Lauren
Nie miałam pojęcia gdzie Michael planował mnie zabrać na randkę, toteż nie miałam pojęcia co na siebie włożyć. Stałam przy szafie i po prostu na nią patrzyłam, jakby zaraz miała przemówić i mi pomóc w wyborze. Oczywiście, nie miałam co liczyć na cud i pozostawało mi podjęcie samodzielnej decyzji. Trochę postękałam i pojęczałam, aż w końcu wybrałam zwykle dżinsy i czarną koszulkę - nie szłam przecież na pokaz mody. Poza tym, kto by zwracał uwagę na taki głupi szczegół jak ubiór?
Wyszłam z domu już po kilku minutach, a Mikey już czekał. Stał na podjeździe, oparty o swój srebrny samochód. Idealnie pasował do takiej scenerii. Niekontrolowanie przygryzłam wargę, za co skarciłam się w myślach już po fakcie.
– Zapraszam – powiedział, otwierając przede mną drzwi od strony pasażera.
Wsiadłam posłusznie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Moja ekscytacja rosła z każdą kolejną minutą, przyprawiając mnie o ból brzucha.
Gdy tylko Michael usiadł za kierownicą, nie zwlekając, odpalił silnik.
– Powiesz mi gdzie jedziemy? – Ciekawość była ode mnie silniejsza.
– W jedno specjalne miejsce.
Po chwili, jechaliśmy w kierunku przeciwnym do centrum miasta. Zastanawiałam się co może być ciekawego w australijskim buszu, oczywiście nie licząc pająków-zabójców. Jednak nie chciałam narzekać, toteż zostałam przy podziwianiu widoków za oknem. Im jechaliśmy dalej w głąb kraju, tym było coraz mniej zieleni. Lasy były rzadsze, a niebo czystsze. Wreszcie miałam okazję zobaczyć prawdziwą Australię, nie tylko budynki w mieście. I szczerze mówiąc, robiła wrażenie. Mimo że wolałam miasto, ten naturalny obraz niebywale mnie zachwycił.
Otworzyłam okno, żeby ochłodzić się powiewem wiatru, co okazało się być trafionym pomysłem. Zamknęłam oczy, aby osiągnąć pełnię spokoju. Wtem, poczułam dotyk na kolanie, lecz wcale się nie wystraszyłam. Wręcz przeciwnie, zrobiło się jeszcze przyjemniej.
– Lauren?
– Tak? – odparłam, kładąc dłoń na dłoni Michaela, która wciąż spoczywała na mojej nodze.
– Tylko sprawdzałem czy śpisz – zaśmiał się, na co miałam ochotę sprzedać mu kuksańca w ramię, ale odpuściłam sobie.
Gdy otworzyłam oczy, żeby na niego spojrzeć, uśmiechał się szeroko, przez co moje serce niekontrolowanie zadrżało. Uwielbiałam patrzeć na niego, kiedy był taki uradowany. W takich momentach, kompletnie nie przypominał tego Michaela, którego po raz pierwszy spotkałam w parku. Ten Michael, mój Michael, był absolutnie wspaniałym człowiekiem, nawet jeśli sam tego nie zauważał. Na początku nie wyglądał nawet na miłego, a gdy tylko go poznałam nieco bliżej, dowiedziałam się, że nie skrzywdziłby nawet muchy. Szczerze wątpiłam czy byłby w stanie kogoś zabić.
– Co się tak na mnie patrzysz? – Z zamyślenia wyrwało mnie jego pytanie; nawet nie oderwał wzroku od drogi.
Na końcu języka miałam jakąś ciętą ripostę, ale powstrzymałam się zawczasu. Posłałam mu po prostu najbardziej uroczy uśmiech na jaki było mnie stać.
Niestety, moje starania nie zakończyły się sukcesem, a w tym przekonaniu upewnił mnie.głośny śmiech chłopaka. W odpowiedzi, wydęłam usta, nieco urażona.
– Oh, przestań. – Popatrzył na mnie na chwilę. – Droczę się tylko. Jesteś cudna.
Nawet nie próbowałam powstrzymać rumieńców, nachalnie wpełzających na moją twarz.
– Zaraz będziemy na miejscu – oznajmił.
Ponownie spojrzałam za szybę, lecz tym razem przednią. Przed nami ciągnęła się tylko prosta droga, prowadząca prosto na szczyt wzgórza. Moja ekscytacja diametralnie wzrosła i szczerze nie mogłam się doczekać.
Nie oczekiwałam randki w dystyngowanej restauracji czy operze. Nie marzyłam nawet o bukiecie kwiatów, a to tylko dlatego, że wcale tego nie potrzebowałam. Chciałam aby ten wieczór był prosty do granic możliwości, a Michael najwyraźniej czytał mi w myślach. Byłam zachwycona już samym kierunkiem naszej podróży, a przecież nie na tym się kończyło.
