21 wrz 2014

Rozdział 5

//muzyczka// (klik)

~✦~

Michael

Ruszyłem z kuchni w kierunku piwnicy. Nie miałem ochoty więcej tam schodzić i miałem nadzieję, że póki co, nie zajrzę tam szybko.
Dziewczyna siedziała, oparta o ścianę, patrząc się tępo w jeden punkt. Kiedy wszedłem, nawet nie obróciła głowy w moją stronę. Nie miała pojęcia jak dobrą niosę wiadomość.
Stanąłem przy drzwiach celi i otworzyłem je bez ostrzeżenia. Dopiero wtedy, łaskawie na mnie spojrzała. Zauważyłem jak marnie wyglądała jej twarz; przerażający widok.
– Hej, mała – przywitałem się. – Chodź ze mną.
Wyciągnąłem rękę w jej stronę, ale jakoś specjalnie nie zainteresowała się tą ofertą. Przewróciłem dramatycznie oczami.
– Chodź. Mam dla ciebie niespodziankę – powtórzyłem.
Żadnej reakcji.
– Chcesz dalej tu gnić? – syknąłem. – Jak pójdziesz ze mną to na pewno będzie ci wygodniej.
Uniosła brwi pytająco, ale chwyciła moją dłoń, zanim zdążyłem odpowiedzieć. Pomogłem jej wstać.
Wyglądała potwornie. Blada twarz, a pod oczami ciemne cienie.
Pokręciłem głową, po czym wyprowadziłem ją z mroku. Na widok światła dziennego, przymrużyła oczy i zachwiała się lekko. Musiałem położyć dłonie na jej biodrach, żeby nie upadła. Byłem pewien, że przez te kilka dni spała najwyżej godzinę.
Weszliśmy po schodach na piętro, przy okazji wpadając na Luke'a. Próbował nas zgrabnie wyminąć, ale zamiast tego potknął się o własne nogi.
– Zawróć – poleciłem przyjacielowi. – Pokażesz Lauren jej nowy pokój.
– To nie było zabawne – żachnął się.
Wydął usta, po czym poszedł do salonu, ignorując moje polecenie. Pokręciłem głową i poszedłem dalej. Przepuściłem dziewczynę w drzwiach do sypialni Luke'a.
– Od teraz mieszkasz tu.
Ukrywając zaciekawienie, omiotła wzrokiem pomieszczenie. Kiedy przyjrzałem się jej oczom, zobaczyłem obawę; patrzyła na łóżko. Dopiero po chwili zrozumiałem co miała na myśli, na co wybuchnąłem śmiechem.
– Nie musisz z nim spać w jednym łóżku – sprostowałem. – On przeprowadza się do pokoju obok. Ten teraz jest tylko twój.
Wyraźnie odetchnęła z ulgą, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło.
– Teraz radzę ci się umyć – wskazałem na drugie drzwi, znajdujące się w pokoju.
Popchnąłem ją lekko w tamtym kierunku, po czym otworzyłem drzwi i wymierzyłem palcem w kolejne. Lauren na prawdę zaskakiwała ilość przejść.
– Jeśli pójdziesz tam, magicznym sposobem znajdziesz się w moim królestwie – powiedziałem, kładąc podbródek na jej ramieniu.
Gwałtownie obróciła głowę, zbliżając usta do mojego policzka. Zdusiłem chichot.
– Ręczniki są w tej szafce – pokazałem drzwiczki obok zlewu. – Poczekaj.
Dwoma dużymi krokami pokonałem łazienkę i wszedłem do swojego pokoju. Kiedy szukałem w szafie byle jakiej bluzki, czułem na plecach ciekawskie spojrzenie dziewczyny. Rzuciłem w jej stronę czarną koszulkę, a zaraz po tym, po prostu zamknąłem drzwi, zostawiając ją samą.


