30 lip 2016

Rozdział 5.

soundtrack (klik)



Lauren

Po powrocie, Michael odwiózł mnie pod akademik i nawet chciał odeskortować mnie pod same drzwi pokoju, ale odmówiłam.
– Przepraszam, że wcześniej byłam niemiła.
– Nie przejmuj się mną. Bardziej martwię się o ciebie.
Westchnęłam, ale nie powiedziałam już nic. Pocałowałam chłopaka w policzek, po czym wysiadłam z samochodu. Normalnie poszłabym dalej bez wahania, lecz tym razem zobaczyłam znajomą sylwetkę, stojącą tuż przy bramie akademika. Co prawda postać była zakapturzona, ale poznałam ją z daleka. Jednak mimo to, spojrzałam na Michaela pytająco – on także wpatrywał się w mężczyznę. W końcu, wyszedł z auta i pospiesznie podszedł do mnie w razie, gdyby coś nagle mi zagroziło.
– No co wy! Boicie się? – Chłopak zdjął kaptur i już nie miałam żadnych wątpliwości.
Wyskoczyłam przed siebie, żeby czym prędzej móc uściskać Caluma. Nie miałam pojęcia co tu robił, ale nie było wątpliwości, że miło mnie zaskoczył. Zaczął się śmiać tubalnie, tym samym przyprawiając mnie o dreszcze na ciele.
– Co ty tu robisz? – zapytałam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
– Wpadłem w odwiedziny – odparł, wzruszając ramionami.
Wydawało mi się, że nie był to faktyczny powód jego wizyty, ale wiedziałam, że prędzej czy później powie mi prawdę. O dziwo, Michael także był zaskoczony widokiem Caluma. Najwyraźniej nie wiedział o jego planach podróży do Oksfordu.


Mimo później pory, w trójkę wybraliśmy się na spacer po mieście. Tak czy inaczej byłam zbyt podekscytowana, żeby zasnąć, a Calum nalegał, że chce zobaczyć miasto. Poza jednej z najbardziej znanych uczelni na świecie, nie było tu nic specjalnego do oglądania.
– Słyszałam, że masz dziewczynę – zagadnęłam.
– Zgadza się – odparł, po czym zaśmiał się krótko.
Patrzyłam na niego, czekając aż opowie mi o niej coś więcej. Mój ciekawski wyraz twarzy najwyraźniej mu nie umknął.
– Wiesz, ona jest modelką. – Powiedział to tak, jakby była to jedyna rzecz, którą o niej wiedział. Uniosłam pytająco brew. – Serio. I jest w tym bardzo dobra.
– Nie obraź się, bardzo cię lubię. – Nie próbowałam kryć zaskoczenia. – Ale jak to się stało, że wyrwałeś taką laskę?
Chłopak wyglądał jakby wcale nie zamierzał się obrażać, a wręcz przeciwnie – zaczął się śmiać.
– Czasem sam w to nie wierzę, ale chyba po prostu miałem szczęście. – Wzruszył ramionami.
Miło było widzieć go roześmianego.
Tymczasem, zerknęłam na Michaela, który szedł po mojej lewej. Odkąd przyjechaliśmy pod akademik, nie odezwał się ani słowem, a dłonie wciąż trzymał w kieszeniach spodni. Wyglądał na ogarniętego głęboką zadumą, dlatego też posłałam mu pokrzepiający uśmiech, lecz nawet nie spojrzał w moją stronę. Postanowiłam więc wrócić do rozmowy z Calumem.
– Czemu przyjechałeś sam? Gdzie reszta chłopaków?
Wtem, jak na zawołanie, Michael gwałtownie obrócił głowę, wlepiając przerażone oczy w przyjaciela. Byłam zdezorientowana. Patrzyłam to na jednego, to na drugiego, ale oboje milczeli.
– Wiesz... – odezwał się brunet. – Szczerze mówiąc to nie wiem gdzie oni są.
Wytrzeszczyłam na niego oczy. Wcześniej słyszałam coś zupełnie innego.
– Ale Michael mówił...
– Wiem co mówiłem – wtrącił Michael, przerywając mi w połowie zdania. – Chciałem ci oszczędzić niemiłych szczegółów.
Patrzyłam na niego w napięciu, gdy on wcale nie wyglądał jakby chciał cokolwiek dodać. W końcu Calum ze świstem wciągnął powietrze do płuc, przerywając ciszę. Niestety nie na długo.
– O czym ty mówisz? Twierdziłeś, że u nich wszystko w porządku.
– Ale wcale nie jest w porządku, jasne? – warknął. – Zadowolona?
Przyspieszył kroku jak gdyby nigdy nic. Przez chwilę stałam w miejscu osłupiała, ale zaraz po tym podbiegłam do niego, łapiąc go za ramię. Na jego twarzy widniała irytacja. Delikatnie złapał moją dłoń, którą położyłam na jego ręce. Zupełnie niespodziewanie, groźną minę zastąpił neutralnym wyrazem twarzy.
– Nie chciałem ci mówić o Ashtonie, ani Luke'u, bo słysząc to, nigdy nie wróciłabyś ze mną do Australii – powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
– A okłamując mnie, myślałeś, że polecę tam z chęcią?
Spuścił wzrok, wzdychając ciężko, lecz po chwili znowu na mnie spojrzał. Chwycił także moją drugą dłoń, jakby miało to w czymkolwiek pomóc.
– Nie gniewaj się na mnie...
– Nie jestem na ciebie zła. Jestem zawiedziona. – Wyrwałam ręce z jego uścisku. – Obiecywałeś mi coś zupełnie innego i póki co nie dotrzymujesz swojej obietnicy.
Obróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie, w stronę, z której przyszliśmy. Minęłam przy tym Caluma, który wciąż stał w tym samym miejscu co ja, zanim podbiegłam do Michaela.
Nie miałam ochoty rozmawiać z żadnym z nich. Niestety, po niespełna dwóch minutach, ktoś chwycił mnie za nadgarstek. Był to Calum. Z grzeczności posłałam mu uśmiech, choć nie było to szczere.
– Mogę cię odprowadzić? – zapytał.
– Dzięki za troskę, ale poradzę sobie sama.
Chciałam odejść, lecz nie pozwolił mi na to.
– Nie. Idę z tobą.
Ignorując jego słowa, spojrzałam na ulicę za jego plecami. Nie widziałam tam Michaela, więc zapewne poszedł w przeciwnym kierunku, obrażając się na cały świat.
– Gdzie on poszedł? – Tym razem ja zadałam pytanie.
– Nie wiem. Poprosił jedynie, żebym dopilnował, abyś wróciła do swojego pokoju.
Skinęłam głową, przystając na jego propozycję. Znowu robiłam dokładnie to, czego chciał Michael. Nawet jeśli przez chwilę grałam twardą, niezależną dziewczynę, po chwili i tak miękłam. Byłam na siebie o to zła, bo nieważne jak bardzo sprzeciwiałam się samej sobie – wszystkie moje starania spełzały na niczym.
– Masz gdzie się zatrzymać? – Mojej troskliwości nie było końca.
– Tak, o mnie się nie musisz martwić. – Wyszczerzył zęby, ale widząc, że nie zamierzam odwzajemnić uśmiechu, szybko spoważniał.
Przez resztę drogi szliśmy w milczeniu, co jak najbardziej mi odpowiadało. Tak jak się umówiliśmy, Calum odprowadził mnie pod drzwi mojego pokoju.
– Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń, masz mój numer.
– Dzięki – odparłam, choć raczej nie miałam zamiaru do niego dzwonić. – Dobranoc.
Nacisnęłam klamkę, ale zanim przekroczyłam próg, usłyszałam jeszcze:
– Miłych snów.
Zamknęłam drzwi od środka na klucz, w razie gdyby komuś zamarzyło się wkradanie do pokoju. Miałam mieszane uczucia – byłam zła, przestraszona i ogólnie nie wiedziałam co się działo.
Layla spała w swoim łóżku. Zegarek wskazywał pierwszą w nocy. Ręce opadły mi bezwiednie wzdłuż ciała, podczas gdy myśli kłębiły się nieubłaganie. Chciałam jak najszybciej zasnąć, żeby nie musieć już myśleć o niczym, dlatego po prostu położyłam się na łóżku. Zdążyłam zdjąć buty, a gdy tylko moja głowa spoczęła na poduszce, zmorzył mnie sen.


Z samego rana, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu, postanowiłam nie iść na wykłady i pozostać w łóżku przez cały dzień. Layla próbowała mnie namówić do wstania, lecz bezskutecznie. Koleżanka była wyraźnie zdziwiona moim zachowaniem, bo zazwyczaj chętnie chodziłam do szkoły.
– Co się dzieje? – dopytywała. – Czemu nie chcesz iść?
– Nie mam ochoty...
Westchnęła jedynie, po czym wyszła z pokoju, żeby nie spóźnić się na swoje zajęcia. Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, sięgnęłam po telefon. Przypomniały mi się słowa Caluma, ale mimo wszystko nie chciałam wybrać jego numeru. Zamiast do niego, zadzwoniłam do siostry. Odebrała błyskawicznie, zupełnie jakby spodziewała się telefonu ode mnie.
– Hej, Cami. Nie obudziłam cię?
– Nie, nie. Czekałam aż zadzwonisz. – Mówiła zupełnie poważnie. – W końcu obiecałaś.
Tak naprawdę zapomniałam, że o tym mówiłam, ale nie miało to już żadnego znaczenia.
– To dobrze. Jak się czujesz? – zapytałam.
– Wolałabym nie mówić teraz o mnie – odparła. – Od razu słychać, że coś cię martwi. Lepiej opowiedz jak ty się czujesz.
Mimo, że nie lubiłam nikomu opowiadać o Michaelu i sprawach między nim a mną, tym razem postanowiłam puścić pary. Wiedziałam, że siostrze mogę ufać jak nikomu innemu. Potrzebowałam po prostu komuś się wygadać. Potrzebowałam przyjaciółki.
– Chodzi o Michaela... Okłamał mnie w pewnej kwestii i szczerze mówiąc, jestem na niego wściekła. – Próbowałam oszczędzić jej szczegółów. – Jeszcze nie tak dawno temu, nie układało się między nami zbyt dobrze, obiecał poprawę, a teraz mnie okłamuje... Nie wiem co mam z tym zrobić.
– Oj, siostruś. Za bardzo się tym wszystkim przejmujesz. Każdy czasem kłamie, ale nie koniecznie po to, aby nam zaszkodzić. Rozumiesz?
– Tak...
Nie powiedziała mi nic, czego bym nie wiedziała. Kiedy chciałam coś dopowiedzieć, usłyszałam w słuchawce zduszone krzyki, a później dźwięk tłuczonego szkła.
– Co się tam dzieje? – zapytałam zmartwiona.
– To nic... ale muszę już kończyć. Może jeszcze dziś do ciebie przyjadę? Wyskoczyłybyśmy na kawę.
– Bardzo chętnie.
– W takim razie spodziewaj się mnie po południu. Do zobaczenia – pożegnała mnie szybko, po czym zakończyła połączenie.
Czułam, że własnie tego mi brakowało najbardziej – więcej czasu z rodziną. Liczyłam na to, że popołudnie spędzone w towarzystwie siostry poprawi mi humor, dlatego też czekałam na nie z niecierpliwością. Niestety, siedząc sama w pokoju, nie miałam zbyt wiele do roboty, więc mimowolnie zaczęłam się martwić.
Rozmowa z Camilą byłaby zwyczajna jak każda inna, ale dziwne odgłosy w tle sprawiały, że tworzyłam w głowie najgorsze scenariusze. Ale siostra pracowała w szpitalu, a tam nie trudno o krzyki czy zbite szkło. Choć raz chciałam być optymistką, próbując sama siebie przekonać, lecz moja wyobraźnia i tak robiła swoje.
Byłam pewna, że odkąd odłożyłam telefon, nie minęło więcej niż dwadzieścia minut. Trwałam w półśnie, z którego wybudziło mnie pukanie do drzwi. Odruchowo spojrzałam na zegarek, wskazujący piątą po południu. Wyglądało na to, że po prostu zasnęłam, a kilkunastominutowa drzemka zamieniła się w kilka godzin głębokiego snu.
Gdy otworzyłam drzwi, ujrzałam uśmiechniętą Camilę. Zanim cokolwiek powiedziała, uniosła na wysokość piersi metalową puszkę na ciastka.
– Przyniosłam coś na osłodę.
Zaprosiłam ją do środka, a wtedy zaczęła mnie mierzyć wzrokiem.
– Dlaczego jesteś w piżamie? – zapytała. – Planowałam wyjście na miasto, a nie piżama party.
– W ogóle nie wychodziłam dziś z łóżka – odparłam nieco zawstydzona. – Ubiorę się.
Podeszłam do komody na ubrania, po czym spojrzałam pytająco na siostrę. Nie musiałam nic mówić, a ona już wiedziała jakie pytanie miałam na myśli.
– Możemy usiąść na dziedzińcu, nie musisz się stroić.
Słuchając jej rady, ubrałam zwykłe dżinsy i musztardową bluzę z logo uczelni, do której uczęszczałam. Nawet nie uczesałam włosów tylko związałam je w kucyka i już byłam gotowa do wyjścia.
Przed budynkiem akademiku rozpościerał się rozległy dziedziniec, na którym znajdowały się ławki, stoliki, a nawet stół do tenisa stołowego oraz boisko do siatkówki plażowej. Wraz z siostrą zajęłyśmy wolną ławkę, umiejscowioną pod cieniem drzewa niedaleko bramy wyjściowej. Zauważyłam, że po drugiej stronie ogrodzenia stał czarny samochód Camili, ale nie przyglądałam się mu zbyt długo, bo pod nosem miałam puszkę pełną ciastek.
– Pewnie nic dziś nie jadłaś, więc częstuj się. – Faktycznie burczało mi w brzuchu, toteż nie wahałam się ani chwili dłużej i chwyciłam idealnie wypieczony łakoć z kawałkami czekolady.
– Tak się cieszę, że przyjechałaś – powiedziałam. – Jak było w pracy?
– Nie działo się nic szczególnego, jak zawsze.
Popatrzyłam na nią pytająco. Dziwne, żeby w szpitalu pełnym chorych ludzi nie działo się nic szczególnego. Oczekiwałam rozwinięcia wypowiedzi, ale nie doczekałam się tego, gdyż poczułam jak nagle moje powieki zaczęły opadać. Zaszumiało mi w uszach i zupełnie bezwiednie opadłam na kolana siostry, a nadgryzione ciastko wypadło mi z ręki.