Wiedziałam, że dojechaliśmy na miejsce, gdy Mikey zatrzymał samochód. Zjechaliśmy nieco z drogi, pozostając na najwyższym punkcie wzgórza. Na wszystkie cztery strony świata, ciągnął się przepiękny widok. Krajobraz był bardzo ubogi, ale wcale nie tracił na uroku. Lecz dech w piersi zaparło mi dopiero po tym, jak wyszłam z auta.
Bezkresne niebo na prawdę robiło wrażenie, zwłaszcza kiedy było zupełnie bezchmurne. Jeden wielki błękit, od którego nie mogłam oderwać wzroku. Nad linią horyzontu pojawiały się inne kolory jak pomarańcz czy róż.
– Piękny odcień – powiedział nagle Michael, zachodząc mnie od tyłu.
Położył ręce na moich biodrach, po czym zgrabnie obrócił mnie w swoją stronę. Kolana zmiękły mi bez ostrzeżenia, ale nie groził mi upadek.
Mogłam wpatrywać się w niego tylko przez chwilę, bo nim się zorientowałam, złączył nasze wargi w pocałunku. Tylko on był taki delikatny w stosunku do mnie, jak nikt inny. Kto by pomyślał?
– Chodźmy – powiedział, gdy tylko przestał mnie całować.
Splótł nasze palce, po czym ruszył w stronę samochodu. Nie zdążyłam odejść dostatecznie daleko, ani też się nie rozejrzałam, a on już ciągnął mnie z powrotem. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale zamiast odpowiedzi, uśmiechnął się lekko.
Co on chciał robić w tym cholernym aucie?
Nie trwało długo, żeby moja podświadomość podsunęła mi masę pomysłów. Bardzo brudnych pomysłów.
Już dochodziliśmy i byłam gotowa usiąść na tylnym siedzeniu, ale Michael w ostatniej chwili skierował mnie w stronę maski. Zdziwiłam się jeszcze bardziej, choć milczałam i nawet nie śmiałam protestować.
– Wskakuj – polecił.
Popatrzyłam na niego, próbując wychwycić żart, ale on wcale nie wyglądał na rozbawionego. Po chwili wahania, posłusznie wspięłam się na maskę auta (przy małej pomocy silnej męskiej ręki). Michael od razu do mnie dołączył, siadając bez zastanowienia. Musiał pociągnąć mnie za sobą, bo wciąż nie byłam do końca przekonana.
– Nawet nie zorientujesz się, kiedy na niebie pojawią się gwiazdy. – Nie byłam pewna czy to zdanie miało jakiś podtekst, ale póki co, nie zamierzałam nad tym rozprawiać.
Kiedy on patrzył na niebo, ja patrzyłam na niego, dopóki się nie położył. Dyskretnie zbadałam czystość lakieru i, ku mojemu zdziwieniu, okazała się być nadzwyczaj dobrze domyta. Skinęłam głową, po czym także się położyłam, obejmując Michaela w pasie. Nie miałam zamiaru podziwiać zachodu słońca. Zdecydowanie bardziej interesował mnie dwudniowy zarost na twarzy, która była tak blisko mojej.
– Mam pytanie – powiedziałam w końcu, na co ten przytaknął znacząco. – Jak myślisz, kim byś był gdyby nie ten cały gang?
– Hmm – zastanawiał się przez moment. – Chciałbym się zajmować muzyką. Wiesz, grać na pianinie i tak dalej.
Byłam niemal pewna, że moje oczy zaświeciły z podniecenia. Wyobraziłam sobie go, ubranego w elegancki frak, grającego na scenie. Bez wątpienia siedziałabym w pierwszym rzędzie na jego występie.
– A ty? – zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Co bym robiła gdyby nie ten cały gang? – Nie mogłam powstrzymać śmiechu; całkiem zabawna sytuacja. – Studiowałabym. Zapomniałeś, że przyjechałam tu do collage'u, ale ktoś mnie porwał?
Zaśmiałam się pod nosem, ale on spojrzał na mnie zupełnie poważnie. Pocałował czubek mojej głowy, mocniej przyciągając mnie do siebie.
– Obiecuję ci, że jak już ta cała sytuacja z Danielem się unormuje, wrócisz do szkoły i swojego dawnego życia. – Jego wypowiedź brzmiała bardzo surowo, co było odrobinę przerażające.
– Ale... ja wcale nie miałam tego na myśli.
– A jaki kierunek studiów wybrałaś? – Zignorował to, co przed chwilą powiedziałam.
Wtedy, zdałam sobie sprawę, że on także nic o mnie nie wiedział. Nie miał zielonego pojęcia czym się interesuję, ani jak wyglądało moje życie w rodzinnym mieście. Z jednej strony, chciałam mu o wszystkim opowiedzieć, a z drugiej – miałam co do tego pewne obawy.