Lauren

Stałam w centrum łazienki, kompletnie zdezorientowana. Trzymałam w ręku koszulkę, przesiąkniętą przyjemnym zapachem męskich perfum. 
Nie mogłam tak po prostu zdjąć ubrań i wejść pod prysznic. Najzwyczajniej w świecie nie wyobrażałam sobie tego. Nigdy nie znajdowałam się w bardziej chorej sytuacji. Jednak chwilę później, zorientowałam się, że nie miałam kontaktu z mydłem od kilku dni. Sama ta myśl wywoływała u mnie odruch wymiotny. Podziwiałam porywaczy, że tak dzielnie znosili ten smród.
Potrząsnęłam głową, odganiając wszystkie myśli. Pospiesznie zatrzasnęłam zamki w obojgu drzwi; nie chciałam, żeby ktokolwiek mi przeszkadzał. Odkręciłam kran, pozwalając wodzie na spokojne napełnienie wanny. W końcu, rozebrałam się pospiesznie i weszłam do wody.
Wreszcie.
Przez chwilę poczułam się jakbym była we własnej łazience. Niestety, dotarło do mnie, że tuż za ścianą jest chłopak, który miał średnio przyjazne nastawienie. Mimo to, potrzebowałam chociaż kilku minut odprężenia. Dlatego też, wstrzymałam oddech i osunęłam się niżej, żeby zanurzyć twarz. 
Właśnie wtedy zrozumiałam. Zrozumiałam, że wyróżnia mnie nieprzeciętna głupota. Jakbym potrafiła używać mózgu, już dawno siedziałabym w samolocie z kursem na Londyn. Więc dlaczego dostałam się na... studia! 
Na śmierć zapomniałam o szkole, za którą rodzice płacili niemałe pieniądze. Zamiast siedzenia przy książkach, brałam relaksującą kąpiel w domu porywaczy. Wybuchnęłam niekontrolowanym, nerwowym śmiechem, tym samym wynurzając się ponad powierzchnię wody. 
Miałam nieco większe problemy, niż opuszczone lekcje, ale próbowałam je odłożyć na bok tylko na chwilę.
Do ściany został przyczepiony metalowy stojak, a na nim postawionych kilka plastikowych butelek. Wzięłam jedną z nich, podpisaną "Szampon". Co prawda był to szampon przeznaczony dla mężczyzn, ale czego innego mogłam się spodziewać? 
Dokładnie umyłam włosy. Koniecznie musiałam zmyć z nich cały bród. Czułam ulgę i przy okazji zapach mięty.
Kiedy spłukiwałam pianę, usłyszałam głośne pukanie.
– Nie spiesz się – powiedział sarkastycznie Michael zza drzwi swojego pokoju.
Zadziałało to na mnie jak napój energetyczny. Wszystkie następne czynności wykonywałam w pośpiechu. Na szybko wytarłam się szarym ręcznikiem, po czym założyłam czarną koszulkę chłopaka i moje spodnie. Pospiesznie przeczesałam mokre włosy palcami, bo nie miałam ochoty używać czyjegoś grzebienia. Minutę później, otworzyłam zamknięcia i weszłam do "swojego" pokoju. Michael najwyraźniej usłyszał przeskok w zamku, bo szybko do mnie dołączył.
– Chyba przydadzą ci się jakieś twoje rzeczy – stwierdził, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.
Wykrzywił usta w pół-uśmiechu, co zdecydowanie do niego pasowało.
– To też będzie potrzebne – wyciągnął szarą czapkę z tylnej kieszeni spodni i po prostu wsunął mi ją na głowę. – Żebyś się nie przeziębiła.
Poczułam dziwne ukłucie w sercu.
Wyglądało na to, że na prawdę martwił się o moje zdrowie, czego na pewno nie przewidywałam. Równie dobrze, mógł mi pozwolić zgnić w piwnicy. To na pewno oszczędziłoby mu problemów. Dokładnie w tym punkcie, zastanawiałam się dlaczego robił to wszystko i do czego mu byłam potrzebna.
– Jedziemy do twojego mieszkania – oznajmił. – Masz klucze, prawda?
Automatycznie sięgnęłam do lewej kieszeni spodni. W odpowiedzi skinęłam głową.
– Dobrze. Więc chodźmy.
Zeszliśmy na dół,  gdzie skupiły się na nas spojrzenia wszystkich pozostałych członków gangu. Odprowadzili nas wzrokiem, aż do wyjścia, co było dość krępujące. Nie byłam żadnym eksponatem, przeznaczonym do podziwiania... 
Chwilę później, siedziałam na miejscu pasażera w czerwonym aucie, którego marki nie kojarzyłam. Gładziłam dłonią jasne, skórzane obicie fotela. Kiedy Michael odpalił silnik, poczułam leśny zapach odświeżacza samochodowego. Szczerze przypadła mi do gustu ta woń.
– Podoba ci się? – zapytał, jakby czytał w moich myślach.
– Lubię las – palnęłam bez zastanowienia.
Zachichotał pod nosem, po czym wyjechał z podjazdu. W stronę miasta jechaliśmy bardzo szybko. Nigdy wcześniej nie miałam okazji pędzić z taką zawrotną prędkością. Zostałam, dosłownie, wbita w siedzenie. 
Zanim zdążyłam się obejrzeć, zaparkowaliśmy pod domem, w którym mieszkałam z Danielem zaledwie jeden dzień. Wcale mi się nie uśmiechał powrót do tamtego miejsca, ale wiedziałam, że w mieszkaniu nikogo nie zastaniemy.