Michael

Wraz z Calumem siedzieliśmy w barze, popijając piwo. Byłem pogrążony w zadumie, dopóki barmanka nie dotknęła mojej dłoni. Gwałtownie podniosłem wzrok i zobaczyłem zdezorientowanie na jej twarzy, które po chwili zastąpił ciepły uśmiech.
Wyglądała na kobietę w średnim wieku, która wiele przeszła w swoim życiu. Miała zapadnięte policzki, cienie pod oczami i niestarannie wykonany makijaż. Mocno rozjaśnione długie włosy także były ułożone w nieładzie. Jej ramiona zdobiły liczne tatuaże, ale mimo to sprawiała wrażenie miłej osoby. Patrzyła na mnie zupełnie jak zatroskana matka na swoje dziecko.
– Co cię trapi, kochaneczku? – zapytała dziarsko.
Ton jej głosu zamiast mnie zachęcić do rozmowy, jeszcze bardziej mnie przygnębił.
– Sprawy sercowe, wiesz jak jest – odparłem bezwiednie, w nadziei, że nie będzie chciała kontynuować konwersacji ze mną.
Westchnęła ciężko, po czym pokiwała głową.
– Doskonale wiem co masz na myśli. – Zaczęła nalewać piwa do pustego kufla, który od razu po napełnieniu postawiła przede mną. – Dziewczyny to wredne jędze, ale bez odpowiedniego faceta są jeszcze wredniejsze.
Najwyraźniej wcale mnie nie zrozumiała, bo nie o to mi chodziło, ale nie miałem zamiaru jej tego tłumaczyć. Na szczęście, kobieta nie miała szansy, aby dokończyć swój wywód, gdyż zawołał ją ktoś z drugiego końca baru. Odetchnąłem z ulgą, widząc jak odchodzi do innego klienta. Wtem, zwrócił się do mnie Calum, który przez cały ten czas siedział tuż obok mnie.
– Stary, szczerze mówiąc to kompletnie spieprzyłeś sprawę z Lauren.
– O co ci znowu chodzi?
– Czemu nie powiedziałeś jej prawdy o chłopakach? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Zanim ponownie otworzyłem usta, wlepiłem wzrok w kufel piwa, który trzymałem w rękach. Piana już zdążyła opaść, przez co mogłem zobaczyć swoje odbicie w tafli napoju.
– Myślę, że nie chciałaby słuchać o ucieczce Luke'a albo o Ashtonie, siedzącym w psychiatryku – powiedziałem zgryźliwie. – Nie chciałem ściągać na nią dodatkowych zmartwień.
– Tak, tylko że ona o tym nie wie.
– Więc co powinienem zrobić?
– No nie wiem, może ją przeprosić? – Calum popatrzył na mnie jak na debila.
Prychnąłem.
– Schowaj dumę do kieszeni i leć do niej. – Tym razem brunet mówił zupełnie poważnie, posyłając mi wrogie spojrzenie.
W tym momencie przyznałem mu rację, choć nie wypowiedziałem ani słowa więcej. Po prostu wstałem i wyszedłem z baru. Na odchodnym zerknąłem w stronę barmanki, a ta jak na zawołanie także zwróciła wzrok ku mnie, puszczając perskie oko.


Po drodze do akademika, wszystko sobie przemyślałem. Słowa Caluma bez przerwy odbijały się echem w mojej głowie. Schowaj dumę do kieszeni. Może faktycznie miałem z tym problem, chociaż wcześniej nie zwracałem na to uwagi... Musiałem przeprosić Lauren za moje wcześniejsze zachowanie i przede wszystkim za te wszystkie kłamstwa. Nadszedł najwyższy czas na wyznanie prawdy.
Gdy tylko dotarłem do celu, zobaczyłem grupkę kilkoro studentów, stojących na dziedzińcu. Wyglądali na zaaferowanych czymś, chociaż patrzyli na zwyczajną parkową ławkę. Pomyślałem, że byli po prostu zjarani, więc ominąłem ich i poszedłem dalej.
– Biedna Lauren zasłabła – powiedziała jedna z dziewczyn.
Na jej słowa natychmiast odwróciłem się na pięcie.
– Całe szczęście, że jej siostra była w pobliżu – dodał pewien blondyn, którego skądś kojarzyłem. – Wiecie, ona jest lekarzem.
Bez wahania podbiegłem do zgromadzenia, żeby dowiedzieć się czegoś więcej.
– Coś się stało z Lauren? – zapytałem, a wszystkie spojrzenia skupiły się na mnie i nie były one przyjazne.
– A ty coś za jeden?
– To jej chłopak – odezwał się znajomy głos, a moim oczom ukazała się Layla, współlokatorka Lauren. – Ona zemdlała tak nagle, ale Camila zabrała ją do szpitala.
Przyjąłem wiadomość, mimo że nic nie odpowiedziałem. Zamiast tego, spojrzałem na ławkę, na którą wcześniej patrzyli się wszyscy inni. Faktycznie niczym nie wyróżniała się spośród innych, ale stała na niej otwarta puszka z ciastkami.
– Przynajmniej zostawiły słodycze – zaśmiał się blondyn, wyciągając rękę w stronę puszki, ale wyprzedziłem go.
Wyglądały niewinnie, a nawet dość smacznie, ale zapewne byłyby jeszcze lepsze, gdyby nie mocna woń środka usypiającego.
Momentalnie wezbrała we mnie ogromna złość i nienawiść do Camili. Nie miałem wątpliwości, że to ona stała za tym wszystkim. Na pewno nie kupiła przypadkiem słodyczy nafaszerowanych prochami. Tylko pozostawało pytanie: dlaczego zrobiła to swojej własnej siostrze?

8 sty 2016

Rozdział 4.

muzyka (klik)



Lauren

Michael przyjechał do mnie zaraz po tym, jak skończyłam zajęcia. Mówiłam mu, żeby tego nie robił, gdyż czekało mnie sporo nauki, lecz jego wcale to nie obchodziło. I właśnie w ten sposób, skończył bezczynnie leżąc obok mnie i patrząc jak czytam notatki. Co chwila uparcie mnie zaczepiał, ale próbowałam nie zwracać na to uwagi, choć w rzeczywistości mnie to irytowało.
– Co powiesz na wyjazd nad morze? – zapytał nagle, gładząc mnie po zewnętrznej stronie uda. – Na kilka dni.
Na moment oderwałam wzrok od zeszytu, ale nawet przez chwilę nie zastanawiałam się nad odpowiedzią na pytanie Michaela. Słowa wypływały z moich ust, zanim o nich pomyślałam.
– Przecież wiesz, że mam szkołę. Pamiętasz co mówiłam?
– Najpierw szkoła, potem wyjazd... – odparł automatycznie, jakby był to wers wiersza, który znał na pamięć. – Tak, wiem. Więc chociaż na weekend. Proooszę.
Zrobił minę zbitego psiaka, ale wciąż byłam nieugięta.
– Na weekend mam inne plany – powiedziałam. – A ty jesteś ich częścią. – Uniósł pytająco brew. – Moi rodzice chcą cię poznać.
W tym momencie, Michael doznał szoku. Nawet zakrztusił się swoją własną śliną. Przez chwilę kaszlał, po czym spojrzał na mnie przerażonymi oczami.
– Myślałam, że nic ci nie straszne. – Zaśmiałam się.
– Em... Lolo, przecież wiesz, że nie jestem idealnym chłopakiem. Twoi rodzice mnie nie polubią...
Nienawidziłam takiego podejścia.
Klepnęłam Michaela w tył głowy, dając mu do zrozumienia, że się myli.
– Dostałam zaproszenie. Mama powiedziała, że mam przyprowadzić chłopaka. Zawsze mogę wziąć Brady'ego...
– Tylko nie on! – Wiedziałam, że to od razu go przekona. – Miałem być super chłopakiem? Będę. A przynajmniej będę się starał.
– Dobry chłopiec – pochwaliłam, po czym pocałowałam go w czoło.
Zadowolona z siebie, wstałam z łóżka. Zaczęłam grzebać w szafie, w poszukiwaniu swetra i dopiero wtedy, gdy drzwi szafy przysłoniły moją twarz, zaczęłam rozmyślać. Wciąż czułam pewien dyskomfort w towarzystwie Michaela, a powodów było wiele. Po pierwsze: po mojej urazie do niego pozostały pewne resztki, których do końca nie potrafiłam się pozbyć. Po drugie: ten Michael różnił się od tego, którego znałam wcześniej. Jego nadzwyczajna pewność siebie i nowy styl bycia skutecznie mnie przytłaczały. Jednak mimo, że nie byłam do końca przekonana – wierzyłam w drugie szanse. Dlatego, próbowałam się zachowywać najnormalniej, jak tylko potrafiłam.
Założyłam kremowy sweter, po czym wróciłam na łóżko do notatek.


Michael

Wcale nie uśmiechało mi się poznawanie rodziców Lauren, ani spędzanie niedzieli w towarzystwie jej rodziny, ale moje widzimisię nie miało już żadnego znaczenia. Teraz musiałem się starać tak bardzo, jak tylko potrafiłem, żeby przekonać Lauren do powrotu do Australii, dlatego też robiłem wszystko, o co mnie prosiła.
Z samego rana w niedzielę, wsiedliśmy do mojego wypożyczonego samochodu i ruszyliśmy w drogę. Tego dnia nie mówiłem zbyt wiele, a było tak za sprawą koszmaru, który nawiedził mnie w nocy. Tym razem w krainie snów spełniły się wszystkie moje lęki, co po przebudzeniu skłoniło mnie do przemyśleń. Najwyraźniej Lauren nie zwróciła uwagi na moje zachowanie, gdyż patrzyła w okno, podśpiewując pod nosem wesołą piosenkę.
– Zastanawiałem się nad czymś – przerwałem milczenie, którego nie mogłem już dłużej znieść. – Odkąd wróciłaś do Anglii, dostałaś jakieś wiadomości, groźby lub coś w tym rodzaju?
Czułem, że dziewczyna spojrzała na mnie pytająco, ale zaraz po tym odpowiedziała:
– Nie. Dlaczego pytasz?
Nie znałem poprawnej odpowiedzi na to pytanie. Sam byłem skołowany. Jedyne co zrobiłem to mocniejsze zaciśnięcie palców na kierownicy.
– A powinnam dostać? – zapytała niepewnie.
– Nie, nie. Po prostu się martwiłem.
– Oh, czyżby... – mruknęła pod nosem, lecz na tyle głośno, żebym usłyszał. Ton jej głosu nie wróżył niczego dobrego.
Byłem pewien, że patrzy na mnie morderczo, bo niemal czułem jak jej spojrzenie wywiercało mi dziurę w głowie. Nie chciałem się niepotrzebnie denerwować, choć dłonie zaczęły mi drżeć niekontrolowanie i już dłużej nie potrafiłem nad tym zapanować.
– Żebyś wiedziała! Tak, martwiłem się.
– Okazywałeś to w dość dziwny sposób. – Zerknąłem na nią i zauważyłem, że wydęła usta w niezadowoleniu, tym samym rozzłoszczając mnie jeszcze bardziej.
– Nawet nie wiesz jak trudne było dla mnie rozstanie z tobą...
– Przestań – powiedziała stanowczo, urywając mi w połowie zdania. – Nie chce mi się tego słuchać. Mam dość.
– Ale...
– Po prostu milcz.
Takiego zakończenia rozmowy się nie spodziewałem, zwłaszcza że miałem jeszcze wiele do powiedzenia, jednak tym razem postanowiłem zatrzymać to dla siebie.
Zamiast rozluźnić atmosferę, sprawiłem że zgęstniała jeszcze bardziej. Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu, choć to nie znaczy, że panowała cisza. Jeszcze przez chwilę zgrzytałem zębami, a Lauren skrobała paznokciem po szybie. Dwadzieścia minut, które dzieliło nas od przekroczenia granicy miasta, było prawdziwą torturą, a gdy tylko zaparkowałem na podjeździe pod domem, odetchnąłem z ulgą.
Wiedziałem, że rodzice Lauren specjalizowali się w medycynie, ale nie spodziewałem się, że mieszkali w pałacu. Podziwiałem wiktoriański wygląd domu, stojąc w miejscu. Byłem pod wrażeniem ogromu tej budowli.
– Rusz się – ponagliła mnie dziewczyna.
Od razu poszedłem za nią, choć wciąż patrzyłem ku górze.
Przed samymi drzwiami, Lauren schyliła się, żeby podnieść kupkę listów, leżących na wycieraczce. Następnie, obróciła się w moją stronę, celując we mnie palcem wskazującym.
– Masz być miły i kulturalny – zarządziła.
– Tak jest, szefowo.
Przytaknęła głową, po czym zadzwoniła do drzwi. Byłem pewien, że dostanie się do frontowych drzwi musiało być niezwykle czasochłonne dla mieszkańców domu takiego, jak ten. Wiele się nie myliłem, gdyż dopiero po dwóch minutach ktoś stanął przed nami. Była to niska, pulchna kobieta, która nie była na pewno ani matką, ani siostrą Lauren, a wywnioskowałem to z białego fartucha, który miała przewiązany w pasie. Wyglądała na kogoś w rodzaju gosposi.
– Drogie dziecko!
– Witaj, Tereso. – Lauren uściskała kobietę, podczas gdy ja nie wiedziałem na czym skupić wzrok. – Proszę, listy leżały przed drzwiami.
– Dziękuję, kochana. Wejdź do środka... ze swoim towarzyszem. – Popatrzyła na mnie z dziwnym grymasem na twarzy, wcale nie zachęcającym do wejścia.
Mimo to, przekroczyłem próg, wchodząc na lśniącą, marmurową posadzkę. Wnętrze domu było równie bogate jak z zewnątrz. Normalnie zaczął bym się rozglądać na wszystkie strony, próbując ogarnąć ogrom jednego pomieszczenia jakim był hall, ale moją uwagę odwróciły dwie postaci, schodzące po schodach. Nie miałem wątpliwości kim byli ci państwo – wyglądali na lekarzy jak mało kto.
Nie spodziewałem się tego, ale ich obecność wprowadziła mnie w zakłopotanie, a ich ckliwe przywitanie z córką sprawiło tylko, że poczułem się jeszcze bardziej niekomfortowo. Tkwiąc wciąż w tym samym miejscu, przystawałem z nogi na nogę, czekając na zbawienie. Gdy nagle wszyscy na mnie spojrzeli, serce zabiło mi szybciej, a rozum kazał uciekać gdzie pieprz rośnie. Nigdy nie miałem okazji poznawać czyichś rodziców, a już na pewno nie tak dystyngowanych.
– To jest Michael – zaczęła Lauren, a jej rodzice zrobili kilka kroków w moją stronę. – Mój chłopak.
Po usłyszeniu ostatniego słowa, omal nie upadłem na podłogę. Popatrzyłem na dziewczynę, nie mogąc powstrzymać wyrazu zaskoczenia na twarzy. Odpowiedziała mi lekkim uśmiechem, co dodało mi nieco pewności siebie.
– Miło cię poznać. Mów mi James – powiedział mężczyzna, wyciągając prawą rękę w moją stronę, którą bez wahania uścisnąłem.
W żadnym wypadku nie miałem zamiaru mówić do niego po imieniu. Jego chłodne, przenikliwe spojrzenie wcale nie zachęcało do poznawania go bliżej.
– Panienko – starsza pani w fartuchu zwróciła się do Lauren.
– Tak?
– Ten list jest do pani.
Natychmiast się zainteresowałem. Z jakiej racji list do Lauren przyszedł pod adres, pod którym nie jest zameldowana od wielu miesięcy? Bezzwłocznie chciałem się dowiedzieć co znajdowało się w kopercie, ale chyba tylko ja, bo właścicielka przesyłki od razu włożyła płaski pakunek do torebki. Moją uwagę od koperty odwrócił kobiecy głos.
– Beatrice – powiedziała matka mojej ukochanej, chcąc podać mi dłoń.
Skinąłem głową, jednocześnie odpowiadając tym samym gestem ręki. Beatrice była piękną kobietą, która niewątpliwie przekazała te geny swej córce. Miały te same rysy, a nawet mimikę twarzy, jednak różnił je kolor oczu. Tęczówki Lauren były niebiesko-zielone, a jej rodzicielki – ciemno brązowe.
Myślałem, że poznałem już całą rodzinę, ale jak na zawołanie, usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie wiedziałem kogo jeszcze mógłbym się spodziewać, dlatego też czekałem w napięciu, aż ujrzę przybysza. Staruszka imieniem Teresa popędziła, aby wpuścić gościa. Na progu stała dziewczyna, której nie widziałem zbyt dobrze, gdyż w pierwszej kolejności przywitała się z gosposią. Dopiero po chwili ruszyła w naszą stronę. Wyglądała niemal tak samo jak Lauren. Różniła się jedynie masą ciała – nowo przybyła była bardziej przy kości. Nie miałem żadnych wątpliwości, iż były one siostrami, ewentualnie kuzynkami.
– Cami, kochanie! – przywitała ją Beatrice, wychodząc jej na spotkanie.
– Cześć, mamuś – odparła brunetka.
Wszystko stało się jasne.
Marzyłem tylko o tym, żeby ta cała szopka już się skończyła. Wszyscy się ściskali i całowali, podczas gdy ja stałem nieruchomo jak słup soli. Wtem, Lauren chwyciła siostrę za łokieć i obróciła nią w moją stronę.
– Musisz poznać mojego chłopaka. – Pierwszy raz tego dnia widziałem w jej oczach ekscytację. Wyglądała jakby przedstawiała siostrze Świętego Mikołaja lub kogoś innego tego pokroju.
– Michael, poznaj moją jedyną siostrę – Camilę.
Chciałem przywitać ją tak samo, jak rodziców Lauren, lecz ta rzuciła mi się w ramiona, zupełnie jakbyśmy znali się już parę dobrych lat. Moje zakłopotanie sięgnęło najwyższego poziomu, o czym przekonał mnie przypływ ciepła na policzkach.
Na szczęście, był to koniec powitań. Naprawdę się ucieszyłem, bo byłem już głodny i wierzyłem, że wreszcie coś zjem. Jednak bardzo się pomyliłem...
– Lauren, może oprowadziłabyś swojego przyjaciela? – zaproponował James, posyłając mi chłodne spojrzenie.
Przeszły mnie dreszcze.
– Jasne.
Lauren złapała mnie za ramię i pociągnęła w stronę schodów. Gdy wchodziliśmy na górę, spojrzałem za siebie – reszta rodziny Tyler ruszyła w przeciwnym kierunku niż my. Odetchnąłem z ulgą, bo było mi dane chociaż przez chwilę nie musieć znosić wrogiego spojrzenia Jamesa, przeszywającego mnie dogłębnie.
Prowadzony przez dziewczynę, rozglądałem się po wnętrzu domu. Wszystko było idealnie do siebie dobrane, a do tego wyczyszczone z wielką dokładnością. Ściany ozdobione obrazami i ozdobnymi kinkietami, nadawały pomieszczeniu wygląd rodem z muzeum.
Po krótkiej wędrówce po pałacu, wyszliśmy na balkon z widokiem na obszerny ogród. Gdzie nie patrzeć, wszędzie rosły krzewy lub kwiaty, a wśród nich dojrzałem mężczyznę, trzymającego nożyce ogrodowe – przycinał nimi wystające gałązki.
– Nie wiedziałem, że mieszkałaś w takim... domu – powiedziałem, opierając się o balustradę.
– Cóż... nie lubię mówić o mojej rodzinie.
– Dlaczego?
Westchnęła ciężko, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią, ale najwyraźniej nie mogła nic wymyślić, bo powiedziała tylko:
– Po prostu.
Nagle, przypomniałem sobie o tajemniczym liście.
– Dostałaś list, prawda?
– Tak, to prawda. – Sięgnęła do torebki po kopertę, po czym zaczęła się jej uważnie przyglądać. – Nie wydaje ci się to dziwne? Od dawna tu nie mieszkam, a nagle dostaję list.
– Otwórz go.
Bezzwłocznie spełniła moją prośbę. Ostrożnie rozdarła biały papier, po czym wyciągnęła pomiętą kartkę. Zaczęła czytać, a po chwili zmarszczyła czoło.
– Nie rozumiem – podsumowała, podając mi list. – Może ty się rozczytasz.
Wystarczyło jedno spojrzenie na napisane słowa, żebym odskoczył jak oparzony. To pismo rozpoznałbym wszędzie... gdyż należało ono do mnie. Jedynym problemem był fakt, iż nie ja ów list napisałem.
– O co chodzi? – zapytała Lauren z nutą przerażenia w głosie.
Nie odpowiedziałem. Za to zacząłem czytać. Każde słowo wyglądało jakby wyszło spod mojej ręki, ale nigdy nie napisałbym takiej treści.

