~✦~
Lauren
Jasny promień słońca poraził mnie z samego rana. Przetarłam oczy; chyba najwyższy czas wstawać. Powoli wygrzebałam się spod ciepłej kołdry, choć niespecjalnie miałam na to ochotę. Mimo wszystko, z uśmiechem na ustach, wstałam z łóżka i poszłam prosto do łazienki. Przemyłam twarz chłodną wodą, po czym popatrzyłam w lustro i o mały włos nie dostałam zawału. W odbiciu, poza sobą, zobaczyłam Michaela, osłoniętego od pasa w dół jedynie ręcznikiem. Kiedy zobaczył moją reakcję, zachichotał pod nosem.
– Dzień dobry – powiedział na powitanie.
Niestety kompletnie mnie zamurowało, a słowa uwięzły mi w gardle. Czułam jedynie piekące rumieńce na policzkach. Najgorsze było to, że nie mogłam ruszać nogami, przez co stałam w miejscu jak kompletna idiotka. Natomiast Michaela wcale nie poruszyła ta sytuacja; w przeciwieństwie do mnie, nie czuł skrępowania. Spokojnie grzebał w szafce, a gdy tylko znalazł w niej małą buteleczkę, bez słowa wyszedł z łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Oprzytomniałam dopiero po chwili, ale musiałam jeszcze raz oblać się wodą, żeby na dobre powrócić na ziemię.
Nigdy wcześniej nie znalazłam się w bardziej niezręcznej sytuacji i ilekroć próbowałam myśleć o czymś innym, w mojej głowie pojawiał się obraz półnagiego blondyna. Potrząsałam głową, żeby odgonić te natrętne myśli, ale wcale nie pomagało.
Zabrałam się za wybieranie ciuchów, żeby zająć myśli czymś innym. Nie byłam na pokazie mody, więc nie przywiązałam specjalnej wagi do stroju. Spięłam włosy w koński ogon i mogłam wyjść z pokoju, ale nie byłam w stanie. Stałam na środku pokoju i gapiłam się na drzwi. Serce waliło mi jak młotem. Wystarczyło zwyczajnie zejść na dół i pójść do kuchni; mój żołądek domagał się jedzenia. Problem tkwił w tym, że czułam skrępowanie, jednocześnie obawiając się reakcji chłopców.
To chore.
W końcu odważyłam się położyć dłoń na klamce, a później ją nacisnąć i pociągnąć. Nogi mi drżały, ale nawet mimo to, zejście po schodach zakończyło się sukcesem. Nieśmiało wychyliłam głowę za framugę, zaglądając do kuchni. Gdy ujrzałam Luke'a, stojącego przy blacie, odetchnęłam z ulgą i weszłam do środka.
– Hej – przywitałam się, nabierając pewności siebie.
– O, cześć – odpowiedział, nie odrywając wzroku od kubka, do którego nalewał kawy. – Chcesz?
Skinęłam głową, po czym zajęłam jedno z wolnych miejsc przy stole. Ledwo co usiadłam na krześle, gdyż nie się za bardzo rozgaszczać; wcale nie czułam się jak u siebie w domu.
Po chwili, Luke usiadł na przeciwko, stawiając na stole dwa kubki z ciepłym napojem. Jeden podsunął bliżej mnie. Kilka centymetrów dalej stała cukierniczka, ale nie miałam na tyle odwagi, żeby po nią sięgnąć. Postanowiłam więc spróbować kawy bez słodzenia i zaraz tego pożałowałam; była bardzo mocna.
– Weź cukru – chłopak wybuchnął śmiechem.
Odpowiedziałam mu bladym uśmiechem, bo na nic więcej nie było mnie stać.
– Dzień dobry! – usłyszałam niespodziewanie.
Do kuchni, żwawym krokiem wszedł Ashton i od razu skierował się do lodówki. Pogwizdując, zaczął wyciągać z niej różne produkty i zabrał się do przygotowywania śniadania. Jego obecność sprawiła, że cała odwaga uleciała ze mnie jak powietrze z dziurawego balonu.
– Hej, Ash – przywitał go Luke. – Nie musisz tak krzyczeć.
Tamten tylko machnął na to ręką.
– Dziś muszę zrobić jajecznicę z większej ilości jaj? – zapytał, obracając się w moją stronę.
Puścił mi perskie oko, po czym zaczął rozbijać jajka.
Nie za bardzo wiedziałam co odpowiedzieć, więc po prostu piłam swoją ohydną kawę i milczałam, póki nikt mnie nie zmuszał do mówienia.
