, cały czar prysł. Chłopak rozluźnił uścisk i opuścił głowę.<br />
– Chodź tu szybko! – ktoś znowu zawołał.<br />
– Dokończymy to później – rzucił Michael w moją stronę, odwracając wzrok.<br />
Próbowałam utrzymać równowagę, ale gdy mnie nie podtrzymywał, było to na prawdę trudne. Podparłam się parapetu i wzięłam głęboki wdech, żeby choć trochę ochłonąć. Nie zdążyłam poukładać sobie tego wszystkiego w głowie, bo Michael ruszył w stronę wyjścia. Kiedy już jako tako się uspokoiłam, poszłam za nim.<br />
Na dole, stali wszyscy pozostali, a Calum trzymał w ręku wąską, białą kopertę. Podał ją Cliffordowi, kiedy ten znalazł się już odpowiednio blisko. Chwilę później, rozerwany papier poleciał na podłogę.<br />
– <i>"Ostatnie 24 godziny, D"</i> – przeczytał Michael. – Co to ma znaczyć?<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div>
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
No i co to ma znaczyć? :o</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale Mask jest polecany przez spis <a href="http://youmyeverything-spisfanfiction.blogspot.com/" target="_blank">YME (klik)</a></div>
<div style="text-align: center;">
<b>ORAZ (to ważne)</b></div>
<div style="text-align: center;">
został nominowany do bloga miesiąca!</div>
<div style="text-align: center;">
Wygrana byłaby wspaniała, ale nigdy nie wygram bez głosów. Dlatego, błagam Was o głosowanie w ankiecie, którą znajdziecie na samym dole strony <a href="http://spisfanfiction.blogspot.com/" target="_blank"><b>TUTAJ (klik)</b></a></div>
<div style="text-align: center;">
Będę baaardzo wdzięczna za każdy klik i z góry dziękuję ♥</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-67576642240538742822014-11-03T21:42:00.000+01:002015-01-05T13:55:48.493+01:00Rozdział 9<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=SYM-RJwSGQ8" target="_blank">muzyka (klik)</a></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b><i>Lauren</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Zza ściany dobiegało stukanie, kroki i sporadyczne krzyki. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami od łazienki ze strony pokoju Michaela. Nadstawiłam uszu. Mamrotał coś pod nosem, a po chwili, zupełnie niespodziewanie, przyszedł do mnie. Nie zabawił tu długo, po prostu poszedł na skróty, żeby szybciej zejść na dół. Ciągnął się za nim zapach świeżo nałożonych, męskich perfum. Wszyscy wyraźnie szykowali się do imprezy urodzinowej Luke'a, o której dowiedziałam się dopiero wczoraj. Chłopcy planowali pójść do klubu, gdzie zostałam zaproszona.<br />
Kiedy spokojnie robiłam makijaż, rozproszył mnie krzyk. Ręka mi zadrżała, a szczoteczka od tuszu do rzęs wylądowała w oku.<br />
– Przez ciebie nie mogę znaleźć koszulki! – był to głos Caluma.<br />
– Ciągle plączecie się pod moimi nogami! – warknął Michael.<br />
Mimo bólu, zaczęłam się śmiać. Oni byli o wiele gorsi niż dziewczyny, czego w ogóle się nie spodziewałam.<br />
W końcu, udało mi się pomalować, więc poszłam do salonu, gdzie reszta powoli się zbierała. Zniecierpliwiony Luke, siedział na kanapie i co chwila patrzył na tarczę zegarka, zdobiącego jego lewy nadgarstek. Bez wahania, podbiegłam do niego i pociągnęłam za ręce, pomagając wstać. Był dość wysoki, więc nawet nie próbowałam zarzucić mu ramion na szyję, pozostałam przy objęciu talii.<br />
– Wszystkiego najlepszego – pisnęłam prosto w materiał jego koszulki.<br />
– Dzięki – odparł, po czym zaśmiał się krótko.<br />
Wtem, Michael odchrząknął znacząco.<br />
– Możecie już skończyć – powiedział oschle. – Idziemy.<br />
Posłusznie wyszliśmy z domu. W samochodzie, usiadłam na tylnym siedzeniu, ściśnięta między Ashtonem a Luke'iem. Droga do miasta nie należała do przyjemnych, zwłaszcza że oboje bez przerwy się rozpychali. Zdarzyło się nawet, że jeden z nich nadepnął mi na stopę. W myślach bez przerwy narzekałam, ale nie miałam nawet nic do powiedzenia, dlatego siedziałam cicho. Kiedy wreszcie, po jakichś dwudziestu minutach, dojechaliśmy na miejsce, wysiadłam z wielką ulgą. Nabrałam dużo powietrza do płuc, bo wiedziałam, że zaraz znowu może zrobić się duszno.<br />
Po wejściu do środka, chłopcy od razu poszli w stronę baru, a ja za nimi. Wypiliśmy po jednym za zdrowie jubilata i przez chwilę po prostu staliśmy, jakby nikt nie wiedział co robić. Wreszcie Michael zajął wolne miejsce przy blacie, a reszta od razu do niego dołączyła. Najwyraźniej chcieli siedzieć i zamulać; może właśnie tak wyglądała dla nich impreza. Stałam i patrzyłam na nich, nie dowierzając w to, co widziałam. Przewróciłam dramatycznie oczami, obróciłam się na pięcie i poszłam na parkiet. W przeciwieństwie do nich, nie miałam zamiaru siedzieć całą noc i popijać drinki. Kątem oka zobaczyłam, że Calum wstał pospiesznie i także ruszył w stronę tłumu. Na ten widok uśmiechnęłam się pod nosem. Natomiast reszta cały czas podziwiała różne alkohole, ustawione na półeczkach za barem.<br />
Bez dłuższego zastanowienia, zaczęłam sama bujać się w miejscu, nie zważając na ludzi wokół mnie. Zamierzałam spędzić miło czas i wcale nie potrzebowałam do tego towarzystwa. Kiedy wreszcie miałam okazję do dobrej zabawy, nie mogłam jej zmarnować.<br />
Alkohol powoli zaczynał dawać o sobie znać, tym samym dodając mi pewności siebie. Dlatego też poczułam muzykę, przez co miałam wrażenie, że zostałam w klubie sama. Cóż, prawie sama... wciąż czułam na sobie czyjś wzrok. Kiedy obróciłam się w stronę baru, przelotnie ujrzałam Michaela, ale od razu zasłonił go Luke. Blondyn przepychał się przez ściśniętych ludzi, idąc w moją stronę. Miałam wrażenie, że obrzydzały go spocone ciała, nieustannie ocierające się o niego. Mimo wszystko, wreszcie dotarł, po czym nachylił się nad moim uchem.<br />
– Zatańczysz ze mną? – Co dziwne, głośna muzyka nie zagłuszyła jego szeptu.<br />
Nie zdążyłam nawet skinąć głową, a ten już położył ręce na moich biodrach. Zbliżył się jeszcze bardziej, jakby nie było mi dostatecznie ciepło. Poruszał się to w jedną, to w drugą stronę; nie była to żadna skomplikowana choreografia. Nasz wspólny taniec nie trwał zbyt długo, gdyż postanowiłam go zakończyć; czułam dyskomfort, szczególnie kiedy jakiś obcy tyłek dotykał mojego. Nie mogłam stanąć gdzie indziej, gdyż ta sytuacja stałaby się jeszcze bardziej krępująca. Koniec końców, stanęłam na palcach i pociągnęłam Luke'a za koszulkę, żeby usłyszał moje słowa.<br />
– Napijemy się jeszcze? – zaproponowałam, a ten ochoczo pokiwał głową, chociaż wyglądał jakby wypił dostatecznie dużo.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Lauren przyprowadziła ze sobą Luke'a i zmusiła go, żeby usiadł na hokerze. Nie protestował, gdyż wyraźnie chciał coś wypić. Zamówił czystą wódkę, ale zanim złapał kieliszek, Lauren go chwyciła i sama wypiła całą jego zawartość. Blondyn powoli kojarzył fakty, a gdy już zorientował się, co zaszło, zrobił minę jak małe dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Zaśmiałem się pod nosem, obserwując tę komiczną sytuację. Niestety, nie skończyło się na tym jednym kieliszku. Leciały kolejne, a ja tylko patrzyłem, czekając na finał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po ósmej dokładce, wciąż stała na równych nogach, a jedynie chichotała pod nosem. W końcu, jeden łokieć wsparła na blacie, a dłoń drugiej ręki położyła mi na kolanie. Niespodziewanie się zachwiała, ale na szczęście zdążyłem ją złapać. Wziąłem ją siłą i zmusiłem do pójścia na kanapę, gdzie mogła spokojnie usiąść. Uparcie protestowała, co grało mi na nerwach.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie chcę siedzieć! – warczała, zapierając się nogami. – Chcę tańczyć!</div>
<div style="text-align: justify;">
– Ledwo stoisz – odparłem, próbując zachować spokój.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ku mojemu zdziwieniu, udało mi się ją przekonać; opadła ciężko na sofę. Skrzyżowała ręce na piersi i zrobiła skwaszoną minę, ale nic więcej nie powiedziała. Po chwili się położyła, nie zamykając oczu. Nie wiedziałem czy mogę ją tak zostawić, bo była narażona na wiele niebezpieczeństw w takim miejscu, ale w końcu postanowiłem wrócić do baru. Poszedłem okrężną drogą, żeby nie musieć znowu przepychać się przez tych wszystkich przepoconych ludzi. Tam, zastałem Luke'a i Caluma, odpoczywającego przy szklance wody. Rozejrzałem się dookoła, w poszukiwaniu Ashtona, lecz nigdzie go nie widziałem. Co prawda, znalezienie tu kogokolwiek nie zostało zapisane na liście łatwych zadań.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Gdzie jest Ashton? – zapytałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopcy w odpowiedzi wzruszyli ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przeszukiwanie każdego po kolei nie zachęcało, więc postanowiłem wrócić do Lauren. Musiał jej ktoś pilnować, bo w takim stanie nie myślała racjonalnie i mogła pozwolić komuś na zbyt wiele, a tego nie chciałem. Na samą myśl o tym, przyspieszyłem kroku, choć nie było to takie łatwe jakbym chciał, żeby było. Nie mogłem sobie przypomnieć kiedy ostatni raz miałem okazję być w tak bardzo zatłoczonym klubie. Tego wieczoru, przyszło do niego tak dużo ludzi, że aż jakaś dziewczyna na mnie wpadła, ale raczej nie wyglądało to na czysty przypadek.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Szukasz kogoś? – przekrzykiwała muzykę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Postanowiłem ją zignorować, wychylając głowę ponad jej ramię. Miałem nadzieję, że od razu się odczepi, ale nie dawała za wygraną. Pokręciła przecząco głową, jednocześnie przygryzając dolną wargę. Dopiero wtedy zauważyłem jak bardzo była ładna. Ciemnobrązowe włosy swobodnie opadały na odsłonięte ramiona, a jasne oczy patrzyły na mnie jakby... z pożądaniem? Byłem zakłopotany, a głęboki dekolt w jej koszulce, jeszcze bardziej mnie rozpraszał. </div>
<div style="text-align: justify;">
Ponownie spojrzałem w dal i widziałem Lauren, leżącą na kanapie, od której dzieliło mnie jedynie kilkanaście kroków. Już chciałem iść, ale brunetka nie pozwalała mi przejść. Kolejna próba ucieczki spełzła na niczym. Jej palce w szlufkach moich spodni były skuteczną blokadą przed pójściem naprzód. Odwinęła skrawek mojej koszulki, tuż przy szyi, żeby złożyć krótki pocałunek na obojczyku, podczas gdy druga ręka zjechała trochę poniżej pasa. Tego nie przewidziałem, ona wyraźnie wierzyła, że ten sposób zadziała. Hipnotyczne spojrzenie, którego nieustannie używała, przebijało się głęboko do mojego umysłu i podświadomości, przez co pozwalałem jej na kolejne pocałunki.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie musisz ciągle jej pilnować – mruknęła, tym samym sprowadzając mnie na ziemię.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Co? – wyraźnie wiedziała o czym myślałem i wiedziała o Lauren, a to nie powinno mieć miejsca.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtedy ją odepchnąłem, wyrywając się z uścisku. Wyciągała ręce w moją stronę, ale nie zwracałem na nią uwagi. Usłyszałem za sobą krótki chichot, ale nie mogłem pozwolić, aby zadziałał na mnie rozpraszająco. Zachowując zimną krew, poszedłem prosto do celu, na sofę. Na szczęście nikt się nie dobierał do Lauren, więc odetchnąłem z ulgą, siadając obok niej. Od razu podniosła głowę, ale zaraz potem ponownie ją położyła, lecz tym razem na moich kolanach. Nie wiedziałem co zrobić z rękoma, więc zacząłem gładzić dziewczynę po włosach, a jej powieki momentalnie opadły.</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnąłem ciężko, po czym spojrzałem w tłum. Zza filaru wyłoniła się brunetka, która wcześniej zablokowała mi przejście. Uśmiechnęła się zawadiacko, nie odrywając ode mnie wzroku, lecz chwilę później zniknęła w głębi klubu. Sprawiła, że krew w moich żyłach zaczynała płynąć szybciej, co z jednej strony było cholernie przyjemne. </div>
