25 lis 2014

Rozdział 12


~✦~

Lauren

Nie wiem gdzie nas wrzucili, wyglądało to jak jakiś schron jeszcze z czasów wojny. Zostałam ciśnięta wgłąb podziemnego pomieszczenia. Było w nim ciemno, zimno i wilgotno. Uderzyłam plecami o twardą ścianę, a Michael został potraktowany tak samo. Nawet jeśli chciał stawiać opór łysemu dryblasowi, nie miał szans, bo różnica między ich siłą i wzrostem była zbyt duża.
W tym tajemniczym pokoju nie było żadnego okna, ani innego źródła światła. Jedyne co widziałam to niewielki otwór w suficie, przez który się tu dostaliśmy. Od "drzwi" do podłogi prowadziła drabina, po której schodziła kolejna osoba. Była raczej drobna, przypominała kobietę.
Kiedy podeszła bliżej, Michael gwałtownie wciągnął powietrze do płuc.
– To ty... – powiedział z nutą obrzydzenia w głosie.
Patrzyłam to na niego, to na jej chytry uśmieszek. Szła ku nam, seksownie kręcąc biodrami. Jej wysokie obcasy stukały rytmicznie, odbijając się echem od ścian. Zastanawiałam się tylko w jaki sposób zeszła po drabinie, nie łamiąc sobie kostek.
– Tęskniłeś za mną? – Mruczała niczym kotka, prężąca się do skoku.
Oglądałam z boku jak przybliżała się do chłopaka; odległość między nimi nie była większa niż metr. Położyła mu ręce na barkach, na co on wzdrygnął się lekko.
Kiedy przyłożyła usta do jego ucha, poczułam dziwne ukłucie w sercu. Zacisnęłam zęby, żeby powstrzymać krzyk.
Nieskazitelna uroda brunetki była doskonale widoczna nawet w półmroku. Pełne usta, pokryte intensywnie różowym błyszczykiem, połyskiwały w bladym świetle, niczym gwiazdy na niebie. Błękitne oczy świetnie kontrastowały z ciemnymi włosami, a otoczone były wachlarzem gęstych rzęs. Wydatne kości policzkowe nadawały kształt nieskazitelnej twarzy, przez co nie potrzebowała ani grama bronzeru. Zazdrościłam jej długich, zgrabnych nóg, które idealnie prezentowały się w obcasach i krótkiej, obcisłej spódniczce.
Długimi, ozdobionymi czerwonym lakierem, paznokciami muskała policzki i linię szczęki Michaela.
– Alison, chodź tu! – Niespodziewanie, krzyk Daniela dobiegł z góry.
Dziewczyna wywróciła oczami, ale posłusznie obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia.
– Jeszcze do ciebie wrócę – rzuciła na odchodnym.
Gdy weszła po drabinie, faceci poszli w jej ślady, po czym zamknęli klapę w suficie, zostawiając nas w kompletnej ciemności. Po całym ciele przeszły mnie niekontrolowane dreszcze.
Nie lubiłam być zamykana pod kluczem, a przecież już miałam ku temu okazję. Dręczyły mnie obawy, że już nigdy nie ujrzę światła dziennego, ale znikały od razu, gdy przypominałam sobie kto mi towarzyszył. We dwójkę mieliśmy o wiele większe szanse na ucieczkę.
– Gdzie jesteś? – szepnął Michael.
Automatycznie wyciągnęłam ręce przed siebie i zaraz poczułam jego ramię pod swoimi palcami. Umocniłam uścisk i przysunęłam się bliżej, żeby choć trochę zmniejszyć ogarniający mnie lęk.
– Przepraszam... – wydusiłam z siebie. – Zachowałam się podle. – Nie mogłam opędzić się od poczucia winy; przeprosiny same cisnęły się na usta.
– Przestań. – Tym jednym słowem skutecznie mnie uciszył. – Nikt nie jest winny.
Skąd w nim tyle zrozumienia? Zadziwiał mnie, zwłaszcza że przyjaciel spiskował za jego plecami, a wróg po raz kolejny próbuje go wyeliminować. Nie wiem czy ja byłabym w stanie wytrzymać pod tak wielką presją.
Przypomniałam sobie o niewinnej blondynce, przywiązanej do słupa i pozbawionej możliwości walki. Niesprawiedliwie porwana i katowana przez kogoś, kto niegdyś był dla mnie całym światem... Czułam niewyobrażalne obrzydzenie postacią Daniela, a gdzieś głęboko, czułam także wstyd. Jak mogłam ufać komuś takiemu jak on? Jak mogłam nie dowiedzieć się o jego gangsterskiej robocie?
Padł strzał z ręki tego potwora, a ja nawet nie wiedziałam w czyim kierunku. Luke albo Nicole potrzebowali ratunku, a może nawet życie, któregoś z nich było zagrożone. Z trudem powstrzymywałam automatyczną chęć niesienia pomocy.
Niestety, nie mogłam nic zrobić. Zostałam uwięziona i mogłam tylko czekać na czyjąś łaskę albo łut szczęścia.
Słyszałam głośne bicie swojego serca, a tuż obok serce Michaela waliło równie głośno i szybko. Oddychałam ciężko, kiedy on potrafił zapanować przynajmniej nad tym.
Ugryzłam się w język, powstrzymując jęknięcie, ale nie mogłam powstrzymać ramion, oplatających się wokół piesi chłopaka. Nie hamując się, wtuliłam twarz w jego koszulkę.
– Hej, nie płacz. – Dopiero po tych słowach, zdałam sobie sprawę, że po policzkach ściekają mi łzy.
– Chciałam pomóc, a stworzyłam same problemy. – Wcale nie musiałam się tłumaczyć, ale czułam taką potrzebę.
– Już przestań.
Dłoń, gładząca moje włosy, momentalnie mnie uspokoiła, ale nie na długo, bo po chwili dreszcze wróciły.