Kiedy tylko weszliśmy do środka, Michael zaczął przeszukiwać wszystkie zakamarki każdego z pokoi. W tym czasie, spokojnie pakowałam swoje rzeczy do torby, układając w głowie chytry plan. Na samą myśl o próbie ucieczki, serce zaczynało mi bić szybciej, jednak musiałam zachować kamienną twarz. Po piętnastu minutach byłam gotowa i stałam grzecznie przy wyjściu.
– Znalazłeś coś? – zapytałam.
– Nie – wycedził przez zęby.
– Jeśli to coś cennego to raczej trzyma to przy sobie – rzuciłam bezwiednie, wzruszając ramionami.
Chłopak wyszedł, a ja zaraz za nim. Zamknęłam drzwi na klucz, choć nie do końca wiedziałam dlaczego. Może to po prostu przyzwyczajenie.
– Daj – usłyszałam polecenie.
Michael wyciągnął rękę w moją stronę. Spojrzałam na jego dłoń, a później na twarz. Wyraźnie zaciskał zęby; niecierpliwił się. Oddałam mu kluczki, gdyż ani trochę mi na nich nie zależało. 
Wtedy, zaczęłam szybko schodzić po schodach. Zaraz miałam pójść w długą, więc konieczne było nabranie minimalnej prędkości, w taki czy inny sposób.
Od drzwi frontowych dzieliło mnie już tylko kilkanaście schodków. Serce waliło mi jak młotem., a poziom adrenaliny rósł z każdą sekundą. Kątem oka spojrzałam za siebie i zauważyłam Michaela jakieś pięć metrów ode mnie. To była szansa, której nie miałam zamiaru zmarnować. 
Puściłam się biegiem.
Biegłam ile sił w nogach, nawet nie patrząc na drogę. Robiłam największe kroki jakie umiałam, byle jak najdalej. Dobiegłam do końca ulicy i bez zastanowienia skręciłam w prawo. Nie mogłam się obrócić, więc po prostu mknęłam dalej, chociaż zaczynało brakować mi tchu. Gdy poczułam mocny skurcz mięśni brzucha - zwolniłam i odważyłam się na obrócenie głowy. 
Nikogo za mną nie było. Zwyczajna, pusta ulica. Przez moment poczułam się jakby w ogóle nikt mnie nie porwał. Jakbym sobie to wszystko wymyśliła. Ale to było niemożliwe. Dlatego też, szłam dalej. Zarzuciłam sobie torbę na ramię i więcej nie stawałam.
Próbowałam unormować oddech, choć było to ciężkie zadanie dla kogoś o tak marnej kondycji. Na ten bieg przeznaczyłam całą swoją energię, więc mogłam trochę czekać na jej regenerację. Jednak było warto. Dotarło do mnie, że udało mi się uciec. Mogłam, w końcu, odetchnąć z ulgą, a uśmiech sam się cisnął na usta. Nawet zwolniłam kroku, zadowolona ze swojego dokonania.
Niespodziewanie, usłyszałam zduszony ryk silnika. Zacisnęłam mocniej dłoń na pasku torby. Auto jechało kilka metrów za mną. Słyszałam, że zwalnia. Pozostało mi błaganie w myślach, żeby w owym aucie jechał jakiś zwyczajny cywil.
– Hej, kochanie – odezwał się znajomy głos. – Lepiej wsiadaj do samochodu.
– Nie – odpowiedziałam stanowczo, choć głos mi drżał.
Zaciskałam zęby, powstrzymując się od spojrzenia na niego. Wyobrażałam sobie jaką miał minę. Kątem oka zauważyłam, że wychyla łokieć za okno. Jechał równo ze mną, mimo że szłam dość wolno.
– Lauren – powiedział błagalnym tonem, co zabrzmiało bardzo dziwnie z jego ust. – Chodź tu.
Wyraźnie próbował różnych sposobów, żeby mnie zaciągnąć do swojego cholernego auta.
– Chodź – tym razem warknął.
Posłałam mu mordercze spojrzenie i pobiegłam prosto przed siebie. Zamiast przygazować, zatrzymał się. Byłam niemal pewna, że odpuścił i chciał zawrócić, ale trzask drzwi wskazywał na coś kompletnie innego - biegł prosto w moim kierunku. Stawiał o wiele większe kroki i był po prostu szybszy, nie miałam absolutnie żadnych szans. Czułam, że nieubłaganie przegrywam ten wyścig.
– Mam cię! – krzyknął, łapiąc mnie w pół, niczym światowej sławy rugbysta.
Przerzucił mnie sobie przez ramię jakbym ważyła tyle co piórko. Torba wypadła mi z ręki, mimo próby złapania jej. Michael, widząc moje żałosne starania, wziął ją i ruszył w stronę samochodu jakby nigdy nic. Jedyne co mi pozostało to walić pięściami w jego plecy, ale w ogóle go to nie wzruszało. Krzyczałam i piszczałam, lecz na ulicy nie było absolutnie nikogo, kto mógłby pomóc.
– Puszczaj mnie, ty psycholu! 
– Przestań się gorączkować – odparł spokojnie. – I tak nic nie wskórasz. 
Potem, dosłownie rzucił mnie na siedzenie i przypiął pasami. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, siedział za kierownicą i przekręcał kluczyki w stacyjce. 
Oczywiście, mogłam wyskoczyć z auta, jadącego trzysta kilometrów na godzinę, ale nie czekałaby mnie wtedy świetlana przyszłość. Skrzyżowałam więc ręce na piersi niczym obrażona dziewczynka i przez resztę drogi siedziałam cicho.