<div style="text-align: justify;">
– Michael... – niespodziewanie usłyszałem cienki głosik i popatrzyłem w dół.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Tak?</div>
<div style="text-align: justify;">
Na twarzy Lauren wyraźnie widziałem smutek, choć nie miałem pojęcia skąd się wziął. Wtem, przeszła do pozycji siedzącej i objęła mnie w pasie, a twarz wtuliła w zagłębienie szyi. Zaczęła mruczeć, zupełnie niczym kot.<br />
Czemu te dziewczyny wciąż grają na moich uczuciach?<br />
Tym razem nie chciałem dać się omotać, więc po prostu siedziałem, patrząc w bok. Jednak ta nie zrezygnowała i podejmowała kolejne próby uwodzenia. Kiedy jej wargi dotknęły linii mojej szczęki, zacisnąłem zęby, skupiając całą swoją siłę woli. Później, jednym ruchem ręki, skierowała moją twarz ku swojej. Mrużyła zmęczone oczy, przy czym wydęła usta. Dzieliły nas zaledwie milimetry, tak że miałem ochotę zmniejszyć tę odległość do zera, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili. Może trochę zbyt gwałtownie, odepchnąłem ją od siebie, na co wytrzeszczyła oczy.<br />
– Przestań, Lauren - pouczyłem. – Jesteś pijana.<br />
W ostatniej chwili, ugryzłem się w język, nie chcąc powiedzieć czegoś, czego mógłbym później żałować.<br />
– Na prawdę wolisz ją ode mnie? – żachnęła się.<br />
A więc wszystko widziała...<br />
– Przestań – powtórzyłem, zgrzytając zębami. Odwróciłem wzrok. – Na trzeźwo nigdy nie zrobiłabyś tego, co teraz.<br />
– No jasne! – krzyknęła trochę zbyt głośno. – Wolisz kogoś łatwiejszego, bo nie szczycisz się cierpliwością.<br />
Te słowa zabolały bardziej, niż przewidywałem. Poczułem dziwne ukłucie w sercu, którego natychmiast chciałem się<br />
– A więc tak o mnie myślisz? – zapytałem.<br />
– Tak – odparła pewnie, nagle oprzytomniając. – Jesteś dla mnie <i>nikim</i>.<br />
Nacisk jaki nałożyła na ostatnie słowo, doszczętnie mnie zniszczył. Straciłem ochotę na rozmowę z nią, więc wstałem, gotowy do odejścia. Chciałem po prostu stąd pójść, lecz jej płacz sprawił, że przystanąłem i ponownie na nią spojrzałem. Łzy zmywały idealny makijaż, po czym wpadały prosto do jej ust. Wiedziałem, że zrobiła to specjalnie, dlatego pozostawałem nieugięty.<br />
– Pogadamy jak wytrzeźwiejesz – powiedziałem krótko, a następnie poszedłem jak najdalej.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Przez jakiś czas, po prostu siedziałam, cała zapłakana. Miałam ochotę za nim pobiec i przywalić mu w twarz, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Kompletnie nie wiedziałam co dalej ze sobą zrobić, więc zostałam na kanapie, jakbym czekała na wybawienie. Niestety, żaden książę się nie zjawiał, a ja musiałam wyglądać coraz gorzej. W końcu, doszłam do wniosku, że muszę doprowadzić się do porządku. Wyciągnęłam chusteczkę z torebki i zaczęłam wycierać nią twarz. Miałam tylko nadzieję, że nikt nie był światkiem tego upokarzającego wydarzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po kilku minutach, wstałam i ruszyłam w stronę wyjścia. Nic, ani nikt nie trzymał mnie w tym klubie; dla mnie impreza dobiegła końca. Mój osobisty ochroniarz odszedł, więc pozostało mi liczyć na siebie. Wreszcie miałam okazję na pójście w swoją stronę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Od wyjścia dzieliło mnie tylko kilka kroków, ale ta droga dłużyła mi się nieubłaganie. Miałam wrażenie, że minęły godziny, lecz wreszcie wyszłam na świeże powietrze. Odetchnęłam, czując jeszcze większą ulgę, niż wtedy, kiedy wysiadałam z samochodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Alkohol wciąż krążył w moich żyłach, więc chwiałam się lekko. Za wszelką cenę próbowałam utrzymać równowagę, choć nie było to łatwe. Wtem, kompletnie niespodziewanie, ktoś złapał mnie pod łokieć.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Już dobrze – usłyszałam łagodny, męski głos. – Trzymam cię.</div>
<div style="text-align: justify;">
Spojrzałam w bok i zobaczyłam uśmiechniętą twarz Daniela. Odskoczyłam od niego jak oparzona, mimo że wyglądał na miłego, wesołego gościa. Dawno nie widziałam go w tak dobrym humorze, jednak nie zmylił mnie. Wiedziałam, że tego wieczoru ubrał maskę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyraźnie próbował opóźnić moje odejście z tego miejsca, tylko jeszcze nie rozgryzłam w jakim celu to robił. Nagle, jego ręka powędrowała w dół moich pleców, aż do pupy. Nie zdążyłam go odepchnąć, bo ktoś zrobił to za mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Jak śmiesz ją dotykać?! – Michael rzucił się na Daniela bez wahania.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jedyne do czego byłam zdolna to zakrycie ust ręką.</div>
<div style="text-align: justify;">
Michael zaczął okładać pięściami szatyna, na co ludzie, stojący pod klubem, zareagowali dopingującym krzykiem. </div>
<div style="text-align: justify;">
– Odwal się od niej, ty śmieciu – wycedził przez zęby mój wybawca. Wstał i sprzedał swojemu przeciwnikowi kopniaka w brzuch, zadowolony z siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym samym momencie, bramkarz, pilnujący wejścia do klubu, odszedł ze swojego stanowiska.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Co się tu wyprawia? – warknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyczuwałam kłopoty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Właśnie wtedy, ktoś pociągnął mnie za rękę, ale na szczęście był to Luke, więc bez wahania pobiegłam za nim. Dosłownie wskoczył do auta, a ja zaraz za nim. Reszta dołączyła po kilku sekundach i od razu odjechaliśmy, nie czekając na oklaski. Obróciłam głowę, żeby zobaczyć co pozostawiliśmy za sobą. Zrobiło się całkiem spore zamieszanie, czego wcześniej nie byłam w stanie zauważyć, gdyż znajdowałam się w samym jego centrum.</div>
<div style="text-align: justify;">
Michael prowadził. Był w stu procentach skupiony na drodze, ale w lusterku zobaczyłam, że marszczył czoło. Wyraźnie był wkurzony. Posłał mi przelotne, karcące spojrzenie. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że cała ta sytuacja wynikała z mojej winy. Ogarnęło mnie miażdżące poczucie winy. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, ale ten sposób ucieczki nie należał do możliwych, więc zamknęłam oczy, mimo że nijak to nie pomagało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po powrocie do domu, Michael od razu pobiegł do swojego pokoju. Wiedziałam, że zamknął drzwi na klucz, ale mimo to, postanowiłam spróbować z nim porozmawiać. Nie wytrzeźwiałam do końca, ale ewidentnie byłam świadoma tego, co robię. Musiałam to naprawić, zanim do reszty mnie znienawidzi...</div>
<div style="text-align: justify;">
Na początku, nieśmiało zapukałam. Nie dostałam żadnej odpowiedni, lecz nie zrezygnowałam. Stukałam knykciami tak długo, aż posiniały, ale udało się. Usłyszałam kliknięcie, powiadamiające o przekręceniu klucza. Nacisnęłam klamkę i bez problemu weszłam do pomieszczenia. Michael stał odwrócony plecami. Jedną rękę włożył do tylnej kieszeni spodni, a drugą drapał się po karku. Niepewnie podeszłam nieco bliżej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wolałam sobie nie przypominać tego, co zaszło w klubie, ale mimo wszystko, wiedziałam, że byłam mu winna przeprosiny.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Michael... – nie wiedziałam jak zacząć. Mimo mojej woli, przywołałam wspomnienia tego, co wcześniej powiedziałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Mam gdzieś to, co o mnie myślisz – prychnął z pogardą. </div>
<div style="text-align: justify;">
– Ale... wcale nie jesteś dla mnie nikim.</div>
<div style="text-align: justify;">
Popatrzył na mnie, a jego usta wykrzywiły się w bladym uśmiechu. Na ten widok kamień spadł mi z serca. Nawet pozwoliłam sobie na żart.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Jak na szefa gangu, nie jesteś taki zły – puściłam do niego perskie oko, na co wybuchnął śmiechem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
*</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
–<i> Mam dość tego czekania </i>–<i> warknął Daniel.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
–<i> Gdyby nie ja to nawet nie wiedziałbyś, że jesteśmy w tym klubie!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
–<i> Ta informacja nijak ci nie pomogła, kolego. To trwa już zdecydowanie za długo.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
–<i> Poleciłem ci Alison!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
–<i> Ale nie wykonała swojej pracy tak jak należy. Chyba już nic ci nie pomoże. Masz ostatnią szansę.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
</div>
</div>
</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
Macie jakieś pomysły na to, kto rozmawia z Danielem?;)<br />
<br />
Nie jestem pewna czy ktoś się zainteresował "konkursem", który ogłosiłam pod poprzednim rozdziałem:( Dlatego proszę, dajcie mi znać czy w ogóle ktoś chce aby jego komentarz był brany pod uwagę.</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Na blogu powstała nowa zakładka (Zwiastun), gdzie możecie obejrzeć zwiastun opowiadania:) Serdecznie zapraszam.<br />
+<br />
Jeśli jesteś tu nowy, zapraszam do:<br />
<i><a href="https://www.blogger.com/follow-blog.g?blogID=1231232075132386015" target="_blank">zaobserwowania bloga (klik)</a></i><br />
<i><a href="http://mask-fanfiction.blogspot.com/p/informowani-spam.html" target="_blank">zakładki informowani (klik)</a></i></div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-10520349178090120532014-10-22T18:37:00.002+02:002014-12-02T17:53:27.482+01:00Rozdział 8<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=18hF8x-33Hw" target="_blank">música (klik)</a></i><br />
<b><br /></b>
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: justify;">
W czwórkę siedzieliśmy przy stole w kuchni, gdyż zwołałem obowiązkowe zebranie, a wymagały tego powstałe okoliczności. Musieliśmy sobie wyjaśnić kilka niedociągniętych spraw, dość ważnych spraw. Nie zwlekając, od razu przeszedłem do sedna.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Ashton, co ci wtedy odbiło? – warknąłem, przywołując obraz przyjaciela, pozwalającego aby wróg zadał mi cios.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Co mi odbiło? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Stary, serio wybacz. To ten palant sprzedał mi kopniaka.<br />