Michael

Pozornie zachowywałem spokój, lecz w środku gorączkowo rozmyślałem nad tym, co zrobić dalej. Siedząc na chłodnej posadzce, nieustannie myślałem o kartce, którą Alison wcisnęła do tylnej kieszeni moich spodni. Nawet jakbym ją wyciągnął, w tej ciemności niczego bym nie zobaczył. Chociaż...
– Masz telefon? – zapytałem; nagle mnie olśniło.
Lauren zwolniła uścisk i po szeleście  rozpoznałem, że zaczęła grzebać w swojej dżinsowej kurtce.
– Mam – powiedziała po chwili, po czym po omacku mi go podała.
Pospiesznie wyciągnąłem zwitek z kieszeni i oświetliłem go światłem z komórki. Miałem nadzieję, że znajdę tam coś, co pomoże, ale cała nadzieja zniknęła równie szybko jak się pojawiła.
Na fioletowej kartce był napisany jedynie, niepotrzebny mi do niczego, numer telefonu i dopisek "zadzwoń :*".
Cholera, jak miałem zadzwonić, będąc zamkniętym w jakiejś piwnicy?
Popatrzyłem na siłę zasięgu - zero kresek.
Zacząłem nerwowo omiatać wzrokiem całe pomieszczenie, ale widoczność była ograniczona do zera. Nie wiedziałem na jakie okropności mogłem natrafić, szukając czegoś po omacku. Mimo to, spróbowałem zrobić kilka kroków przed siebie. Przez ciemność moje pozostałe zmysły zostały wyostrzone, przez co słyszałem jak, niemal bezgłośnie, Lauren obgryza paznokcie w nerwach. Kontrolując sieć, jakimś cudem, dotarłem do zbawiennej drabiny, po czym wspiąłem się po niej najwyżej jak było to możliwe.
Udało się – jedna kreska.
Mogło przerywać, ale musiałem spróbować. Czym prędzej wybrałem numer Caluma, błagając żeby połączenie nie zostało zerwane.
Jeden sygnał.
Drugi.
I trzeci.
– Halo? – w końcu odezwał się głos po drugiej stronie.
– Bierz Ashtona i przyjedź po nas do starej maszynowni – mówiłem jak najszybciej. – Daniel zamknął mnie i Lauren, a z Luke'iem jest na polu bitwy. Pospiesz się!
– Jedziemy.
Rozmowa była krótka, ale zdecydowanie wystarczyła. Teraz tylko pozostało nam czekać i liczyć na spory udział szczęścia.
Zszedłem z drabiny i, oświetlając sobie drogę, wróciłem pod ścianę. Bez zastanowienia, uwięziłem Lauren w żelaznym uścisku.
Nie byłem zły ani na nią, ani na Luke'a. Tylko niepotrzebnie chcieli się nawzajem ratować. Gdyby mi powiedzieli, na pewno bym pomógł. Nigdy nie tolerowałem spiskowania na boku, ale tym razem, wyjątkowo, nie miałem żalu. Nie umiałem tego wytłumaczyć nawet przed samym sobą.
Może to wszystko przez tę dziewczynę?
– Michael? – pisnęła nagle, przywracając mnie do rzeczywistości.
– Tak?
Nie odpowiedziała; wtuliła twarz w moją koszulkę. Zdałem sobie sprawę, że serce bije mi bardzo szybko, co na pewno nie umknęło jej uwadze. Na szczęście, nie widziała moich zaczerwienionych policzków.
Niespodziewanie usłyszałem stuknięcie, a chwilę później klapa w suficie została uniesiona. Do pomieszczenia wpadli ci sami dwaj mężczyźni, którzy nas tu wrzucili.
Zacisnąłem mocniej ramiona wokół Lauren, gdy tamci się zbliżali. Panikowała coraz bardziej, ale liczyłem na to, że mój dotyk ją uspokoi. Oczywiście, nie wszystko poszło po mojej myśli, a raczej nic. Łysy typ wykręcił mi ręce do tyłu, po czym zaczął oplatać je liną. Mogłem jedynie wierzgać nogami, ale niewiele to dawało, gdyż zaraz potem dostałem czymś ciężkim w głowę. Zdążyłem syknąć z bólu, ale zaraz po tym, powieki jakby przybrały na wadze; opadły wbrew mojej woli.

