♢
Lauren
Zastałam Michaela, siedzącego na fotelu w salonie. Był sam, a w ręku trzymał małą kartę SD i przyglądał się jej uważnie. Nie chciałam mu przeszkadzać, ale za bardzo się stęskniłam, żeby po prostu odejść. Gdy podeszłam bliżej, podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się lekko. Bez wahania, usiadłam mu na kolanach, a twarz wtuliłam w jego ramię.
– Co robisz? – zapytałam sennym głosem.
W odpowiedzi mnie objął i pocałował w czoło. Najwyraźniej wyrwałam go z głębokiej zadumy, choć nie dawał tego po sobie poznać.
– Chcesz dziś gdzieś wyjść? – zaproponował.
Popatrzyłam na niego pytająco; zdziwiła mnie ta propozycja, ale jednocześnie wywołała uśmiech na mojej twarzy.
– Jasne – odparłam. – A gdzie konkretnie?
Spojrzał w sufit, zastanawiając się. Jego usta powoli wykrzywiły się w uśmiechu.
– Hmm... Do filharmonii.
Jak na komendę, wstrzymałam oddech, próbując ukryć ekscytację. Jedno hasło wystarczyło do tego, żeby w mojej głowie powstał obraz niczym scena z filmu.
– Byłoby świetnie.
Byłam pewna, że moje oczy zaświeciły niczym dwie latarki. Wyobraziłam sobie siebie w eleganckiej sukience i Michaela, w równie szykownym, garniturze. Zawsze miałam słabość do mężczyzn pod krawatem, a jednak ten był moim ulubionym. Słowo "filharmonia" znikało pośród moich myśli i wyobrażeń.
Jednak nagle zamarłam. Mogłam marzyć o jakiejś pięknej kreacji, ale w rzeczywistości, nie posiadałam niczego odpowiedniego.
Michaelowi nie umknęło moje nagłe poruszenie.
– O co chodzi? – zapytał.
– Nie... Nie mam co ubrać... – powiedziałam to bardzo cicho, jednocześnie zaciskając zęby.
– To kup. – Wybuchł śmieciem jak gdyby nigdy nic.
Poczułam się nieswojo z bliżej nieokreślonego powodu, toteż wstałam i powoli zaczęłam się wycofywać. Nerwowo zakładałam włosy za ucho, czego nawet nie byłam świadoma.
– Dobrze – przytaknęłam, po czym wybiegłam po schodach.
Na środku korytarza, wypadłam na Caluma, idącego z naprzeciwka. Położył dłonie na moich ramionach, próbując mnie wyminąć. W ostatniej chwili, zobaczył towarzyszący mi niepokój.
– Coś się stało?
Jak na zawołanie, w mojej głowie pojawiła się masa odpowiedzi, którymi niestety nie mogłam się podzielić.
Nie mam koleżanek, z którymi mogłabym pójść na zakupy.
Nie mam własnych pieniędzy, za które mogłabym kupić sobie sukienkę.
Nie mogę wyjść na miasto bez pozwolenia.
Nie mogę zrobić niczego bez nadzoru przynajmniej jednej z moich czterech nianiek.
– Nic – odpowiedziałam krótko, odganiając wszystkie męczące mnie myśli.
– Mnie nie nabierzesz – zachichotał, przekonany, że go okłamałam; i miał rację. – Jaki masz problem?
– Nieważne – prychnęłam. – Nie chcę robić z siebie ofiary losu.
– Za późno – dociął mi swoim bezbłędnym sarkazmem. – Gadaj o co biega.
– To nic takiego... – Za wszelką cenę próbowałam zyskać na czasie. – Po prostu nie mam z kim iść na zakupy.
Nagle, Calum wziął mnie za łokieć i pociągnął za sobą. Dosłownie wrzucił mnie do swojego pokoju. Myślałam, że stało się coś złego, ale gdy zobaczyłam dziwny uśmiech na jego twarzy, wiedziałam, że nie o to chodzi.
– Michael zaprosił cię do filharmonii? – wyszeptał jakby ktoś nas podsłuchiwał.
– Tak... Skąd wiesz?
– Znam go, dobra? Poza tym, gadamy o różnych rzeczach.
– O mnie też? – niekontrolowanie pisnęłam.
– Ciiicho. Tak, o tobie też. – Nie ukrywałam oburzenia. – On planował to od jakiegoś czasu, więc jeśli chcesz kupić coś na tę okazję, jadę z tobą.
Nie wiedziałam czy mam być mu wdzięczna, czy bardziej wkurzona o to, jak mnie traktował. Dlatego też, w odpowiedzi wydęłam usta, jednocześnie szturchając go w ramię. Zastanawiałam się co mogło tkwić w jego głowie. Dlaczego tak zareagował na wieść o randce? Ciekawość mnie zżerała, ale nawet jakbym zapytała, nie dostałabym normalnej odpowiedzi.
Po chwili, chłopak ponownie wyprowadził mnie na korytarz i ruszył w stronę schodów.
– Wychodzimy na zakupy – powiadomił Michaela.
Blondyn spojrzał na nas pytająco, ale nic nie powiedział. Odprowadził nas wzrokiem do drzwi, a kiedy posłałam mu uśmiech na odchodnym – nie odpowiedział.
Calum wsiadł do czerwonego auta, którym jeszcze nie miałam okazji jechać. Ten kolor lakieru wyjątkowo pasował do właściciela pojazdu.
– Chcę jechać do... – zaczęłam, lecz brunet uciszył mnie ruchem ręki.
– Nie. Nie jestem szoferem. Jedziemy tam gdzie ja chcę.
– Ale...
– Ale ja wiem w czym będziesz wyglądała najlepiej.
Speszyłam się. Przez resztę drogi nie odezwałam się ani słowem, sceptycznie nastawiona do tej wyprawy.
Dawno nie byłam w centrum miasta, więc galeria handlowa była dla mnie czymś niezwykłym. Patrzyłam na nią jak na cud świata, mimo że nie różniła się jakoś specjalnie od tych, w których bywałam wcześniej. Poczułam się jakbym odwiedzała obcą planetę.
Weszliśmy do środka, zupełnie jak normalni ludzie, choć tak naprawdę w nawet najmniejszym stopniu nie czułam się normalna.
Nawet nie zdążyłam się rozejrzeć, bo Calum złapał mnie pod łokieć, po czym pociągnął w przeciwną stronę. Spojrzałam na niego i dostrzegłam dziwny błysk w jego oczach. Wyglądał na podekscytowanego, choć nie sądziłam, żeby miał ku temu powód.