Tylko tyle miał do powiedzenia na swoją obronę?</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozmyślając, zacząłem pocierać skronie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Znowu było tak blisko, już prawie go mięliśmy, ale znowu zwiał. Taka sytuacja powtarzała się już enty raz. Było to bardziej męczące, niż można sobie wyobrazić.</div>
<div style="text-align: justify;">
– To wszystko? – Luke niespodziewanie przerwał milczenie, tym samym wyrywając mnie z zadumy. – Spieszy mi się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jego słowa mocno mnie trafiły, ale nawet nie zdążyłem otworzyć ust, a ten już zdążył wstać od stołu. Ruszył w stronę frontowych drzwi, a ja zaraz za nim; nie miałem czasu na zastanowienie. Narzucił na siebie dżinsową kurtkę i chwycił klamkę. Najwyraźniej nie miał zamiaru mi się tłumaczyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie będzie mnie cały dzień – oznajmił krótko, marszcząc czoło. – Musisz znaleźć inną niańkę dla Lauren - warknął, co nie było dla niego typowe.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po tych słowach, po prostu wyszedł, nie zapominając o trzaśnięciu drzwiami. Nie mogło zabraknąć dramatycznego wyjścia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak czy siak, machnąłem na to ręką. Niech idzie. Nie miałem nastroju, żeby się zadręczać takimi bzdurami jak jego nieobecność w domu, kiedy nie był jakoś specjalnie potrzebny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jakby nigdy nic, wróciłem do kuchni, ale Ashton i Calum także wstali ze swoich miejsc. Ten drugi, wziął ze sobą puszkę schodzonego piwa, po czym poszedł do salonu; wyraźnie chciał okupować telewizor. Chwilę później, Ashton przemknął obok mnie i wbiegł po schodach, żeby zamknąć się w swoim pokoju. Innymi słowy wszyscy mnie zostawili. Chociaż... została jeszcze jedna osoba.<br />
Nie zwlekając, poszedłem odwiedzić Lauren. Pewnie zapukałem do drzwi, lecz nie dostałem żadnej odpowiedzi. Spróbowałem ponownie. Znowu cisza. W końcu, zajrzałem do środka, ale nikogo tam nie zobaczyłem. Moje serce momentalnie przyspieszyło; nie wyglądało to zbyt dobrze. Wyczuwałem kolejną próbę ucieczki oraz narastającą we mnie złość. Przekroczyłem próg i omiotłem wzrokiem każdy zakamarek pomieszczenia. Kiedy już miałem wybuchnąć, kątem oka ujrzałem wybrzuszenie na łóżku.<br />
Jakim cudem mogłem to przeoczyć?<br />
Złapałem się za głowę, nie dowierzając. Może faktycznie byłem przewrażliwiony...<br />
Podszedłem bliżej łóżka i położyłem dłoń na czymś, co uznałem za plecy Lauren.<br />
– Hej, jesteś tam? – zapytałem, choć było to pytanie retoryczne.<br />
Zamiast normalnej odpowiedzi, usłyszałem jedynie krótki jęk. Pozwoliłem sobie na odchylenie rąbka kołdry, chcąc obejrzeć twarz dziewczyny, ale zobaczyłem tylko burzę brązowych włosów. Jednak nie poprzestałem na tym moich "poszukiwań". Zacząłem odgarniać grzywkę, aż wreszcie dostrzegłem nos, a później zamknięte oczy i usta. Na ten widok, zaśmiałem się pod nosem.<br />
– Już południe – oznajmiłem. – Długo masz zamiar spać?<br />
Skinęła głową, mocniej zaciskając powieki.<br />
Szczerze mówiąc, wyglądała fatalnie. Zaczerwieniony nos i powieki wskazywały tylko na jedno. Automatycznie moja dłoń powędrowała do jej czoła i niemal od razu się cofnęła.<br />
– Zdaje się, że masz gorączkę – mimo wszystko, nie mogłem powstrzymać śmiechu. – Jakim cudem zachorowałaś?<br />
Wtedy, otworzyła oczy i posłała mi mordercze spojrzenie.<br />
– Nie mam siły – ledwo co wydusiła z siebie te słowa.<br />
– Zajmę się tym – zapewniłem ją, po czym wyszedłem z pokoju.<br />
Chciałem pójść do kuchni, żeby wziąć jakieś leki. Gdy stałem na skraju schodów, usłyszałem zduszony głos Caluma, jakby mówił sam do siebie. Po cichu zszedłem na dół. Tak, skradałem się. I tak, próbowałem go podsłuchać. Niestety, nie zrozumiałem ani słowa z jego bełkotu. W końcu jednak musiałem przejść przez salon, nie mogłem tak stać do końca dnia, z twarzą przyciśniętą do ściany. Jakby nigdy nic, ruszyłem naprzód.<br />
– Muszę kończyć – rzucił szatyn do słuchawki i pospiesznie zakończył rozmowę; podejrzanie.<br />
Druga taka sytuacja, kiedy ktoś ode mnie ucieka. Zauważyłem, że pozostali mają jakieś tajemnice i uparcie je przede mną ukrywali. Nie pozostawałem temu obojętny, choć próbowałem sprawić takie wrażenie. Mam na nich haka na przyszłość, gdyby któryś coś przeskrobał.<br />
Postanowiłem więc ominąć milczeniem to zdarzenie, nie odrywając się od swoich spraw.<br />
Z szuflady w kuchni, wziąłem syrop i kilka tabletek oraz szklankę wody. Nie wiedziałem co dolegało Lauren, więc zabrałem wszystkiego po trochu. Ważne, żeby pomogło.<br />
W drodze powrotnej do pokoju, postanowiłem zapytać Ashtona czy wie coś o tajemnych rozmowach Caluma. Na początku, grzecznie zapukałem do jego drzwi, ale brak odzewu, sprawił, że zaczynałem porządnie się denerwować. Nie chciałem wierzyć, że wszyscy trzej mają mnie gdzieś. Walenie pięścią także nie przynosiło efektów. Nacisnąłem klamkę, gotów do wejścia bez pytania, lecz zamek był zatrzaśnięty.<br />
– Cholera jasna! – kopnąłem drzwi w wyniku, ogarniającej mnie złości. – Co się z wami wszystkimi dzieje, ludzie?!<br />
Miałem nadzieję, że mój krzyk usłyszał każdy w domu. Od rana wszyscy mnie ignorowali i unikali jakiegokolwiek kontaktu. Zaczynało brakować mi do nich sił. Za wszelką cenę próbowałem zachować spokój, ale było to awykonalne. Najpierw Luke wychodzi na całodniową wycieczkę, potem Calum urywa w połowie zdania, kiedy tylko wchodzę do pokoju, a teraz Ashton odgradza się od całego świata. Nigdy wcześniej nie działali tak podejrzanie, ale nie wiedziałem nawet o co ich podejrzewać. Po prostu nie było to normalne zachowanie.<br />
Wreszcie zdecydowałem się pójść dalej; nie widziałem żadnego sensu w sterczeniu na korytarzu. Wtem, gdy tylko przekroczyłem próg pokoju Lauren, cały mój gniew gdzieś uleciał. Jakbym nagle zapomniał o dziwnych wydarzeniach z tego dnia. Złość prysła jak bańka mydlana.<br />
– Przyniosłem ci śniadanie – powiedziałem, unosząc opakowania tabletek do góry. – Najlepiej weź z każdego po jednej.<br />
Niechętnie wygrzebała się spod kołdry i usiadła, opierając się plecami o ścianę. Wcisnąłem jej do ręki kilka kapsułek oraz szklankę z wodą. Posłusznie, bez marudzenia, wzięła wszystko do ust i zaczęła połykać po kolei. Usiadłem na skraju łóżka, rozglądając się dookoła. Wtem, dostrzegłem książkę, leżącą na szafce nocnej. Bez zastanowienia, przysunąłem fotel, stojący przy oknie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<i><br /></i>
<i>Lauren</i><br />
<i><br /></i>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Nie mogłam dłużej wytrzymać w pozycji siedzącej, toteż ponownie się położyłam, przykrywając kołdrą po szyję; mimo gorączki, w nieregularnych odstępach dreszcze przechodziły całe moje ciało.<br />
Michael wziął do ręki książkę, po czym otworzył ją dokładnie na tej samej stronie, na której skończyłam czytać. Usadowił się wygodnie i odchrząknął znacząco. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale zamiast tego, dostałam ataku kaszlu.<br />
– Poczytam ci – oznajmił.<br />
– Umiem sama czytać.<br />
Pouczająco przyłożył palec do ust, dając znak, żebym przestała mówić. Tak też zrobiłam - zamilkłam i pozwoliłam mu czytać, skoro tak bardzo tego chciał. Moje powieki mimowolnie opadły.<br />
Do moich uszu docierały kolejne słowa, ale nie rozumiałam ich. Próbowałam się skupić, lecz było to nadzwyczaj trudne w takim stanie. Czułam się jak zdeptana trawa, która nie była w stanie wrócić do dawnej pozycji. Jednak kiedy ponownie otworzyłam oczy, ujrzałam zaczytanego Michaela. Wyglądał jakby na prawdę zaintrygowała go treść opowiadania; był w pełni skupiony. Nie odrywał wzroku od kartek, ale jednocześnie wyraźnie czytał każde kolejne zdanie. Chyba nie chciał, żeby cokolwiek mi umknęło, choć bardziej byłam zaciekawiona nim, niż "Talizmanem". Mimo wszystko, spokojnie mogłam stwierdzić, że uwielbiam jego głos.<br />
O czym ja właściwie myślę?<br />
Kilka minut później, poczułam, że słabnę. Brakowało krótkiej chwili, abym odpłynęła do krainy snów. Korzystając z ostatnich resztek sił, powoli wysunęłam rękę spod kołdry. Kolano Michaela było tak blisko... Niestety, tylko jeden z moich palców zdołał do niego dosięgnąć. Pod moim dotykiem, chłopak przestał czytać. Zamknęłam oczy, bojąc się zobaczyć jego reakcję.<br />
Gdy mnie dotknął, poczułam jakby kopnięcie prądu. Kciukiem zaczął kręcić koła na zewnętrznej stronie mojej dłoni, a zaraz po tym wrócił do lektury. Uśmiechnęłam się pod nosem i pozwoliłam sobie na krótką drzemkę.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
*</div>
<br />
<i>Telefon prawie wypadł mu z drżącej dłoni, ale próbował mówić dalej. Ciężko było opanować stres w takiej sytuacji, zwłaszcza że chodziło o życie kogoś bliskiego.</i><br />
–<i> Słuchaj, to nie takie łatwe jak myślisz...</i><br />
–<i> Nie wkurwiaj mnie! Powiedziałeś, że to załatwisz. Mam serdecznie dość twoich obietnic i odkładania wszystkiego na ostatnią chwilę. </i><br />
–<i> Ale Michael się zorientuje... Nie jest taki głupi jak myślisz.</i><br />
–<i> Więc zrób to tak, żeby się nie skapnął.</i><br />
–<i> Daniel, proszę. Daj mi jeszcze kilka dni.</i><br />
–<i> Masz równo siedemdziesiąt dwie godziny. Czas start.</i><br />
<i>Po tych słowach, nastała głucha cisza i pozostało jedynie piszczenie w uszach.</i><br />
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b>
No i tak to wygląda:)<br />
Jak myślicie: kto rozmawiał z Danielem na końcu?<br />
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
Możliwe, że niektórzy z Was znają mnie z bloga z <a href="http://imaginy-5sos.blogspot.com/" target="_blank"><b>imaginami o 5sos</b> (klik)</a>, gdzie piszę również jako Curly Angel. Tak czy inaczej, wymyśliłam pewien <b>"konkurs"</b>. Polega on na zostawianiu komentarzy. Jeśli zbierze się ich odpowiednio dużo, wybiorę najlepszy i osobie, która go napisała, <b>napiszę imagina na zamówienie</b>:)</div>
<div style="text-align: center;">
Zależy mi, żeby w Waszych komentarzach były zawarte przemyślenia na temat rozdziału. </div>
<div style="text-align: center;">
Jeśli podoba Wam się pomysł to zapraszam do komentowania!</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-39975271648706777292014-10-12T14:43:00.002+02:002014-12-02T17:49:00.861+01:00Rozdział 7<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=JfVdQ0YuUY0" target="_blank">musica (klik)</a></i></div>