Luke wziął do ręki gazetę i zaczął ją czytać. W tym samym czasie, dołączył do nas kolejny członek gangu – szatyn, którego imienia zapomniałam. Najwyraźniej także gustował w smolistej kawie, gdyż nalał jej sobie do kubka, a zaraz po tym usiadł przy stole po mojej prawej. Zadarł głowę, zaglądając do magazynu czytanego przez blondyna.
– Zajęłaś miejsce Michaela – wtrącił, nie odrywając wzorku od prasy.
– Nic nie szkodzi. – Wzdrygnęłam się na dźwięk głosu Michaela. – Jakoś się pomieścimy.
Przy stole nie było więcej wolnych krzeseł, więc nie wiedziałam jak chciał tego dokonać. Byłam pewna, że powinnam wstać, ale chłopak zatrzymał mnie, kładąc mi rękę na ramieniu. Następnie, jego dłoń powędrowała na moje udo. Nie wiem jakim cudem, zgrabnym ruchem mnie uniósł, żeby chwilę później usiąść na krześle ze mną na swoich kolanach. Luke zachichotał nad swoim kubkiem, a ja poczułam jak czerwień oblewa mi policzki. Michael, jakby nigdy nic, spróbował nie swojej kawy. Niedługo potem, Ashton postawił przed każdym talerz z jajecznicą.
– Zjesz ze mną? – Michael powiedział to tak cicho, że tylko ja mogłam usłyszeć jego słowa.
Nie śmiałam mu odmówić; byłam sparaliżowana.
Kątem oka rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pozostali chłopcy jedli w spokoju, kompletnie nie zwracając na nas uwagi, przez co czułam się jeszcze dziwniej. Zachowywali się jakby nie było to nic nadzwyczajnego.
– Otwórz buzię. – Zostałam wytrącona z zamyślenia.
Zobaczyłam przed sobą widelec, ale nie wykonałam polecenia blondyna. Spojrzałam na niego i właśnie wtedy, zorientowałam się jak mała odległość dzieli nasze twarze. Zauważyłam także, że ma zielone oczy; całkiem ładne.
– No jedz – powtórzył.
Wzięłam jajko do ust, czując się przy tym jak małe dziecko, karmione przez troskliwą mamę. Niestety nie miałam nic do powiedzenia, więc po prostu tańczyłam jak mi zagrał.
W ten oto sposób, we dwoje, zjedliśmy jedną porcję jajecznicy. Miałam wrażenie, że nawet po śniadaniu, rumieńce wciąż zdobiły moje policzki.
– Możesz iść – usłyszałam polecenie.
Nie musiał powtarzać. Pospiesznie wstałam z jego kolan i podreptałam w stronę schodów. Po drodze przez salon, zostałam szturchnięta w bark. To Ashton biegł ku drzwiom frontowym, nie zważając na przeszkody.
– Wychodzę! – krzyknął i już go nie było.
Odwróciłam się w stronę kuchni i zobaczyłam zdziwioną twarz Michaela, wychyloną zza framugi. Najwyraźniej nie wiedział co jest grane, bo był równie zaskoczony co ja. Na szczęście, ta sprawa mnie nie dotyczyła, więc bez wtrącania się, poszłam do pokoju.
Nie miałam zbyt wiele do roboty, przez co zostałam zmuszona do zajęcia fotela i gapienia się w okno. Zdążyłam polubić siedzenie w tym miejscu. Mogłam do woli podziwiać bezkresne lasy i pola.
Chwilę później, moje powieki niekontrolowanie opadły, najwyraźniej znudzone monotonnym widokiem.
– Dzień dobry – powiedział na powitanie.
Niestety kompletnie mnie zamurowało, a słowa uwięzły mi w gardle. Czułam jedynie piekące rumieńce na policzkach. Najgorsze było to, że nie mogłam ruszać nogami, przez co stałam w miejscu jak kompletna idiotka. Natomiast Michaela wcale nie poruszyła ta sytuacja; w przeciwieństwie do mnie, nie czuł skrępowania. Spokojnie grzebał w szafce, a gdy tylko znalazł w niej małą buteleczkę, bez słowa wyszedł z łazienki, zamykając za sobą drzwi.
Oprzytomniałam dopiero po chwili, ale musiałam jeszcze raz oblać się wodą, żeby na dobre powrócić na ziemię.
Nigdy wcześniej nie znalazłam się w bardziej niezręcznej sytuacji i ilekroć próbowałam myśleć o czymś innym, w mojej głowie pojawiał się obraz półnagiego blondyna. Potrząsałam głową, żeby odgonić te natrętne myśli, ale wcale nie pomagało.