– Psychologię – rzuciłam krótko, ale kusiło mnie, żeby mówić dalej. Ugryzłam się w język, co wcale nie pomogło. – Aplikowałam też do kilku uczelni w Anglii, ale chyba potrzebowałam zmiany otoczenia, dlatego wybrałam Sydney. Chciałam iść na Oxford. – Zaśmiałam się. – Kiedy tylko dostałam list akceptacyjny z Macquarie University, nie czekałam na inne.
– Zrezygnowałaś z Oxfordu dla jakiejś australijskiej szkoły?
– Nawet nie wiem czy się dostałam.
Pokręcił głową w niedowierzaniu, po czym westchnął ciężko. Wyglądał jakby głęboko nad czymś rozmyślał, a nie chciałam go rozpraszać, więc popatrzyłam do góry.
Omal szczęka mi nie opadła, gdy zobaczyłam nad sobą granat, usłany gwiazdami. Albo gadaliśmy tak długo, albo niebo w Australii zmieniało się szybciej niż gdziekolwiek indziej.
– Miałeś rację – nie mogłam się powstrzymać przed powiedzeniem tego. – Co do gwiazd.
Wskazałam palcem ku górze.
– Mhm.
Michael złapał mnie za rękę, która wciąż unosiłam, i przyciągnął do swojej piersi. Byłam zmuszona ponownie na niego spojrzeć. Oczy miał przymrużone, a usta wykrzywione w półuśmiechu. Po chwili, zaśmiał się cicho.
– O co chodzi? – zapytałam.
– To jak, mogę się nazywać swoją dziewczyną? – Najwyraźniej bawiła go cała ta sytuacja lub po prostu był zażenowany, bo ciągle chichotał.
Trochę mnie onieśmieliło to pytanie, było takie bezpośrednie. Tak czy inaczej, nie zwlekałam z pocałowaniem go.
Miałam nadzieję, że zrozumiał moją odpowiedź.
Nie miałem ochoty na tę nieprzyjemną rozmowę, zwłaszcza, że dzień był tak miły. Jednak starałem się nie marudzić i usiadłem przy stole, gdzie mieliśmy zebranie z chłopakami. Wyglądało na to, że inni także nie byli do końca przekonani co do tej pogadanki. Calum czytał gazetę, udając zainteresowanie artykułem. Na przeciwko mnie siedział Ashton, a głowę opierał o ścianę. Wyglądał zupełnie jak niewyspany nastolatek, zmuszony przez rodziców do wstania z łóżka. I wreszcie, obok niego, miejsce zajął Luke. Tylko on patrzył na mnie, choć w tym samym czasie, dyskretnie obgryzał paznokcie.
– Chłopaki, koniec obijania się – powiedziałem w końcu. – Nie możemy tak siedzieć bezczynnie.
– Daj sobie spokój – odparł Calum, nie podnosząc wzroku znad gazety. – Straciłeś swoje zdolności przywódcze.
Zaskoczyła mnie jego bezpośredniość, a jedyne do czego byłem zdolny to wytrzeszczenie oczu. Reszta wcale na to nie zareagowała, zupełnie jakby się z tym zgadzali. Patrzyłem na nich, wzrokiem próbując wybłagać o więcej opinii, lecz moje starania spełzły na niczym. Chłopcy, najzwyczajniej w świecie, zaczęli mnie ignorować. Nie zważali na powagę sytuacji, co zaczynało mi działać na nerwy.
– Świetnie – wycedziłem przez zęby. – W takim razie dalej się leńcie, a ja sam odbiorę naszą własność, o której najwyraźniej zapomnieliście. Jeżeli nie jest to dla was za trudne zadanie, to proszę, żebyście mieli Lauren na oku.
– Tak, jasne – odezwał się Ashton, choć w jego głosie nie usłyszałem przekonania.
Takie bezstresowe podejście jeszcze bardziej mnie rozgniewało; zmarszczyłem czoło. Nie spodziewałem się po nich takiego zachowania. Na dodatek, nikt nie wyczuł mojego zdenerwowania. Ta dziwna wymiana zdań nawet nie przypominała rozmowy. Już chciałem wstać od stołu i najlepiej wyjść z domu, ale zatrzymał mnie odgłos kroków.
– O jakiej własności mówisz? – Lauren stanęła na progu kuchni.
Wtem, chłopcy nagle oprzytomnieli. Zbombardowali mnie spojrzeniami, a ja stałem jak słup soli. Dobrze wiedziałem, że nikt z zewnątrz nie może się dowiedzieć czym jest nasza zguba.
Czując na sobie nie lada presję, odetchnąłem ciężko, po czym się wyprostowałem. Na prawdę, chciałem jakoś zbyć Lauren, lecz patrzyła na mnie błagalnie, przez co uginały się pode mną kolana. Otwierałem usta, żeby odpowiedzieć na jej pytanie, ale Calum odkaszlnął znacząco, tym samym przywracając mnie na ziemię.