Skazana na spędzanie czasu w pokoju, mogłam jedynie gapić się w okno. Na szczęście, miałam bardzo wygodny fotel w nietypowym, wiktoriańskim stylu. Ta część wyposażenia sypialni, kompletnie nie pasowała do reszty mebli, ale to właśnie ją lubiłam najbardziej. 
Moja torba została rzucona w kąt, bo wcale nie miałam ochoty się rozpakowywać. Los tak chciał, że nikt nie patrzył na moje widzimisię. Musiałam mieszkać z tymi ludźmi, choć nie widziałam w tym żadnego celu.
Wtem, ktoś zapukał do drzwi. Nie odpowiedziałam, bo tak czy inaczej ten ktoś wszedłby do pokoju. Tak też się stało – drzwi zostały otwarte. Usłyszałam zbliżające się kroki, a po chwili, zobaczyłam Luke'a siadającego na skraju łóżka. 
– Jak się czujesz? – zapytał.
– Świetnie – odparłam z lekką nutą sarkazmu w głosie. – To twój pokój, prawda?
– Teraz jest twój.
– Wybacz – bąknęłam. – Nie chciałam ci zabierać sypialni.
Najwyraźniej szczerze go rozbawiłam. Posłał mi niedowierzające spojrzenie.
– Przyjaciele muszą sobie pomagać – dodał, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
Poczułam w sercu ciepło, które od dawna u mnie nie gościło. On na prawdę zachowywał się jak przyjaciel. 
Gdyby tydzień temu ktoś mi opowiedział taką historię, zapewne wyśmiałabym mu się w twarz. Za to teraz śmieję się sama do siebie, myśląc, że zwariowałam.
– Michael mówi, żebyś czuła się jak u siebie w domu – powiedział Luke, po czym wyszedł z pokoju.
Jak mogłabym czuć się dobrze w domu porywaczy?
Michael żądał niemożliwego.