Zabrałam się za wybieranie ciuchów, żeby zająć myśli czymś innym. Nie byłam na pokazie mody, więc nie przywiązałam specjalnej wagi do stroju. Spięłam włosy w koński ogon i mogłam wyjść z pokoju, ale nie byłam w stanie. Stałam na środku pokoju i gapiłam się na drzwi. Serce waliło mi jak młotem. Wystarczyło zwyczajnie zejść na dół i pójść do kuchni; mój żołądek domagał się jedzenia. Problem tkwił w tym, że czułam skrępowanie, jednocześnie obawiając się reakcji chłopców.
To chore.
W końcu odważyłam się położyć dłoń na klamce, a później ją nacisnąć i pociągnąć. Nogi mi drżały, ale nawet mimo to, zejście po schodach zakończyło się sukcesem. Nieśmiało wychyliłam głowę za framugę, zaglądając do kuchni. Gdy ujrzałam Luke'a, stojącego przy blacie, odetchnęłam z ulgą i weszłam do środka.
– Hej – przywitałam się, nabierając pewności siebie.
– O, cześć – odpowiedział, nie odrywając wzroku od kubka, do którego nalewał kawy. – Chcesz?
Skinęłam głową, po czym zajęłam jedno z wolnych miejsc przy stole. Ledwo co usiadłam na krześle, gdyż nie się za bardzo rozgaszczać; wcale nie czułam się jak u siebie w domu.
Po chwili, Luke usiadł na przeciwko, stawiając na stole dwa kubki z ciepłym napojem. Jeden podsunął bliżej mnie. Kilka centymetrów dalej stała cukierniczka, ale nie miałam na tyle odwagi, żeby po nią sięgnąć. Postanowiłam więc spróbować kawy bez słodzenia i zaraz tego pożałowałam; była bardzo mocna.
– Weź cukru – chłopak wybuchnął śmiechem.
Odpowiedziałam mu bladym uśmiechem, bo na nic więcej nie było mnie stać.
– Dzień dobry! – usłyszałam niespodziewanie.
Do kuchni, żwawym krokiem wszedł Ashton i od razu skierował się do lodówki. Pogwizdując, zaczął wyciągać z niej różne produkty i zabrał się do przygotowywania śniadania. Jego obecność sprawiła, że cała odwaga uleciała ze mnie jak powietrze z dziurawego balonu.
– Hej, Ash – przywitał go Luke. – Nie musisz tak krzyczeć.
Tamten tylko machnął na to ręką.
– Dziś muszę zrobić jajecznicę z większej ilości jaj? – zapytał, obracając się w moją stronę.
Puścił mi perskie oko, po czym zaczął rozbijać jajka.
Nie za bardzo wiedziałam co odpowiedzieć, więc po prostu piłam swoją ohydną kawę i milczałam, póki nikt mnie nie zmuszał do mówienia.
Luke wziął do ręki gazetę i zaczął ją czytać. W tym samym czasie, dołączył do nas kolejny członek gangu – szatyn, którego imienia zapomniałam. Najwyraźniej także gustował w smolistej kawie, gdyż nalał jej sobie do kubka, a zaraz po tym usiadł przy stole po mojej prawej. Zadarł głowę, zaglądając do magazynu czytanego przez blondyna.
– Zajęłaś miejsce Michaela – wtrącił, nie odrywając wzorku od prasy.
– Nic nie szkodzi. – Wzdrygnęłam się na dźwięk głosu Michaela. – Jakoś się pomieścimy.
Przy stole nie było więcej wolnych krzeseł, więc nie wiedziałam jak chciał tego dokonać. Byłam pewna, że powinnam wstać, ale chłopak zatrzymał mnie, kładąc mi rękę na ramieniu. Następnie, jego dłoń powędrowała na moje udo. Nie wiem jakim cudem, zgrabnym ruchem mnie uniósł, żeby chwilę później usiąść na krześle ze mną na swoich kolanach. Luke zachichotał nad swoim kubkiem, a ja poczułam jak czerwień oblewa mi policzki. Michael, jakby nigdy nic, spróbował nie swojej kawy. Niedługo potem, Ashton postawił przed każdym talerz z jajecznicą.
– Zjesz ze mną? – Michael powiedział to tak cicho, że tylko ja mogłam usłyszeć jego słowa.
Nie śmiałam mu odmówić; byłam sparaliżowana.
Kątem oka rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pozostali chłopcy jedli w spokoju, kompletnie nie zwracając na nas uwagi, przez co czułam się jeszcze dziwniej. Zachowywali się jakby nie było to nic nadzwyczajnego.
– Otwórz buzię. – Zostałam wytrącona z zamyślenia.