– Cholera, gdzie jesteśmy? – Użyłem liczby mnogiej w nadziei, że Lauren była ze mną.
– Gdzieś nas przewieźli – odparła bez zastanowienia, na co odetchnąłem z ulgą; na szczęście nas nie rozdzielili.
Wciąż czułem ból z tyłu głowy po uderzeniu. Zacząłem masować potylicę, jednocześnie usiłując wstać z drewnianej podłogi, skrzypiącej pod naciskiem.


Lauren

Kiedy pomogłam Michaelowi wstać, zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Nie było tak ciemno jak w maszynowni. Wyglądało na poddasze, a w dachu zostały osadzone dwa małe okienka. Żadnych mebli, jedynie cztery słupy, podtrzymujący krokwie.
Nie miałam zielonego pojęcia jak Michael planował się stąd wydostać, ale milczałam, wiedząc, że w końcu coś wymyśli.
Coraz bardziej przestawałam wierzyć, że Nicole może jeszcze żyć. Luke'a także nigdzie nie widziałam, co zaczynało pogłębiać wszystkie moje lęki. Pozostało mi jeszcze zastanawianie się, dlaczego my wciąż żyjemy?
Łzy co chwila napływały do moich oczu, żeby zaraz się cofnąć i tak w kółko. Bałam się jak cholera, mimo uspokajających szeptów. Bałam się o swoje życie, o życie przyjaciela i jego siostry. Czułam się jak świnia hodowana na rzeź, nieświadoma nadchodzącej śmierci.
– Przestań – ton jego głosu był łagodny. – Jakoś się wydostaniemy, zostaw to mnie.
Bez przerwy gładził mnie pokrzepiająco po włosach, ale po pewnym czasie zaczęło mi to po prostu działać na nerwy. Wydostałam się z jego uścisku i pewnie wypięłam pierś do przodu. Nie miałam ochoty siedzieć bezczynnie ani minuty dłużej. Ruszyłam w stronę nieco zniszczonych drzwi, ale jedynych w tym pokoju, drzwi.
– Lauren, co ty wyprawiasz? – syknął Michael, nie podnosząc głosu. – Usiądź i nie kombinuj.
Wiedziałam, że wyciągnął rękę w moim kierunku i wcale nie musiałam tego widzieć, po prostu go czułam.
– Proszę, złap moją dłoń – wyjęczał błagalnie.
Nie miałam serca, żeby mu odmówić, toteż obróciłam się i od razu na niego wpadłam. Pospiesznie splótł swoje palce z moimi, przyciągając mnie bliżej siebie. Mimowolnie zostałam zmuszona do wtulenia twarzy w jego koszulkę. Słyszałam serce, bijące jak oszalałe pod wpływem tak wielu emocji.
Jednocześnie, znikąd dostałam niesamowity zastrzyk energii. Bez dłuższego zastanowienia, włączyłam swój szósty zmysł, ponownie kierując się ku wyjściu. Pociągnęłam za sobą chłopaka i miał szczęście, że nie protestował. Mógł mówić, że się tym zajmie, ale jedynie szukał wsparcia, a to nie pomagało. Dlatego przejęłam inicjatywę.
Gdy wreszcie dotarłam do drzwi, nawet nie łudziłam się, że będą otwarte. Na szczęście, nie zapomniałam o dawnych umiejętnościach, które niegdyś bardzo przydały się przy uciekaniu z celi. Na to wspomnienie, kąciki moich ust automatycznie skierowały się ku górze.