Dosłownie wpadliśmy do jednego ze sklepów, w którym znajdowały się same eleganckie stroje. Nic nie wyglądało tandetnie, wszystko było wyszukane i odpowiednie na każdą okazję. Nie wiedziałam na czym zawiesić wzrok.
– Usiądź sobie tam. – Brunet wskazał na kremową kanapę w wiktoriańskim stylu.
– Dlaczego mam siadać?
– Bo ja poszukam czegoś, co mogłabyś ubrać i nie chcę, żebyś mi przeszkadzała.
W odpowiedzi wydęłam usta, a ręce skrzyżowałam na piersi, ale poszłam we wskazanym kierunku.
Calum kontrolował każdy mój ruch, ale gdy w końcu usiadłam, zniknął między wieszakami. Jedyne co mogłam robić, to czekać na niego, co było nadzwyczaj nudnym zajęciem.
Rozglądałam się po wnętrzu sklepu. Jego wystrój był mieszanką baroku ze stylem nowoczesnym, lecz wszystko idealnie ze sobą współgrało. Z sufitu zwisały zachwycające żyrandole, złożone z małych, lśniących kryształków; nie mogłam oderwać od nich wzroku.
Sklep miał zaledwie kilku klientów, ale każdy z nich wyglądał na takiego, który zrobi spore zakupy. Młode dziewczyny w towarzystwie bogatych ojców, jak i dorosłe kobiety w gronie przyjaciółek. Nie brakło tu także mężczyzn, szykujących się do wielkiego wyjścia.
Moją uwagę przyciągnęła nastolatka, którą wyróżniały blond włosy, sięgające pasa. Biegała między wieszakami jak oszalała, a za nią starszy mężczyzna w garniturze, niespecjalnie zadowolony ze swojego zajęcia. Podczas gdy dziewczyna szukała dla siebie odpowiedniej kreacji, ten trzymał dla niej sukienki do przymierzenia. Na jego pomarszczonym czole dostrzegłam kilka kropli potu; najwyraźniej biegał już od dłuższej chwili. Widząc jego ból, posłałam mu pocieszający uśmiech, ale nawet nie miał czasu, aby mi odpowiedzieć, gdyż musiał podążać za młodą dziewczyną.
Od niechcenia wróciłam głowę i zobaczyłam Caluma, idącego w moją stronę. Niósł trzy różne sukienki. Nagle, poczułam wstyd. Nie chciałam sprawiać wrażenia rozpuszczonej dziewuchy, tak jak tamta blondynka. Nie byłam przyzwyczajona do tego, żeby ktokolwiek nosił dla mnie ubrania.
– Co to za skwaszona mina? – zapytał brunet. – Nawet nie przymierzyłaś tych kiecek, więc się nie krzyw.
Chłopak był święcie przekonany, że byłam wybredna. Lepiej, żeby tak zostało, bo nie miałam ochoty mu się tłumaczyć.
– Wskakuj do przymierzalni. – Podał mi wieszaki. – Wszystkie są piękne, więc musimy zobaczyć jak będziesz w nich wyglądać, żeby się na którąś zdecydować.
Skinęłam głową, po czym weszłam do kabiny. Miała ona większe rozmiary niż taka w przeciętnych sklepach, a każda ścianka była lustrzana. Dwa wieszaki powiesiłam na haczyku, a jeden wzięłam do ręki. Purpurowa sukienka kompletnie nie przypadła mi do gustu; ani kolor, ani krój. Od razu ją odwiesiłam. Zaczęłam się zastanawiać czy Calum rzeczywiście tak dobrze wiedział w czym będę dobrze wyglądać.
Chwyciłam kolejną – burgundową. Była zwykła. Długi rękaw, głęboki dekolt, odcięcie w talii i rozkloszowany dół. Nie przepadałam za tego typu fasonem, ale nie chciałam od razu z niej rezygnować, gdyż miała naprawdę ładny kolor.
Niespiesznie zdjęłam cienki sweter, który miałam na sobie. Dzięki klimatyzacji, po ciele przeszły mnie dreszcze. Przyspieszyłam i zapragnęłam jak najszybciej się przebrać. Kiedy już byłam gotowa, otworzyłam drzwi, żeby Calum mógł mnie zobaczyć. Na wejściu posłałam mu mordercze spojrzenie.
– Wyglądam jakbym szła do kościoła.
Chłopak bez słowa skinął głową, zgadzając się ze mną.
Wywróciłam oczami i wróciłam do przymierzalni. Założyłam ostatnią, dopasowaną sukienkę w kolorze butelkowej zieleni. Miała ona wysoki dekolt, a po bokach ciekawe trójkątne wycięcia. Brakowało jej rękawów, lecz wizualnie było to zdecydowanie na plus. Bez zastanowienia chciałam ją kupić. Niestety, ktoś musiał zatwierdzić mój wybór, toteż wyszłam przed drzwi kabiny.
– Wow – wydusił z siebie Calum, lustrując mnie od góry do dołu.
Na moment zatrzymał wzrok na moich biodrach, a później spojrzał wyżej, gdzie nasze spojrzenia się spotkały.
– Podkreśla kolor twoich oczu – dodał.
Uśmiechnęłam się, nieco zawstydzona. Jednak niezaprzeczalnie miał rację. Moje oczy wyglądały jakby nabrały koloru.
Ponownie zniknęłam za drzwiami, żeby przebrać się w to, w czym przyszłam. Wzięłam ze sobą sukienkę, po czym ruszyłam w stronę działu z biżuterią. Chciałam dobrać do tego chociaż jakiś ładny naszyjnik.
– Hej, a ty dokąd? – Cal zatrzymał mnie w połowie drogi. – Idziemy do kasy.
– Ale chciałam jakiś wisiorek.
– Zwariowałaś? – Faktycznie patrzył na mnie jak na wariatkę. – Żaden nie będzie pasował. Ta sukienka sama w sobie jest jak biżuteria.
– Ale tak jest nudno...
– Jest idealnie! Zaufaj mi.
Zacisnęłam zęby, ale już nic więcej nie powiedziałam. Posłusznie poszłam do kasy. Podczas gdy Calum płacił, próbowałam sobie wyobrazić jakiekolwiek korale w zestawieniu z tą sukienką. Może rzeczywiście nic do tego nie pasowało, a już na pewno nic z tego sklepu. W myślach przyznałam rację chłopakowi i na dobre przestałam kręcić nosem.