Zobaczyłam przed sobą widelec, ale nie wykonałam polecenia blondyna. Spojrzałam na niego i właśnie wtedy, zorientowałam się jak mała odległość dzieli nasze twarze. Zauważyłam także, że ma zielone oczy; całkiem ładne.
– No jedz – powtórzył.
Wzięłam jajko do ust, czując się przy tym jak małe dziecko, karmione przez troskliwą mamę. Niestety nie miałam nic do powiedzenia, więc po prostu tańczyłam jak mi zagrał.
W ten oto sposób, we dwoje, zjedliśmy jedną porcję jajecznicy. Miałam wrażenie, że nawet po śniadaniu, rumieńce wciąż zdobiły moje policzki.
– Możesz iść – usłyszałam polecenie.
Nie musiał powtarzać. Pospiesznie wstałam z jego kolan i podreptałam w stronę schodów. Po drodze przez salon, zostałam szturchnięta w bark. To Ashton biegł ku drzwiom frontowym, nie zważając na przeszkody.
– Wychodzę! – krzyknął i już go nie było.
Odwróciłam się w stronę kuchni i zobaczyłam zdziwioną twarz Michaela, wychyloną zza framugi. Najwyraźniej nie wiedział co jest grane, bo był równie zaskoczony co ja. Na szczęście, ta sprawa mnie nie dotyczyła, więc bez wtrącania się, poszłam do pokoju.
Nie miałam zbyt wiele do roboty, przez co zostałam zmuszona do zajęcia fotela i gapienia się w okno. Zdążyłam polubić siedzenie w tym miejscu. Mogłam do woli podziwiać bezkresne lasy i pola.
Chwilę później, moje powieki niekontrolowanie opadły, najwyraźniej znudzone monotonnym widokiem.
Michael
– Wiesz gdzie on poszedł? – skierowałem pytanie do Caluma, gdyż tylko on został w kuchni.
Ten w odpowiedzi wzruszył ramionami, nie przerywając lektury.
Luke zdążył się ulotnić zanim o cokolwiek go zapytałem. Wiedziałem, że gadał z Lauren, ale najwyraźniej wcale nie miał ochoty dzielić się ze mną tym, co od niej usłyszał. W takim wypadku, nie zostało mi nic innego jak porozmawianie z nią w cztery oczy. Wciąż musiałem próbować wyciągnąć od niej jakieś informacje. Mogła wiedzieć coś, co by się nam przydało.
Nie zwlekając, poszedłem na piętro, żeby ją odwiedzić. Wypadałoby zapukać do drzwi, ale tym razem zrezygnowałem z uprzejmości.
Dziewczyna siedziała w fotelu przy oknie. Kiedy wszedłem, spojrzała na mnie przelotnie, ale zaraz potem, ponownie wlepiła wzrok w widok za oknem. Usiadłem na parapecie, dając jasno do zrozumienia, że musi ze mną porozmawiać. Posłała mi pytające spojrzenie.
– Zapytam cię o to jeszcze raz – zacząłem. – Gdzie on to trzyma?
– Nie wiem o czym mówisz – odparła bez wahania.
Zmarszczyłem brwi; śmierdziało podstępem.
– Już nie musisz go bronić – próbowałem dalej. – Wystarczy, że odpowiesz na moje pytanie, o nic więcej nie proszę.
– Problem w tym, że nie znam odpowiedzi na twoje pytanie. Nawet nie wiem czy jest TO.
Kłamała w żywe oczy. Zacisnąłem pięści i ugryzłem się w język, żeby powstrzymać krzyk. Położyłem dłonie na podłokietnikach fotela, nachylając się nad twarzą Lauren.
– Powiedz albo zrobię ci krzywdę – wycedziłem przez zęby.
Na jej twarzy wyraźnie malował się strach. Patrzyła mi prosto w oczy, ale nic nie mówiła. Nie chciałem używać przemocy, żeby ją zmusić do mówienia; nie mogłem. Drasnąłem paznokciem jej policzek, po czym wyszedłem z pokoju.
Nic tam po mnie.
Lauren
Próbowałam nie okazywać strachu, ale było to trudniejsze, niż mogło się wydawać. Nie wiedziałam jak mu uświadomić, że mówię prawdę, kiedy on bez przerwy wmawiał sobie, że coś wiem.
Rozejrzałam się po pokoju, w poszukiwaniu czegoś, co pomogło by mi zająć myśli. Wtem ujrzałam półkę nad komodą, na której zostały ustawione książki. Podeszłam bliżej, żeby móc zobaczyć, widniejące na nich tytuły. Większość z nich była autorstwa Stephena Kinga. Wcześniej nie miałam okazji czytać jego powieści, więc wzięłam pierwszą z brzegu zatytułowaną "Talizman". Brzmiało to dość przekonująco, więc bez zastanowienia zabrałam się do czytania.