Wygrzebałam z włosów wsuwkę, która była nieodłącznym elementem mojej fryzury, zawsze i wszędzie. Przez zadawanie się z gangsterami, nabyłam kilka całkiem przydatnych nawyków. Powykrzywiałam mały metalowy przedmiot, żeby choć trochę przypominał klucz, a zaraz później zaczęłam nim wiercić w wejściu na klucz. Michael domyślał się do czego dążyłam, więc siedział cicho, ale uciskał moje ramiona dopingująco.
Klik.
Udało się!
Miałam ochotę skakać i krzyczeć z radości, ale nie miałam na to czasu, ani warunków. Zawahałam się; nie wiedziałam czy lepszym wyjściem będzie skradanie się, czy może szybka ucieczka. Zdecydowanie mniej czasu powinna zająć druga opcja, a to właśnie dodatkowych cyferek na zegarze potrzebowałam najbardziej.
Przygotowując się do akcji, wzięłam głęboki wdech, żeby już kilka sekund później biec przez jasny korytarz.
Mój wzrok protestował; nie widziałam nic, poza oślepiającym światłem. Oczywiście, dobrze wiedziałam, że wcale nie było ono takie rażące, ale po spędzeniu kilku godzin w zupełnej ciemności, mój mózg odbierał to inaczej. Mimo wszystko, nie zwracałam na to uwagi i biegłam po omacku. Chwilę później, to Michael przejął prowadzenie i to on ciągnął mnie za sobą. Najwyraźniej szybciej "odzyskał wzrok".
– Niech to szlag! – usłyszałam krzyk, dobiegający gdzieś z boku.
Nie miałam czasu, żeby spojrzeć w stronę głosu, bo zdążyliśmy wybiec na korytarz. Nie miałam czasu, żeby ogarnąć wzrokiem otoczenie, ale wyglądało to na zwyczajny blok mieszkalny. Nie zwlekając, biegliśmy w dół schodów, niemal łamiąc sobie przy tym nogi. Zeskakiwałam z pięciu schodków na raz, przy czym moje kolana strzykały w proteście.
Umrę, bezustannie powtarzałam w myślach.
Najłatwiej byłoby się po prostu rozpłakać albo położyć na ziemi i czekać, aż ktoś cię zabije, ale nie chciałam się poddawać bez walki. Właśnie dlatego biegłam dalej, choć słyszałam za sobą kroki i krzyki, które w końcu przerodziły się w strzały.
– Cholera – syknął Michael. – Strzelają do nas! Szybciej!
Zaczynało mi brakować chęci i, przede wszystkim, sił. Dawałam z siebie wszystko, ale mimowolnie zwalniałam tempo. Dyszałam ciężko i zaklinałam budynek, który miał niezliczoną liczbę schodów.
– Nie... mogę... – wydusiłam, opadając na kolana.
Strzały zamiast mnie zmotywować, tylko podkopały moją pewność siebie.
– Nie rób mi tego! – spotkałam się z natychmiastowym odzewem blondyna. – Nie teraz!
Nie czekając, zarzucił mnie sobie na plecy i pobiegł dalej. Niepotrzebny balast spowalniał jego ruchy, przez co czułam się winna jak nigdy wcześniej. Zerknęłam w tył; wrogowie byli coraz bliżej. Jednocześnie podziwiałam chłopaka za jego wytrwałość i nieograniczoną siłę przeznaczoną na bieg. Wtulałam twarz w jego szyję, czując jak powieki powoli mi opadają.
– Lauren, błagam cię, nie teraz – syknął płaczliwym tonem.
Próbowałam. Skupiałam całą swoją energię na tym, żeby nie zemdleć. Czułam się jakbym leciała, wisząc na pograniczu życia i śmierci. Czułam lekkość i ogromny ciężar jednocześnie.