– Wybacz, Lauren – zacząłem. – Nie mogę ci powiedzieć co to jest.
– Dlaczego?
Odruchowo popatrzyłem na Ashtona, szukając wsparcia – w odpowiedzi jedynie wydął usta. Na Luke'a nie miałem co liczyć, więc ponownie zawiesiłem wzrok na dziewczynie. Skrzyżowała ręce na piersi; oczekiwała odpowiedzi.
– Nie mogę... Nie ufam ci na tyle, żeby powierzyć ci taką informację.
Po wypowiedzeniu tych słów, zrobiłem poważną minę, podczas gdy ona posmutniała. Jednak nie był to zwykły smutek – w jej oczach dostrzegłem łzy. Dopiero po chwili, zdałem sobie sprawę z tego, co powiedziałem. Z tego, jak bardzo było to surowe i chłodne.
Lauren odwróciła się na pięcie i odeszła w milczeniu, zanim zdążyłem ją zatrzymać.
– Dobrze jej powiedziałeś – odezwał się Cal, celując we mnie palcem. – Na zbyt wiele jej pozwalasz.
Irwin przytaknął z aprobatą.
– Luke? – sięgnąłem po moją ostatnią deskę ratunku.
– Ja... też tak myślę.
Tego było za wiele. Bez żadnych ogródek, potraktowali mnie jak śmiecia. Nawet nie miałem ochoty im dogryzać. Wyszedłem z kuchni, po czym bez zastanowienia poszedłem do pokoju Lauren. Tak jak myślałem, zastałem ją, siedzącą w fotelu. Podkuliła nogi pod brodę, tym samym tworząc mur obronny. Gdy podszedłem bliżej, zauważyłem, że wcale nie płakała. Po prostu patrzyła w okno, nie zwracając na mnie uwagi. Miałem gdzieś jej brak zainteresowania moją osobą. Uklęknąłem przed nią, żeby być choć trochę bliżej. Na szczęście, nie protestowała, gdy wyciągnąłem dłoń w stronę jej policzka.
– Wiesz, że nie miałem tego na myśli. – Robiłem wszystko, żeby tylko nie plątał mi się język. – Ufam ci. Przecież to wiesz. Ja po prostu nie jestem przyzwyczajony do... no wiesz, bycia w związku. Czasem mogę być trochę niedelikatny, ale nie chciałem, żebyś to tak odebrała.
– A jak inaczej miałam to odebrać? – W jej głosie wyczułem nutkę wyrzutu, co wcale mnie nie dziwiło.
– Więc ci powiem. Powiem ci co to jest...
Otworzyłam okno, żeby ochłodzić się powiewem wiatru, co okazało się być trafionym pomysłem. Zamknęłam oczy, aby osiągnąć pełnię spokoju. Wtem, poczułam dotyk na kolanie, lecz wcale się nie wystraszyłam. Wręcz przeciwnie, zrobiło się jeszcze przyjemniej.
– Lauren?
– Tak? – odparłam, kładąc dłoń na dłoni Michaela, która wciąż spoczywała na mojej nodze.
– Tylko sprawdzałem czy śpisz – zaśmiał się, na co miałam ochotę sprzedać mu kuksańca w ramię, ale odpuściłam sobie.
Gdy otworzyłam oczy, żeby na niego spojrzeć, uśmiechał się szeroko, przez co moje serce niekontrolowanie zadrżało. Uwielbiałam patrzeć na niego, kiedy był taki uradowany. W takich momentach, kompletnie nie przypominał tego Michaela, którego po raz pierwszy spotkałam w parku. Ten Michael, mój Michael, był absolutnie wspaniałym człowiekiem, nawet jeśli sam tego nie zauważał. Na początku nie wyglądał nawet na miłego, a gdy tylko go poznałam nieco bliżej, dowiedziałam się, że nie skrzywdziłby nawet muchy. Szczerze wątpiłam czy byłby w stanie kogoś zabić.
– Co się tak na mnie patrzysz? – Z zamyślenia wyrwało mnie jego pytanie; nawet nie oderwał wzroku od drogi.
Na końcu języka miałam jakąś ciętą ripostę, ale powstrzymałam się zawczasu. Posłałam mu po prostu najbardziej uroczy uśmiech na jaki było mnie stać.
Niestety, moje starania nie zakończyły się sukcesem, a w tym przekonaniu upewnił mnie.głośny śmiech chłopaka. W odpowiedzi, wydęłam usta, nieco urażona.
– Oh, przestań. – Popatrzył na mnie na chwilę. – Droczę się tylko. Jesteś cudna.
Nawet nie próbowałam powstrzymać rumieńców, nachalnie wpełzających na moją twarz.
– Zaraz będziemy na miejscu – oznajmił.