Po przeczytaniu pierwszych dziesięciu stron, postanowiłam, że nie skończę na tym. Lecz nagle, usłyszałam muzykę, wybijającą mnie z rytmu. Jednak nie była to zwykła muzyka. Wyraźnie słyszałam pianino. Wytężyłam słuch, chcąc sprecyzować skąd dochodzi ów dźwięk. Od razu pomyślałam o Luke'u. Sprawiał wrażenie wrażliwego romantyka, więc w pewnym stopniu pasował do niego taki rodzaj muzyki. Z drugiej strony, ci chłopcy byli w gangu. Równie dobrze mogli porwać, tak jak mnie, jakąś staruszkę, którą zmuszali do osłaniania ich.
Na samą myśl o tym, przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Niestety istniała taka możliwość, której nie mogłam wykluczyć. Nie znałam ich, a równie dobrze mogli być po prostu niepoczytalni.
~✦~
Może zauważyliście (po lewej stronie bloga), że wspieram akcję "Komentuję – doceniam czyjąś pracę". Jeśli zgadzacie się z tym założeniem to bardzo Was proszę o komentarze:)
Jeśli jesteś tu nowy/a, zapraszam do
OMG! Pierwsza? Ha ha ha, naj. Zapraszam do mnie: http://neverbe5sos.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńah, Lauren ty gapo. jak mogłaś nie zauważyć tam Michaela? buraku kocham cie za to. na dodatek jeszcze na śniadaniu siedziałaś na jego kolanach... pewnie smakowała ci jajecznica, co? haha, WIĘCEJ TAKICH MOMENTÓW, PROSZĘ. kto grał na pianinie? luke? a może michael? wszystko możliwe, hah. "niepoczytalni"? niee coś ty. po prostu niezdrowo kopnięci o niemożliwie wielkiej idiotycznej wyobraźni, czy coś. XD
OdpowiedzUsuńco do muzyki, to jest świetna, tak samo jak ogólnie cały rozdział! naprawdę. teraz ją słucham i ojejku, to już kolejna piosenka, na którą mam fazę przez ciebie. :)
nie mogę doczekać się następnego rozdziału. x
Omg hahahah początek rozdziału >>> 😂😂 Mike w tym rozdziale w ogóle haha, świetny rozdział, nie mogę sie doczekac następnego 😊
OdpowiedzUsuń@fancygrandee
Tak jak obiecałam wpadłam i przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest na prawdę świetne i przyjemnie się je czyta. Myślę, że będę tu wpadała. Dziękuje za linka : ))
@EmiilkaC
o jeju czekam na więcej
OdpowiedzUsuńPorwali staruszkę. XD Rozwalasz mnie. ((: Pisz dalej. <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział..^^
OdpowiedzUsuńWooooow
OdpowiedzUsuńrozdział świetny ale nie miałabym nic przeciwko gdyby kolejne były trochę dłuższe . ; )
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ,
@irwinsparamour_ // @TillMyHeartStopBeating
xx
Nie ni ja też tak chce xd Michael w ręczniku jkckckcjbb a siedzieć u niego na kolanach i być karmiona bezcenne jezu kocham ❤❤❤ pozdrawiam /MofoLena
OdpowiedzUsuńWoW!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Kocham twoje ff <3 jest coraz ciekawsze :)
Tak właściwie to lepsze od "Cienia" :) czekam na next :)
@Emilka_5SOSFam
Hahaha swietny rozdzial ktory podsuwa nam voraz wiecej tajemnic... Cxym jest TO? Po co im lauren? Kto gral na paninie? chce wiedziec NOW...
OdpowiedzUsuńPewnie Michael grał na pianinie...ale ten tekst ze staruszką mnie rozwalił. xD Serio....nadal się śmieje. Rozdział zajebisty! Czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :) jestem ciekawa kto grał na pianinie i co wydarzy się później. Czekam niecierpliwością na następny
OdpowiedzUsuńRozdział genialny ^.^
OdpowiedzUsuńI co ta Lauren ma zrobić? Nikt jej nie chce uwierzyć mimo, że mówi prawdę :/ Haha i te akcje Michael'a w łazience i kuchni XD
Czekam na więcej c:
Świetny. :)
OdpowiedzUsuńTwój blog został zrecenzowany ;)
OdpowiedzUsuńhttp://recenzje-blogow.blogspot.com/2014/10/1-mask.html
O boże Mikey co ty robisz hahah
OdpowiedzUsuń