Strzał.
Momentalnie znalazłam się na chłodnej posadzce, której temperatura powoli pomagała mi w odzyskaniu pełnej świadomości. Kiedy Michael gwałtownie pomógł mi wstać, ponownie zalała mnie fala gorąca, a ocucenie poszło w niepamięć.
– No dawaj – wycedził przez zęby, jakby mówił do siebie. – Wytrzymaj jeszcze chwilę.
Pokręciłam przecząco głową; nie mogłam uwierzyć, że poddałam się tak łatwo.
– Stój, kurwa! – wrzasnął jeden z mężczyzn, odpowiedzialnych za więzienie nas w ciemnym pomieszczeniu.
Usłyszałam kolejny strzał, a po nim następny.
Kiedy z trudnością obróciłam głowę, zobaczyłam Luke'a, celującego w faceta. W tym samym momencie, Michael wziął mnie na ręce i zaraz po tym, odetchnęliśmy świeżym powietrzem., co dało mi nowy przypływ energii. Natychmiast chciałam wrócić i pomóc przyjacielowi, ale nie miałam nic do powiedzenia. Zostałam dosłownie wrzucona do samochodu, w którym siedział Calum za kierownicą. Nie miałam czasu, żeby cieszyć się na widok żyjącego Hemmingsa.
– Jedź! – polecił mu Mikey i już chciał zamknąć drzwi, ale podparłam je nogą.
– Nie ma mowy! – odkrzyknęłam, wykorzystując do tego, dopiero co zregenerowane, siły.
Tym razem nie mogłam pozwolić mu na narażanie życia. W tym przypadku chodziło o zbyt ważne dla mnie osoby i nie miałam zamiaru siedzieć bezczynnie. Podpierając się rękami, wstałam z siedzenia i ruszyłam w stronę wejścia do wieżowca.
– Daj mi broń – warknęłam.
Chłopak zaśmiał się ponuro, ale wypełnił moje polecenie. W biegu, sprawdziłam czy pistolet aby na pewno jest naładowany. Naładowany. Wtedy obudził się we mnie instynkt mordercy, z którym nigdy wcześniej nie miałam styczności.
Słyszałam strzały z oddali; Luke musiał być gdzieś tam. Kiedy wreszcie, po kilku sekundach błądzenia, ujrzałam blond czuprynę, nacisnęłam na spust, a kula poleciała w stronę, któregoś z mężczyzn. Nie zważałam na to, czy go trafiła czy też nie, zamiast tego pobiegłam do przyjaciela i złapałam go za ramię. Posłał mi przelotny uśmiech, a zaraz po tym, dołączył do nas Michael.
Poczułam się jakbym była w świetnie wyreżyserowanym filmie akcji, nawet jeśli miałam dość spore szanse na śmierć.
Luke równie dobrze mógł wrócić sam, wystarczyłby sprint w jednym kierunku, ale wolałam pomóc przy eskorcie. Michael popchnął kumpla, gdy ja go pociągnęłam, kurczowo trzymając za jego nadgarstek. Świetnie się ze sobą zgraliśmy, co niezwykle ułatwiło nam ucieczkę. Tamci mieli bardzo powolne ruchy; pobiegli za nami dopiero po trzech, dłużących się jak cholera, sekundach. Mimo bandy idiotów, siedzących nam na ogonie, wybiegliśmy z budynku w jednej części. Wpadliśmy do auta, a Calum, nie czekając na żaden znak, ruszył naprzód z piskiem opon. Słyszałam za nami strzały, ale najwyraźniej każdy był chybiony, bo nasz pojazd wciąż jechał.
Wreszcie odetchnęłam z ulgą.