Wcale nie musiałam się nie wiadomo jak stroić. Taki skromny strój jest zdecydowanie najbardziej odpowiedni na takie wyjście.
Tym razem to ja czekałam na dole, co sprawiało, że denerwowałam się coraz bardziej. Bez przerwy gładziłam dłonią materiał mojej ciemnozielonej sukienki, w obawie, że się pogniecie. Przystawałam z nogi na nogę, a stukot obcasów dodawał mi otuchy.
Kątem oka widziałam kształt, poruszający się w oknie; to Calum machał do mnie i szczerzył zęby, podtrzymując mnie na duchu. Odwzajemniłam uśmiech, ale zaraz potem spoważniałam, co było zasługą zdenerwowania. Na niczym nie mogłam skupić myśli; czekanie mnie wykańczało.
Nagle, usłyszałam skrzypienie frontowych drzwi. Serce momentalnie zaczęło mi bić szybciej, mimo że jeszcze nie zobaczyłam Michaela. Niestety, gdy wyszedł na zewnątrz, mój stan tylko się pogorszył. Kolana się pode mną ugięły na widok czarnego, gładkiego garnituru. Koszula i krawat w tym samym kolorze były ledwo widoczne, gdyż zlewały się z materiałem marynarki. Jego fryzura nie różniła się od tej, co nosił na co dzień, lecz mimo to, pasowała idealnie.
– Co się tak patrzysz? – Wykrzywił usta w półuśmiechu, a gdy podszedł bliżej, pocałował mnie w policzek.
– Świetnie wyglądasz – mruknęłam, wciąż nie mogąc się otrząsnąć. Robił naprawdę niezłe wrażenie.
– Ty też nawet nawet – zaśmiał się, po czym posłał mi czułe spojrzenie.
Nie często miałam okazję przebywać z tym impertynenckim Michaelem, ale od czasu do czasu nie było w tym nic złego. Podobno dziewczyny lubią tych złych chłopców, więc nie powinnam narzekać.
Po chwili, zajęłam w samochodzie miejsce pasażera. Jak najszybciej chciałam znaleźć się na miejscu, przez co niecierpliwie kręciłam się w fotelu. Włączyłam radio, ale to nie przyspieszyło czasu.
– Tak na prawdę to ślicznie dzisiaj wyglądasz – powiedział nagle Michael, wyrywając mnie z zamyślenia.
Popatrzyłam na niego zaskoczona. Nie odrywał wzroku od drogi, dopóki nie poczuł na sobie mojego spojrzenia. Po tym, uśmiechnął się do mnie, a jego policzki lekko poczerwieniały. Ten widok sprawił, że niemal stopniałam, niczym kostka lodu w upalny dzień.
– Dziękuję.
Był idealny. Właśnie taki.
Filharmonia, do której szliśmy była naprawdę piękną budowlą w nowoczesnym stylu. Niestety, prowadziło do niej całkiem sporo schodów, które pokonywałam dzielnie w moich wysokich butach. Gdy tylko weszliśmy do środka, miałam wrażenie, że wszystkie spojrzenia skupiły się na nas. Najwyraźniej Michael pomyślał o tym samym, bo popatrzył na mnie znacząco. Mimo wszystko, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy naprzód, ignorując ciekawskich ludzi.
Jednak moja podświadomość zastanawiała się, dlaczego tak dziwnie na nas patrzono. Byłam pewna, że mój strój nie był zbyt kontrowersyjny na tę okazję, więc nie to było powodem. Z drugiej strony, nie wyglądałam tak zjawiskowo, żeby ludzie niekontrolowanie mnie podziwiali.
Zerknęłam na Michaela. Możliwe, że jego niesforna fryzura była nie do końca odpowiednia. Kolczyk w łuku brwiowym też nie nadawał mu zbyt przyjaznego wyglądu.
Może o to chodziło. A może nie, ale Mikey na pewno nie wyglądał na typowego fana muzyki klasycznej. I właśnie to było w nim niezwykłe – bogate wnętrze, które potrafili dostrzec tylko nieliczni.
Bez wahania, weszliśmy na salę, gdzie miał odbyć się koncert. Zajęliśmy miejsca wyznaczone na biletach i pozostało nam czekać. Rozglądałam się po wnętrzu, a było na co patrzeć. Siedzieliśmy w sektorze głównym na parterze, lecz był on otoczony dwoma piętrami z lożami. Te, powoli się zapełniały.
Sufit sięgał bardzo wysoko, przez co musiałam zadzierać głowę, żeby zobaczyć zwisający z niego okazały żyrandol. Był on tak duży, że wystarczał do oświetlenia całej sali, choć poza nim, ściany zdobiły liczne kinkiety.
Podczas gdy błądziłam wzrokiem po wnętrzu, nie zauważyłam kiedy ktoś wszedł na scenę. Zorientowałam się dopiero po usłyszeniu głosu owej osoby. Była to kobieta, ubrana w długą czarną suknię oraz dopasowany żakiet. Na tak dużej scenie wyglądała na dość drobną osobę. Powiedziała kilka słów wstępu, po czym zeszła ze sceny, ustępując miejsca muzykom.
Natychmiast wyprostowałam się w swoim siedzeniu. Musiałam się skupić, gdyż taki rodzaj muzyki nie należał do moich ulubionych. Bardziej niż zażywanie kultury, liczyła się dla mnie osoba, siedząca na prawo ode mnie.
Nigdy nie widziałam nikogo tak bardzo urzeczonego muzyką. On po prostu nie mógł oderwać wzroku od sceny, a ja nie mogłam przestać podziwiać jego. Wyglądał zupełnie tak, jakby był w transie. Lekko mrużył oczy, a usta miał wykrzywione w, moim ulubionym, delikatnym półuśmiechu. Ręce położył na podłokietnikach, przez co wyglądał jeszcze postawniej.
Może było to niegrzeczne z mojej strony, ale nie byłam zainteresowania występem. Dla mnie Michael był atrakcją wieczoru, zwłaszcza że miał na sobie tak piękny i elegancki strój.
Popatrzyłam na jego dłoń, leżąca bliżej mnie; aż prosiła, żeby ją dotknąć. Poruszyłam moimi skostniałymi palcami, po czym splotłam je z jego.