Ponownie spojrzałam za szybę, lecz tym razem przednią. Przed nami ciągnęła się tylko prosta droga, prowadząca prosto na szczyt wzgórza. Moja ekscytacja diametralnie wzrosła i szczerze nie mogłam się doczekać.
Nie oczekiwałam randki w dystyngowanej restauracji czy operze. Nie marzyłam nawet o bukiecie kwiatów, a to tylko dlatego, że wcale tego nie potrzebowałam. Chciałam aby ten wieczór był prosty do granic możliwości, a Michael najwyraźniej czytał mi w myślach. Byłam zachwycona już samym kierunkiem naszej podróży, a przecież nie na tym się kończyło.
Wiedziałam, że dojechaliśmy na miejsce, gdy Mikey zatrzymał samochód. Zjechaliśmy nieco z drogi, pozostając na najwyższym punkcie wzgórza. Na wszystkie cztery strony świata, ciągnął się przepiękny widok. Krajobraz był bardzo ubogi, ale wcale nie tracił na uroku. Lecz dech w piersi zaparło mi dopiero po tym, jak wyszłam z auta.
Bezkresne niebo na prawdę robiło wrażenie, zwłaszcza kiedy było zupełnie bezchmurne. Jeden wielki błękit, od którego nie mogłam oderwać wzroku. Nad linią horyzontu pojawiały się inne kolory jak pomarańcz czy róż.
– Piękny odcień – powiedział nagle Michael, zachodząc mnie od tyłu.
Położył ręce na moich biodrach, po czym zgrabnie obrócił mnie w swoją stronę. Kolana zmiękły mi bez ostrzeżenia, ale nie groził mi upadek.
Mogłam wpatrywać się w niego tylko przez chwilę, bo nim się zorientowałam, złączył nasze wargi w pocałunku. Tylko on był taki delikatny w stosunku do mnie, jak nikt inny. Kto by pomyślał?
– Chodźmy – powiedział, gdy tylko przestał mnie całować.
Splótł nasze palce, po czym ruszył w stronę samochodu. Nie zdążyłam odejść dostatecznie daleko, ani też się nie rozejrzałam, a on już ciągnął mnie z powrotem. Posłałam mu pytające spojrzenie, ale zamiast odpowiedzi, uśmiechnął się lekko.
Co on chciał robić w tym cholernym aucie?
Nie trwało długo, żeby moja podświadomość podsunęła mi masę pomysłów. Bardzo brudnych pomysłów.
Już dochodziliśmy i byłam gotowa usiąść na tylnym siedzeniu, ale Michael w ostatniej chwili skierował mnie w stronę maski. Zdziwiłam się jeszcze bardziej, choć milczałam i nawet nie śmiałam protestować.
– Wskakuj – polecił.
Popatrzyłam na niego, próbując wychwycić żart, ale on wcale nie wyglądał na rozbawionego. Po chwili wahania, posłusznie wspięłam się na maskę auta (przy małej pomocy silnej męskiej ręki). Michael od razu do mnie dołączył, siadając bez zastanowienia. Musiał pociągnąć mnie za sobą, bo wciąż nie byłam do końca przekonana.
– Nawet nie zorientujesz się, kiedy na niebie pojawią się gwiazdy. – Nie byłam pewna czy to zdanie miało jakiś podtekst, ale póki co, nie zamierzałam nad tym rozprawiać.
Kiedy on patrzył na niebo, ja patrzyłam na niego, dopóki się nie położył. Dyskretnie zbadałam czystość lakieru i, ku mojemu zdziwieniu, okazała się być nadzwyczaj dobrze domyta. Skinęłam głową, po czym także się położyłam, obejmując Michaela w pasie. Nie miałam zamiaru podziwiać zachodu słońca. Zdecydowanie bardziej interesował mnie dwudniowy zarost na twarzy, która była tak blisko mojej.
– Mam pytanie – powiedziałam w końcu, na co ten przytaknął znacząco. – Jak myślisz, kim byś był gdyby nie ten cały gang?
– Hmm – zastanawiał się przez moment. – Chciałbym się zajmować muzyką. Wiesz, grać na pianinie i tak dalej.
Byłam niemal pewna, że moje oczy zaświeciły z podniecenia. Wyobraziłam sobie go, ubranego w elegancki frak, grającego na scenie. Bez wątpienia siedziałabym w pierwszym rzędzie na jego występie.
– A ty? – zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Co bym robiła gdyby nie ten cały gang? – Nie mogłam powstrzymać śmiechu; całkiem zabawna sytuacja. – Studiowałabym. Zapomniałeś, że przyjechałam tu do collage'u, ale ktoś mnie porwał?
Zaśmiałam się pod nosem, ale on spojrzał na mnie zupełnie poważnie. Pocałował czubek mojej głowy, mocniej przyciągając mnie do siebie.