<div style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Patrzyłem to na Caluma, to na Luke'a, a żaden nic nie mówił. To przeklęte milczenie powoli zaczynało działać mi na nerwy.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Gdzie on jest, do cholery? – warknąłem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Luke w odpowiedzi wzruszył ramionami, co wcale nie pomagało. Przewróciłem dramatycznie oczami; słowa były zbędne.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtem, mój telefon zaczął wibrować. Dostałem wiadomość od Ashtona:</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>"Jestem na miejscu. Chodźcie."</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zwlekając, wstałem z fotela i ruszyłem w stronę drzwi. Dopiero kiedy nacisnąłem na klamkę, przypomniałem sobie o dziewczynie, siedzącej w pokoju na piętrze. Zakląłem pod nosem i obróciłem się w stronę blondyna. Jedno spojrzenie powinno wystarczyć, ale wolałem sprostować to, co miałem na myśli.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Ktoś musi z nią zostać – powiedziałem jednoznacznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Chyba żartujesz – nie wyglądał na zadowolonego.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Po prostu zostań.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po tych słowach, ubrałem swoją skórzaną kurtkę i włożyłem odpowiedni sprzęt to kieszeni za pazuchą. Nie zwlekając, razem z Calumem wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do auta. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, więc bez zastanowienia obrałem kierunek na centrum. Znaki i ograniczenia nas nie obowiązywały, przez co pozwalałem sobie na prędkość trzystu kilometrów na godzinę. Dopiero w mieście musiałem zwolnić, żeby za bardzo się nie wyróżniać i, przede wszystkim, żeby się nie zabić.<br />
Zaparkowałem pod wielkim biurowcem, gdzie powinien czekać na nas Ashton. Rozejrzałem się, po czym wysiadłem z samochodu, (tym razem) delikatnie zamykając drzwi. Skinąłem na przyjaciela i zaraz po tym, razem skręciliśmy w uliczkę między dwoma wysokimi budynkami. Irwin stał, oparty o ścianę, trzymając papierosa w dłoni. Na ten widok pokręciłem głową z dezaprobatą.<br />
– Nie ma czasu na kopcenie – skarciłem go.<br />
– Jesteś przewrażliwiony – odparł, po czym zaciągnął się ostatni raz i wyrzucił kiepa, od którego miałem odruch wymiotny.<br />
Poszliśmy głębiej w zaułek, żeby nikt nas nie zauważył. Kiedy znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od ulicy, odetchnąłem ciężko, opierając głowę o chłodny mur. Tego dnia nie miałem siły na szantażowanie ludzi, ani na inne akty przemocy. Marzyłem tylko i wyłącznie o krótkiej drzemce, i może jeszcze o kimś, kogo mógłbym przytulić choć na chwilę...<br />
Niech to szlag. O czym ja myślę?<br />
Szybko potrząsnąłem głową, żeby odgonić te myśli i próbowałem skupić się na zadaniu. Nie było to łatwe, zwłaszcza że Calum bez przerwy stukał w ekran swojego telefonu, a Ashton nerwowo tupał nogą. Dopiero po kilku minutach usłyszałem trzask drzwi, zmuszający mnie do wstrzymania oddechu.<br />
Brzęk kluczy, wsadzanych do torby.<br />
Zapinanie zamka błyskawicznego.<br />
Stukot ciężkich butów.<br />
Nagle, tak jak zakładałem, zza rogu wyłonił się nie kto inny, tylko sam Daniel Crew. Wtem, Ash bez wahania przycisnął kolesia do ściany, naciskając na jego klatkę piersiową. Zszokowany, próbował się ruszać, ale szybko został unieruchomiony i niezdolny do jakiegokolwiek, nawet najmniejszego ruchu; wylądował na ziemi, przyciśnięty ciężarem ciała Ashtona. Mógł jedynie zajadać się piaskiem i innym gównem, leżącym na posadzce. Kucnąłem przy nim, próbując zachować kamienną twarz, ale triumfalny uśmiech sam cisnął się na usta.<br />
– Trzech na jednego? – wydusił Crew. – Nie uważasz, że to niesprawiedliwe?<br />
– Póki co, tylko sobie leżysz - odparłem. – Tak czy inaczej, dobrze wiesz po co tu jesteśmy. Oddaj to, co nam zabrałeś.<br />
– Chyba śnisz – zachichotał pod nosem.<br />
Miałem dość tej całej zabawy w kotka i myszkę; byłem tym na prawdę zmęczony. Pomyślałem, że może jeśli poczuje strach, zacznie mówić. Nie zwlekając, wyciągnąłem pistolet zza pazuchy i wycelowałem nim w mężczyznę.<br />
– Po prostu to oddaj albo odstrzelę ci łeb – warknąłem, wykorzystując ostatnie resztki litości.<br />
Wtedy, kompletnie niespodziewanie, bez większego wysiłku wyrwał się z uścisku Ashtona. Gwałtownie zamachnął się ręką w moją stronę, po czym puścił się biegiem w stronę głównej ulicy, pozostawiając nas samych w zaułku.<br />
Zawyłem z bólu, czując ogień, palący moje ramię. Zdrowa ręka od razu powędrowała w miejsce ciętej rany, z której sączyła się krew. Nie byłem w stanie skupić myśli, więc mimowolnie zapomniałem o zbiegu. Dopiero po chwili, zobaczyłem przed sobą twarz Caluma.<br />
– Cholera – syknął. – Zmywajmy się stąd.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<br />
Wyjrzałam zza drzwi pokoju, żeby zobaczyć co dzieje się na dole; wyczuwałam jakieś zamieszanie. Michael zerwał się z miejsca i, razem z Calumem, wyszedł z domu. Kiedy zobaczyłam, że Luke nie poszedł z nimi, szybko zamknęłam drzwi. Nie zdążyłam dojść do swojego ulubionego fotela, a chłopak już do mnie przyszedł. Zatrzymałam się w połowie drogi.<br />
– Zostaliśmy sami – powiedział, jakbym wcale się tego nie domyśliła. – Chodź.<br />
Nie wiedziałam gdzie chciał pójść, ale nie protestowałam. Ledwo wyszłam na korytarz, a już wchodziłam do następnego pokoju. Był on większy od tego, w którym spałam. Stały w nim dwa łóżka, komoda jak każda inna i różne przyrządy do ćwiczeń. Hantle w różnych rozmiarach, zostały poukładane według wielkości na specjalnej półce. Ciekawa byłam kto lubił ćwiczenia siłowe.<br />
– Usiądź – polecił Luke, wskazując jedno z łóżek, kiedy on usiadł na drugim.<br />
Posłusznie wykonałam jego polecenie, wciąż rozglądając się po pomieszczeniu. Na ścianach wisiały plakaty rockowych zespołów. Na ich widok, od razu przypomniałam sobie o muzyce, którą słyszałam ostatnio.<br />
– Mam pytanie – zaczęłam bez wahania. – Męczy mnie to od jakichś dwóch dni.<br />
– Co takiego?<br />
– Słyszałam muzykę klasyczną i zastanawiałam się... kto z was takiej słucha? – próbowałam odpowiednio ubrać to w słowa.<br />
Na twarzy chłopaka malowało się zdziwienie. Był wyraźnie zaskoczony, ale próbował to ukryć; zmarszczył czoło.<br />
– Problem w tym, że nikt nie słucha takiej muzyki – odpowiedział bez namysłu.<br />
– Jesteś pewien? – tym razem mnie zaskoczyła jego odpowiedź.<br />
Stanowczo skinął głową, po czym wskazał palcem na ścianę.<br />
– To nie wygląda jak Bach czy Beethoven – dodał.<br />
Nie mogłam się z nim nie zgodzić, jednak wciąż nie mogłam uwierzyć, że miałam omamy słuchowe. Chociaż wariactwo u mnie nie mogło być zupełnie niemożliwe.<br />
Luke położył się na łóżku, podkładając ręce pod głowę. Wlepił wzrok w sufit i westchnął ciężko. Nagle, na myśl nasunęło mi się kolejne pytanie, ale bałam się je zadać. Blondyn wyglądał na zmęczonego i nie chciałam mu zabierać wolnej chwili.<br />
– Czemu się tak na mnie patrzysz? – niespodziewanie wyrwał mnie z zamyślenia, nawet nie patrząc w moją stronę.<br />
Speszona, pokręciłam przecząco głową. Zaraz po tym, spojrzałam na swoje dłonie, próbując zebrać myśl do kupy.<br />
– Mogę o coś zapytać? – w końcu się odważyłam.<br />
– Mhm.<br />
– Czym jest TO coś, co tak bardzo chcecie odzyskać?<br />
– Nie powinnaś o to pytać – odparł spokojnym głosem, lecz usłyszałam w nim nutkę irytacji.<br />
Skinęłam głową. Nie chciałam dłużej ciągnąć tematu. No dobra, chciałam. Bardzo mnie męczyło to COŚ, ale nie mogłam naciskać. Wolałam siedzieć grzecznie i za bardzo się nie wychylać.<br />
Luke zamknął oczy, co sprawiło, że nagle zachciało mi się spać. Niestety nie mogłam bezkarnie rozkładać się na czyimś łóżku, więc po prostu oparłam głowę o ścianę i także przymknęłam powieki. Zaraz jednak, ponownie zobaczyłam światło dnia, bo poczułam ukłucie w kolanie. To Luke dźgał mnie palcem, a na usta miał wykrzywione w zawadiackim uśmiechu.<br />
Nawet nie zdążyłam się mu odwdzięczyć, kiedy usłyszałam trzask drzwi i przeraźliwe jęczenie. Spojrzeliśmy po sobie z Luke'iem i od razu zerwaliśmy się na równe nogi. Najpierw on wyszedł z pokoju, a ja zaraz za nim. Zanim zeszłam na dół, rzuciły mi się w oczy czerwone plamy na dywanie, leżącym u stóp schodów. Na ten widok, z szoku otworzyłam usta. Ktoś wciąż stękał nieubłaganie.<br />
– Niech to szlag! – krzyknął Luke.<br />
W końcu, na drżących nogach zbiegłam za nim po schodach. Stanęłam jak wryta, kiedy zobaczyłam krwawiącego Michaela, leżącego na kanapie. Pozostali stali wokół niego, ale nie robili zupełnie nic. Luke jedymie zakrywał usta, a Calum marszczył czoło, obgryzając paznokcie. Nie mogłam uwierzyć, że stali bezczynnie, gdy ich przyjaciel cierpiał. Bez dłuższego zastanowienia, pobiegłam do łazienki na parterze i zaczęłam grzebać w szafkach, w poszukiwaniu apteczki. Wszystko rozwalałam, zwłaszcza że ręce mi się trzęsły i nie mogłam nad tym zapanować. Zniecierpliwiona, zaklinałam pod nosem.<br />
– Idioci – syknęłam pod nosem, chcąc choć trochę rozładować emocje.<br />
W końcu, znalazłam niewielkie, czerwone pudełko z namalowanym na nim białym krzyżykiem. Chwyciłam je, po czym pospiesznie wróciłam do salonu. Przepchnęłam się między Calumem i Ashtonem, żeby kleknąć przy Michaelu.<br />
Jego prawe ramię krwawiło, przez co zabarwiło całkiem spory kawałek szarej koszulki. Wygrzebałam z apteczki nożyczki, a chwilę później przecięłam zakrwawiony materiał. Widok rozciętej skóry, wywołał u mnie zawroty głowy, ale skupiłam całą siłę woli, żeby je powstrzymać.<br />
Chłopak bez przerwy sapał i syczał, zaciskając mocno powieki. Widząc jego cierpienie, łzy napłynęły mi do oczu, ale mimo wszystko, wzięłam odpowiednie narzędzia, potrzebne do opatrzenia rany. Woda utleniona, sprawiła tylko, że Michael krzyknął głośniej, niż mogłam przewidzieć.<br />
– Trzeba go zabrać do szpitala! – także krzyczałam pod wpływem emocji.<br />
– Zwariowałaś?! – oburzył się Calum. – Nie możemy. To była nielegalna bójka i szantaż, przecież policja...<br />
Luke walnął go w bark, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Nie chciałam, żeby jakieś bezsensowne gadanie zaburzało moje skupienie.<br />
Pozostawał jeden problem - ktoś musiał zaszyć ranę.<br />
Popatrzyłam po pozostałych chłopakach, lecz żaden z nich nie wyglądał na takiego, który umiałby przeprowadzać takie zabiegi.<br />
– Niech ktoś pojedzie po igłę chirurgiczną – poleciłam, ale wszyscy stali niewzruszeni. – No już!<br />
Dopiero po stanowczym krzyku Luke ruszył w stronę drzwi frontowych.<br />
– Tylko szybko – popędziłam go. – A wy idźcie stąd.<br />
Odgoniłam resztę, żeby mnie nie rozpraszali, a sama pobiegłam do kuchni. Wzięłam do ręki pierwszą lepszą ścierkę i zamoczyłam ją w zimnej wodzie. Chwilę później, przyłożyłam okład do rozgrzanego czoła Michaela. Częstotliwość jego jęków nieco się zmniejszyła, ale wciąż stękał w regularnych odstępach.<br />
– Już cicho – próbowałam go uspokoić.<br />
Wtem, niespodziewanie chwycił moją dłoń. Ścisnęłam ją pokrzepiająco.<br />