Kochana Lauren, Cieszę się, że wreszcie ułożyłaś sobie życie. Masz szkołę, przyjaciół i co najważniejsze – miłość. Co do tego ostatniego, lepiej trzymaj ją przy sobie, bo niedługo możesz stracić coś więcej niż tylko chłopaka. Wiedz, że obserwuję Ciebie, a także Twojego ukochanego. Wszyscy jesteście pod czujną obserwacją od miesięcy, przez co wiem o Tobie więcej, niż Ty sama. Nie znasz dnia ani godziny, toteż z dobrego serca ostrzegam Cię – miej oczy szeroko otwarte.

Brakowało podpisu.
– To wygląda jak twoje pismo. – Nie spodziewałem się, że Lauren to zauważy; z początku nie wyglądała jakby dostrzegła ten szczegół.
Zrobiła niepewny krok w tył.
– No co ty! To nie moja sprawka. – Najwyraźniej uwierzyła, gdyż wróciła na swoje wcześniejsze miejsce, choć jej mina wciąż wskazywała na niepokój.
Zachodziłem w głowę kto mógł to napisać, ale wszyscy, o których myślałem nie żyli lub gnili w więzieniu. W końcu, nastąpiła ta chwila, w której zaczynałem się obwiniać. Wysłałem Lauren na drugi koniec świata, sądząc, że tam będzie bezpieczna, podczas gdy ona nigdzie nie była w pełni bezpieczna. Na dodatek, w Anglii nie miała mojej całodobowej ochrony, więc tak naprawdę naraziłem ją na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Ukryłem twarz w dłoniach,  załamany własną głupotą.
– Co ja najlepszego zrobiłem...
– Michael, przecież to nie twoja wina. – Dłoń Lauren pocieszająco spoczęła na moim ramieniu. – Nie obwiniaj się.
Spojrzałem na nią i zrozumiałem, że moim głównym celem jest ochrona jej. Zależało mi na niej bardziej, niż na kimkolwiek innym, dlatego postanowiłem zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby ją obronić przed wszelkim złem.
Bez słowa otoczyłem ją ramionami, bo było to jedyne, co mogłem zrobić w tamtej chwili. Gładziła dłonią moje plecy, sprawiając, że momentalnie poczułem się lepiej.
– Chodź na obiad – powiedziała.
Od początku nie miałem ochoty na to rodzinne spotkanie, lecz po przeczytaniu tego listu, moje chęci zmalały do minimum.


Lauren

Widziałam, że siedząc przy stole z całą moją rodziną, Michael był nieco zdenerwowany, choć za wszelką cenę nie chciał dać tego po sobie poznać. Zajmował miejsce obok mnie, więc mogłam położyć dłoń na jego kolanie, tym samym próbując go choć trochę podnieść na duchu. Najwyraźniej docenił ten gest, bo uśmiechnął się do mnie ciepło.
Znowu był sobą. Byłam pewna, że przestał udawać, co bardzo mnie cieszyło, mimo że powód, dla którego zmienił nastawienie, wcale nie był taki wesoły. Wiedziałam, że chodziło o list i że to właśnie on wzbudził w Michaelu lęk, który sprowadził go na ziemię.
– Powiedz mi, chłopcze, czym się zajmujesz? – ojciec odezwał się niespodziewanie.
Popatrzyłam na czerwonowłosego, w napięciu czekając na jego odpowiedź.
– Zajmuję się nieruchomościami, proszę pana – odpowiedział pewnym siebie głosem.
– Ciekawa praca – wtrąciła mama. – I jak ci się powodzi?
– Jeśli potrafi się prowadzić tego typu interesy to nie ma problemu z finansami. Nie mam na co narzekać.
Stresowałam się; nie wiedziałam jak dalej potoczy się ta rozmowa. Póki co, Michael kłamał jak z nut, ale czułam, że da radę pociągnąć to do samego końca. Jednak znałam moich rodziców i widziałam w ich oczach uprzedzenie. Coś im się nie podobało w Michaelu i przeczuwałam, że był to wygląd.
Gdy nastała cisza i wszyscy jedli, popatrzyłam na siostrę. Przyłapałam ją na intensywnym obserwowaniu gościa. Gdybym tylko mogła to chętnie bym na nią warknęła. Natychmiast skarciłam się w myślach za to dziwne uczucie zazdrości, które ogarnęło mnie zupełnie niespodziewanie.
– A jak się poznaliście? – zapytała mama, patrząc raz na mnie, raz na Michaela.
Czy nie mogliśmy zjeść w ciszy?
Grzebałam widelcem w jedzeniu, nie wiedząc jak odpowiedzieć na pytanie mojej rodzicielki. Liczyłam na kolejne zawodowe kłamstwo autorstwa chłopka, toteż spojrzałam na niego nerwowo. Niestety, on zrobił dokładnie to samo, co wcale mnie nie pocieszyło. Zaczęłam gadać cokolwiek, byle tylko zaspokoić ciekawość matki.
– To całkiem zabawna historia. – Wysiliłam się na sztuczny śmiech, po czym popatrzyłam znacząco na czerwonowłosego.
– Wpadliśmy na siebie w sklepie – palnął, dając mi znak, że teraz moja kolej na kontynuowanie tej absurdalnej historii.
– Właściwie to szukałam jakiejś mrożonki, żeby zjeść na szybko i Michael pojawił się znikąd.
– Zaproponowałem Lauren najlepsze mrożone risotto na świecie. – Nigdy nie słyszałam głupszej opowieści o pierwszym spotkaniu zakochanych, ale na szczęście rodzice w nią uwierzyli.
– Urocze – podsumowała kobieta, uśmiechając się pogodnie.
Odetchnęłam z ulgą. Marzyłam o tym, aby to przesłuchanie jak najszybciej dobiegło końca. Nie miałam zamiaru dłużej kłamać, lecz niestety w tym przypadku nie miałam innej możliwości. Co chwila spotykałam się z pytającym spojrzeniem siostry, które wzbudzało we mnie dodatkowy stres. Kto jak kto, ale ona dobrze mnie znała i wiedziała kiedy nie mówiłam prawdy.


Koniec końców, zrobiło się ciemno, godzina dwudziesta, a o tej porze rodzice zazwyczaj zaczynali szykować się do snu. Żegnałam ich z udawanym smutkiem i sztucznym uśmiechem na twarzy. Miło było ich znowu zobaczyć, ale atmosfera panująca podczas tego spotkania była nadzwyczaj niekomfortowa dla mnie jak i dla Michaela. Dlatego też, chcieliśmy jak najszybciej wracać do Oksfordu. Pospieszne uściski, pocałunki i już wsiadaliśmy do wypożyczonego, czerwonego samochodu. Jednak zanim zajęłam swoje miejsce obok kierowcy, poczułam jak coś dotyka mojego ramienia. Obróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętą Camilę. Uściskała mnie czule, po czym zaczęła prawić, już nie tak czułe, kazania.
– W ogóle do mnie nie dzwonisz, a dziś nie miałyśmy nawet chwili, żeby spokojnie porozmawiać. – Zrobiła smutną minę. – Wiem, że masz teraz dużo na głowie i jeszcze ten... chłopak. – Ściszyła głos przy ostatnim słowie.
– Nie martw się, siostra. Jeszcze zdążymy pogadać.
– Nie wątpię, ale boję się, że on za bardzo namącił ci w głowie. – Nie rozumiałam co miała na myśli, dlatego milczałam, czekając na wyjaśnienia. – Dobrze wiem, że ta cała historyjka z mrożonkami była zmyślona. I wiem, że on wcale nie zajmuje się nieruchomościami.
Skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na mnie surowo. Tak jak myślałam – wiedziała, że kłamałam. Zaczęło mi dokuczać poczucie winy; wlepiłam wzrok w ziemię.
– Po prostu bądź ostrożna – zakończyła, po czym ponownie otoczyła mnie ramionami. – Bardzo cię kocham – szepnęła mi do ucha na pożegnanie.
– Też cię kocham. Odezwę się niedługo.
Wsiadłam do auta, w którym siedział Michael i zdążył już odpalić silnik, toteż odjechaliśmy natychmiast po tym, jak zamknęłam drzwi. Machałam siostrze tak długo, dopóki nie zniknęła mi z pola widzenia.


Hej, kochani! Wiem, że rozdział nudny jak flaki z olejem, a czekaliście na niego kilka dłuuugich miesięcy, ale obiecuję, że akcja się rozkręci i będzie się działo. Niestety, nie mogę obiecać, że następny rozdział pojawi się szybko, ale wiedzcie, że nie zapomniałam o Mask.
Kocham Was i dziękuję za wszystko!♥

Pamiętajcie o #maskff na twitterze:)

3 paź 2015

Zawieszam?

Tytuł notki chyba mówi sam za siebie, ale jednak pragnę napisać coś więcej niż zwykłe "Zawieszam opowiadanie!". Na początku, kilka słów wyjaśnienia.
Dziś wyszłam z domu o 7:20, a wróciłam o 19:30. Gdy usiadłam do zadania domowego, zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele mam teraz na głowie. Uczęszczam do technikum na profil fryzjerski. W tym roku mam pierwsze egzaminy zawodowe, w przyszłym roku kolejne, a do tego w tym samym czasie matura. Dodatkowo, od tej soboty zaczynam się uczyć na drugim profilu tj. technik usług żywienia. Takie szkolenie wymaga ode mnie chodzenia do szkoły także w weekendy (na szczęście tylko co drugi, choć to i tak dużo). Jakby tego było mało, rozpoczęłam kurs na prawo jazdy, więc są to kolejne godziny odjęte z mojego czasu wolnego. W ten sposób jestem skazana na całodobowe zmęczenie i stres. Nie wspominając już o innych sprawach, życiu osobistym, problemach itp.
Kiedyś pisanie sprawiało mi przyjemność. Robiłam to kiedy miałam czas, którego nie umiałam inaczej zagospodarować. Teraz traktuję to raczej jak obowiązek i dodatkowy sres, a takie spojrzenie na moją "pasję" mi się nie podoba. Dlaczego użyłam cudzysłowia? Bo nie wiem czy wciąż mogę nazwać pisanie swoją pasją. Codziennie myślę o tym kiedy dodam rozdział, co w nim napiszę i czy komuś się on spodoba. Niestety, nie mam czasu stworzyć czegoś, wartego opublikowania z wyżej wymienionych powodów.
Te przemyślenia skłoniły mnie do napisania tego postu. Nie chcę zawieszać Mask, ani kończyć go na samym początku. Nie jestem jednak pewna jak często będę w stanie dodawać nowe rozdziały, a nie chcę, żeby ktokolwiek się zawiódł. Dlatego też, zawieszenie stoi pod znakiem zapytania. Teraz to do Was kieruję pytanie: czy będziecie dla mnie wyrozumiali? I drugie pytanie: czy wciąż będziecie czytać?
Druga część, mimo że bardzo się starałam przy pisaniu jej, nie cieszy się zbyt dużym zainteresowaniem. Wiem, że od zakończenia pierwszej minęło dużo czasu, ale zapewnialiście mnie, że będziecie czytać drugą, a ja Wam uwierzyłam. Brak komentarzy tylko mnie dodatkowo demotywuje.

Myślę, że to wszystko co miałam do przekazania. Liczę na Wasze odpowiedzi i opinie na wyżej poruszony temat. Muszę wiedzieć czego ode mnie oczekujecie, bo bez tego wciąż będę tkwić w miejscu.

Przesyłam wiele miłości,
Wasza Curly xx

19 wrz 2015

Rozdział 3.

ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI O CHARAKTERZE SEKSUALNYM! (+18)

muzyczka (klik)



Lauren

Obudził mnie telefon, dyskretnie wibrujący na szafce nocnej. Sięgnęłam po niego, chcąc odczytać SMSa, ale wciąż byłam zaspana, więc miałam pewne trudności z odczytaniem literek na ekranie. Przetarłam oczy, co pomogło mi w zaostrzeniu obrazu. Nadawcą wiadomości był Michael, co wcale mnie nie zdziwiło.
Zapraszam na śniadanie na dziedzińcu.
Krótko, lecz treściwie. Zegarek wskazywał równo ósmą rano, przez co nie chciało mi się wierzyć, że Michael wstał wcześniej, żeby przygotować śniadanie i przywlec je do mnie. Wyjrzałam przez okno, gdyż z mojego pokoju był widok na akademicki dziedziniec. Wiadomość była prawdziwa – na trawie siedział czerwonowłosy, a obok niego stał koszyk piknikowy. Ten widok, natychmiast wywołał uśmiech na mojej twarzy. Nie mogłam tego zignorować, więc bezzwłocznie wstałam z łóżka i ubrałam się pospiesznie, żeby jak najszybciej wyjść na dwór.
– Nie mogę uwierzyć własnym oczom – powiedziałam zaraz po wyjściu z budynku.
Michael odpowiedział mi szerokim uśmiechem, po czym poklepał miejsce obok siebie. Wcześniej tego nie zauważyłam, ale siedział na brązowym kocu. Chętnie usiadłam na wskazanym miejscu, czując narastający głód. Jednak zanim odkryłam zawartość koszyka, dostałam od chłopaka buziaka w policzek na powitanie. Próbowałam się nie zarumienić, co chyba się udało, gdyż nie poczułam przypływu ciepła na twarzy.
– Bon Appétit. – Michael odsłonił wieko, żebym mogła zajrzeć do środka i wybrać coś do jedzenia.
Były tam kanapki, kilka owoców oraz termos. Wzięłam do ręki pierwszą lepszą kanapkę, z której wystawał liść sałaty.
– Kawy? – zapytał, wyjmując termos. W odpowiedzi skinęłam głową.
Potrawa niby taka niepozorna, lecz bardzo smaczna. Jadłam ją ze smakiem, delektując się chrupiącymi warzywami, znajdującymi się między kromkami chleba. Nie spodziewałam się, że Michael mógłby mieć talent kulinarny, więc było to miłe zaskoczenie. Wzięłam łyka kawy i wtedy poczułam się naprawdę dobrze.
– Za półtorej godziny zaczynasz wykłady. Mogę cię podwieźć, a potem odebrać.
– Skąd znasz mój plan zajęć? – zapytałam. Wciąż zachowywałam pewien dystans i byłam nieco podejrzliwa.
– Był wywieszony w twoim pokoju, więc zawczasu się z nim zapoznałem. Więc zawieźć cię czy wolisz jechać metrem?
– Zawieźć.
Skinął głową, jednocześnie uśmiechając się pod nosem.
– Świetnie – dodał. – W takim razie będziemy mieć więcej czasu dla siebie.
Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, toteż ugryzłam spory kęs kanapki, żeby nie musieć nic mówić. Poczułam się trochę dziwnie. Wyglądało na to, że Michael miał zaplanowany cały dzień, a jego plany uwzględniały mnie niemal w każdej godzinie.
– Gdzie mieszkasz? – zapytałam, zmieniając temat.
– Zatrzymałem się w pobliskim hostelu. Tanio, ale dogodnie.
Znowu obudziła się jego pewność siebie. Patrzył na mnie bez przerwy, a słowa wypowiadał bez żadnego zająknięcia, jakby układał odpowiedzi na moje pytania już wczoraj.
– A skąd masz auto?
– Wypożyczyłem. Czerwone. Pasuje ci?
– Pod kolor włosów? – Zachichotałam, na co on wywrócił oczami, ale uśmiechnął się lekko.
Jeszcze chwilę siedzieliśmy na dziedzińcu, gdzie zjadłam drugą kanapkę i pomarańczę. Zazwyczaj nie jadłam zbyt obfitych śniadań, więc to zupełnie mi wystarczyło.
Michael odpowiedział mi trochę o tym, co robią teraz jego koledzy. Dowiedziałam się, że Calum znalazł sobie dziewczynę, z którą był już ponad dwa miesiące. Podobno była modelką, ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć i nie próbowałam tego ukryć. Oczywiście, nie umknęło to uwadze Michaela i stwierdził, że powinnam zobaczyć na własne oczy, jeśli nie wierzyłam. Taka drobnostka, rzecz jasna, nie mogła przeważyć nad moją decyzją odnośnie powrotu do Australii.
Okazało się także, że Ashton miał wypadek na motorze, przez co kilka tygodni spędził w szpitalu. Na szczęście, złamana kość się zrosła i wszystko wróciło do normy.
Miło było słuchać o chłopakach, jednak najbardziej chciałam usłyszeć jak ma się Luke. Czy pozbierał się po śmieci siostry? Czy zaznał szczęścia? Micheal stwierdził, że tamten czuje się o wiele lepiej. Niestety, nie brzmiało to przekonująco i, mimo że chciałam, ciężko mi było uwierzyć w jego słowa.
Tęskniłam za resztą chłopaków. Za żartami Caluma, za ciepłym uśmiechem Luke'a i nawet za jajecznicą Ashtona. Na myśl o nich, moje usta wykrzywiały się w uśmiechu, ale wciąż nie chciałam opuszczać Anglii. Wiedziałam, że Michael próbował mnie podchodzić z różnych stron, ale póki miałam tego świadomość – byłam bezpieczna.
Po rozmowie, nadszedł czas, żebym szykowała się do szkoły. Tego dnia nie miałam ochoty iść na wykłady, ale pokrzepiała mnie myśl, że gdy przez nie przebrnę, po południu zrobimy coś fajnego. Jeszcze nie wiedziałam jakie plany na wieczór miał Michael, ale po tak miłej niespodziance z rana, mogłam spodziewać się czegoś równie miłego.


Z kanapką i jabłkiem, pozostałych ze śniadania, wytrwałam do piętnastej, czyli do końca lekcji. Wyszłam z budynku uczelni w podskokach, gotowa na zabawę. Myślałam o pójściu do kina lub wesołego miasteczka... Naprawdę miałam ochotę na watę cukrową.
Michael już czekał na mnie w wypożyczonym Subaru, do którego weszłam bez wahania. Powitał mnie szeroki uśmiech na twarzy kierowcy, na widok którego, zrobiło mi się cieplej na sercu.
– Dokąd się wybieramy? – zapytałam, gdy Michael przekręcił kluczyk w stacyjce.
– Co powiesz na imprezę? W bractwie, tuż przy twoim akademiku, robią jakąś zabawę z pompą i myślę, że może być całkiem fajnie.
Impreza? Z początku nie byłam do końca przekonana. Ostatnia impreza, na której byłam, skończyła się tym, że musiałam uciekać z objęć natrętnego kolegi, a połowy z tego nawet nie pamiętałam. Ale Michaelowi coraz lepiej wychodziło przekonywanie mnie, co wcale mi się nie podobało, bo wiedziałam, że mógł to wykorzystać przeciwko mnie. Niestety, po długich namowach – zgodziłam się.
Na studiach, imprezy odbywały się codziennie, więc mogłam przewidzieć, że Michael będzie miał w planach wybranie się na jedną z nich. On, w przeciwieństwie do mnie, zapewne nie miał zbyt wiele czasu na zabawę, więc z drugiej strony rozumiałam jego wybór. Dlatego też, nie zamierzałam kręcić nosem i postanowiłam podejść do tej sprawy nieco inaczej.
Zaczęłam się przygotować do imprezy, a obecność Michaela w moim pokoju wcale mi w tym nie przeszkadzała. Layla także była z nami i nawet zamieniła kilka zdań z czerwonowłosym. Zapewne pytała go o ów szalony kolor włosów, gdyż sama miała na głowie równie niecodzienny.
Podczas gdy oni rozmawiali, ja prasowałam czarną, obcisłą spódniczkę, której dawno nie miałam na sobie, a zdecydowanie zasługiwała na uwagę. Do tego założyłam krótki, biały top w granatowe paseczki, z odsłoniętymi ramionami. Umiejętnie użyłam prostownicy do zrobienia na włosach delikatnych fal. Robiąc makijaż, nie mogłam przestać uśmiechać się do swojego odbicia w lustrze. W ostatniej chwili, postanowiłam zaszaleć i nałożyłam na usta czerwoną pomadkę. Byłam zadowolona z końcowego efektu, więc dumnie zaprezentowałam się Michaelowi i Laylii. Wiedziałam, że temu pierwszemu spodoba się mój skąpy strój. W końcu, był tylko facetem.
Wiele się nie pomyliłam. Co prawda, szczęka mu nie opadła, ale zlustrował mnie spojrzeniem, po czym jego policzki lekko poczerwieniały. Taka reakcja także mnie satysfakcjonowała.
– Jestem gotowa – oznajmiłam, choć niewątpliwie tego nie przeoczył. – A ty zamierzasz iść tak?
Michael był ubrany w czarne spodnie, czarną koszulkę i zwykłą dżinsową kurtkę. Przy mnie prezentował się dość marnie, ale lepiej żebym to ją wyglądała bosko.
– Chyba jest w porządku – podsumował, oglądając rękaw swojej kurtki, jakby sprawdzał czy przypadkiem jej nie ubrudził.
Skinęłam głową i już chciałam wychodzić z pokoju, kiedy męska ręka zatrzymała mnie w ostatniej chwili. Michael znalazł się przy mnie w ekspresowym tempie, po czym nachylił się tak, że mogłam pocałować go w szyję.
– Mam nowe perfumy. Podobają ci się? – mruknął, przez co nogi mi zmiękły, ale natychmiast się pozbierałam.
– Bardzo ładne – odparłam spokojnie, próbując ukryć moją wcześniejszą reakcję.
– Dziś idę na noc do Theo, więc macie cały pokój dla siebie – powiedziała Layla, ruszając znacząco brwiami.
Wywróciłam oczami, po czym wyszłam za drzwi.
Bractwo, do którego szliśmy, znajdowało się dosłownie za płotem, więc drogę tam pokonaliśmy na piechotę. Impreza była otwarta dla wszystkich studentów, co skutkowało ogromnym tłumem. Zanim weszłam do domu, wiedziałam, że będzie tłoczno. Dużo osób bawiło się na ganku i na podwórku, zapewne z racji tego, że nie było dla nich miejsca w środku. Od razu chciałam zawrócić, ale Michaela nie zraził ten widok.
– Nadal chcesz tam iść? – zapytałam, krzywiąc się. – Straszny tłok.
– Już postanowiłem – odparł pewnie. – Poza tym, nie mam zbyt wielu okazji do imprezowania w takich miejscach.
Nie odpowiedziałam. Po prostu ruszyłam naprzód, a Michael złapał moją dłoń. Popatrzyłam pytająco na nasze splecione palce, a później na niego.
– Żebyś mi się nie zgubiła – wyjaśnił, posyłając mi ciepły uśmiech.
Faktycznie – wolałam być z nim, niż sama, narażona na czyjeś zaloty. Chciałam wejść do domu przez drzwi frontowe, ale Michael zaprowadził mnie na tylne podwórko, jakby znał to miejsce i wiedział gdzie jest najlepsze miejsce.
Na ogrodzie znajdował się niewielki basen, równie zapełniony co całe podwórko. Wielu gości kąpało się w ubraniach lub w bieliźnie, gdyż mało kto wziął ze sobą kostium kąpielowy. Nikomu nie przeszkadzało, że jeden chłopak biegał zupełnie nagi i zupełnie pijany. Mnie także przestały dziwić widoki takie, jak ten; tu było to normalne.
Po ogarnięciu wzrokiem całego podwórka, spojrzałam na Michaela. Wyglądał na bardzo podekscytowanego – uśmiechał się i ciągnął mnie w stronę barku. Wzięliśmy sobie po piwie na dobry początek, po czym usiedliśmy na murku. Kamień był dość chłodny, ale było to jedyne miejsce do siedzenia, więc próbowałam nie narzekać. Wzięłam łyk równie zimnego piwa i wciąż przypatrywałam się innym imprezowiczom. Muzyka grała bardzo głośno, ale to mi nie przeszkadzało; zdążyłam się przyzwyczaić. Dopiero po chwili, zdałam sobie sprawę, że ktoś mnie obserwował. Byłam przekonana, że Michael robił to samo co ja, lecz on wolał przyglądać się mnie.
– Chcesz potańczyć? – zapytałam, nieustannie unikając kontaktu wzrokowego.
– Raczej nie – odparł jakby nieco przygaszony.
Ten ton głosu zmusił mnie do spojrzenia na niego. Faktycznie, jakby posmutniał, a oczy przestały mu błyszczeć. Patrzył na swoją puszkę z piwem, a raczej po piwie, bo zdążył ją już opróżnić. Zaproponowałam, że przyniosę mu drugie, na co odpowiedział bladym uśmiechem. W drodze do baru, zastanawiałam się dlaczego jego nastrój zmienił się tak nagle. Nie przypominałam sobie, żeby zdarzyło się coś, co mogło wprowadzić go w zadumę.
Zamyślona, nie zauważyłam, że idę prosto na jakiegoś kolesia. Zdałam sobie z tego sprawę, dopiero po tym jak na niego wpadłam.
– Oj, przepraszam – powiedziałam szybko i popatrzyłam do góry.
Tym chłopakiem okazał się Brady, którego ostatnio spławiłam.
Czemu ten świat jest taki mały?
Chciałam go szybko wyminąć, w nadziei, że mnie nie poznał, ale mogłam tylko marzyć. Brunet złapał mnie za ramiona i zaczął mną lekko potrząsać. W obydwu dłoniach trzymałam puszki, więc nawet nie miałam jak się obronić. Brady był wyraźnie podchmielony, więc wolałam uciekać zawczasu, zanim coś by mi zrobił. Z początku, tylko chuchnął na mnie alkoholowym oddechem i już chciał coś powiedzieć, ale ktoś inny złapał mnie w talii i pociągnął do tyłu.
– Koleś, odwal się od mojej dziewczyny – warknął Michael, którego twarzy nie widziałam, gdyż stał za mną.
Nie wiedzieć czemu, serce zabiło mi szybciej. Zresztą... kogo ja próbowałam oszukać. Oczywiste było dlaczego moje serce przyspieszyło – byłam zakochana. Zakochana po uszy i już nie mogłam dłużej z tym walczyć. Sześć miesięcy to wystarczająco długo.
– Twojej dziewczyny? – zapytał Brady, kołysząc się lekko. Miał wyraźne problemy z utrzymaniem równowagi, więc w takiej sytuacji myślenie nie wychodziło mu zbyt dobrze.
– Spadaj – powiedział Michael krótko, jakby od niechcenia, po czym po prostu odszedł, ciągnąc mnie za sobą.
Obróciłam się na chwilę, żeby zobaczyć czy Brady szedł za nami, lecz on wciąż stał w miejscu, zupełnie jakby cały czas próbował poukładać sobie słowa Michaela w głowie. Uśmiechnęłam się do siebie na widok jego zdezorientowanej twarzy.
– Co to za chwast? – wycedził przez zęby Michael, gdy byliśmy już dostatecznie daleko.
– Kolega z roku – odparłam, dusząc śmiech. Jeszcze nie miałam okazji widzieć zazdrosnego Michaela, a był to dość komiczny widok.
Nawet nie zorientowałam się kiedy wyszliśmy z imprezy. Nawet nie zdążyłam potańczyć, ale nie byłam z tego powodu jakoś specjalnie smutna. Od początku nie chciałam tam iść, więc tak czy inaczej wyszło na moje.
Przez chwilę szliśmy wzdłuż ulicy, aż w końcu Michael się zatrzymał i usiadł na krawężniku. Poszłam w jego ślady i podałam mu puszkę, którą cały czas trzymałam w ręku. W oddali wciąż było słychać muzykę z imprezy, z której właśnie wyszliśmy, jednak reszta ulicy była bardzo cicha. Wyglądało na to, że wszyscy już spali lub chociaż próbowali zasnąć. Na zegarku nie dobiła jeszcze północ. W milczeniu sączyliśmy piwo.
– Dzięki za ratunek – odezwałam się w końcu.
– Nie ma za co. Jeszcze chwila i mogłoby się to skończyć nieco inaczej, a tego bym nie chciał.
Popatrzyłam na niego z lekkim przerażeniem, ale on tylko zaśmiał się krótko. Najwyraźniej żartował.
Po wypiciu piwa, odłożyłam puszkę na chodniku, obok mnie. Lekko zakręciło mi się w głowie, a usta automatycznie wykrzywiły się w uśmiechu. Nie lubiłam tego, ale szybko się upijałam. Dlatego właśnie, zazwyczaj mało piłam na imprezach, żeby być bardziej świadoma tego, co robiłam lub mówiłam. Niestety, dwa piwa dodały mi na tyle odwagi, że bez oporów przytuliłam się do Michaela.
Zawsze tak było - po alkoholu włączał się we mnie moduł miłości. Wszystko wskazywało na to, że studenckie życie mi nie służyło. Jednak tej nocy nie miałam ochoty nad tym rozprawiać. Zaczęłam się kleić do Michaela, a jemu wcale to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie - przesunął dłoń z mojej talii na biodro, a później na udo, które gładził, wywołując u mnie gęsią skórkę. Zbliżyłam moją twarz do jego twarzy i przymknęłam oczy. Czułam na wargach jego oddech, co tylko zachęcało mnie jeszcze bardziej. Wreszcie mogłam go pocałować, a potem wszystko zwalić na alkohol.
- Czekaj - powiedział nagle, odsuwając się ode mnie. Już myślałam, że chce mnie spławić, ale wtedy dodał: - Pamiętasz, że mamy wolny pokój? Może pójdziemy tam?
Mówił to bardzo niepewnie, lecz i tak mnie przekonał. Natychmiast wstałam z krawężnika, ciągnąc za sobą Michaela. Całe szczęście, że od akademika dzieliło nas jakieś pięć minut spaceru, bo chciałam się tam znaleźć jak najszybciej. Serce biło mi bardzo szybko i tym razem tego powodem była miłość, przed którą wciąż próbowałam się bronić. Chwiałam się lekko, ale byłam pewna, że miałby mnie kto złapać, gdybym upadała.