~✦~

Przepraszam, że ten rozdział jest taki kiepski... Na następny chyba będziecie musieli poczekać trochę dłużej, bo nie mam teraz zbyt dużo wolnego czasu:(
Chcę, żeby rozdziały były dobre, a nie pisane na siłę, dlatego wybaczcie mi opóźnienia.
Tak czy siak, dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, jest Was już tak dużo! *o*

28 komentarzy:

  1. Wow! Jakie emocje! Tak się cieszę, że wszystko się udało, ale co z siostrą Luke'a?
    @UfoPornotic

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogę czekać nawet miesiąc na rozdział. Bardzo podoba mi się twoje opowiadanie i będę czytać je do końca, czego możesz być pewna. :) Wcale nie jest kiepski! Ja uważam, że jest świetny, zresztą jak zawsze. :) Podziwiam Lauren za to, że nie bała się strzelić do człowieka, a nawet go zabić. Ja zapewne nie odważyłabym się na to. Zastanawia mnie tylko co z siostrą Luke'a i dlaczego Daniel ją porwał. Być może chodzi o to tajemnicze COŚ? :) Pisz nowy rozdział jak długo uważasz. Czekam z niecierpliwością i dużo weny kochana. <3
    ~slither

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale emocje już nie mogę się doczekać nexta.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny wiele emocji aż brak słów
    Powiedz że siostra Luke żyję :-D
    Czekam na next
    Trampka <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wcale nie jest kiepski!
    Piszesz naprawdę super!
    Ta akcja dhcbdhdhchdj <3
    Jak się okazało, że Luke żyje, to zaczęłam się tak cieszyć, ale co z jego siostrą!?
    Ja też będę czytać do końca :) Miłego pisania :*
    @Emilka_5SOSFam xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże. ..masz szczęście że Luke żyje tylko co z jego ( kuzynką, siostrą? ??) Przepraszam, ale nie moge sprawdzić rozdziału poprzedniego. Piszesz super! Czekam na nn :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, uciekli :-) Lauren jest niesamowita, niby taka wrażliwa a potrafi przejąć inicjatywę i otworzyć drzwi ich tymczasowego więzienia. Rozumiem, że Ashton jest zdrajcą i to on zdradził Danielowi, że będą jechali do magazynu.

    http://oczy-cherubina.blogspot.com/
    http://niezlomna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiepski, nawet tak nie mów. Rozdział jest świetny!!! Niecierpliwie czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiepski?!
    To moje rozdziały na Cruelty i Terrible są kiepskie.
    To było wspaniałe! *.*
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział! Bardzo podobała mi się akcja ucieczki Michaela i Lauren z tego strychu. I to jak się przytulali <3
    Coraz lepiej piszesz i coraz bardziej mnie to wciąga :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiepski? Czy ty uznałaś ten rozdział za KIEPSKI?!
    On jest genialny!
    Weny aniołku, weny, bo kocham to ff <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeżeli uważasz ten rozdział za kiepski to radze Ci poczytać niektóre fanfiction..... a tak poza tym to supcio. Tylko troszkę więcej wiary w siebie kochana. Buziaczki :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny rozdział 😛 czekam na nn 💋

    OdpowiedzUsuń
  14. kiedy będzie kolejny rozdział ?? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może za tydzień... Przepraszam, ale nie mam teraz czasu:(

      Usuń
  15. super rozdział, wcale nie zawiodłaś :*
    już nie mogę się doczekać co będzie dalej :3 Mam nadzieje że Lauren i Michael będą razem :*
    życzę weny i mam nadzieje że znajdziesz dla nas trochę czasu na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Polecono mi tego bloga, a że ja nie mam co czytać, to sobie weszłam. I oczywiście zostanę na dłużej. Bardzo spodobał mi się Twój styl pisania, co u mnie jest rzadkością. Nie piszesz tylko tak, żeby było. Robisz to z sensem i ciekawie prowadzisz wydarzenia, a postać Michaela wykreowana jest wspaniale. Dlatego czekam na kolejny. x