Zadziwiłam sama siebie przez podjęcie tak ważnej decyzji w tak krótkim czasie. Kurs pierwszej pomocy, który niegdyś przeszłam, nie uwzględniał tak poważnych działań.<br />
Dopiero po kilku minutach, Luke wrócił z całym sprzętem chirurgicznym, który uważał za potrzebny. Wcisnęłam mu nożyczki do ręki, kiedy sama próbowałam nawlec nić na igłę. Kilka razy chybiłam, lecz wreszcie się udało.<br />
– Teraz może trochę zaboleć – uprzedziłam.<br />
Ranny zacisnął zęby, przygotowując się na kolejną porcję bólu, z którym i tak radził sobie całkiem nieźle.<br />
Chwilę później, zakończyłam swoją pierwszą, nieprofesjonalną operację. Opadłam na podłogę, wypuszczając igłę z drżącej dłoni. Całe palce miałam umazane we krwi, a czoło pokrywały mi pojedyncze kropelki potu, które wytarłam rękawem bluzki.<br />
Udało się.<br />
Odpoczęłam dosłownie kilkanaście sekund, a zaraz znowu musiałam wrócić do pacjenta. Zaszytą ranę posmarowałam odpowiednią maścią, sprzyjającą gojeniu. Zmieniłam także chłodny okład.<br />
Byłam z siebie dumna.<br />
Ashton z Calumem wrócili do pokoju, a niespodziewanie Michael wybuchnął.<br />
– Pojebało cię, Ashton?! – wrzeszczał. – Jak mogłeś go wypuścić, ty idioto?!<br />
– Wybacz, stary – odparł tamten, choć wcale nie wyglądał jakby było mu przykro.<br />
Michael ledwo się podniósł, a zaraz znowu położył głowę na poduszce. Znowu skrzywił się z bólu. Jak na zawołanie, zaczęłam grzebać w apteczce. Znalazłam mały, brązowy słoiczek z napisem "Ketonal", z którego wzięłam dwie białe tabletki. Wcisnęłam je chłopakowi do ręki, a sama poszłam po szklankę wody.<br />
– Może choć trochę zmniejszy ból – powiedziałam, próbując uśmiechnąć się pocieszająco.<br />
– Dziękuję – szepnął, a zaraz po tym, ponownie chwycił moją dłoń i zamknął oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div>
<b><br /></b></div>
<div style="text-align: center;">
Przepraszam, że rozdział nie jest zbyt długi:(<br />
<br />
Ostatnio myślałam nad shippingami i wymyśliłam</div>
<div style="text-align: center;">
Mauren (Michael + Lauren)</div>
<div style="text-align: center;">
oraz</div>
<div style="text-align: center;">
Lula (Luke + Lauren)</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Która para lepsza? A może macie jakieś inne propozycje na połączenia ich imion? Chętnie poznam Wasze pomysły, które możecie zostawiać <b>w komentarzach</b>:)<br />
<br />
Moja koleżanka, Koneko, była tak miła, że <b>zrecenzowała</b> "Mask" na swoim nowym blogu. Jej opinię możecie przeczytać <a href="http://recenzje-blogow.blogspot.com/2014/10/1-mask.html" target="_blank">tu (klik)</a><br />
<br />
<br />
<b>Do tego, dziękuję Wam z całego serca za wszystkie miłe komentarze! Blog ma coraz więcej obserwujących, a to dla mnie bardzo ważne. Dziękuję każdemu z osobna za zaangażowanie:)</b><br />
<b><br /></b>
Jeśli jesteś tu nowy, zapraszam do klikania:<br />
<a href="https://www.blogger.com/follow-blog.g?blogID=1231232075132386015" target="_blank">Obserwuj</a><br />
<a href="http://mask-fanfiction.blogspot.com/p/informowani-spam.html" target="_blank">Informowani</a><br />
<a href="http://www.wattpad.com/story/21628292-mask-michael-clifford" target="_blank">Wattpad</a></div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-60829901055750945552014-10-05T20:08:00.000+02:002014-12-02T17:43:17.331+01:00Rozdział 6<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=02jFsuMD4Rk" target="_blank">muzyka (klik)</a></i></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren </i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Jasny promień słońca poraził mnie z samego rana. Przetarłam oczy; chyba najwyższy czas wstawać. Powoli wygrzebałam się spod ciepłej kołdry, choć niespecjalnie miałam na to ochotę. Mimo wszystko, z uśmiechem na ustach, wstałam z łóżka i poszłam prosto do łazienki. Przemyłam twarz chłodną wodą, po czym popatrzyłam w lustro i o mały włos nie dostałam zawału. W odbiciu, poza sobą, zobaczyłam Michaela, osłoniętego od pasa w dół jedynie ręcznikiem. Kiedy zobaczył moją reakcję, zachichotał pod nosem.<br />
– Dzień dobry – powiedział na powitanie.<br />
Niestety kompletnie mnie zamurowało, a słowa uwięzły mi w gardle. Czułam jedynie piekące rumieńce na policzkach. Najgorsze było to, że nie mogłam ruszać nogami, przez co stałam w miejscu jak kompletna idiotka. Natomiast Michaela wcale nie poruszyła ta sytuacja; w przeciwieństwie do mnie, nie czuł skrępowania. Spokojnie grzebał w szafce, a gdy tylko znalazł w niej małą buteleczkę, bez słowa wyszedł z łazienki, zamykając za sobą drzwi.<br />
Oprzytomniałam dopiero po chwili, ale musiałam jeszcze raz oblać się wodą, żeby na dobre powrócić na ziemię.<br />
Nigdy wcześniej nie znalazłam się w bardziej niezręcznej sytuacji i ilekroć próbowałam myśleć o czymś innym, w mojej głowie pojawiał się obraz półnagiego blondyna. Potrząsałam głową, żeby odgonić te natrętne myśli, ale wcale nie pomagało.<br />
Zabrałam się za wybieranie ciuchów, żeby zająć myśli czymś innym. Nie byłam na pokazie mody, więc nie przywiązałam specjalnej wagi do stroju. Spięłam włosy w koński ogon i mogłam wyjść z pokoju, ale nie byłam w stanie. Stałam na środku pokoju i gapiłam się na drzwi. Serce waliło mi jak młotem. Wystarczyło zwyczajnie zejść na dół i pójść do kuchni; mój żołądek domagał się jedzenia. Problem tkwił w tym, że czułam skrępowanie, jednocześnie obawiając się reakcji chłopców.<br />
To chore.<br />
W końcu odważyłam się położyć dłoń na klamce, a później ją nacisnąć i pociągnąć. Nogi mi drżały, ale nawet mimo to, zejście po schodach zakończyło się sukcesem. Nieśmiało wychyliłam głowę za framugę, zaglądając do kuchni. Gdy ujrzałam Luke'a, stojącego przy blacie, odetchnęłam z ulgą i weszłam do środka.<br />
– Hej – przywitałam się, nabierając pewności siebie.<br />
– O, cześć – odpowiedział, nie odrywając wzroku od kubka, do którego nalewał kawy. – Chcesz?<br />
Skinęłam głową, po czym zajęłam jedno z wolnych miejsc przy stole. Ledwo co usiadłam na krześle, gdyż nie się za bardzo rozgaszczać; wcale nie czułam się jak u siebie w domu.<br />
Po chwili, Luke usiadł na przeciwko, stawiając na stole dwa kubki z ciepłym napojem. Jeden podsunął bliżej mnie. Kilka centymetrów dalej stała cukierniczka, ale nie miałam na tyle odwagi, żeby po nią sięgnąć. Postanowiłam więc spróbować kawy bez słodzenia i zaraz tego pożałowałam; była bardzo mocna.<br />
– Weź cukru – chłopak wybuchnął śmiechem.<br />
Odpowiedziałam mu bladym uśmiechem, bo na nic więcej nie było mnie stać.<br />
– Dzień dobry! – usłyszałam niespodziewanie.<br />
Do kuchni, żwawym krokiem wszedł Ashton i od razu skierował się do lodówki. Pogwizdując, zaczął wyciągać z niej różne produkty i zabrał się do przygotowywania śniadania. Jego obecność sprawiła, że cała odwaga uleciała ze mnie jak powietrze z dziurawego balonu.<br />
– Hej, Ash – przywitał go Luke. – Nie musisz tak krzyczeć.<br />
Tamten tylko machnął na to ręką.<br />
– Dziś muszę zrobić jajecznicę z większej ilości jaj? – zapytał, obracając się w moją stronę.<br />
Puścił mi perskie oko, po czym zaczął rozbijać jajka.<br />
Nie za bardzo wiedziałam co odpowiedzieć, więc po prostu piłam swoją ohydną kawę i milczałam, póki nikt mnie nie zmuszał do mówienia.<br />
Luke wziął do ręki gazetę i zaczął ją czytać. W tym samym czasie, dołączył do nas kolejny członek gangu – szatyn, którego imienia zapomniałam. Najwyraźniej także gustował w smolistej kawie, gdyż nalał jej sobie do kubka, a zaraz po tym usiadł przy stole po mojej prawej. Zadarł głowę, zaglądając do magazynu czytanego przez blondyna.<br />
– Zajęłaś miejsce Michaela – wtrącił, nie odrywając wzorku od prasy.<br />
– Nic nie szkodzi. – Wzdrygnęłam się na dźwięk głosu Michaela. – Jakoś się pomieścimy.<br />
Przy stole nie było więcej wolnych krzeseł, więc nie wiedziałam jak chciał tego dokonać. Byłam pewna, że powinnam wstać, ale chłopak zatrzymał mnie, kładąc mi rękę na ramieniu. Następnie, jego dłoń powędrowała na moje udo. Nie wiem jakim cudem, zgrabnym ruchem mnie uniósł, żeby chwilę później usiąść na krześle ze mną na swoich kolanach. Luke zachichotał nad swoim kubkiem, a ja poczułam jak czerwień oblewa mi policzki. Michael, jakby nigdy nic, spróbował nie swojej kawy. Niedługo potem, Ashton postawił przed każdym talerz z jajecznicą.<br />
– Zjesz ze mną? – Michael powiedział to tak cicho, że tylko ja mogłam usłyszeć jego słowa.<br />
Nie śmiałam mu odmówić; byłam sparaliżowana.<br />
Kątem oka rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pozostali chłopcy jedli w spokoju, kompletnie nie zwracając na nas uwagi, przez co czułam się jeszcze dziwniej. Zachowywali się jakby nie było to nic nadzwyczajnego.<br />
– Otwórz buzię. – Zostałam wytrącona z zamyślenia.<br />
Zobaczyłam przed sobą widelec, ale nie wykonałam polecenia blondyna. Spojrzałam na niego i właśnie wtedy, zorientowałam się jak mała odległość dzieli nasze twarze. Zauważyłam także, że ma zielone oczy; całkiem ładne.<br />
– No jedz – powtórzył.<br />
Wzięłam jajko do ust, czując się przy tym jak małe dziecko, karmione przez troskliwą mamę. Niestety nie miałam nic do powiedzenia, więc po prostu tańczyłam jak mi zagrał.<br />
W ten oto sposób, we dwoje, zjedliśmy jedną porcję jajecznicy. Miałam wrażenie, że nawet po śniadaniu, rumieńce wciąż zdobiły moje policzki.<br />
– Możesz iść – usłyszałam polecenie.<br />
Nie musiał powtarzać. Pospiesznie wstałam z jego kolan i podreptałam w stronę schodów. Po drodze przez salon, zostałam szturchnięta w bark. To Ashton biegł ku drzwiom frontowym, nie zważając na przeszkody.<br />
– Wychodzę! – krzyknął i już go nie było.<br />
Odwróciłam się w stronę kuchni i zobaczyłam zdziwioną twarz Michaela, wychyloną zza framugi. Najwyraźniej nie wiedział co jest grane, bo był równie zaskoczony co ja. Na szczęście, ta sprawa mnie nie dotyczyła, więc bez wtrącania się, poszłam do pokoju.<br />
Nie miałam zbyt wiele do roboty, przez co zostałam zmuszona do zajęcia fotela i gapienia się w okno. Zdążyłam polubić siedzenie w tym miejscu. Mogłam do woli podziwiać bezkresne lasy i pola.<br />
Chwilę później, moje powieki niekontrolowanie opadły, najwyraźniej znudzone monotonnym widokiem.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
– Wiesz gdzie on poszedł? – skierowałem pytanie do Caluma, gdyż tylko on został w kuchni.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ten w odpowiedzi wzruszył ramionami, nie przerywając lektury.</div>
<div style="text-align: justify;">