Wyraźnie czułam alkohol, buzujący w moich żyłach. Z tego powodu, lekko kręciło mi się w głowie, ale wciąż widziałam nierozmazaną twarz Michaela. Pewnie ciągnęłam go w stronę mojego pokoju i dziękowałam w myślach za to, że moja współlokatorka postanowiła spędzić noc poza akademickimi murami. Normalnie, na trzeźwo, w takiej sytuacji przywaliłabym chłopakowi w twarz, zwłaszcza temu, z którym byłam, lecz tym razem nie myślałam rozsądnie. Nawet byłam mu wdzięczna, że wspomniał o wolnym pokoju.
Z trudem włożyłam klucz do zamka w drzwiach, a gdy wreszcie się udało, uśmiechnęłam się pod nosem. Wpadłam do środka i bez zastanowienia, zaczęłam szarpać koszulkę Michaela. Chciałam ją natychmiast zdjąć, lecz było to nadzwyczaj trudne. W końcu, on mnie wyręczył. Niestety, nie zdążyłam nawet spojrzeć na jego tors, a ten już złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Z drugiej strony, podobał mi się ten ruch, gdyż od razu mogłam go pocałować. Z początku, nie trafiłam w jego usta, ale szybko naprawiłam swój, w zasadzie mało istotny, błąd. Nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny z każdą kolejną sekundą.
Wreszcie mogłam go pocałować. Czekałam na to pół roku.
Moje ciało dosłownie płonęło, dlatego też, postanowiłam zdjąć z siebie górną część garderoby. Na szczęście, z rozbieraniem siebie nie miałam większych problemów. Po pozbyciu się bluzki, chciałam wrócić do pocałunku, ale nie zdążyłam. Michael pchnął mnie na łóżko, a sam zawisł nade mną, owiewając moją twarz swoim oddechem. Już sięgałam do rozporka jego spodni i właśnie wtedy, złapał mnie za nadgarstki, po czym przycisnął je do materaca.
Coraz bardziej zatracałam się w tej chwili, nie mogąc opanować pragnienia. Pragnienia, które chodziło za mną od kilku miesięcy. Z jednej strony żałowałam... Chociaż, nie. Pod wpływem alkoholu nie myślałam czego powinnam żałować, a czego nie.
Rozkoszowałam się przyjemnym ciepłem, które pozostawało na mojej skórze po każdym kolejnym pocałunku. Moja szyja i dekolt były już dostatecznie rozgrzane, więc chciałam przejść niżej.
– Rozbierz mnie – szepnęłam do ucha Michaelowi.
Nie musiałam powtarzać dwa razy. Bez wahania, sięgnął do zapięcia mojego stanika. Uniosłam plecy lekko do góry, żeby mógł palcami swobodnie trafić do celu. Kolejna część mojego stroju wylądowała na podłodze, ale wciąż czułam, że miałam na sobie zbyt wiele materiału. Całe szczęście, tego wieczoru założyłam spódniczkę, łatwą do zdjęcia. Gdy pozostałam w samych majtkach, Michael przestał mnie rozbierać. Usiadł na moich udach, a dłońmi zaczął przesuwać w dół i w górę moich boków. Zamknęłam oczy, napawając się przyjemnym dotykiem. Kiedy męskie dłonie zacisnęły się lekko na moich piersiach, wydałam z siebie cichy jęk rozkoszy. Pod materiałem, który na mnie pozostał, czułam żywy ogień, rozpalający mnie także od środka. Nie zauważyłam kiedy Michael pozbył się swoich spodni, ale jak najbardziej podobało mi się to. Znacząco uniosłam biodra i już byłam pewna, że dostanę to, czego pragnęłam, ale nieco się pomyliłam.
Jego dłonie wcale nie dotknęły mojej bielizny. Zamiast tego, spoczęły na wewnętrznej stronie moich ud i zaczęły je lekko pocierać. W końcu, kciukiem, wciąż przez materiał, dotknął mnie w tym miejscu. Kiedy myślałam, że oszaleję z niedosytu, ów kciuk sięgnął do górnej krawędzi majtek. Poruszałam biodrami, niemo błagając, żeby wreszcie mnie rozebrał. Jednak on najwyraźniej się ze mną bawił, gdyż ponownie zaczął całować moje ciało. Zaczął od góry, gdzie przygryzł mi płatek ucha, a potem.zjeżdżał tylko niżej. Przez obojczyki, piersi i brzuch, aż do mojej kobiecości, uwięzionej pod materiałem. I dopiero wtedy, gdy wiłam się już dostatecznie dziko, szybkim ruchem zdjął te cholerne figi.
Swoje bokserki ściągnął o wiele szybciej, ukazując swoje pokaźne przyrodzenie. Zerknęłam w dół tylko na moment, gdyż mój wzrok powędrował ku górze. Jego twarz była lekko zamazana za sprawą alkoholu, krążącego mi w żyłach, ale po chwili załapałam ostrość. Malinowe usta wyglądały piękniej niż kiedykolwiek, poróżowiałe od gorących pocałunków. Tylko przez krótką chwilę byłam w stanie znieść widok lśniących, zielonych oczu. Zbyt dużo perfekcji, sprawiło, że odchyliłam głowę do tyłu, przypominając sobie o ważniejszej sprawie, która de facto zaczęła we mnie wchodzić. Nie lubiłam ociągania się, toteż to posunięcie bardzo mi się spodobało. Oplotłam nogami jego biodra, tym samym zmuszając go do wejścia głębiej. Przyjemne mrowienie rozeszło się w dolnej partii mojego ciała.
Chciałam to poczuć natychmiast; nie mogłam dłużej wytrzymać. Wreszcie, gdy Michael zaczął poruszać się coraz szybciej, czułam jak poziom podniecenia sięga zenitu. Jego twarz ponownie znalazła się tuż przy mojej. Dyszał głośno. Z tym odgłosem, moje krótkie jęki mieszały się, tworząc idealne połączenie.
To było moje własne siedem minut w niebie, w którym mogłam zasmakować czystej rozkoszy. Mogłabym tak trwać dłużej, ale niespodziewanie zaszumiało mi w głowie. Targały mną silne emocje, których nie potrafiłam objąć rozumem; w tej chwili skupiłam się na odczuciach.
Wplotłam palce w czerwone włosy i mozolnie pociągałam za ich końce. Michaelowi najwyraźniej się to spodobało, bo wydał z siebie cichy jęk, satysfakcjonujący także mnie.
Cała płonęłam. Byłam już tak blisko. Z trudem łapałam powietrze, aż w końcu oboje doznaliśmy spełnienia. Nasze ciała idealnie ze sobą współgrały, a poczułam to jeszcze bardziej, gdy ten opadł na mnie. Korzystając z okazji, pocałowałam go w ramię, które było równie rozgrzane, co cała moja skóra.
Kiedy zsunął się ze mnie i leżał już obok, pogładził mnie czule po policzku. Spojrzałam na niego i nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
– Jesteś taka piękna. – Słowa, które wypowiedział były wypełnione niemal namacalną miłością. Czułam to tak bardzo, że niemal mnie to bolało.
Wtem, zupełnie niespodziewanie, pocałował czubek mojego nosa.
– Tak bardzo cię kocham – szepnęłam, oplatając go ramieniem na piersi.
Zanim cokolwiek odpowiedział, przesunął dłonią w dół mych pleców.
Chciałam być jeszcze bliżej, co było niemożliwe, więc jedynie zarzuciłam nogę na jego biodro.
– A ja kocham ciebie, Lolo – odpowiedział.
Zadowolona w stu procentach, zamknęłam oczy. Jednak zanim zasnęłam, czułam jeszcze jak Michael bawił się moimi włosami, od czasu do czasu składając mi delikatny pocałunek na twarzy. Do szczęścia nie potrzebowałam niczego więcej.


Przed otwarciem oczu, wyciągnęłam się, chcąc rozruszać zaspane ciało. Poczułam, że nie miałam na sobie piżamy i natychmiast rozwarłam powieki. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zużyta prezerwatywa, leżąca na podłodze. Kompletnie jej na pamiętałam z poprzedniego wieczoru... Następne co zauważyłam to na wpół nagi Michael, sięgający po swoją koszulkę. Cofnął się jednak, gdy zobaczył, że się przebudziłam. Na powitanie posłał mi ciepły uśmiech, żeby po chwili pocałować mnie w czoło. Automatycznie przysunęłam się bliżej ściany, wciąż oszołomiona całą tą sytuacją. Dobrze wiedziałam co robiliśmy w nocy, ale dopiero teraz zdałam siebie sprawę jak bardzo to było złe. Zupełnie trzeźwa, odzyskałam, wcześniej zagubioną, zdolność racjonalnego myślenia.
Pospiesznie wygramoliłam się z łóżka i zaczęłam szukać czegoś do ubrania. W tym samym czasie, czułam na sobie głodne spojrzenie, lecz udawałam, że wcale mi ono nie przeszkadza, choć tak naprawdę moje policzki się zaczerwieniły. Gdy tylko coś na siebie włożyłam, zabrałam się za zbieranie ubrań, rozrzuconych na podłodze.
– Czemu tak szybko sprzątasz?
– Bo Layla może wrócić lada moment – palnęłam bez zastanowienia, choć po chwili namysłu, stwierdziłam, że to całkiem niezła wymówka.
– Raczej wątpię, żeby wróciła tak wcześnie po nocy ze swoim chłopakiem.
Zacisnęłam usta z dezaprobatą. Zapewne Michael miał rację. Kiedy sobie to uświadomiłam, opadłam bezsilnie na ziemię. Nadszedł czas na obwinianie siebie.
Usłyszałam skrzypienie łóżka.
– Nie powinnam była tego robić. – Ukryłam twarz w dłoniach, jakby to miało mnie ochronić przed wyrzutami sumienia.
– Czego robić?
– Dać się ponieść chwili...
Na moim ramieniu spoczęła męska dłoń, mimo że dopiero co Michael usiadł na łóżku. Zawstydzona, z trudem na niego spojrzałam. Najpierw uśmiechnął się pokrzepiająco, a po chwili miły wyraz twarzy zmienił się w chytry półuśmiech.
– Nie musisz się dłużej opierać – powiedział. – Oboje wiemy jaka jest prawda, a walka z nią nie ma sensu. To, co się stało w nocy to nic złego. Jesteś dorosła, więc podejmuj dojrzałe decyzje, a ucieczka od problemu na pewno nie jest dobrym rozwiązaniem.
Michael miał rację, ale nie chciałam tego przyznać na głos...
– Dowiodłaś, że nie możesz mi się oprzeć, a ja to jak najbardziej rozumiem – dodał, wypinając pierś do przodu. Dupek.
W odpowiedzi szturchnęłam go w bark, jednocześnie śmiejąc się pod nosem.


Omg... To moja pierwsza taka scena, więc bądźcie dla mnie wyrozumiali XD Trochę się bałam ją wstawiać, ale w końcu to zrobiłam.
Czytałam ją kilka razy, aż w końcu mi zbrzydła, więc są w niej pewne niedociągnięcia.
Pragnę także zaznaczyć, że to nie był pierwszy raz Lauren. Przypominam, że miała wcześniej chłopaka o 5 lat starszego (Daniel), z którym de facto mieszkała, a to mówi samo za siebie. Wspominam o tym, gdyż w pierwszej części ktoś myślał, że Lauren jest dziewicą.
Haha pewnie okropnie głupio to brzmi.

I jeszcze jedno. Pod ostatnim rozdziałem było bardzo mało komentarzy, przez co zaczęłam rozważać zakończenie opowiadania nieco wcześniej. Chodzi o to, że bardzo się starałam przy pisaniu drugiej części, a jeśli Wam się nie podoba to chyba nie ma sensu dalej jej tworzyć. Dajcie mi znać co o tym sądzicie, bo nie wiem czy mam dalej pisać:(

Przypominam także o tagu #maskff na Twitterze.

12 wrz 2015

Rozdział 2.




Lauren

– C-co? – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wykrztusić, ale po chwili się otrząsnęłam. – Co ty tu, kurwa, robisz?!
Piorunowałam go spojrzeniem. Co chwila zerkałam na krwisto czerwone włosy, a później ponownie patrzyłam na jego twarz, na której widniała pewność siebie. Był zupełnie spokojny, a to tylko podsycało mój gniew. Wyglądał jakoś inaczej. Nie chodziło tylko o nowy kolor włosów. Wyglądał jakby się zmienił w środku. Nie wiedziałam jeszcze co to takiego, ale czułam, że coś było nie tak.
– Twoja koleżanka mnie wpuściła. – Wskazał na Laylę, która leżała na swoim łóżku, czytając magazyn.
– Nie o to mi chodzi! Co ty robisz tu, a nie jak się tu dostałeś. – Krzyczałam, machałam rękami. Inaczej nie umiałam wyrazić swojej złości. – Powinieneś być teraz w Sydney! Albo nieważne gdzie, ważne, że daleko stąd, a nie w moim pieprzonym pokoju. – Powoli wstał z łóżka, ale ja nie zamierzałam przestawać. – Najlepiej się stąd wynieś od razu! Zejdź mi z oczu.
Mówiłam poważnie, ale on nie wziął sobie tego do serca. Wręcz przeciwnie, zbliżył się do mnie. Ba, nie tylko się zbliżył, ale bezczelnie ujął mą twarz w dłonie i jeszcze bezczelniej mnie pocałował. Bez zastanowienia, jak najszybciej go od siebie odepchnęłam, a swoją defensywę zwieńczyłam atakiem – plasnęłam go dłonią w policzek. Skrzywił się, ale po chwili znowu przybrał słodką minkę, jednak tym razem tylko złapał mnie za łokcie. Chciałam zacząć się wyrywać, kiedy on ponownie zbliżył swoją twarz do mojej. Lecz tym razem, zgrabnie ją wyminął i nachylił się nad moim uchem.
– Wyniosę się, jeśli tylko ty pójdziesz ze mną – szepnął, po czym wrócił do poprzedniej pozycji.
Na jego twarzy pojawił się półuśmiech, którego teraz nienawidziłam z całego serca.
– Wróć ze mną do Australii. – W jego głosie była słyszalna tylko drobna nutka prośby, reszta to zwyczajne stwierdzenie.
– Ani mi się śni – wycedziłam przez zęby.
Serce waliło mi jak młotem. Nie z miłości – z gniewu. Byłam tak na niego wściekła... Nie za to, że do mnie przyjechał, ale za to, że najpierw kazał mi o sobie zapomnieć, a później do mnie przyjechał. To się nie trzymało kupy i pod żadnym pozorem nie zamierzałam mu ulegać przy pierwszej lepszej okazji.
– W takim razie odwiedzę cię jutro i znowu będę próbował cię przekonać. – Znowu się uśmiechnął, po czym przeszedł obok mnie i zniknął za drzwiami.
Po prostu wyszedł. Wyszedł, pozostawiając mnie samą z natłokiem myśli i krwią, buzującą w żyłach tak bardzo, że bałam się, że moje ciało wybuchnie. Jedyne do czego byłam teraz zdolna, to położenie się na łóżko. Opadłam na nie ciężko, na co zaskrzypiało w proteście. Zatopiłam twarz w poduszce i zaczęłam wrzeszczeć. Po prostu krzyczałam, a to wszystko tłumił materiał poszewki, więc jedynie Layla mogła mnie usłyszeć. Przez cały ten czas, moja współlokatorka nawet nie podniosła wzroku znad gazety.
– Chyba trochę przesadzasz – odezwała się w końcu. – Ten Michael to całkiem spoko koleś. Za szybko go spławiłaś.
Normalnie wybuchłabym śmiechem, ale w tej chwili nie miałam na to siły. Layla nie znała sytuacji, której rzecz jasna nie miałam ochoty jej tłumaczyć. Łatwo jej było powiedzieć, że nie powinnam dawać kosza takiemu super chłopakowi, jakim był Michael. Niestety, nie wiedziała o tym co wyprawiał, jak mnie potraktował zaraz po rozkochaniu w sobie i w ogóle nie wiedziała jaki był.
Jeszcze przez jakieś dwadzieścia minut, leżałam w tej samej pozycji, próbując poukładać myśli. Przez krótką chwilę nawet zaczęłam płakać z bezsilności, ale szybko przestałam. Jednak zasnęłam szybko, z zaschniętymi łzami na policzkach. Nawet nie przykryłam się kołdrą. Po prostu odpłynęłam, zmęczona tym, co właśnie zobaczyłam i co usłyszałam.