Spojrzał na mnie kątem oka, a gdy zobaczył, że wciąż mu się przyglądam, przelotnie pocałował mnie w czoło. Wtem, poczułam nagłe ciepło, opanowujące moje ciało od czubka głowy, aż do stóp.
Zamarzyłam, żeby wyjść na zewnątrz i móc go pocałować szczerze i bez zahamowań. Musiałam ugryźć się w język, próbując opanować emocje.
Oparłam głowę o ramię chłopaka i postanowiłam skupić się na ostatnich minutach występu. Nawet jeśli nie było ich tak mało jakbym chciała, musiałam się uspokoić. Miałam tylko nadzieję, że mój niepokój nikomu nie rzucił się w oczy.
Byłam pewna, że moje oczy zaświeciły niczym dwie latarki. Wyobraziłam sobie siebie w eleganckiej sukience i Michaela, w równie szykownym, garniturze. Zawsze miałam słabość do mężczyzn pod krawatem, a jednak ten był moim ulubionym. Słowo "filharmonia" znikało pośród moich myśli i wyobrażeń.
Jednak nagle zamarłam. Mogłam marzyć o jakiejś pięknej kreacji, ale w rzeczywistości, nie posiadałam niczego odpowiedniego.
Michaelowi nie umknęło moje nagłe poruszenie.
– O co chodzi? – zapytał.
– Nie... Nie mam co ubrać... – powiedziałam to bardzo cicho, jednocześnie zaciskając zęby.
– To kup. – Wybuchł śmieciem jak gdyby nigdy nic.
Poczułam się nieswojo z bliżej nieokreślonego powodu, toteż wstałam i powoli zaczęłam się wycofywać. Nerwowo zakładałam włosy za ucho, czego nawet nie byłam świadoma.
– Dobrze – przytaknęłam, po czym wybiegłam po schodach.
Na środku korytarza, wypadłam na Caluma, idącego z naprzeciwka. Położył dłonie na moich ramionach, próbując mnie wyminąć. W ostatniej chwili, zobaczył towarzyszący mi niepokój.
– Coś się stało?
Jak na zawołanie, w mojej głowie pojawiła się masa odpowiedzi, którymi niestety nie mogłam się podzielić.
Nie mam koleżanek, z którymi mogłabym pójść na zakupy.
Nie mam własnych pieniędzy, za które mogłabym kupić sobie sukienkę.
Nie mogę wyjść na miasto bez pozwolenia.
Nie mogę zrobić niczego bez nadzoru przynajmniej jednej z moich czterech nianiek.
– Nic – odpowiedziałam krótko, odganiając wszystkie męczące mnie myśli.
– Mnie nie nabierzesz – zachichotał, przekonany, że go okłamałam; i miał rację. – Jaki masz problem?
– Nieważne – prychnęłam. – Nie chcę robić z siebie ofiary losu.
– Za późno – dociął mi swoim bezbłędnym sarkazmem. – Gadaj o co biega.
– To nic takiego... – Za wszelką cenę próbowałam zyskać na czasie. – Po prostu nie mam z kim iść na zakupy.
Nagle, Calum wziął mnie za łokieć i pociągnął za sobą. Dosłownie wrzucił mnie do swojego pokoju. Myślałam, że stało się coś złego, ale gdy zobaczyłam dziwny uśmiech na jego twarzy, wiedziałam, że nie o to chodzi.
– Michael zaprosił cię do filharmonii? – wyszeptał jakby ktoś nas podsłuchiwał.
– Tak... Skąd wiesz?
– Znam go, dobra? Poza tym, gadamy o różnych rzeczach.
– O mnie też? – niekontrolowanie pisnęłam.
– Ciiicho. Tak, o tobie też. – Nie ukrywałam oburzenia. – On planował to od jakiegoś czasu, więc jeśli chcesz kupić coś na tę okazję, jadę z tobą.
Nie wiedziałam czy mam być mu wdzięczna, czy bardziej wkurzona o to, jak mnie traktował. Dlatego też, w odpowiedzi wydęłam usta, jednocześnie szturchając go w ramię. Zastanawiałam się co mogło tkwić w jego głowie. Dlaczego tak zareagował na wieść o randce? Ciekawość mnie zżerała, ale nawet jakbym zapytała, nie dostałabym normalnej odpowiedzi.
Po chwili, chłopak ponownie wyprowadził mnie na korytarz i ruszył w stronę schodów.
– Wychodzimy na zakupy – powiadomił Michaela.
Blondyn spojrzał na nas pytająco, ale nic nie powiedział. Odprowadził nas wzrokiem do drzwi, a kiedy posłałam mu uśmiech na odchodnym – nie odpowiedział.
Calum wsiadł do czerwonego auta, którym jeszcze nie miałam okazji jechać. Ten kolor lakieru wyjątkowo pasował do właściciela pojazdu.
– Chcę jechać do... – zaczęłam, lecz brunet uciszył mnie ruchem ręki.
– Nie. Nie jestem szoferem. Jedziemy tam gdzie ja chcę.
– Ale...
– Ale ja wiem w czym będziesz wyglądała najlepiej.
Speszyłam się. Przez resztę drogi nie odezwałam się ani słowem, sceptycznie nastawiona do tej wyprawy.
Dawno nie byłam w centrum miasta, więc galeria handlowa była dla mnie czymś niezwykłym. Patrzyłam na nią jak na cud świata, mimo że nie różniła się jakoś specjalnie od tych, w których bywałam wcześniej. Poczułam się jakbym odwiedzała obcą planetę.
Weszliśmy do środka, zupełnie jak normalni ludzie, choć tak naprawdę w nawet najmniejszym stopniu nie czułam się normalna.
Nawet nie zdążyłam się rozejrzeć, bo Calum złapał mnie pod łokieć, po czym pociągnął w przeciwną stronę. Spojrzałam na niego i dostrzegłam dziwny błysk w jego oczach. Wyglądał na podekscytowanego, choć nie sądziłam, żeby miał ku temu powód.
Dosłownie wpadliśmy do jednego ze sklepów, w którym znajdowały się same eleganckie stroje. Nic nie wyglądało tandetnie, wszystko było wyszukane i odpowiednie na każdą okazję. Nie wiedziałam na czym zawiesić wzrok.
– Usiądź sobie tam. – Brunet wskazał na kremową kanapę w wiktoriańskim stylu.
– Dlaczego mam siadać?
– Bo ja poszukam czegoś, co mogłabyś ubrać i nie chcę, żebyś mi przeszkadzała.