– Obiecuję ci, że jak już ta cała sytuacja z Danielem się unormuje, wrócisz do szkoły i swojego dawnego życia. – Jego wypowiedź brzmiała bardzo surowo, co było odrobinę przerażające.
– Ale... ja wcale nie miałam tego na myśli.
– A jaki kierunek studiów wybrałaś? – Zignorował to, co przed chwilą powiedziałam.
Wtedy, zdałam sobie sprawę, że on także nic o mnie nie wiedział. Nie miał zielonego pojęcia czym się interesuję, ani jak wyglądało moje życie w rodzinnym mieście. Z jednej strony, chciałam mu o wszystkim opowiedzieć, a z drugiej – miałam co do tego pewne obawy.
– Psychologię – rzuciłam krótko, ale kusiło mnie, żeby mówić dalej. Ugryzłam się w język, co wcale nie pomogło. – Aplikowałam też do kilku uczelni w Anglii, ale chyba potrzebowałam zmiany otoczenia, dlatego wybrałam Sydney. Chciałam iść na Oxford. – Zaśmiałam się. – Kiedy tylko dostałam list akceptacyjny z Macquarie University, nie czekałam na inne.
– Zrezygnowałaś z Oxfordu dla jakiejś australijskiej szkoły?
– Nawet nie wiem czy się dostałam.
Pokręcił głową w niedowierzaniu, po czym westchnął ciężko. Wyglądał jakby głęboko nad czymś rozmyślał, a nie chciałam go rozpraszać, więc popatrzyłam do góry.
Omal szczęka mi nie opadła, gdy zobaczyłam nad sobą granat, usłany gwiazdami. Albo gadaliśmy tak długo, albo niebo w Australii zmieniało się szybciej niż gdziekolwiek indziej.
– Miałeś rację – nie mogłam się powstrzymać przed powiedzeniem tego. – Co do gwiazd.
Wskazałam palcem ku górze.
– Mhm.
Michael złapał mnie za rękę, która wciąż unosiłam, i przyciągnął do swojej piersi. Byłam zmuszona ponownie na niego spojrzeć. Oczy miał przymrużone, a usta wykrzywione w półuśmiechu. Po chwili, zaśmiał się cicho.
– O co chodzi? – zapytałam.
– To jak, mogę się nazywać swoją dziewczyną? – Najwyraźniej bawiła go cała ta sytuacja lub po prostu był zażenowany, bo ciągle chichotał.
Trochę mnie onieśmieliło to pytanie, było takie bezpośrednie. Tak czy inaczej, nie zwlekałam z pocałowaniem go.
Miałam nadzieję, że zrozumiał moją odpowiedź.
Michael
Nie miałem ochoty na tę nieprzyjemną rozmowę, zwłaszcza, że dzień był tak miły. Jednak starałem się nie marudzić i usiadłem przy stole, gdzie mieliśmy zebranie z chłopakami. Wyglądało na to, że inni także nie byli do końca przekonani co do tej pogadanki. Calum czytał gazetę, udając zainteresowanie artykułem. Na przeciwko mnie siedział Ashton, a głowę opierał o ścianę. Wyglądał zupełnie jak niewyspany nastolatek, zmuszony przez rodziców do wstania z łóżka. I wreszcie, obok niego, miejsce zajął Luke. Tylko on patrzył na mnie, choć w tym samym czasie, dyskretnie obgryzał paznokcie.
– Chłopaki, koniec obijania się – powiedziałem w końcu. – Nie możemy tak siedzieć bezczynnie.
– Daj sobie spokój – odparł Calum, nie podnosząc wzroku znad gazety. – Straciłeś swoje zdolności przywódcze.
Zaskoczyła mnie jego bezpośredniość, a jedyne do czego byłem zdolny to wytrzeszczenie oczu. Reszta wcale na to nie zareagowała, zupełnie jakby się z tym zgadzali. Patrzyłem na nich, wzrokiem próbując wybłagać o więcej opinii, lecz moje starania spełzły na niczym. Chłopcy, najzwyczajniej w świecie, zaczęli mnie ignorować. Nie zważali na powagę sytuacji, co zaczynało mi działać na nerwy.
– Świetnie – wycedziłem przez zęby. – W takim razie dalej się leńcie, a ja sam odbiorę naszą własność, o której najwyraźniej zapomnieliście. Jeżeli nie jest to dla was za trudne zadanie, to proszę, żebyście mieli Lauren na oku.
– Tak, jasne – odezwał się Ashton, choć w jego głosie nie usłyszałem przekonania.
Takie bezstresowe podejście jeszcze bardziej mnie rozgniewało; zmarszczyłem czoło. Nie spodziewałem się po nich takiego zachowania. Na dodatek, nikt nie wyczuł mojego zdenerwowania. Ta dziwna wymiana zdań nawet nie przypominała rozmowy. Już chciałem wstać od stołu i najlepiej wyjść z domu, ale zatrzymał mnie odgłos kroków.