Luke zdążył się ulotnić zanim o cokolwiek go zapytałem. Wiedziałem, że gadał z Lauren, ale najwyraźniej wcale nie miał ochoty dzielić się ze mną tym, co od niej usłyszał. W takim wypadku, nie zostało mi nic innego jak porozmawianie z nią w cztery oczy. Wciąż musiałem próbować wyciągnąć od niej jakieś informacje. Mogła wiedzieć coś, co by się nam przydało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zwlekając, poszedłem na piętro, żeby ją odwiedzić. Wypadałoby zapukać do drzwi, ale tym razem zrezygnowałem z uprzejmości.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna siedziała w fotelu przy oknie. Kiedy wszedłem, spojrzała na mnie przelotnie, ale zaraz potem, ponownie wlepiła wzrok w widok za oknem. Usiadłem na parapecie, dając jasno do zrozumienia, że musi ze mną porozmawiać. Posłała mi pytające spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Zapytam cię o to jeszcze raz – zacząłem. – Gdzie on to trzyma?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie wiem o czym mówisz – odparła bez wahania.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zmarszczyłem brwi; śmierdziało podstępem.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Już nie musisz go bronić – próbowałem dalej. – Wystarczy, że odpowiesz na moje pytanie, o nic więcej nie proszę.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Problem w tym, że nie znam odpowiedzi na twoje pytanie. Nawet nie wiem czy jest TO.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kłamała w żywe oczy. Zacisnąłem pięści i ugryzłem się w język, żeby powstrzymać krzyk. Położyłem dłonie na podłokietnikach fotela, nachylając się nad twarzą Lauren. </div>
<div style="text-align: justify;">
– Powiedz albo zrobię ci krzywdę – wycedziłem przez zęby.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na jej twarzy wyraźnie malował się strach. Patrzyła mi prosto w oczy, ale nic nie mówiła. Nie chciałem używać przemocy, żeby ją zmusić do mówienia; nie mogłem. Drasnąłem paznokciem jej policzek, po czym wyszedłem z pokoju. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nic tam po mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Próbowałam nie okazywać strachu, ale było to trudniejsze, niż mogło się wydawać. Nie wiedziałam jak mu uświadomić, że mówię prawdę, kiedy on bez przerwy wmawiał sobie, że coś wiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozejrzałam się po pokoju, w poszukiwaniu czegoś, co pomogło by mi zająć myśli. Wtem ujrzałam półkę nad komodą, na której zostały ustawione książki. Podeszłam bliżej, żeby móc zobaczyć, widniejące na nich tytuły. Większość z nich była autorstwa Stephena Kinga. Wcześniej nie miałam okazji czytać jego powieści, więc wzięłam pierwszą z brzegu zatytułowaną "Talizman". Brzmiało to dość przekonująco, więc bez zastanowienia zabrałam się do czytania.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po przeczytaniu pierwszych dziesięciu stron, postanowiłam, że nie skończę na tym. Lecz nagle, usłyszałam muzykę, wybijającą mnie z rytmu. Jednak nie była to zwykła muzyka. Wyraźnie słyszałam pianino. Wytężyłam słuch, chcąc sprecyzować skąd dochodzi ów dźwięk. Od razu pomyślałam o Luke'u. Sprawiał wrażenie wrażliwego romantyka, więc w pewnym stopniu pasował do niego taki rodzaj muzyki. Z drugiej strony, ci chłopcy byli w gangu. Równie dobrze mogli porwać, tak jak mnie, jakąś staruszkę, którą zmuszali do osłaniania ich. </div>
<div style="text-align: justify;">
Na samą myśl o tym, przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Niestety istniała taka możliwość, której nie mogłam wykluczyć. Nie znałam ich, a równie dobrze mogli być po prostu niepoczytalni.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Może zauważyliście (po lewej stronie bloga), że wspieram akcję "Komentuję <span style="text-align: justify;">–</span> doceniam czyjąś pracę". Jeśli zgadzacie się z tym założeniem to bardzo Was proszę o komentarze:)</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Jeśli jesteś tu nowy/a, zapraszam do</div>
<div style="-webkit-text-stroke-width: 0px; font-family: 'Times New Roman'; font-size: medium; font-style: normal; font-variant: normal; letter-spacing: normal; line-height: normal; orphans: auto; text-align: center; text-indent: 0px; text-transform: none; white-space: normal; widows: auto; word-spacing: 0px;">
<div style="color: black; margin: 0px;">
<a href="https://www.blogger.com/follow-blog.g?blogID=1231232075132386015" target="_blank">zaobserwowania bloga (klik)</a></div>
<div style="color: black; margin: 0px;">
<a href="http://www.wattpad.com/story/21628292-mask-michael-clifford" target="_blank">wersji "Mask" na Wattpadzie (klik)</a></div>
</div>
</div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-83492065332425413272014-09-21T21:57:00.000+02:002014-12-02T17:39:53.186+01:00Rozdział 5<div style="text-align: center;">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=i2e3bAdPGAo" target="_blank">//muzyczka// (klik)</a></i><br />
<br />
<b>~✦~</b><br />
<i><br /></i>
<i>Michael</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Ruszyłem z kuchni w kierunku piwnicy. Nie miałem ochoty więcej tam schodzić i miałem nadzieję, że póki co, nie zajrzę tam szybko.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziewczyna siedziała, oparta o ścianę, patrząc się tępo w jeden punkt. Kiedy wszedłem, nawet nie obróciła głowy w moją stronę. Nie miała pojęcia jak dobrą niosę wiadomość.<br />
Stanąłem przy drzwiach celi i otworzyłem je bez ostrzeżenia. Dopiero wtedy, łaskawie na mnie spojrzała. Zauważyłem jak marnie wyglądała jej twarz; przerażający widok.<br />
– Hej, mała – przywitałem się. – Chodź ze mną.<br />
Wyciągnąłem rękę w jej stronę, ale jakoś specjalnie nie zainteresowała się tą ofertą. Przewróciłem dramatycznie oczami.<br />
– Chodź. Mam dla ciebie niespodziankę – powtórzyłem.<br />
Żadnej reakcji.<br />
– Chcesz dalej tu gnić? – syknąłem. – Jak pójdziesz ze mną to na pewno będzie ci wygodniej.<br />
Uniosła brwi pytająco, ale chwyciła moją dłoń, zanim zdążyłem odpowiedzieć. Pomogłem jej wstać.<br />
Wyglądała potwornie. Blada twarz, a pod oczami ciemne cienie.<br />
Pokręciłem głową, po czym wyprowadziłem ją z mroku. Na widok światła dziennego, przymrużyła oczy i zachwiała się lekko. Musiałem położyć dłonie na jej biodrach, żeby nie upadła. Byłem pewien, że przez te kilka dni spała najwyżej godzinę.<br />
Weszliśmy po schodach na piętro, przy okazji wpadając na Luke'a. Próbował nas zgrabnie wyminąć, ale zamiast tego potknął się o własne nogi.<br />
– Zawróć – poleciłem przyjacielowi. – Pokażesz Lauren jej nowy pokój.<br />
– To nie było zabawne – żachnął się.<br />
Wydął usta, po czym poszedł do salonu, ignorując moje polecenie. Pokręciłem głową i poszedłem dalej. Przepuściłem dziewczynę w drzwiach do sypialni Luke'a.<br />
– Od teraz mieszkasz tu.<br />
Ukrywając zaciekawienie, omiotła wzrokiem pomieszczenie. Kiedy przyjrzałem się jej oczom, zobaczyłem obawę; patrzyła na łóżko. Dopiero po chwili zrozumiałem co miała na myśli, na co wybuchnąłem śmiechem.<br />
– Nie musisz z nim spać w jednym łóżku – sprostowałem. – On przeprowadza się do pokoju obok. Ten teraz jest tylko twój.<br />
Wyraźnie odetchnęła z ulgą, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło.<br />
– Teraz radzę ci się umyć – wskazałem na drugie drzwi, znajdujące się w pokoju.<br />
Popchnąłem ją lekko w tamtym kierunku, po czym otworzyłem drzwi i wymierzyłem palcem w kolejne. Lauren na prawdę zaskakiwała ilość przejść.<br />
– Jeśli pójdziesz tam, magicznym sposobem znajdziesz się w moim królestwie – powiedziałem, kładąc podbródek na jej ramieniu.<br />
Gwałtownie obróciła głowę, zbliżając usta do mojego policzka. Zdusiłem chichot.<br />
– Ręczniki są w tej szafce – pokazałem drzwiczki obok zlewu. – Poczekaj.<br />
Dwoma dużymi krokami pokonałem łazienkę i wszedłem do swojego pokoju. Kiedy szukałem w szafie byle jakiej bluzki, czułem na plecach ciekawskie spojrzenie dziewczyny. Rzuciłem w jej stronę czarną koszulkę, a zaraz po tym, po prostu zamknąłem drzwi, zostawiając ją samą.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Lauren</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Stałam w centrum łazienki, kompletnie zdezorientowana. Trzymałam w ręku koszulkę, przesiąkniętą przyjemnym zapachem męskich perfum. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mogłam tak po prostu zdjąć ubrań i wejść pod prysznic. Najzwyczajniej w świecie nie wyobrażałam sobie tego. Nigdy nie znajdowałam się w bardziej chorej sytuacji. Jednak chwilę później, zorientowałam się, że nie miałam kontaktu z mydłem od kilku dni. Sama ta myśl wywoływała u mnie odruch wymiotny. Podziwiałam porywaczy, że tak dzielnie znosili ten smród.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potrząsnęłam głową, odganiając wszystkie myśli. Pospiesznie zatrzasnęłam zamki w obojgu drzwi; nie chciałam, żeby ktokolwiek mi przeszkadzał. Odkręciłam kran, pozwalając wodzie na spokojne napełnienie wanny. W końcu, rozebrałam się pospiesznie i weszłam do wody.</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Wreszcie.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Przez chwilę poczułam się jakbym była we własnej łazience. Niestety, dotarło do mnie, że tuż za ścianą jest chłopak, który miał średnio przyjazne nastawienie. Mimo to, potrzebowałam chociaż kilku minut odprężenia. Dlatego też, wstrzymałam oddech i osunęłam się niżej, żeby zanurzyć twarz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Właśnie wtedy zrozumiałam. Zrozumiałam, że wyróżnia mnie nieprzeciętna głupota. Jakbym potrafiła używać mózgu, już dawno siedziałabym w samolocie z kursem na Londyn. Więc dlaczego dostałam się na... studia! </div>
<div style="text-align: justify;">
Na śmierć zapomniałam o szkole, za którą rodzice płacili niemałe pieniądze. Zamiast siedzenia przy książkach, brałam relaksującą kąpiel w domu porywaczy. Wybuchnęłam niekontrolowanym, nerwowym śmiechem, tym samym wynurzając się ponad powierzchnię wody. </div>
<div style="text-align: justify;">
Miałam nieco większe problemy, niż opuszczone lekcje, ale próbowałam je odłożyć na bok tylko na chwilę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Do ściany został przyczepiony metalowy stojak, a na nim postawionych kilka plastikowych butelek. Wzięłam jedną z nich, podpisaną "Szampon". Co prawda był to szampon przeznaczony dla mężczyzn, ale czego innego mogłam się spodziewać? </div>
<div style="text-align: justify;">
Dokładnie umyłam włosy. Koniecznie musiałam zmyć z nich cały bród. Czułam ulgę i przy okazji zapach mięty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy spłukiwałam pianę, usłyszałam głośne pukanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie spiesz się – powiedział sarkastycznie Michael zza drzwi swojego pokoju.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zadziałało to na mnie jak napój energetyczny. Wszystkie następne czynności wykonywałam w pośpiechu. Na szybko wytarłam się szarym ręcznikiem, po czym założyłam czarną koszulkę chłopaka i moje spodnie. Pospiesznie przeczesałam mokre włosy palcami, bo nie miałam ochoty używać czyjegoś grzebienia. Minutę później, otworzyłam zamknięcia i weszłam do "swojego" pokoju. Michael najwyraźniej usłyszał przeskok w zamku, bo szybko do mnie dołączył.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Chyba przydadzą ci się jakieś twoje rzeczy – stwierdził, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wykrzywił usta w pół-uśmiechu, co zdecydowanie do niego pasowało.</div>