W odpowiedzi wydęłam usta, a ręce skrzyżowałam na piersi, ale poszłam we wskazanym kierunku.
Calum kontrolował każdy mój ruch, ale gdy w końcu usiadłam, zniknął między wieszakami. Jedyne co mogłam robić, to czekać na niego, co było nadzwyczaj nudnym zajęciem.
Rozglądałam się po wnętrzu sklepu. Jego wystrój był mieszanką baroku ze stylem nowoczesnym, lecz wszystko idealnie ze sobą współgrało. Z sufitu zwisały zachwycające żyrandole, złożone z małych, lśniących kryształków; nie mogłam oderwać od nich wzroku.
Sklep miał zaledwie kilku klientów, ale każdy z nich wyglądał na takiego, który zrobi spore zakupy. Młode dziewczyny w towarzystwie bogatych ojców, jak i dorosłe kobiety w gronie przyjaciółek. Nie brakło tu także mężczyzn, szykujących się do wielkiego wyjścia.
Moją uwagę przyciągnęła nastolatka, którą wyróżniały blond włosy, sięgające pasa. Biegała między wieszakami jak oszalała, a za nią starszy mężczyzna w garniturze, niespecjalnie zadowolony ze swojego zajęcia. Podczas gdy dziewczyna szukała dla siebie odpowiedniej kreacji, ten trzymał dla niej sukienki do przymierzenia. Na jego pomarszczonym czole dostrzegłam kilka kropli potu; najwyraźniej biegał już od dłuższej chwili. Widząc jego ból, posłałam mu pocieszający uśmiech, ale nawet nie miał czasu, aby mi odpowiedzieć, gdyż musiał podążać za młodą dziewczyną.
Od niechcenia wróciłam głowę i zobaczyłam Caluma, idącego w moją stronę. Niósł trzy różne sukienki. Nagle, poczułam wstyd. Nie chciałam sprawiać wrażenia rozpuszczonej dziewuchy, tak jak tamta blondynka. Nie byłam przyzwyczajona do tego, żeby ktokolwiek nosił dla mnie ubrania.
– Co to za skwaszona mina? – zapytał brunet. – Nawet nie przymierzyłaś tych kiecek, więc się nie krzyw.
Chłopak był święcie przekonany, że byłam wybredna. Lepiej, żeby tak zostało, bo nie miałam ochoty mu się tłumaczyć.
– Wskakuj do przymierzalni. – Podał mi wieszaki. – Wszystkie są piękne, więc musimy zobaczyć jak będziesz w nich wyglądać, żeby się na którąś zdecydować.
Skinęłam głową, po czym weszłam do kabiny. Miała ona większe rozmiary niż taka w przeciętnych sklepach, a każda ścianka była lustrzana. Dwa wieszaki powiesiłam na haczyku, a jeden wzięłam do ręki. Purpurowa sukienka kompletnie nie przypadła mi do gustu; ani kolor, ani krój. Od razu ją odwiesiłam. Zaczęłam się zastanawiać czy Calum rzeczywiście tak dobrze wiedział w czym będę dobrze wyglądać.
Chwyciłam kolejną – burgundową. Była zwykła. Długi rękaw, głęboki dekolt, odcięcie w talii i rozkloszowany dół. Nie przepadałam za tego typu fasonem, ale nie chciałam od razu z niej rezygnować, gdyż miała naprawdę ładny kolor.
Niespiesznie zdjęłam cienki sweter, który miałam na sobie. Dzięki klimatyzacji, po ciele przeszły mnie dreszcze. Przyspieszyłam i zapragnęłam jak najszybciej się przebrać. Kiedy już byłam gotowa, otworzyłam drzwi, żeby Calum mógł mnie zobaczyć. Na wejściu posłałam mu mordercze spojrzenie.
– Wyglądam jakbym szła do kościoła.
Chłopak bez słowa skinął głową, zgadzając się ze mną.
Wywróciłam oczami i wróciłam do przymierzalni. Założyłam ostatnią, dopasowaną sukienkę w kolorze butelkowej zieleni. Miała ona wysoki dekolt, a po bokach ciekawe trójkątne wycięcia. Brakowało jej rękawów, lecz wizualnie było to zdecydowanie na plus. Bez zastanowienia chciałam ją kupić. Niestety, ktoś musiał zatwierdzić mój wybór, toteż wyszłam przed drzwi kabiny.
– Wow – wydusił z siebie Calum, lustrując mnie od góry do dołu.
Na moment zatrzymał wzrok na moich biodrach, a później spojrzał wyżej, gdzie nasze spojrzenia się spotkały.
– Podkreśla kolor twoich oczu – dodał.
Uśmiechnęłam się, nieco zawstydzona. Jednak niezaprzeczalnie miał rację. Moje oczy wyglądały jakby nabrały koloru.
Ponownie zniknęłam za drzwiami, żeby przebrać się w to, w czym przyszłam. Wzięłam ze sobą sukienkę, po czym ruszyłam w stronę działu z biżuterią. Chciałam dobrać do tego chociaż jakiś ładny naszyjnik.
– Hej, a ty dokąd? – Cal zatrzymał mnie w połowie drogi. – Idziemy do kasy.
– Ale chciałam jakiś wisiorek.
– Zwariowałaś? – Faktycznie patrzył na mnie jak na wariatkę. – Żaden nie będzie pasował. Ta sukienka sama w sobie jest jak biżuteria.
– Ale tak jest nudno...
– Jest idealnie! Zaufaj mi.
Zacisnęłam zęby, ale już nic więcej nie powiedziałam. Posłusznie poszłam do kasy. Podczas gdy Calum płacił, próbowałam sobie wyobrazić jakiekolwiek korale w zestawieniu z tą sukienką. Może rzeczywiście nic do tego nie pasowało, a już na pewno nic z tego sklepu. W myślach przyznałam rację chłopakowi i na dobre przestałam kręcić nosem.
Wcale nie musiałam się nie wiadomo jak stroić. Taki skromny strój jest zdecydowanie najbardziej odpowiedni na takie wyjście.
•
Tym razem to ja czekałam na dole, co sprawiało, że denerwowałam się coraz bardziej. Bez przerwy gładziłam dłonią materiał mojej ciemnozielonej sukienki, w obawie, że się pogniecie. Przystawałam z nogi na nogę, a stukot obcasów dodawał mi otuchy.