Do samego rana, mimo że już nakrzyczałam na Michaela, tkwiłam w ciężkim szoku. W mojej głowie kotłowało się tysiące, sprzecznych ze sobą, myśli. Bardzo chciałam sobie to wszystko jakoś poukładać, ale niestety sen niczego nie załatwił. Zaraz po przebudzeniu, wzięłam się za siebie. Zanim w ogóle wstałam z łóżka, zsunęłam ze stóp kapcie, które spadły na podłogę. Następnie, wstałam na równe nogi i postanowiłam doprowadzić się do porządku.
Wciąż miałam na sobie resztki wczorajszego makijażu oraz lakier we włosach. Pozbyłam się tego jak najszybciej, po czym wzięłam długi prysznic. Planowałam przez cały dzień leżeć w łóżku i myśleć o tym, co mogłabym zrobić w sytuacji, w której się znajdowałam. Layla jeszcze spała, więc mogłabym to robić bez przeszkód, ale ktoś cicho zapukał do drzwi. Nie spieszyłam się, żeby je otworzyć.
– M-michael? – wydusiłam z siebie, gdy zobaczyłam go u progu. Na początku tylko się zdziwiłam, ale po chwili przypomniałam sobie jak mnie zdenerwował, więc zmarszczyłam brwi.
– Cii, tylko nie krzycz – prosił, przykładając sobie palec wskazujący do ust. – Proszę, chodźmy na kawę, porozmawiajmy.
Na kawę? Posłałam mu pytające spojrzenie. Byłam zdezorientowana. I że niby chciał tylko rozmawiać? Jasne...
– Przysięgam, kawa i nic więcej – odpowiedział na pytanie, którego nie zadałam na głos.
Westchnęłam ciężko, ale w końcu się zgodziłam. Wypad do kawiarni nie brzmiał zupełnie strasznie, do sceny z horroru było mu daleko. Poza tym, miałam kilka pytań. Mimo to, zachowywałam dystans i nie mówiłam zbyt wiele w drodze na miejsce. Wolałam zachować ostrożność, tak na wszelki wypadek, jakby znowu coś mu strzeliło do głowy, żeby mnie niespodziewanie całować.
Pozwoliłam mu wybrać lokal, a także stolik. Usiadł przy takim, który stał raczej na uboczu, a obok stała pokaźna donica z kwiatami, zasłaniająca widok na resztę sali. Nie podobał mi się pomysł, żebyśmy siedzieli w kompletnym odludziu, ale pominęłam to milczeniem. Gdy podeszła do nas kelnerka, zamówiłam cappuccino, a Michael poprosił zwykłą wodę. Po chwili nasze zamówienie zostało dostarczone i niespodziewanie zostałam zasypana pytaniami, choć to ja chciałam przesłuchiwać jego.
– Więc jak ci się... układa? – zapytał Michael.
Wlepiłam wzrok w swoją kawę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Dobrze – odparłam krótko, nie mogąc wymyślić niczego lepszego.
Nawet jeśli wcale nie układało mi się tak dobrze, wolałam tak powiedzieć, żeby nie musieć odpowiadać na dodatkowe pytania. Wciąż zachowywałam dystans, nie chciałam od razu zwierzać mu się z wszystkiego.
– A masz kogoś? – Głos mu nawet nie zadrżał, był bardzo pewny siebie.
– N-nie. – Nie miałam odwagi, żeby podnieść na niego wzrok, ale byłam pewna, że cały czas mi się przyglądał. Czułam także, jak moje policzki się czerwienią; nie panowałam nad tym.
Myślałam, że zaraz powie "To dobrze", ale on milczał. Słyszałam tylko jak przełyka wodę, więc powoli na niego spojrzałam. Właśnie wtedy, po raz pierwszy odkąd tu jest, zobaczyłam tego dawnego Michaela. Nie miał przenikliwego wzroku, nie biła od niego pewność siebie, ani nic z tych rzeczy. Zwyczajnie pił wodę, a może nawet wyglądał na nieco zakłopotanego. Jednak gdy przestał, ponownie sprawiał wrażenie, jakby to jego zły brat bliźniak zawładnął ciałem.
– Wiesz, Luke się za tobą stęsknił – powiedział, unosząc jedną brew ku górze. – Zupełnie jak dziecko za matką.
W odpowiedzi zachichotałam cicho.
Luke rozumiał mnie od samego początku i zawsze chciał, żebym poczuła się lepiej. Szczerze, też mi go brakowało, zwłaszcza, że to nie on kazał mi wyjeżdżać. Był dla mnie jak brat. Dobry i opiekuńczy, podczas gdy ja go zostawiłam, wtedy gdy najbardziej potrzebował wsparcia. Nie wiem czy po stracie biologicznej siostry, przyjaciele dali mu odpowiednią pomoc. Tak samo jak od Michaela, od Luke'a nie miałam żadnych wieści przez pół roku. Równie dobrze wszyscy mogli nie żyć, a ja mogłabym nigdy się o tym nie dowiedzieć...
Zamyślona, co jakiś czas tylko brałam łyk kawy. Bez przerwy przewracałam między palcami łyżeczkę.
– Lolo. – Michael dotknął mojej dłoni, leżącej na stoliku obok filiżanki.
– Że co? – Nie miałam zielonego pojęcia co mogło znaczyć słowo, które powiedział.
Widząc moje zdezorientowanie, zaśmiał się krótko.
– Wymyśliłem taki skrót od twojego imienia.
Wybuchłam śmiechem; nie mogłam się powstrzymać. Jeszcze nigdy, nikt nie wpadł na takie dziwaczne zdrobnienie mojego imienia. Jednak byłam pod wrażeniem kreatywności Michaela. Zasłużył sobie na gromkie brawa.
– To może ja zacznę mówić do ciebie Mimi? – Powoli zaczynałam się dusić ze śmiechu. Czułam, że ten żart naprawdę mi się udał.
Michael w odpowiedzi jedynie uśmiechnął się ciepło, tym samym sprawiając, że moje serce zabiło szybciej. Zdążyłam zapomnieć jakie to uczucie, od którego de facto próbowałam się uwolnić przez wiele tygodni. Na szczęście, jeden czuły uśmiech nie wystarczał, żeby mnie złamać.
– Wypiłaś już swoją kawę?
Spojrzałam na dół, do mojej filiżanki. Była pusta, ale na spodeczku wciąż leżało małe ciasteczko, dołączone do zamówienia. Przesunęłam mały talerzyk na przeciwległą stronę stolika.
– Tak. Możesz zjeść ciastko.
Ten drobny gest niezwykle go ucieszył. Wyszczerzył zęby, po czym zjadł łakoć.
– Pyszne. Żałuj, że go nie spróbowałaś.
Wywróciłam oczami.
– Idziemy? – zapytał, wstając z krzesła.
– Dobrze, tylko dokąd?
Nie odpowiedział. Po prostu wyszedł i aż biło od niego przekonanie, że pójdę za nim. Wiele się nie pomylił – po chwili zawahania, podbiegłam, żeby dotrzymać mu kroku.
Szliśmy po mieście jak normalni cywile. Dziwnie czułam się z tą myślą, zwłaszcza, że wiedziałam gdzie Michael trzymał pistolet. Do zwyczajnego przechodnia było mu daleko, ale tylko w środku, gdyż na zewnątrz nie pokazywał jaki był naprawdę. Może już nie nakładał maski groźnego osiłka, ale wciąż jakąś miał.
Ten Michael różnił się nieco od tego, którego poznałam w Sydney. Ten nie był skryty i kompletnie nie sprawiał wrażenie ponurej osoby. Wręcz przeciwnie, tryskał energią, a uśmiech nie spełzał mu z twarzy. Nawet kiedy nie było ku temu powodów, od czasu do czasu odwracał się w moją stronę i szczerzył zęby. Szedł pewnym siebie krokiem, a ręce miał niby od niechcenia włożone do kieszeni spodni. Jego czerwone włosy wciąż były dla mnie czymś niesamowitym. Może była to zwykła zmiana w wyglądzie, ale to właśnie ona zaskoczyła mnie najbardziej. Zdecydowanie pasował do niego taki kolor. Jednak gdybym wcześniej o tym pomyślała, miałabym przed oczami czerwoną koszulkę, a nie ogniste kosmyki.
Nawet jeśli podczas tego spaceru nie rozmawialiśmy zbyt wiele, nie czułam skrępowania. Byłam spokojna i opanowana. Serce wcale mi nie łomotało, jak to było kiedyś, gdy przebywałam w towarzystwie Michaela. To, że nie waliło jak szalone, nie oznaczało, że nie biło szybciej. I właśnie to był mój słaby punkt. Nie, nie tempo bicia serca – jego obecność. Byłam pewna, że to niemożliwe, żeby zupełnie pozbyć się uczucia, którym go darzyłam. Czegoś tak silnego nie można się pozbyć na pstryknięcie palcami. Miałam przez to wyrzuty sumienia. Przez to, że wciąż coś do niego czułam. Kazał mi o sobie zapomnieć, a ja nie posłuchałam, mimo że bardzo się starałam. W tym przypadku czas nie grał roli; sześć miesięcy to prawie tyle co nic.
– Już jesteśmy – odezwał się nagle Michael, wyrywając mnie z głębokiej zadumy.
Rozejrzałam się. Staliśmy na środku zwyczajnego parku z alejkami, drzewami i fontanną pośrodku. Chodziło tu także sporo ludzi, a myślałam, że udamy się w bardziej ustronne miejsce. Możliwe, że Michael nie chciał, żebym czuła dyskomfort. Po chwili, wskazał mi ławkę i to właśnie na niej usiedliśmy. Rozłożył ramiona na drewnianym oparciu. Ta nietypowa pewność siebie, groźnie od niego biła. Poczułam się przez to trochę dziwnie, zupełnie jak na pierwszej randce w liceum, kiedy chłopak chce, niby niepozornie, cię objąć. Jednak mimo to, udawałam, że nie mam nic przeciwko jego pozycji i także wygodnie się oparłam, choć ręce trzymałam przy sobie.
Słońce powoli zbliżało się ku horyzontowi, przez co niebo zrobiło się lekko pomarańczowe tuż nad koronami drzew. Gdy promienie słoneczne znikały, zmniejszyła się także temperatura powietrza. Na szczęście, nie było to zbyt mocno odczuwalne. Większość ludzi zaczęła się kierować ku wyjściu z parku, ale wciąż pozostało w nim kilka par czy grupek znajomych.
– Musisz coś wiedzieć – przerwał ciszę. Odkaszlnął nieznacznie i dodał: – Chcę, żebyś wróciła ze mną do Australii.
Powtarzał się... W odpowiedzi, zacisnęłam zęby. Nie chciałam się niepotrzebnie denerwować, zwłaszcza, że dopiero co okrzyczałam go za podobne słowa.
– Nie, nie – odparłam powoli i spokojnie, ale pewnie popatrzyłam mu w oczy. – To ty musisz coś wiedzieć: ja nigdzie się nie wybieram.
Skrzyżowałam ręce na piersi, niczym obrażone dziecko, ale po części właśnie tak się czułam. Nie można tak po prostu stanąć na progu czyjegoś mieszkania (lub też przywitać go, leżąc na łóżku) i zażądać powrotu na drugi koniec świata.
Przez chwilę toczyliśmy walkę na wzrok, lecz ku mojemu zdziwieniu to nie ja przegrałam. Michael, położył dłonie na swoich kolanach i spojrzał na nie. Wzdychał, jakby szukał odpowiednich słów.
– Wiem, że to szaleństwo. Cholera, doskonale o tym wiem. – Ponownie na mnie spojrzał, a w jego oczach było coś, czego nie mogłam rozpoznać. Jakby żądanie zmieszane z prośbą; bardzo dziwne połączenie. – Co to za koleś, który każe ci o sobie zapomnieć, a po pół roku zastajesz go w swoim pokoju i słyszysz jak mówi, że chce, żebyś do niego wróciła. Gdyby sześć miesięcy temu ktoś mi powiedział, że zrobię coś takiego, wyśmiałbym go bez wahania. Jednak miałem dość czasu do namysłu. Sytuacja się unormowała, teraz byłabyś tam bezpieczna...
Nie mogłam uwierzyć, że on dalej w to brnął. Nawet nie próbowałam być miła – wstałam z ławki i ruszyłam przed siebie. Słyszałam skrzypienie desek, świadczące o tym, że on także wstał. Szedł za mną; stukotu jego butów nie dało się nie słyszeć.
– Czekaj – powiedział, na co stanęłam jak wryta i posłałam mu gniewne spojrzenie.
– Słuchaj. – Czułam narastającą złość i niestety nie potrafiłam jej już dłużej powstrzymywać. – Nigdzie z tobą nie pojadę. Mam tu szkołę, którą tym razem chcę skończyć, mam rodzinę i przyjaciół. Jeśli myślisz, że to wszystko teraz zostawię i polecę z tobą cholera wie gdzie, to grubo się mylisz. Nie masz prawa mówić mi co mam robić. Nie teraz. Nie po tym wszystkim, kiedy dosłownie wepchałeś mnie do samolotu. – Wypuściłam powietrze z płuc, ale ciągnęłam dalej. – Kazałeś mi zapomnieć, więc robiłam wszystko, żeby spełnić twoją wolę. Nie można tak pogrywać z uczuciami kogokolwiek. Nigdy.
– Rozumiem, że jesteś na mnie zła. Na twoim miejscu pewnie też bym się wściekł. Ale nie rozumiesz.
– A co tu do rozumienia?
Położyłam ręce na biodrach, oczekując wreszcie jakiejś sensownej odpowiedzi, a nie tylko niezrozumiałego bełkotu. Jednak on nic nie mówił. Wyraźnie zabrakło mu argumentów. Nie, zaraz, on nie miał żadnych argumentów. Wierzył, że od razu się zgodzę.
– Wracaj sobie sam, tam skąd cię przywiało – prychnęłam, po czym obróciłam się na pięcie.
Cała dygocząc ze złości, odeszłam w stronę ulicy. Zaciskałam pięści tak mocno, że aż paznokcie wbijały mi się w wewnętrzną stronę dłoni. Michael już za mną nie szedł, ale nie chciałam się obracać, żeby zobaczyć co zrobił. Miałam w nosie czy dalej tam stał czy poszedł w innym kierunku. Moje emocje opadły dopiero, kiedy weszłam w tłum ludzi, sunących do metra. Nie towarzyszyły mi wyrzuty sumienia, o nie, co to to nie. Tym razem racja leżała po mojej stronie i nic nie mogło mnie zniechęcić do tego przekonania.