<div style="text-align: justify;">
– To też będzie potrzebne – wyciągnął szarą czapkę z tylnej kieszeni spodni i po prostu wsunął mi ją na głowę. – Żebyś się nie przeziębiła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczułam dziwne ukłucie w sercu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyglądało na to, że na prawdę martwił się o moje zdrowie, czego na pewno nie przewidywałam. Równie dobrze, mógł mi pozwolić zgnić w piwnicy. To na pewno oszczędziłoby mu problemów. Dokładnie w tym punkcie, zastanawiałam się dlaczego robił to wszystko i do czego mu byłam potrzebna.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Jedziemy do twojego mieszkania – oznajmił. – Masz klucze, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
Automatycznie sięgnęłam do lewej kieszeni spodni. W odpowiedzi skinęłam głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Dobrze. Więc chodźmy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zeszliśmy na dół, gdzie skupiły się na nas spojrzenia wszystkich pozostałych członków gangu. Odprowadzili nas wzrokiem, aż do wyjścia, co było dość krępujące. Nie byłam żadnym eksponatem, przeznaczonym do podziwiania... </div>
<div style="text-align: justify;">
Chwilę później, siedziałam na miejscu pasażera w czerwonym aucie, którego marki nie kojarzyłam. Gładziłam dłonią jasne, skórzane obicie fotela. Kiedy Michael odpalił silnik, poczułam leśny zapach odświeżacza samochodowego. Szczerze przypadła mi do gustu ta woń.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Podoba ci się? – zapytał, jakby czytał w moich myślach.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Lubię las – palnęłam bez zastanowienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zachichotał pod nosem, po czym wyjechał z podjazdu. W stronę miasta jechaliśmy bardzo szybko. Nigdy wcześniej nie miałam okazji pędzić z taką zawrotną prędkością. Zostałam, dosłownie, wbita w siedzenie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zanim zdążyłam się obejrzeć, zaparkowaliśmy pod domem, w którym mieszkałam z Danielem zaledwie jeden dzień. Wcale mi się nie uśmiechał powrót do tamtego miejsca, ale wiedziałam, że w mieszkaniu nikogo nie zastaniemy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy tylko weszliśmy do środka, Michael zaczął przeszukiwać wszystkie zakamarki każdego z pokoi. W tym czasie, spokojnie pakowałam swoje rzeczy do torby, układając w głowie chytry plan. Na samą myśl o próbie ucieczki, serce zaczynało mi bić szybciej, jednak musiałam zachować kamienną twarz. Po piętnastu minutach byłam gotowa i stałam grzecznie przy wyjściu.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Znalazłeś coś? – zapytałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie – wycedził przez zęby.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Jeśli to coś cennego to raczej trzyma to przy sobie – rzuciłam bezwiednie, wzruszając ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chłopak wyszedł, a ja zaraz za nim. Zamknęłam drzwi na klucz, choć nie do końca wiedziałam dlaczego. Może to po prostu przyzwyczajenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Daj – usłyszałam polecenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Michael wyciągnął rękę w moją stronę. Spojrzałam na jego dłoń, a później na twarz. Wyraźnie zaciskał zęby; niecierpliwił się. Oddałam mu kluczki, gdyż ani trochę mi na nich nie zależało. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wtedy, zaczęłam szybko schodzić po schodach. Zaraz miałam pójść w długą, więc konieczne było nabranie minimalnej prędkości, w taki czy inny sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
Od drzwi frontowych dzieliło mnie już tylko kilkanaście schodków. Serce waliło mi jak młotem., a poziom adrenaliny rósł z każdą sekundą. Kątem oka spojrzałam za siebie i zauważyłam Michaela jakieś pięć metrów ode mnie. To była szansa, której nie miałam zamiaru zmarnować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Puściłam się biegiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Biegłam ile sił w nogach, nawet nie patrząc na drogę. Robiłam największe kroki jakie umiałam, byle jak najdalej. Dobiegłam do końca ulicy i bez zastanowienia skręciłam w prawo. Nie mogłam się obrócić, więc po prostu mknęłam dalej, chociaż zaczynało brakować mi tchu. Gdy poczułam mocny skurcz mięśni brzucha - zwolniłam i odważyłam się na obrócenie głowy. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nikogo za mną nie było. Zwyczajna, pusta ulica. Przez moment poczułam się jakby w ogóle nikt mnie nie porwał. Jakbym sobie to wszystko wymyśliła. Ale to było niemożliwe. Dlatego też, szłam dalej. Zarzuciłam sobie torbę na ramię i więcej nie stawałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Próbowałam unormować oddech, choć było to ciężkie zadanie dla kogoś o tak marnej kondycji. Na ten bieg przeznaczyłam całą swoją energię, więc mogłam trochę czekać na jej regenerację. Jednak było warto. Dotarło do mnie, że udało mi się uciec. Mogłam, w końcu, odetchnąć z ulgą, a uśmiech sam się cisnął na usta. Nawet zwolniłam kroku, zadowolona ze swojego dokonania.</div>
<div style="text-align: justify;">
Niespodziewanie, usłyszałam zduszony ryk silnika. Zacisnęłam mocniej dłoń na pasku torby. Auto jechało kilka metrów za mną. Słyszałam, że zwalnia. Pozostało mi błaganie w myślach, żeby w owym aucie jechał jakiś zwyczajny cywil.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Hej, kochanie – odezwał się znajomy głos. – Lepiej wsiadaj do samochodu.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Nie – odpowiedziałam stanowczo, choć głos mi drżał.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zaciskałam zęby, powstrzymując się od spojrzenia na niego. Wyobrażałam sobie jaką miał minę. Kątem oka zauważyłam, że wychyla łokieć za okno. Jechał równo ze mną, mimo że szłam dość wolno.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Lauren – powiedział błagalnym tonem, co zabrzmiało bardzo dziwnie z jego ust. – Chodź tu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyraźnie próbował różnych sposobów, żeby mnie zaciągnąć do swojego cholernego auta.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Chodź – tym razem warknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
Posłałam mu mordercze spojrzenie i pobiegłam prosto przed siebie. Zamiast przygazować, zatrzymał się. Byłam niemal pewna, że odpuścił i chciał zawrócić, ale trzask drzwi wskazywał na coś kompletnie innego - biegł prosto w moim kierunku. Stawiał o wiele większe kroki i był po prostu szybszy, nie miałam absolutnie żadnych szans. Czułam, że nieubłaganie przegrywam ten wyścig.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Mam cię! – krzyknął, łapiąc mnie w pół, niczym światowej sławy rugbysta.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przerzucił mnie sobie przez ramię jakbym ważyła tyle co piórko. Torba wypadła mi z ręki, mimo próby złapania jej. Michael, widząc moje żałosne starania, wziął ją i ruszył w stronę samochodu jakby nigdy nic. Jedyne co mi pozostało to walić pięściami w jego plecy, ale w ogóle go to nie wzruszało. Krzyczałam i piszczałam, lecz na ulicy nie było absolutnie nikogo, kto mógłby pomóc.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Puszczaj mnie, ty psycholu! </div>
<div style="text-align: justify;">
– Przestań się gorączkować – odparł spokojnie. – I tak nic nie wskórasz. </div>
<div style="text-align: justify;">
Potem, dosłownie rzucił mnie na siedzenie i przypiął pasami. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, siedział za kierownicą i przekręcał kluczyki w stacyjce. </div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście, mogłam wyskoczyć z auta, jadącego trzysta kilometrów na godzinę, ale nie czekałaby mnie wtedy świetlana przyszłość. Skrzyżowałam więc ręce na piersi niczym obrażona dziewczynka i przez resztę drogi siedziałam cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Skazana na spędzanie czasu w pokoju, mogłam jedynie gapić się w okno. Na szczęście, miałam bardzo wygodny fotel w nietypowym, wiktoriańskim stylu. Ta część wyposażenia sypialni, kompletnie nie pasowała do reszty mebli, ale to właśnie ją lubiłam najbardziej. </div>
<div style="text-align: justify;">
Moja torba została rzucona w kąt, bo wcale nie miałam ochoty się rozpakowywać. Los tak chciał, że nikt nie patrzył na moje widzimisię. Musiałam mieszkać z tymi ludźmi, choć nie widziałam w tym żadnego celu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wtem, ktoś zapukał do drzwi. Nie odpowiedziałam, bo tak czy inaczej ten ktoś wszedłby do pokoju. Tak też się stało – drzwi zostały otwarte. Usłyszałam zbliżające się kroki, a po chwili, zobaczyłam Luke'a siadającego na skraju łóżka. </div>
<div style="text-align: justify;">
– Jak się czujesz? – zapytał.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Świetnie – odparłam z lekką nutą sarkazmu w głosie. – To twój pokój, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
– Teraz jest twój.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Wybacz – bąknęłam. – Nie chciałam ci zabierać sypialni.</div>
<div style="text-align: justify;">
Najwyraźniej szczerze go rozbawiłam. Posłał mi niedowierzające spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Przyjaciele muszą sobie pomagać – dodał, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poczułam w sercu ciepło, które od dawna u mnie nie gościło. On na prawdę zachowywał się jak przyjaciel. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gdyby tydzień temu ktoś mi opowiedział taką historię, zapewne wyśmiałabym mu się w twarz. Za to teraz śmieję się sama do siebie, myśląc, że zwariowałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Michael mówi, żebyś czuła się jak u siebie w domu – powiedział Luke, po czym wyszedł z pokoju.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak mogłabym czuć się dobrze w domu porywaczy?</div>
<div style="text-align: justify;">
Michael żądał niemożliwego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b><br />
<b><br /></b>
Jestem chora, ale obiecałam, że dodam rozdział pod koniec tygodnia, więc przemęczyłam się trochę i oto jest. Przepraszam za powtórzenia i inne błędy. Niestety czuję się fatalnie i nie mogłam się skupić:(<br />
Czytasz? Skomentuj:) Nie zabierze to dużo czasu, a mi da ogroooomną motywację.<br />
<br />
Dziękuję, że czytacie x<br />
<br />
Zapraszam także na wersję <a href="http://www.wattpad.com/story/21628292-mask-michael-clifford" target="_blank">"Mask" na Wattpadzie (klik)</a><br />
I do <a href="https://www.blogger.com/follow-blog.g?blogID=1231232075132386015" target="_blank">obserwowania bloga (klik)</a></div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-1231232075132386015.post-77053954911342383812014-09-14T20:36:00.000+02:002014-12-02T17:29:25.369+01:00Rozdział 4<div style="text-align: center;">
<i>jeśli masz ochotę:</i><br />