Kątem oka widziałam kształt, poruszający się w oknie; to Calum machał do mnie i szczerzył zęby, podtrzymując mnie na duchu. Odwzajemniłam uśmiech, ale zaraz potem spoważniałam, co było zasługą zdenerwowania. Na niczym nie mogłam skupić myśli; czekanie mnie wykańczało.
Nagle, usłyszałam skrzypienie frontowych drzwi. Serce momentalnie zaczęło mi bić szybciej, mimo że jeszcze nie zobaczyłam Michaela. Niestety, gdy wyszedł na zewnątrz, mój stan tylko się pogorszył. Kolana się pode mną ugięły na widok czarnego, gładkiego garnituru. Koszula i krawat w tym samym kolorze były ledwo widoczne, gdyż zlewały się z materiałem marynarki. Jego fryzura nie różniła się od tej, co nosił na co dzień, lecz mimo to, pasowała idealnie.
– Co się tak patrzysz? – Wykrzywił usta w półuśmiechu, a gdy podszedł bliżej, pocałował mnie w policzek.
– Świetnie wyglądasz – mruknęłam, wciąż nie mogąc się otrząsnąć. Robił naprawdę niezłe wrażenie.
– Ty też nawet nawet – zaśmiał się, po czym posłał mi czułe spojrzenie.
Nie często miałam okazję przebywać z tym impertynenckim Michaelem, ale od czasu do czasu nie było w tym nic złego. Podobno dziewczyny lubią tych złych chłopców, więc nie powinnam narzekać.
Po chwili, zajęłam w samochodzie miejsce pasażera. Jak najszybciej chciałam znaleźć się na miejscu, przez co niecierpliwie kręciłam się w fotelu. Włączyłam radio, ale to nie przyspieszyło czasu.
– Tak na prawdę to ślicznie dzisiaj wyglądasz – powiedział nagle Michael, wyrywając mnie z zamyślenia.
Popatrzyłam na niego zaskoczona. Nie odrywał wzroku od drogi, dopóki nie poczuł na sobie mojego spojrzenia. Po tym, uśmiechnął się do mnie, a jego policzki lekko poczerwieniały. Ten widok sprawił, że niemal stopniałam, niczym kostka lodu w upalny dzień.
– Dziękuję.
Był idealny. Właśnie taki.
•
Filharmonia, do której szliśmy była naprawdę piękną budowlą w nowoczesnym stylu. Niestety, prowadziło do niej całkiem sporo schodów, które pokonywałam dzielnie w moich wysokich butach. Gdy tylko weszliśmy do środka, miałam wrażenie, że wszystkie spojrzenia skupiły się na nas. Najwyraźniej Michael pomyślał o tym samym, bo popatrzył na mnie znacząco. Mimo wszystko, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy naprzód, ignorując ciekawskich ludzi.
Jednak moja podświadomość zastanawiała się, dlaczego tak dziwnie na nas patrzono. Byłam pewna, że mój strój nie był zbyt kontrowersyjny na tę okazję, więc nie to było powodem. Z drugiej strony, nie wyglądałam tak zjawiskowo, żeby ludzie niekontrolowanie mnie podziwiali.
Zerknęłam na Michaela. Możliwe, że jego niesforna fryzura była nie do końca odpowiednia. Kolczyk w łuku brwiowym też nie nadawał mu zbyt przyjaznego wyglądu.
Może o to chodziło. A może nie, ale Mikey na pewno nie wyglądał na typowego fana muzyki klasycznej. I właśnie to było w nim niezwykłe – bogate wnętrze, które potrafili dostrzec tylko nieliczni.
Bez wahania, weszliśmy na salę, gdzie miał odbyć się koncert. Zajęliśmy miejsca wyznaczone na biletach i pozostało nam czekać. Rozglądałam się po wnętrzu, a było na co patrzeć. Siedzieliśmy w sektorze głównym na parterze, lecz był on otoczony dwoma piętrami z lożami. Te, powoli się zapełniały.
Sufit sięgał bardzo wysoko, przez co musiałam zadzierać głowę, żeby zobaczyć zwisający z niego okazały żyrandol. Był on tak duży, że wystarczał do oświetlenia całej sali, choć poza nim, ściany zdobiły liczne kinkiety.
Podczas gdy błądziłam wzrokiem po wnętrzu, nie zauważyłam kiedy ktoś wszedł na scenę. Zorientowałam się dopiero po usłyszeniu głosu owej osoby. Była to kobieta, ubrana w długą czarną suknię oraz dopasowany żakiet. Na tak dużej scenie wyglądała na dość drobną osobę. Powiedziała kilka słów wstępu, po czym zeszła ze sceny, ustępując miejsca muzykom.
Natychmiast wyprostowałam się w swoim siedzeniu. Musiałam się skupić, gdyż taki rodzaj muzyki nie należał do moich ulubionych. Bardziej niż zażywanie kultury, liczyła się dla mnie osoba, siedząca na prawo ode mnie.
Nigdy nie widziałam nikogo tak bardzo urzeczonego muzyką. On po prostu nie mógł oderwać wzroku od sceny, a ja nie mogłam przestać podziwiać jego. Wyglądał zupełnie tak, jakby był w transie. Lekko mrużył oczy, a usta miał wykrzywione w, moim ulubionym, delikatnym półuśmiechu. Ręce położył na podłokietnikach, przez co wyglądał jeszcze postawniej.
Może było to niegrzeczne z mojej strony, ale nie byłam zainteresowania występem. Dla mnie Michael był atrakcją wieczoru, zwłaszcza że miał na sobie tak piękny i elegancki strój.
Popatrzyłam na jego dłoń, leżąca bliżej mnie; aż prosiła, żeby ją dotknąć. Poruszyłam moimi skostniałymi palcami, po czym splotłam je z jego.
Spojrzał na mnie kątem oka, a gdy zobaczył, że wciąż mu się przyglądam, przelotnie pocałował mnie w czoło. Wtem, poczułam nagłe ciepło, opanowujące moje ciało od czubka głowy, aż do stóp.
Zamarzyłam, żeby wyjść na zewnątrz i móc go pocałować szczerze i bez zahamowań. Musiałam ugryźć się w język, próbując opanować emocje.
Oparłam głowę o ramię chłopaka i postanowiłam skupić się na ostatnich minutach występu. Nawet jeśli nie było ich tak mało jakbym chciała, musiałam się uspokoić. Miałam tylko nadzieję, że mój niepokój nikomu nie rzucił się w oczy.