– O jakiej własności mówisz? – Lauren stanęła na progu kuchni.
Wtem, chłopcy nagle oprzytomnieli. Zbombardowali mnie spojrzeniami, a ja stałem jak słup soli. Dobrze wiedziałem, że nikt z zewnątrz nie może się dowiedzieć czym jest nasza zguba.
Czując na sobie nie lada presję, odetchnąłem ciężko, po czym się wyprostowałem. Na prawdę, chciałem jakoś zbyć Lauren, lecz patrzyła na mnie błagalnie, przez co uginały się pode mną kolana. Otwierałem usta, żeby odpowiedzieć na jej pytanie, ale Calum odkaszlnął znacząco, tym samym przywracając mnie na ziemię.
– Wybacz, Lauren – zacząłem. – Nie mogę ci powiedzieć co to jest.
– Dlaczego?
Odruchowo popatrzyłem na Ashtona, szukając wsparcia – w odpowiedzi jedynie wydął usta. Na Luke'a nie miałem co liczyć, więc ponownie zawiesiłem wzrok na dziewczynie. Skrzyżowała ręce na piersi; oczekiwała odpowiedzi.
– Nie mogę... Nie ufam ci na tyle, żeby powierzyć ci taką informację.
Po wypowiedzeniu tych słów, zrobiłem poważną minę, podczas gdy ona posmutniała. Jednak nie był to zwykły smutek – w jej oczach dostrzegłem łzy. Dopiero po chwili, zdałem sobie sprawę z tego, co powiedziałem. Z tego, jak bardzo było to surowe i chłodne.
Lauren odwróciła się na pięcie i odeszła w milczeniu, zanim zdążyłem ją zatrzymać.
– Dobrze jej powiedziałeś – odezwał się Cal, celując we mnie palcem. – Na zbyt wiele jej pozwalasz.
Irwin przytaknął z aprobatą.
– Luke? – sięgnąłem po moją ostatnią deskę ratunku.
– Ja... też tak myślę.
Tego było za wiele. Bez żadnych ogródek, potraktowali mnie jak śmiecia. Nawet nie miałem ochoty im dogryzać. Wyszedłem z kuchni, po czym bez zastanowienia poszedłem do pokoju Lauren. Tak jak myślałem, zastałem ją, siedzącą w fotelu. Podkuliła nogi pod brodę, tym samym tworząc mur obronny. Gdy podszedłem bliżej, zauważyłem, że wcale nie płakała. Po prostu patrzyła w okno, nie zwracając na mnie uwagi. Miałem gdzieś jej brak zainteresowania moją osobą. Uklęknąłem przed nią, żeby być choć trochę bliżej. Na szczęście, nie protestowała, gdy wyciągnąłem dłoń w stronę jej policzka.
– Wiesz, że nie miałem tego na myśli. – Robiłem wszystko, żeby tylko nie plątał mi się język. – Ufam ci. Przecież to wiesz. Ja po prostu nie jestem przyzwyczajony do... no wiesz, bycia w związku. Czasem mogę być trochę niedelikatny, ale nie chciałem, żebyś to tak odebrała.
– A jak inaczej miałam to odebrać? – W jej głosie wyczułem nutkę wyrzutu, co wcale mnie nie dziwiło.
– Więc ci powiem. Powiem ci co to jest...
~✦~
Macie jakieś pomysły czym jest ta własność, którą im odebrano? Bardzo ciekawa jestem co tam się kryje w waszych główkach :D
W ankiecie zagłosowały 93 osoby czyli WOW, aż tyle Was tu jest :o
Gdyby każdy komentował to miałabym dużo do czytania haha
Skoro Mask ma tak dużo czytelników, pragnę poprosić o głosowanie na to opowiadanie na blog miesiąca • SONDA1 (klik) • SONDA2 (klik)
Woow... Nie mam pojecia co to może być, a postawa chłopaków mnie irytuje....-,-
OdpowiedzUsuńOu! Cudowny rozdział, który poprawił mój płaczliwy humor:) ♥
OdpowiedzUsuń@awhmyhood
Przeczytałam dzisiaj książkę (270 stron).Stwierdziłam ze przed snem sobie jeszcze coś oglądne... Włączam laptopa u tu powiadomienie ze na jednym z moich ulubionych blogów nowy tekst, stwierdziłam ze nie mam siły go czytać i sobie odpuściłam... Po chwili dostaje powiadomienie ze dodałaś nowy rozdział.... Z uśmiechem na twarzy go włączyłam i przeczytałam...Nie myślałam ze mnie to tak wciągnie... To ff jest NAJLEPSZE...! <3
OdpowiedzUsuńNie mam żadnego pomysłu co do własności chłopaków :/ Ale rozdział jest świetny i już nie mogę doczekać się następnego xx
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia co to może być, ale znając ciebie będzie to coś niespodziewanego ;D Pozdrawiam i życzę weny :*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOmg. W zasadzie nie mam jakiś szczególnych pomysłów co to może być. Na pewno ta rzecz jest bardzo ważna. Jakieś papiery, biżuteria, broń, albo osoba, która została porwana czy dowody jakiejś zbrodni? Jezuuuus czekam na kolejny i mam nadzieje że mnie zaskoczysz. :)))
OdpowiedzUsuńSuper rozdział *.*. Lubie chłopaków, ale zachowali się jak tępe chuje :P. Ciekawi mnie co się z nimi stało, i czym jest ta ,,Własność". Czekam na next <3 :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial! Na randce Michael był taki słodki <3 ile ja bym dala zeby byc tam zamiast Lauren. Nie mam pojęcia czym może być to coś ale pewnie będę zaskoczona
OdpowiedzUsuńTa randka taka wspaniała ochh <3. Nie pomyślałam, że Michael może być takim romantykiem :D. Zaskoczyło mnie to :D. Oczywiście na plus. Ale końcówka mnie baaardzo zaciekawiła, zresztą jak wszystkich :P. Jestem bardzo ciekawa tego co jej powie :).