To, że nie czułam się winna, nie znaczy, że przestałam myśleć o Michaelu i całej tej porąbanej sytuacji. Wręcz przeciwnie – myślałam o tym jeszcze intensywniej. Trudno było mi zasnąć, a gdy to wreszcie się stało, w nocy budziłam się w nieregularnych odstępach czasowych. Dlatego też, rano wstałam zmęczona i spuchnięta. Humoru oczywiście nie miałam dobrego. Ledwo wstałam z łóżka, a już zaczęłam warczeć na Laylę, bez żadnego konkretnego powodu. Moje rozdrażnienie nie umknęło jej uwadze.
– Coś cię trapi? – zapytała. – Wyglądasz teraz jak gderliwa wiedźma.
Zachichotała cicho, ale mi nie było do śmiechu. W odpowiedzi tylko burknęłam i zaczęłam szukać w szafie czegoś do ubrania. Chwyciłam pierwszą koszulkę z brzegu, wzięłam inne potrzebne rzeczy i poszłam do łazienki. Szurałam kapciami jak najgłośniej, żeby tylko zbudzić wszystkich, którzy jeszcze smacznie spali. Oczywiście, takie szuranie nikogo by nie obudziło, ale miałam tak zły humor, że chciałam sobie zapewnić jakąś rozrywkę, nawet jeśli to było tylko głośne przemieszczanie się korytarzem.
Weszłam do łazienki, a swoje rzeczy odłożyłam na krzesło. Skierowałam się w stronę prysznica i niemal nie dostałam zawału na widok Michaela. Wziął się tam zupełnie znikąd, a stał pod ścianą jakby nigdy nic i patrzył na mnie wyczekująco, zupełnie jakbym spóźniła się na jakieś umówione spotkanie. Podskoczyłam w miejscu, a ręcznik spadł mi na podłogę. Szybo po niego sięgnęłam, jednocześnie mamrocząc pod nosem:
– Nienormalny... Chce mnie doprowadzić do zawału. – Gdy wstałam, naciągnęłam koszulkę od piżamy i popatrzyłam nienawistnie na Michaela. – Czy ciebie do reszty pogięło? Co ty tu robisz?
Szłam prosto na niego. Najchętniej przywaliłabym mu w twarz i jak najbardziej byłam gotowa to zrobić. Złożyłam dłoń w pięść, nie przestając iść naprzód. Już miałam wycelować cios, kiedy Michael złapał mnie za nadgarstek, tym samym unikając lima pod okiem. Ten ruch dodatkowo mnie wkurzył.
– Nie wolno tak nachodzić ludzi! Zwłaszcza kiedy idą pod prysznic. – Zgrzytałam zębami, ale na nim nie robiło to żadnego wrażenia. Wciąż milczał, powoli doprowadzając mnie do szału.
– Czekaj – odezwał się w końcu. – Mam pewną propozycję. – Nieco się uspokoiłam i rozluźniłam zaciśniętą dłoń, ale rękę wciąż trzymałam uniesioną. – Daj mi spróbować. Będę dla ciebie najlepszym chłopakiem, a ty rozważysz wyjazd ze mną.
Wywróciłam oczami. I ja niby miałam pójść na taki układ? Nawet nie zależało mi, żeby był moim "chłopakiem". Na cholerę mi dodatkowy problem? Jednak po chwili namysłu, zupełnie się uspokoiłam. Wcześniej uniesione ramię, opadło bezwiednie wzdłuż ciała. Przestałam marszczyć brwi i zaciskać zęby, ale to nie znaczyło, że jestem skłonna przystać na tą propozycję.
– Skąd ta pewność, że chcę do ciebie wrócić? – zapytałam zgryźliwie. Po prostu nie chciało mi się wierzyć w to jak bardzo był pewny siebie.
– Lauren... – Zrobił dwa kroki naprzód, zbliżając się do mnie. – Chyba mi nie powiesz, że nic dla ciebie nie znaczę.
Nic nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam wzrok. Podszedł o jeszcze jeden krok bliżej, łagodnie łapiąc mnie za łokieć. Najwyraźniej zrozumiał, że źle podchodził do tej sprawy, ale zmiana taktyki wcale go nie ratowała. Dzielił nas już tylko jeden metr albo i mniej.
– Nie to chciałem powiedzieć... – Tak jak myślałam, zmienia taktykę. – Może tobie się to udało, ale ja wcale nie zapomniałem. Nie zapomniałem o tym, co nas łączyło. O tym, co wciąż nas łączy. Proszę cię tylko o drugą szansę.
Przygryzłam wargę tak mocno, że po krótkiej chwili poczułam na niej metaliczny posmak krwi. Obiecałam sobie, że będę nieugięta. Że nic już mnie nie złamie, a na pewno nie takie słodkie gadanie. Tak bardzo chciałam przy tym trwać... Ale on nie miał racji – wcale nie zapomniałam, mimo że tego ode mnie wymagał jeszcze sześć miesięcy temu. Już prawie pękłam... Czułam jak kolana się pode mną ugięły, ale udało mi się utrzymać równowagę. Michael zauważył, że się zachwiałam, więc asekuracyjnie złapał mnie w pasie. Nie chciałam tego. Wolałam upaść na zimną i twardą podłogę, niż tkwić pod jego miłosnym urokiem.
– Proszę – powtórzył powoli, jakby niepewnie.
Popatrzyłam na niego. Faktycznie miał błagalny wyraz twarzy. Jego oczy błyszczały zupełnie tak, jakby za moment miał się zalać łzami... Na ten widok, serce mi niekontrolowanie zadrżało. Tak czy inaczej, nie mogłam uwierzyć, że chce mu się płakać. To musiała być kolejna z jego sztuczek. Za wszelką cenę próbowałam zachować zimną krew, choć z każdą sekundą stawało się to coraz trudniejsze. Zaczynał mnie denerwować fakt, że chciał wzbudzić we mnie poczucie winy, nawet jeśli robił to nieświadomie, a tak właśnie to wyglądało. Oczywiście, możliwe, że przez pół roku jego umiejętności aktorskie zyskały nowy poziom, ale szczerze wątpiłam, żeby ćwiczył występy publiczne. Próbowałam sobie wmówić, że jestem wściekła, choć wcale tak nie było. Nie czułam złości; zniknęła zupełnie.
– Muszę skończyć szkołę – bąknęłam.
Na te słowa, twarz Michaela natychmiast pojaśniała.
– Oczywiście! – zapewnił mnie. – Skończysz studia, będziesz miała dużo czasu do namysłu i wtedy...
– I wtedy, zdecyduję, co zrobię. Ja. Zdecyduję sama – położyłam nacisk na ostatnie słowo, żeby dobitnie zrozumiał.
– Dobrze.
Uśmiechnął się. Wyraźnie chciał mnie uściskać, ale cofnął się w ostatniej chwili. Za to tylko przejechał dłonią wzdłuż mojego ramienia.
– A teraz daj mi wziąć prysznic – powiedziałam.
– Jasne, już mnie tu nie ma.
Natychmiast wymknął się na palcach z łazienki, cicho zamykając za sobą drzwi. Wreszcie, w spokoju mogłam się rozebrać i wejść do kabiny. Odkręciłam ciepłą wodę.
Tak naprawdę, nie powiedziałam mu nic konkretnego. Jasne, dałam mu to do zrozumienia, ale przynajmniej nie musiałam używać słów, które mógłby wykorzystać kiedyś przeciw mnie. Wszystko co wydobywało się z moich ust, mógł użyć któregoś dnia jako dowód, na to że przystałam na jego propozycję lub jako argument, skłaniający mnie do wyjazdu. Byłam zadowolona z siebie. Szczerze to nawet byłam z siebie dumna. Nigdy wcześniej nie pokazałam jak twardą mam skórę, przede wszystkim może dlatego, że nie miałam ku temu zbyt wielu powodów. Wiedziałam także, że z moją decyzją wiązały się, nie zawsze przyjemne, konsekwencje, z którymi musiałam się liczyć już na samym początku. Ale postanowiłam (nie werbalnie, tylko we własnych myślach), że tam mu tę drugą szanse, o którą tak prosił. Teraz w jego interesie było usatysfakcjonowanie mnie.


Według mnie, jest to jeden z najlepszych rozdziałów jakie napisałam (patrząc od strony technicznej), ale jednak chciałabym poznać Waszą opinię na ten temat, więc nie zapomnijcie o komentarzach ;)
+ swoje opinie możecie pisać także na Twitterze, dopisując do tweeta #maskff

5 wrz 2015

Rozdział 1. (druga część)

Pierwsza część opowiadania pozostawia wiele do życzenia i doskonale o tym wiem, ale mam nadzieję, że jakoś nadrobię te błędy w drugiej. Proszę o komentarze, chcę wiedzieć ile Was jest tym razem:)

piosenka (klik)