Michael
Gdy tylko koncert dobiegł końca, zauważyłem wielką ulgę, wpełzającą na twarz Lauren. Nawet rozbawił mnie ten widok i w żadnym stopniu nie uraził. Dostrzegłem także, że zadrżała pod wpływem chłodnego powietrza. Natychmiast wyciągnąłem rękę z kieszeni, żeby móc ją objąć ramieniem. Niestety, nie pomogło to zbyt wiele, więc zacząłem główkować co mógłbym zrobić, chcąc ją ogrzać.
Nerwowo ciągnąłem za nitkę, wystającą z rękawa mojej marynarki, próbując coś wymyślić. Nie chciałem, aby dziewczyna przy mnie źle się czuła, a gdy marzła, raczej mijałem się z celem.
Wtem, po prostu zdjąłem czarne nakrycie – że też wcześniej o tym nie pomyślałem – i zarzuciłem je na jej ramiona.
– Co powiesz na spacer? – zapytałem, na co bez wahania skinęła głową.
Uśmiechnąłem się do siebie. Na spacer chciałem iść z konkretnego powodu, dlatego nieco przyspieszyłem kroku, żeby czym prędzej znaleźć się w parku. Nie znajdował się on daleko, ale kawałek musieliśmy przejść.
Kiedy złapałem dłoń Lauren, poczułem, że tak właśnie powinno być. Uświadamiając sobie w jakiej byłem sytuacji, moja twarz automatycznie poczerwieniała, a w sercu poczułem miłe ciepło.
Po wejściu na główną ścieżkę w parku, od razu ruszyłem w kierunku centrum. W głowie miałem układ wszystkich alejek, więc trafienie do celu nie sprawiło mi żadnych problemów. Po kilku minutach, dostrzegłem zwyczajną, żółtą huśtawkę. Na jej widok, zadrżałem, tknięty przez wspomnienia.
– Po co przyszliśmy na plac zabaw? – Lauren zaśmiała się, najwyraźniej nieświadoma tego, w jakim staliśmy miejscu.
Popatrzyłem dziewczynie w oczy, po czym westchnąłem cicho. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie; żadne nie wypowiedziało ani jednego słowa. Wyglądała na nieco zdezorientowaną, lecz nie przeszkodziło mi to w zmniejszenia odległości między nami do ekstremalnie małej. Czubek mojego nosa był zaledwie kilka milimetrów od jej czoła. Właśnie wtedy, delikatnie złapałem ją za podbródek, a drugą rękę oparłem o jej biodro.
Z początku, nasze usta ledwie się musnęły. Jednak gdy tylko położyła dłonie na mojej piersi, wszelkie bariery zniknęły. Nieświadomie, oddała mi się w stu procentach, przez co mogłem nadać tempo naszemu kolejnemu pocałunkowi. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie, na co jęknęła nieśmiało, prosto w moje usta. Od tego momentu, celebrowałem każdą kolejną sekundę, delektując się słodkim smakiem jej warg. Ciągnęła za mój krawat, ale taki ból sprawiał mi przyjemność.
Kompletnie urzeczony, nie mogłem przestać. Nie potrafiłem zatrzymać mojej ręki, przesuwającej się w dół i w górę po jej plecach. Musiałem się zmusić, żeby to przerwać, ale gdy już to zrobiłem, moje dłonie pozostały w tym samym miejscu.
Spojrzałem jej w oczy, słysząc łomotanie własnego serca. Następnie, spuściłem wzrok na lekko zaczerwienione usta. Bez zastanowienia, objąłem ją czule, na co ona także oplotła mnie ramionami. Pocałowałem ją w czoło, a już chwilę później zatapiałem nos w jej włosach, napawając się zapachem,jej ulubionego, owocowego szamponu.
– Kocham cię – szepnąłem pod wpływem emocji.
Tym wyznaniem zaskoczyłem sam siebie. Poczułem, że Lauren także skamieniała. Dopiero wtedy się odsunąłem.
– Tutaj pierwszy raz się spotkaliśmy – odpowiedziałem na pytanie, które wcześniej mi zadała.
Wtem, wstrzymała oddech i zaczęła się rozglądać, żeby po chwili przyznać mi rację. Na moją twarz wpełzł uśmiech.
Kiedy myślałem, że już nic nie może zepsuć tej chwili, coś w torebce Lauren zawibrowało wściekle. Sięgnęła do niej i wyciągnęła komórkę, chcąc odczytać SMSa.
– Nieznany – powiedziała, zanim otworzyła wiadomość.
Bez słowa, wyciągnąłem dłoń w jej stronę. Położyła na niej telefon, dobrze wiedząc co miałem na myśli. Kliknąłem na napis "Otwórz" i odczytałem kilka słów, które sprawiły, że moje serce podskoczyło do gardła:
"Korzystaj z życia póki możesz, bo nie zostało ci wiele czasu."
– Co powiesz na spacer? – zapytałem, na co bez wahania skinęła głową.
Uśmiechnąłem się do siebie. Na spacer chciałem iść z konkretnego powodu, dlatego nieco przyspieszyłem kroku, żeby czym prędzej znaleźć się w parku. Nie znajdował się on daleko, ale kawałek musieliśmy przejść.
Kiedy złapałem dłoń Lauren, poczułem, że tak właśnie powinno być. Uświadamiając sobie w jakiej byłem sytuacji, moja twarz automatycznie poczerwieniała, a w sercu poczułem miłe ciepło.
Po wejściu na główną ścieżkę w parku, od razu ruszyłem w kierunku centrum. W głowie miałem układ wszystkich alejek, więc trafienie do celu nie sprawiło mi żadnych problemów. Po kilku minutach, dostrzegłem zwyczajną, żółtą huśtawkę. Na jej widok, zadrżałem, tknięty przez wspomnienia.
– Po co przyszliśmy na plac zabaw? – Lauren zaśmiała się, najwyraźniej nieświadoma tego, w jakim staliśmy miejscu.
Popatrzyłem dziewczynie w oczy, po czym westchnąłem cicho. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie; żadne nie wypowiedziało ani jednego słowa. Wyglądała na nieco zdezorientowaną, lecz nie przeszkodziło mi to w zmniejszenia odległości między nami do ekstremalnie małej. Czubek mojego nosa był zaledwie kilka milimetrów od jej czoła. Właśnie wtedy, delikatnie złapałem ją za podbródek, a drugą rękę oparłem o jej biodro.