~✦~

Jestem chora, ale obiecałam, że dodam rozdział pod koniec tygodnia, więc przemęczyłam się trochę i oto jest. Przepraszam za powtórzenia i inne błędy. Niestety czuję się fatalnie i nie mogłam się skupić:(
Czytasz? Skomentuj:) Nie zabierze to dużo czasu, a mi da ogroooomną motywację.

Dziękuję, że czytacie x

Zapraszam także na wersję "Mask" na Wattpadzie (klik)
I do obserwowania bloga (klik)

18 komentarzy:

  1. Omg świetny, uuu a jak sie o nią troszczą, ciekawe o co chodzi z tym wszystkim i po co im Lauren, żeby się zemścić, hmm....
    Fajnie sie czytało, czekam na następny ♡
    @fancygrandee

    OdpowiedzUsuń
  2. woah . niezłe . w momencie gdy skręciła w jakąś ulicę - ja pomyślałam : " mam cię su*o , teraz znowu wylądujesz w piwnicy - powiedział Michael" . a tu nie ! no po prostu asasghjuuuusavgadw **

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrabiałam dzisiaj to opowiadanie i jak skończyłam 4 rozdziałze smutkiem, że nie ma jeszcze 5, to zajrzałam na strone główną a tu taka niespodzianka ^^
    Mimo twojej choroby rozdział wyszedł i tak świetnie :) Robi się coraz bardziej ciekawie. Z niecierpliwością czekam na dalsze losy Lauren i Michael'a i życzę szybkiego powrotu do zdrowia <3

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba najlepiej napisany rozdział! Mówię serio. Choroba chyba ci służy xD. Nadal nie wiem co dalej. Luke czy Michael.? A może żaden. .? I czego szuka Mikey.? Czekam na nn ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyszło jak zwykle.. IdeAlnie. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny. Wracaj do zdrówka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. rozdzial cudowny! jak lauren zaczela uciekac od miechaela wiedzialam, ze zaraz ja zlapie, ha. a luke nadal taki kochany i w ogole, haha. ♥ co do muzyki do genialna! ostatnio wlasnie mam faze na eda sheerana. (:
    zdrowiej. ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Coraz bardziej nie ogarniam tej laski, ale rozdział supeeer *,*

    OdpowiedzUsuń
  9. Rewelacyjny rozdział :) Już miałam nadzieję,że Lauren ucieknieale.Ciekawi mnie jaki cel ma Michael w trzymaniu jej.Nie mogę się doczekać co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  10. O kurde kurde kurde kurde ale się dzieje! Ciekawe dlaczego Michael nie chce jej wypuścić i dlaczego Luke jest dla niej taki miły ostanio... Coraz bardziej mi sie podoba i z niecierpliwością czekam na nastepny :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Super :)
    Kocham <3
    czekam na nexta :3

    OdpowiedzUsuń
  12. Super rozdział, tak jak wszystkie <3
    Miłego powrotu do zdrowia
    @Emilka_5SOSFam

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojej. Luke jest taki kochany :D
    //Magda

    OdpowiedzUsuń
  14. Omg! Nice, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:D Obserwuję CięXD Zapraam do mnie:http://neverbe5sos.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Opowiadanie jest świetne i czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak cholernie podoba mi się zachowanie Michaela w tym opowiadaniu jejku

    OdpowiedzUsuń