    Zapraszam też do mnie:
    http://sinister-fanfic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdzał bardzo fajny. Zawarłąś wszytsko co lubię czyli miłość, akcję i tajemnicę :) Z niecierpliwością czekam na następny i mam nadzieję, że będziesz trzymała dobry poziom

    OdpowiedzUsuń
  18. Swietny blog:) czekammm z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Dziewczyno nie koncz w takich momentach .. i czekam na pocalunek miedzy Michaelem a Lauren :)) prosze dodaj szybko rozdzial ! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Dopiero zaczęłam czytać to opowiadanie i podoba mi się ;)
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  21. świetne opowiadanie! Już czekam od dłuższego czasu na następny , codziennie sprawdzam :D :*:* Mam nadzieje że za niedługo będą jakieś NAMIĘTNE momenty :*

    OdpowiedzUsuń
  22. Dziewczyno co?? Ten rozdział kiepski?!?!?!? >:( Ten rozdział był genialny i jak się okazało że Luke żyje. Boże łzy ciskały mi się na oczy. Geniusz z cb! Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  23. Bardzo dobre opowiadanie! Pisz dalej bo czekamy:P

    OdpowiedzUsuń
  24. Jestem pod wrażeniem: nieczęsto udaje się komuś tak nieumiejętnie i bezsensownie wprowadzić motyw porwania, a nieco później syndromu sztokholmskiego. Od początku mam wrażenie, jakby Lauren przyjechała do Michaela i jego przyjaciół ot tak, bo ją na weekend zaprosili. Pomijając już to, główna bohaterka to po prostu idiotka, a dowodów na to jest po prostu za dużo, by je wymienić. Wystarczy jednak, że powiem, iż ten mistrz strategii przez cały czas miał dostęp do telefonu. Błagam! Opowiadania nie muszą być arcydziełami, trudno tego wymagać od początkujących, ale jakiś sens i choćby najmniejsze obeznanie z tematem nie boli.
    Dodatkowo niezbyt umiejętne prowadzenie narracji (nie wiem, gdzie jest gorzej: gdy piszesz ze strony Michaela czy Lauren). Wszystko to sprawia, iż nie mam pewności, czy uda mi się przebrnąć przez następne rozdziały.
    pozdrawiam,
    Francesca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pierdolę..nikt ci tu nie każe wchodzić. Jak widzisz wszyscy mają gdzieś twoje zdanie. Ludzią się podoba. Twoje zachowanie jest chamskie. Myślisz że kim jesteś? Królowa hahaha sorry jakaś gówniara, która za dużo sobie wyobrażam. Tak, tym jesteś. Jeśli uważasz, że jej blog jest bez sensu. Spieprzony po całej lini. To zapraszam na stos gorszych. Które znajdziesz na internecie. Tak to prawda że jej opowiadanie nie jest arcydziełem. Bo albo jesteś wszech uzdolniony albo latami do tego dążysz. "Królowo" twoje prace też nie są arcydziełami. To że masz wysoką samoocenę o sobie i swoich pracach. Świadczy tylko o tym że jesteś chorobliwie w siebie zapatrzona. Radziła bym się z tym udać do lekarza. Najlepiej psychiatry. Przepisze jakieś leki może na terapie wyślę. Życzę powodziena.

      Kłaniam się nisko "Królowo"

      Weronika

      Usuń
    2. Francesco, przepraszam Cię za komentarz powyżej. Koleżankę trochę poniosło. Za Twój komentarz dziękuję. Wreszcie ktoś na głos wytknął mi te błędy, które widziałam wcześniej. Niestety, nie wiem jak mogę to teraz naprawić – opowiadanie powstało jak powstało i chyba nie będę go redagować w takim momencie.
      Nie czytaj, jeśli nie sprawia Ci to przyjemności, ale dziękuję, że poświęciłaś tyle swojego życia na czytanie mojego chłamu.
      Pozdrawiam,
      Curly

      PS Nie mam żalu, ani nic w tym rodzaju. Zgadzam się z Twoją opinią:)

      Usuń