Z początku, nasze usta ledwie się musnęły. Jednak gdy tylko położyła dłonie na mojej piersi, wszelkie bariery zniknęły. Nieświadomie, oddała mi się w stu procentach, przez co mogłem nadać tempo naszemu kolejnemu pocałunkowi. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie, na co jęknęła nieśmiało, prosto w moje usta. Od tego momentu, celebrowałem każdą kolejną sekundę, delektując się słodkim smakiem jej warg. Ciągnęła za mój krawat, ale taki ból sprawiał mi przyjemność.
Kompletnie urzeczony, nie mogłem przestać. Nie potrafiłem zatrzymać mojej ręki, przesuwającej się w dół i w górę po jej plecach. Musiałem się zmusić, żeby to przerwać, ale gdy już to zrobiłem, moje dłonie pozostały w tym samym miejscu.
Spojrzałem jej w oczy, słysząc łomotanie własnego serca. Następnie, spuściłem wzrok na lekko zaczerwienione usta. Bez zastanowienia, objąłem ją czule, na co ona także oplotła mnie ramionami. Pocałowałem ją w czoło, a już chwilę później zatapiałem nos w jej włosach, napawając się zapachem,jej ulubionego, owocowego szamponu.
– Kocham cię – szepnąłem pod wpływem emocji.
Tym wyznaniem zaskoczyłem sam siebie. Poczułem, że Lauren także skamieniała. Dopiero wtedy się odsunąłem.
– Tutaj pierwszy raz się spotkaliśmy – odpowiedziałem na pytanie, które wcześniej mi zadała.
Wtem, wstrzymała oddech i zaczęła się rozglądać, żeby po chwili przyznać mi rację. Na moją twarz wpełzł uśmiech.
Kiedy myślałem, że już nic nie może zepsuć tej chwili, coś w torebce Lauren zawibrowało wściekle. Sięgnęła do niej i wyciągnęła komórkę, chcąc odczytać SMSa.
– Nieznany – powiedziała, zanim otworzyła wiadomość.
Bez słowa, wyciągnąłem dłoń w jej stronę. Położyła na niej telefon, dobrze wiedząc co miałem na myśli. Kliknąłem na napis "Otwórz" i odczytałem kilka słów, które sprawiły, że moje serce podskoczyło do gardła:
"Korzystaj z życia póki możesz, bo nie zostało ci wiele czasu."
♢
Przepraszam, że znowu musieliście tak długo czekać na rozdział, ale zwyczajnie nie mam czasu, żeby go pisać:( Nawet nie wiem kiedy zleciał ten miesiąc.
Z tego co mi wiadomo, opowiadanie czyta ponad 100 osób i byłoby mi bardzo miło gdyby chociaż część z nich zagłosowała na Mask w tej ankiecie: http://sonda.hanzo.pl/sondy,242829,72B3.html
Z góry dziękuję x
PS Dziękuję mojej kochanej Werce, która dała mi mega kopa do napisania tego rozdziału i bardzo mi pomogła♥ Bez niej bym nigdy tego nie napisała.
Z góry dziękuję x
PS Dziękuję mojej kochanej Werce, która dała mi mega kopa do napisania tego rozdziału i bardzo mi pomogła♥ Bez niej bym nigdy tego nie napisała.
So much fucking awesome!! *inglisz perfekt* *:
OdpowiedzUsuńŚwietny, Michael czyni postępy w stosunku do Lauren,a to jak jej wyznał miłość .... Boskie :) pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńAna :)
Świetny rozdział <3 i nie przejmuj się - wcale nie czekaliśmy tak długo ;)
OdpowiedzUsuńsuper rozdział, troszkę krótki :) ale myślę, że kolejny pojawi się szybko i pewnie będzie się działo ;D
OdpowiedzUsuńTo jeden z najdłuższych rozdziałów w tym opowiadaniu, ale cóż:)
UsuńO jeju *.* Jestem oczarowana <3 Tak pięknie potrafisz opisać te sytuacje zaczynając od wyglądu filharmonii a kończąc na ich uczuciach. Coś wspaniałego. Powodzenia :* I zapraszam do mnie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://live-in-danger.blogspot.com
Wczoraj odkryłam Twoje ff i czytałam je cały dzisiejszy dzień 😃
OdpowiedzUsuńJesteś fenomenalna. Sposób w jaki oddajesz ich emocje... Andhslfba <3
Brak mi słów, a u mnie to rzadkość ;)
Co do rozdziału- jestem z muzyka, więc filharmonia, fortepian to moja miłość. A że Michael jest moim fav (chociaż wszystkich uwielbiam) to taki jak jest u Ciebie w blogu jest moim ideałem >.<
Mam tylko jedną sprawę. Nie do końca rozumiem przebieg czasowy ;)
A tak to cud, miód, maliny <3
Cieplutko pozdrawiam i baardzo niecierpliwie czekam na nn
Szczurzynka <3
w te 3 godziny przecztytalam wszystkie od jeden do 18 o jestem pod wrazeniem !!!♡♥ zyje tym ff wiec lepoej daj szybko nowy rozdzial ♡♥
OdpowiedzUsuńadzia xx
O K#### WIDZĘ ZE AKCJA DOPIERO NABIERA TĘPA. Genialny rozdział czekam na next, weny życzę ;D
OdpowiedzUsuńsuper rozdział
OdpowiedzUsuńuwielbiam Michaela w takim wydaniu :)
Oby tak dalej
OKEJ WIĘC
OdpowiedzUsuńJA JAKO ZNANA (jk nikt mnie nie zna) I DOŚWIADCZONA KRYTYCZKA FF, KTÓRA W SWOIM MARNYM 15 LETNIM ŻYCIU PRZECZYTAŁA ICH Z 200 MÓWIĘ.
Wczoraj znalazłam je przez przypadek na informatyce.
Myślałam, że to tylko moment, a nie nowe uzależnienie. Myliłam się af. Jak przyszłam do domu olałam lekcje, naukę, sprzątanie WSZYSTKO i czytałam. Pogratuluj mi w ciągu 3 h przeczytałam wszystkie rozdziały woohoo.
Teraz część oceniająca taka profeszjonal.
Ogólnie bardzo podoba mi się twój styl pisania więc tak trzymaj. Akcja szybko się rozgrywa co jest dla mnie kolejnym plusem i całe ff wprowadza taką tajemniczość? Idk jak to nazwać.
W każdym razie właśnie zyskujesz stałą czytelniczkę, która będzie stalkować twojego bloga all day all night.
Teraz życzę weny i noms xx