*pół roku później*

Lauren

Na zegarku dochodziła godzina piętnasta, a ja niecierpliwie stukałam ołówkiem w notes. Pozostało kilka minut wykładu. Najgorsze kilka minut, których nie potrafiłam wytrzymać. Bez przerwy wierciłam się na krześle, wzdychałam, stękałam i nie odrywałam wzroku od wskazówek, zataczających nieustanne koło. Normalnie nie byłam tak niecierpliwa, po prostu tego dnia szykowała się mała impreza, na którą zostałam zaproszona. Chociaż... w akademiku trwała wieczna impreza. Jednak tym razem, postanowiłam pójść. Miałam cały weekend wolny od zajęć i chciałam ten czas wykorzystać jak najlepiej, trochę się rozerwać.
Gdy tylko wybiła moja upragniona godzina, zerwałam się z miejsca i natychmiast pognałam do wyjścia. Najpierw niezgrabnie przepchałam się między innymi uczniami, a później zaczęłam zbiegać pokonywać po dwa schodki na raz. Nie myślałam o tym czy mogę wybić sobie zęby – nie zwalniałam. Niestety, przy drzwiach ktoś mnie zatrzymał.
– Lauren, poczekaj chwilę. – Rozpoznałam głos mojej koleżanki, Jade. – Masz może notatki z poprzedniego tygodnia?
Bez słowa, zaczęłam grzebać w torbie, do której wrzuciłam zeszyt niespełna dwie minuty temu, a już nie mogłam go znaleźć. Z każdą sekundą byłam coraz bardziej podirytowana. Przekopywałam się między innymi rzeczami, ale błękitnej okładki nigdzie nie widziałam. Przez pośpiech nic mi nie wychodziło i to nie była tylko jednorazowa sytuacja. Ostatnio wszędzie biegam i wyrządzam tym same szkody.
– Jak nie masz to nie szukaj – powiedziała Jade, robiąc przerażoną minę. Najwyraźniej, jej uwadze nie umknęła moja rosnąca złość. – Chyba się gdzieś spieszyłaś.
– Racja – odparłam. – Wybacz, jutro dam ci notatki.
Machnęłam do niej pośpiesznie, po czym wypadłam na korytarz. Chciałam wyjść poza teren szkoły, nie musząc się ponownie zatrzymywać po drodze. Biegłam prosto do metra, a im bliżej celu byłam, tym szerzej się uśmiechałam. Na takie sytuacje, marzyłam o posiadaniu peleryny-niewidki. Rzecz jasna, nie mogło być tak kolorowo, jakbym sobie tego życzyła.
– Lauren! Stój! – krzyknął ktoś za mną, przyprawiając mnie o nową falę zdenerwowania.
Zatrzymałam się i obróciłam powoli, próbując nie wybuchnąć. Czy oni nie wiedzą, że biegnących się nie zatrzymuje?
– Co jest, Brady? – zapytałam, nawet nie siląc się na miły ton głosu.
Chłopak nie dogonił mnie jeszcze, więc musiałam chwilę na niego poczekać. Przystawałam z nogi na nogę; niecierpliwiłam się. Wiatr rozwiewał jego ciemne włosy, ukazując czoło, którego nie miałam okazji widzieć zbyt często.
– Oh, jesteś. – Dyszał, zmęczony sprintem. – Słuchaj, mam ważną sprawę. – Podrapał się po karku. – Wiem, że idziesz na tę dzisiejszą imprezę do Theo. Ja też zostałem zaproszony. No i ten... Może poszlibyśmy razem?
Z początku tylko westchnęłam, choć tak naprawdę, zatkało mnie. Nawet nie wiedziałam co mogłabym mu odpowiedzieć, czułam się nieswojo. Szczerze, odkąd wróciłam do Anglii, nikt nie proponował mi randki. Nieco się zmieszałam i znowu przystąpiłam z nogi na nogę.
– Wiesz... – zaczęłam, próbując odpowiednio dobrać słowa. – Ja chyba nie... Nie powinnam.
– Dlaczego? Zrobiłem coś nie tak?
– Nie, nie o to chodzi. Po prostu wolałabym, żebyśmy się tylko przyjaźnili.
Widząc jego smutną minę, byłam pewna, że zabolały go moje słowa. Jednak, nie mogłam udawać sympatii do kogoś. Nie byłam gotowa na żaden związek, ani nawet na niewinną randkę.
– To może chociaż cię podwiozę? – zaproponował, próbując ukryć zażenowanie.
– Właściwie to bardzo przydałaby mi się podwózka.
Nie chciałam wykorzystywać Brady'ego po tym jak dałam mu kosza, ale jego propozycja podwózki była mi bardzo na rękę. Do akademiku miałam jakieś dziesięć minut drogi samochodem, a w tamtym momencie, za wszelką cenę chciałam przestać biec.
Jechaliśmy w milczeniu. Właściwie to trwała niezręczna cisza, a zepsute radio tylko to pogarszało. Marzyłam, żeby te dziesięć minut minęło szybciej; czas już i tak dostatecznie mi się dłużył. Bez przerwy gapiłam się w widok za oknem, choć nie było tam nic ciekawego.
– Ekhm – Brady odkaszlnął nieznacznie. Popatrzyłam na niego. – Theo mówił ci kto będzie na imprezie?
O nie... Brady za wszelką cenę chciał przerwać ciszę, ale z takim tematem było oczywiste, że za daleko nie zajdzie.
– Nie, nie wspominał. Nawet za bardzo mnie to nie interesowało.
Nagle, w oddali zobaczyłam budynek akademiku, w którym mieszkałam. Natychmiast się rozpromieniłam i równie szybko chciałam to ukryć, żeby nie urazić Brady'ego jeszcze bardziej. Było to jednak nieco trudniejsze, niż przypuszczałam. Znowu zaczęłam się wiercić na swoim miejscu. Jak najszybciej chciałam się znaleźć na imprezie. Bardzo potrzebowałam jakiejś małej odskoczni od szkoły i to w trybie natychmiastowym.
– Poczekać na ciebie? – zapytał.
– A ty zamierzasz iść tak? – Zmierzyłam go wzrokiem, ale nie miałam na myśli nic złego; wyglądał w porządku.
– Tak, nie będę się jakoś specjalnie stroił. – Zaśmiał się cierpko.
Mieliśmy nie iść na imprezę razem, ale miałam na myśli razem jako para, a razem jako przyjaciele chyba mogliśmy iść, tak? Nawet nie miałam zamiaru siedzieć przez całą imprezę u boku Brady'ego.
– Dobrze, więc możesz poczekać.
Zdecydował, że zaczeka w samochodzie, mimo że z grzeczności proponowałam mu wejście do środka. Jednak jego odpowiedź mnie ucieszyła, bo mogłam w spokoju się przygotować. Nie chciałam się pindrzyć, ale też nie chciałam iść w zwykłej koszulce. Dlatego też, zmieniłam ją na czarną, prześwitującą koszulę. Trampki zmieniłam na ciemne czółenka i właściwie strój miałam gotowy. Jeszcze tylko zrobiłam nad okiem wąską kreskę eyelinerem, a włosy spięłam w luźny kok. Wolałam mieć spięte włosy, gdybym musiała kogoś ratować w opresji i przytrzymywać włosy. W takich sytuacjach, swoje lepiej mieć ujarzmione. Przed wyjściem, zrosiłam szyję perfumami, po czym szybko wyszłam.
Wskoczyłam na miejsce pasażera, co było dla Brady'ego niezłym zaskoczeniem. Najwyraźniej nie spodziewał się, że zbiorę się tak szybko. Posłałam mu uśmiech i zaraz po tym, ruszył z parkingu. Mieszkanie Theo znajdowało się w samym centrum miasta, więc droga tam była dość nieprzyjemna, zwłaszcza, że o czwartej był wzmożony ruch. Gdy staliśmy w korku, wyciągnęłam z torebki telefon, żeby wysłać wiadomość do Layli, dziewczyny Theo, a także mojej współlokatorki.
Jestem w drodze razem z Brady'm. Stoimy w korku, ale wierz mi, że Brady jedzie jak szalony.
Wysłałam SMSa, po czym ponownie spojrzałam przed siebie. Staliśmy na drugim miejscu przed światłami na skrzyżowaniu. Wyczekująco patrzyłam na czerwone światełko, jakby dzięki temu szybciej miało się zmienić na pomarańczowe. Niecierpliwie stukałam palcami o podłokietnik, a gdy wreszcie zapaliło się zielone światło, natychmiast się ożywiłam. Wtem, mój telefon zawibrował, zawiadamiając mnie o odpowiedzi od Laylii.
Lepiej się pospieszcie, bo wszyscy już są.
Zaklęłam pod nosem. Nie lubiłam przychodzić na imprezę ostatnia, ale nie miałam już żadnego wyboru. Pozostało mi grzecznie siedzieć w swoim fotelu i modlić się, żeby korki w jakiś magiczny sposób zniknęły.
Po piętnastu, niemiłosiernie dłużących się minutach, wreszcie dotarliśmy do celu. Wybiegłam z samochodu równie szybko jak do niego wskoczyłam. W myślach ciągle powtarzałam "Wreszcie, wreszcie", a nawet nie wiedziałam z jakiego powodu byłam aż tak bardzo nakręcona. Zwolniłam tępo dopiero na schodach, gdzie dogonił mnie Brady.
– Czemu tak pędzisz? – zapytał zadyszany.
Zamiast odpowiedzieć, złapałam go za rękaw bluzy i pociągnęłam za sobą. Weszłam do mieszkania Theo i od razu powitała mnie Layla, zupełnie jakby czekała na nas pod drzwiami. Miała przygotowane dwa drinki, które natychmiast nam podała. Najwyraźniej na przywitanie lubiła upijać gości, choć zapewne sprawiało to trochę problemów. Gdy wzięłam łyka napoju, koleżanka delikatnie mnie przytuliła, żeby tylko nie wylać mojego drinka na podłogę. Potem zostawiła nas samych, uciekając do swojego chłopaka. Także chciałam go znaleźć, powiedzieć "cześć", ale Brady pociągnął mnie na drugi koniec mieszkania.
Usiedliśmy na kanapie w salonie, chcąc w spokoju wypić nasze napoje, ale w takich warunkach było to dość trudne. Ludzie tańczyli na środku pokoju, a niektórzy z nich potykali się o dywan, leżący pod ich stopami. Jedna dziewczyna kilkakrotnie zachwiała się, niemal upadając na moje kolana. W obawie, że stracę picie, wypiłam je jak najszybciej. Jak na mój gust, było w nim trochę za dużo wódki, ale nie kręciłam nosem. Wręcz przeciwnie, chciałam iść po drugiego, lecz Brady znowu mnie wyprzedził i sam popędził do kuchni, a wrócił z napełnionymi kubkami. Posłałam mu uśmiech wdzięczności.
Tym razem także opróżniłam kubek jak najszybciej, a w głowie lekko mi się zakręciło. Już nie zamierzałam dłużej siedzieć na kanapie, na której i tak zaczynało się robić ciasno. Wstałam i natychmiast zaczęłam tańczyć, a raczej bujać się w tłumie, bo nie było zbyt dużo miejsca na dzikie tańce. Kilka głów dalej, ujrzałam włosy Layli. Chciałam się do niej przepchać, żebyśmy mogły pobawić się razem. Wiedziałam, że będzie to trudne i nie mogłoby obyć się bez obicia kilku osób, ale nie spodziewałam się, że przerwę moją wyprawę na samym starcie. Nie zdziwił mnie widok ręki Brady'ego, zaciskającej się na moim nadgarstku. Odkąd pierwszy raz go spotkałam tego dnia, bez przerwy za mną łaził. Normalnie nie miałabym nic przeciwko temu, ale tego dnia chciałam poimprezować także z innymi znajomymi.
– Przyniosłem ci coś do picia – powiedział mi do ucha, podając plastikowy kubek.
– Wypiłam już dwie porcje, nie mam ochoty na więcej.
Wyraziłam się jasno, ale on pozostawał nieugięty. Dosłownie wcisnął mi napój do ręki i czekał aż się napiję. Wymownie przeszywał mnie wzrokiem. W końcu pękłam i pociągnęłam łyk. Ten drink był o wiele lepsze niż te poprzednie, więc wypiłam go ze smakiem.
– To coś innego – powiedziałam, choć byłam pewna, że Brady doskonale o tym wiedział.
– Sam zrobiłem, specjalnie dla ciebie.
Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, najwyraźniej bardzo zadowolony z siebie i swojego kulinarnego dzieła. Także się uśmiechnęłam, po czym szepnęłam mu do ucha:
– Możesz mi zrobić jeszcze jednego.
Nie musiałam powtarzać – chłopak natychmiast poszedł do kuchni, a wrócił jeszcze szybciej. Po kolejnym drinku, z moich ust wyrwał się niekontrolowany śmiech. To był znak, że przestawałam nad sobą panować; alkohol brał górę nad moim ciałem, jak i umysłem. Jednak z drugiej strony, czułam się całkiem dobrze. Wróciłam do tańczenia, choć zdążyłam zapomnieć, że chciałam potańczyć z Laylą. W tym momencie, pod ręką miałam Brady'ego, więc to jemu zarzuciłam ręce na szyję. On nie protestował, a nawet objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Byliśmy już tak blisko, że czułam na karku jego oddech.
Kręciło mi się w głowie, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Dodatkowo, nie mogłam przestać się śmiać. Z początku był to tylko dyskretny chichot, a później zaczęłam rżeć jak koń, rozbawiając przy tym Brady'ego do łez. Nie przypominam sobie, żebym miała jakiś konkretny powód do śmiechu, ale byłam pewna, że świetnie się bawiłam. Byłoby idealnie, gdyby ktoś nie przerwał mojej prywatnej imprezy w głowie.
Z początku, Brady jedynie wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi oczami. Nie wypuszczał mnie z objęć, mimo że przestaliśmy tańczyć. Zaczynało się naprawdę niewinnie, ale po czasie zrobiło się trochę goręcej, Temperatura mojego ciała zwiększyła się nie tylko za sprawą alkoholu, płynącego w żyłach. To Brady zaczął mnie dotykać tam, gdzie nie miałby odwagi nawet spojrzeć na trzeźwo. Miałam w pamięci nie jedną dziurę, więc nie dziwne było to, że zapomniałam w jaki sposób znaleźliśmy się w kuchni. Dopiero tam, gdzie było nieco mniej ludzi, Brady zdecydował się na pocałunek. Gdybym była tego świadoma, odepchnęłabym go natychmiast, ale ta cholerna wódka tak mi namieszała w głowie, że pozwalałam mu na to. Pozwalałam, żeby całował mnie po szyi. Nie przeszkadzały mi także jego dłonie, przesuwające się wzdłuż mojego ciała.
Czułam się jakbym była w transie albo we śnie. Mimo, że fizycznie czułam to, co miało miejsce, nie byłam tego do końca świadoma. Z tyłu mojej głowy wciąż przewijała się myśl, że robię źle. Miałam ochotę płakać, przez co nie zorientowałam się kiedy faktycznie po moich policzkach pociekły łzy. Kolana się pode mną ugięły. Wymsknęłam się z objęć Brady'ego i jak najszybciej chciałam uciec. Na tamtą chwilę odzyskałam umiejętność racjonalnego myślenia, więc bezzwłocznie wyruszyłam na poszukiwania Layli.
Layla była tak naprawdę moją jedyną przyjaciółką. Zaczęło się od tego, że przypisano nas do jednego pokoju w akademiku. Mimo, że wiele nas różni, szybko znalazłyśmy to, co nas łączy i w ten sposób się zaprzyjaźniłyśmy. Jednak przez cały czas ukrywałam przed nią moją przeszłość, którą nagle chciałam ujawnić, a to wszystko za sprawą tych kilku drinków.
Szukając niebieskich włosów, których posiadaczką była Layla, poczułam się samotna jak nigdy wcześniej. Poczułam także narastającą irytację. Taki kolor włosów powinnam znaleźć natychmiast, podczas gdy w rzeczywistości błądziłam po pokojach mieszkania, nie znajdując niczego. Byłam przekonana, że Brady także ruszył w pogoń za mną, więc zależało mi na czasie. Dopiero po chwili, gdy nie widziałam żadnej innej możliwości, przypomniałam sobie o telefonie, schowanym w kieszeni mojej torebki, którą zostawiłam przy drzwiach frontowych. Właśnie wtedy, w drodze do przedpokoju, wpadłam na niebieskowłosego anioła.
– Lay, spadłaś mi z nieba! – pisnęłam, rzucając się jej w ramiona.
Złapała mnie na czas, co dało mi poczucie bezpieczeństwa. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na nią. Była nieco zamazana, ale i tak się uśmiechnęłam.
– Jeny, ile ty wypiłaś? – zapytała. – Ledwo stoisz na nogach.
– Laylaaa – wyciągnęłam, ignorując jej pytanie. – Tęsknięęę.
Zaśmiała się, słysząc moje słowa.
– Przecież tu jestem, głuptasku. Nie musisz już za mną tęsknić.
Poczułam niekontrolowany przypływ łez, które natychmiast zaczęły wypływać.
– Co się stało? – dziewczyna nagle przybrała poważny ton głosu i próbowała pomóc mi stanąć na równe nogi, choć sprawiało to pewne problemy. – Lauren, dlaczego płaczesz?
– Płaczę z tęsknoty – odparłam, opuszczając wzrok na podłogę.
– Może chcesz wrócić do naszego pokoju? – zaproponowała, na co ochoczo kiwnęłam głową.
Marzyłam o powrocie do pokoju. Marzyłam o moim łóżku i miękkiej kołdrze, pod którą mogłabym się ukryć przed całym światem i, przede wszystkim, przed Brady'm.
Layla zareagowała bez chwili wahania. Trzymając mnie w pasie, drugą ręką chwyciła moją torebkę i razem wyszyłyśmy z mieszkania Theo. Zejście ze schodów było bardzo trudne, bo co chwila się potykałam, a barierka wcale mi nie pomagała w utrzymaniu równowagi. Dopiero gdy zajęłam miejsce w aucie, odetchnęłam z ulgą. W drodze do domu, próbowałam się ogarnąć, ale przeszkodziło mi w tym burczenie w brzuchu.
– Jestem głodna – powiedziałam krótko.
– Zajedziemy gdzieś, żebyś mogła coś zjeść. – Layla była nadzwyczajnie spokojna. Nie krzyczała, miała miły ton głosu. Nawet ręce jej nie drżały, więc wszystko wskazywało na to, że była oazą spokoju, choć od jakiegoś czasu nieźle dawałam jej w kość.
Zajechałyśmy do pobliskiej jadłodajni, otwartej całą dobę. Nawet nie miałam wglądu w menu – koleżanka zamówiła za mnie. Po kilkunastu minutach, kelnerka przyniosła dla mnie sporą porcję naleśników, a dla Layli herbatę. Posłałam dziewczynie w fartuchu ciepły uśmiech, po czym zaczęłam jeść bez opamiętania. Rozkoszowałam się każdym kęsem pysznej potrawy, co jakiś czas kradnąc łyk herbaty, stojącej po drugiej stronie stolika.
Po skończonym posiłku, skorzystałam z toalety, a potem wróciłyśmy do samochodu. Czułam się nieco lepiej, ale wciąż towarzyszyła mi ogromna potrzeba na wzięcie chłodnego prysznica. Potrzebowałam wytrzeźwieć, a zimna woda zawsze mi w tym pomagała.
Widok akademika, sprawił, że od razu się rozpromieniłam. Chciałam pobiec prosto do łazienki, lecz przy wychodzeniu z auta, potknęłam się o własne nogi. Nie mogąc zrozumieć czemu nie zrobiłam tego wcześniej, zdjęłam buty i boso ruszyłam przez dziedziniec, w stronę potężnych drzwi wejściowych. Layla szła tuż przy mnie, asekurując mnie, w razie gdybym znowu miała wylądować na ziemi. Na szczęście, do celu dotarłam bez szwanku.
– Idź już pod prysznic, przyniosę ci ręcznik.
Zrobiłam tak, jak poleciła mi przyjaciółka. Po przekroczeniu progu łazienki, zaczęłam zdejmować ubrania, nie zważając na to, czy ktoś mi towarzyszył. W akademiku znajdowało się kilka łazienek, lecz każda była dostępna dla wszystkich. Podział był jedynie na płcie, lecz poza tym, były one ogólnodostępne.
Tak jak obiecała, Layla przyniosła mi mój ręcznik, a także piżamę. Położyła je na krześle, po czym wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie samą. Najwyraźniej wierzyła, że już nie zrobię sobie krzywdy, choć ja sama nie byłam tego do końca pewna. Na szczęście, strumienie wody faktycznie sprawiały, że alkohol ze mnie wyparowywał, przez co z każdą sekundą czułam się coraz lepiej. Po jakimś czasie czułam się czysta, lecz wciąż stałam pod prysznicem. Możliwe, że spędziłam tam nawet pół godziny, ale miałam taką potrzebę, więc nie czułam się winna za marnowanie wody.
Po przygotowaniu się do snu, ruszyłam w stronę pokoju, po drodze zbierając swoje ubrania z podłogi. Moje samopoczucie się polepszyło, a za to pragnienie snu urosło. Przyspieszyłam kroku, żeby jak najszybciej dojść do łóżka, czekającego na mnie przez cały dzień. Ręce miałam zajęte, więc drzwi musiałam otworzyć łokciem, ale nie sprawiło mi to większych problemów. Z uśmiechem na twarzy przekroczyłam próg pokoju. Niestety, uśmiech natychmiast spełzł mi z twarzy, gdy zobaczyłam chłopaka, siedzącego na moim łóżku. Wszystkie rzeczy, które trzymałam w rękach, z hukiem upadły na podłogę.
Jakby nigdy nic, w moim pokoju siedział Michael. Właściwie to leżał, rozłożony na mojej kołdrze, a na jego twarzy widniał półuśmiech. Z wrażenia rozwarłam usta, jednocześnie patrząc na rażąco-czerwoną czuprynę na głowie chłopaka. Po jego blond włosach nie było śladu, ale to nie miało wtedy żadnego znaczenia. On był w moim pokoju. W Anglii. Po sześciu miesiącach.
– No hej – przywitał mnie pewnym siebie głosem. – Tęskniłaś?


Pierwszy rozdział za nami!
Wiecie co robić ;)
Mega boję się Waszej reakcji...

Zapraszam także na wersję Mask na Wattpadzie KLIK
Zachęcam także do pisania swoich opinii o opowiadaniu na Twitterze pod tagiem #maskff

PS W zakładce "Bohaterowie" zostały wprowadzone pewne zmiany.