<i>muzyka do rozdziału</i><br />
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=39UbXpQIhq0" target="_blank">klik</a></i><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<b>~✦~</b><br />
<i><br /></i>
<i><br /></i>
<i>Lauren</i></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Pozwoliłam sobie na krótki pół sen; na prawdę tego potrzebowałam. Objęłam nogi, podciągając kolana pod brodę. Oparłam głowę o ścianę i przymknęłam powieki; byłam potwornie zmęczona. Dłonie drżały mi z wyczerpania, co tylko utrudniało zaśnięcie. Na szczęście, po jakichś kilkudziesięciu minutach, powędrowałam do krainy snów.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie widziałam nic, poza gęstą, bezkresną mgłą. Nie byłam w stanie dostrzec nawet czubków własnych butów. Wyciągniętymi przed siebie rękoma, próbowałam coś chwycić. Niestety, nic nie znalazłam. Postanowiłam iść do przodu, przed siebie. Stanie w miejscu na pewno nie przyniosłoby żadnych efektów. Czekanie na cud zdecydowanie się nie opłacało.</i><br />
<i>Widoczność była bardzo ograniczona, ale nieustannie stawiałam kolejne kroki. Uparcie dążyłam do bliżej nieokreślonego celu. Wtem, niespodziewanie, usłyszałam wołanie.</i><br />
<i>– Lauren! – odezwał się, gdzieś w oddali, znajomy głos. </i><br />
<i>Rozejrzałam się, w poszukiwaniu twarzy. Szukałam źródła dźwięku. Niestety, nikogo nie widziałam. Pragnęłam, żeby mgła zniknęła.</i><br />
<i>– Lauren, to ja! – już wiedziałam kto mnie wzywał, chociaż wciąż był poza zasięgiem mojego wzroku.</i><br />
<i>– Tato? – próbowałam odkrzyknąć, ale zamiast tego, wydałam z siebie jedynie słabe charczenie.</i><br />
<i>Kroki. Ciężkie buty stąpały po twardej posadzce. </i><br />
<i>Odwróciłam się i zobaczyłam zarys męskiej sylwetki. Pobiegłam, najszybciej jak umiałam, w jego stronę. Na prostej drodze, potykałam się o własne nogi, ale wstawałam i biegłam dalej. W końcu, twarz ojca była wyraźnie widoczna. Na mój widok, wyszczerzył zęby i wyciągnął ręce przed siebie. Rzuciłam się mu na szyję, momentalnie czując szczęście. Ogarnęła mnie nieograniczona radość i poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo mi brakowało. </i><br />
<i>Puścił mnie dopiero po chwili. Położył dłonie na moich ramionach, przybierając poważną minę.</i><br />
<i>– Słuchaj mnie – powiedział krótko. – Uciekaj stąd, to złe miejsce. Pamiętaj czego cię uczyłem.</i><br />
<i>Nie do końca wiedziałam o czym mówił, ale posłusznie przytaknęłam.</i><br />
<i>– Uciekaj – powtórzył. – Już!</i><br />
<i><br /></i>
Gwałtownie otworzyłam oczy. Otarłam czoło z pojedynczych kropelek zimnego potu. Cholernie realistyczny sen, a jednocześnie tak nierealny.<br />
Chwilę później, zorientowałam się, że nie jestem sama.<br />
Na twarzy Michaela widniał pół-uśmiech. Kiedy zobaczył, że się przebudziłam, wstał i włożył ręce do kieszeni swojej skórzanej kurtki.<br />
– Wychodzimy – oznajmił. – Bądź grzeczna.<br />
Zachichotał kpiąco pod nosem, po czym wyszedł.<br />
Odprowadziłam go wzrokiem do drzwi i zaraz po tym, jak opuścił pomieszczenie, zbliżyłam się do krat w miarę możliwości. Wytężyłam słuch. Usłyszałam głośne trzaśnięcie frontowych drzwi.<br />
Nie chciałam zwlekać. Drżącą dłonią sięgnęłam do włosów, próbując wygrzebać z nich wsuwkę. Kiedy już ją złapałam, zaśmiałam się nerwowo. Mój plan był absurdalny, ale tata ze snu podpowiedział mi, że muszę spróbować. Nie chciałam gnić w celi do końca życia, a skoro zostałam sama, mogłam próbować uciec.<br />
Zaczęłam grzebać wsuwką w zamku celi. Nic. Wykrzywiłam jeden z jej końców i ponowiłam próbę. Wciąż zero efektów. Zgrzytając zębami, powykrzywiałam ją byle jak, żeby chociaż trochę przypominała klucz. Ponownie wcisnęłam kawałek metalu do dziurki od klucza i, ku mojemu zdziwieniu, usłyszałam ciche kliknięcie. Pchnęłam drzwi - uległy bez problemu. Poczułam, napływające do oczu, łzy szczęścia. Nie wierzyłam, że poszło tak łatwo. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale zdusiłam go w sobie. Poziom adrenaliny nagle wzrósł, chociaż miałam pewność, ze nikt mnie nie przyłapie na gorącym uczynku.<br />
Wstałam, przytrzymując się krat. Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę schodów, po czym, powoli wspięłam się na górę. Nacisnęłam klamkę. Przywitało mnie oślepiające światło dnia. Upadłam na kolana, czując spełnienie. Od wolności dzieliły mnie jeszcze tylko jedne drzwi, które musiałam jakoś pokonać, ale liczyłam na zapasowy kluczyk w szufladzie. Z utęsknieniem, spojrzałam w ich stronę, lecz kątem oka zobaczyłam coś niepokojącego. Błagając w myślach, żeby to były tylko halucynacje, odwróciłam głowę w lewą stronę.<br />
– Wiedziałem, że będziesz próbować uciec – Luke siedział spokojnie w fotelu, jakby nigdy nic.<br />
Podpierając się o podłokietniki, wstał i ruszył w moją stronę.<br />
Opuściłam głowę ze zrezygnowaniem; miał mnie. Stanął nade mną, przysłaniając blask słońca. Spojrzałam w górę i ujrzałam jego wyciągniętą rękę, jakby chciał mi pomóc wstać. Ruszył delikatnie dłonią, wyraźnie zachęcając mnie do podania mu swojej. Zrobiłam to, a ten pociągnął mnie ku górze. Kolana się pode mną ugięły; złapałam równowagę dopiero po krótkiej chwili.<br />
– Usiądziemy? – zaproponował, wskazując kanapę.<br />
Posłałam mu pytające spojrzenie, a ten tylko uniósł brwi.<br />
Gdy usiedliśmy, poczułam się wyjątkowo nieswojo, ale nie chciałam nic mówić. Nawet nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć. Próbowałam przybrać jakąś wygodną pozycję. Poczułam się jakbym siedziała w gabinecie u psychologa.<br />
– Płakałaś? – zapytał, chociaż wiedziałam, że dobrze znał odpowiedź na to pytanie. – Nie przejmuj się tym idiotą. Nie jest wart twojej uwagi.<br />
Wyjątkowo zdziwiły mnie jego słowa. Nie wiedziałam czego oczekiwałam, ale na pewno nie spodziewałam się rozmowy na ten temat. Wlepiłam wzrok w swoje kolana.<br />
– Nie będę przepływać oceanów dla kogoś, kto dla mnie nie przeskoczyłby nawet kałuży – palnęłam bez zastanowienia.<br />
– Słusznie – przytaknął.<br />
Niezręczna cisza nawet nie zdążyła zapanować, a już zadzwonił telefon Luke'a. Wyciągnął komórkę z kieszeni i przeczytał SMS-a.<br />
– Cholera... – syknął. – Wracają.<br />
Wstrzymałam oddech. Zdałam sobie sprawę, że siedzę spokojnie na kanapie z jednym z moich porywaczy i gawędzę o niczym. Brakowało tylko herbaty i talerza ze świeżo upieczonymi ciastkami.<br />
Zerknęłam w stronę frontowych drzwi - były tak blisko. Może cztery duże kroki dzieliły mnie od wolności i świeżego powietrza.<br />
– Słuchaj – powiedział, wstając. – Odwrócę się dosłownie na trzy sekundy, a wtedy możesz uciekać. Wezmę winę na siebie.<br />
Kompletnie mnie zamurowało, ale to była dla mnie szansa. Poczułam w sercu nadzieję jak nigdy wcześniej.<br />
Chłopak odwrócił się, krzyżując ręce na piersi, dotrzymując umowy. Pospiesznie ruszyłam do drzwi. Gdy dotknęłam klamki, serce zabiło mi szybciej niż kiedykolwiek.<br />
Przekręciłam gałkę - wolność była zaledwie krok dalej.<br />
Popatrzyłam na plecy Luke'a i zauważyłam, że przygląda mi się kątem oka. Nie wiedzieć czemu, cofnęłam rękę.<br />
Podświadomość, w postaci mniejszej wersji mnie, machała rękami i wrzeszczała, żebym wiała gdzie pieprz rośnie. <br />
– Nie – szepnęłam.<br />
– Że co?<br />
– Wrócę tam, gdzie moje miejsce – powiedziałam głośniej, obracając się na pięcie.<br />
Poszłam posłusznie w stronę piwnicy.<br />
– Nie chcę żebyś miał przeze mnie kłopoty – dodałam.<br />
– Zwariowałaś! – krzyknął. – Uciekaj stąd i to już!<br />
Wyciągnął ręce w moją stronę, ale podbiegłam do drzwi i zbiegłam po schodach. Zamknęłam się w celi i oparłam o chłodną ścianę. Musiałam wyglądać jak przerośnięty przedszkolak, który robił rodzicom na złość.<br />
– Zamykaj te drzwi, zanim się rozmyślę! – krzyczałam, dusząc łzy.<br />
Zszedł i przygryzając wargę, wypełnił moją absurdalną prośbę.<br />
Nie mogłam uwierzyć, że poświęcam się tak bardzo dla kogoś, kogo kompletnie nie znałam. Po tym, jak otworzyłam drzwi wsuwką do włosów, zaczęłam wierzyć w cuda. Pozostał mi czekać na kolejny. Liczyłam na to, że w końcu mnie stąd wypuszczą.<br />
– Dziękuję... – powiedział niemal bezgłośnie.<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Michael</i></div>
<div style="text-align: center;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Od razu po wejściu do domu, ujrzałem Luke'a, wychodzącego z piwnicy. Na jego twarzy dostrzegłem niewytłumaczalny cień smutku. Na mój widok, momentalnie oprzytomniał, po czym pospiesznie poszedł do kuchni. Ruszyłem za nim, a zaraz po tym, dołączyli do nas Ashton i Calum. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jak każdego wieczoru, usiedliśmy przy stole, w celu omówienia najróżniejszych spraw, ale po głowie wciąż krążyła mi jedna, a na usta cisnęło mi się tylko jedno pytanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Co z nią? – zwróciłem się do blondyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Była grzeczna – odparł krótko, odwracając wzrok.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wyglądało to nieco podejrzanie, ale przytaknąłem.<br />
Już wiedziałem dobrze co dalej robić; podjąłem decyzję.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Mówisz, że była grzeczna – ciągnąłem. – Przeniesiemy ją do normalnego pokoju.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Dobry pomysł. Nie jest zwierzęciem, nie musimy jej więzić w klatce – zgodził się Luke.</div>
<div style="text-align: justify;">
– Świetnie. W takim razie dostanie TWÓJ pokój – sprostowałem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wszyscy, poza Luke'iem, wybuchnęliśmy śmiechem. Naburmuszył się jak małe dziecko, ale wiedziałem, że nie będzie protestował. Skoro spodobał mu się mój pomysł, nawet nie miał prawa protestować. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wziąłem głęboki wdech, po czym wypuściłem z ulgą powietrze z płuc. Bardzo lubiłem znajdować nowe rozwiązania.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<b>~✦~</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Dziękuję wszystkim za czytanie "Mask", na prawdę, nie spodziewałam się, że tak szybko, zdobędę tylu czytelników ♥</div>
<div style="text-align: center;">
Jak zapewne zauważyliście, na blogu jest nowy szablon, który utrzyma się przez dłuższy czas.</div>
<div style="text-align: center;">
Jeśli przeczytałeś, to proszę, zostaw komentarz.</div>
<div style="text-align: center;">
Zapraszam także do zakładek:</div>
<div style="text-align: center;">
<a href="https://www.blogger.com/follow-blog.g?blogID=1231232075132386015" target="_blank">Obserwuj</a></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://mask-fanfiction.blogspot.com/p/informowani-spam.html" target="_blank">Informowani</a></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://www.wattpad.com/story/21628292-mask-michael-clifford" target="_blank">Wattpad</a></div>
</div>
Curly Angelhttp://www.blogger.com/profile/04943012351010149972noreply@blogger.com22