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! <3 Pozdrawiam! :*
xxforeverxxx.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
OdpowiedzUsuńTa randka była taka wspaniała *,*
Nie mam pojęcia co to może być, więc czekam na next :*
Ja czytam Twoje ff od poczatku, i zawsze czekam z niecierpliwością na kolejne :)
OdpowiedzUsuńMichael jesst słodki, romantyk. Ale z tym zaufaniem odwalil lipe ..
Czy ty sobie żartujesz ?! W takim momencie skończyć ?! Twój blog jest cudowny ♥ ~axx
OdpowiedzUsuńPoprosze o neksta:)
OdpowiedzUsuńhttp://www.wattpad.com/story/32214157-przeżyć-miłość polecam
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia czym może być to coś . Ale nie mogę się doczekać next <3
OdpowiedzUsuńDobre, chociaż nie wiem, czy mi się nie przejadły już te wszystkie gangi. W każdym razie, jeśli dasz znać to będę wpadała i w miarę możliwości czytała ;)
OdpowiedzUsuń"Promienieje, traci kontakt ze światem, teraz jest gdzieś indziej: gdzieś, gdzie nawet ja nie dotrę. Chmura dymu przywiera do jej nagich łydek, które płyną razem z melodią. Umyka mi, ucieka."
http://somethingdiffernet-imagine.blogspot.com/
Już wczoraj przeczytałam wszystkie rozdziały, a jako że sama miałam kiedyś bloga, postanowiłam też napisać komentarz.
OdpowiedzUsuńOgólnie opowiadanie mi się podoba, masz dużą swobodę pisanie, dlatego czyta się to wszystko bardzo szybko i lekko.
Co do samej fabuły, ogólnie miłość głównych bohaterów podoba mi się. Widzę, że Michael to tak naprawdę dobry człowiek tylko kryjący się pod maską "zbira". Pokazujesz go jego romantyka zakochanego w Lauren. No właśnie, tu mi to trochę nie gra. Co by nie było trzymał ją w zamknięciu (chodzi mi o trzymanie za kratami). Jakoś to szybko przeobraziło się w normalne, bardzo ciepłe relacje. Przyjaźń z oprawcami wydawała mi się mocna nagięta, a co dopiero miłość. Zwłaszcza po takim czasie, krótkim czasie. Pomysł sam w sobie jest dobry, ale realnie rzecz biorąc: gdyby ktoś mnie trzymał w zamknięciu to nienawidziłabym tej osoby i jak najszybciej chciałabym stamtąd uciec nie ograniczając się do jednej czy tam dwóch prób. Ale jest to opowiadanie, więc mogę to zrozumieć :) Ja osobiście jakoś od początku chciałam, żeby ona jednak była z Lukiem, trochę szkoda, że tak się nie stało :) Jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczy się sprawa z Danielem, a tajemnicą Michaela wydaje mi się ta dziewczyna ze zdjęcia u niego w pokoju.
Przepraszam za jakość mojego komentarza, ale jest już naprawdę późna godzina ;) W miarę możliwości będę tu wpadać i śledzić dalsze losy bohaterów. Pozdrawiam.
Agata
Mmm ciekawie piszesz, chyba będę musiała zacząć czytać od początku, bo dopiero odkryłam twojego bloga. :) Zapraszam też do mnie - www.abizgabi.blogspot.com ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ^ ^
OdpowiedzUsuńz niecierpliwością czekam na następny rozdział ;)
Zapraszam do mnie camila-and-neymar.blogspot.com
hej, własnie zaczełam czytac twojego bloga i mam zamiar to robic reguralnie opowiadanie jest swietnie czyta sie to lekko i przyjemnie zycze duzo weny i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam, dopiero zaczynam -1 rozdział ;) ->http://vaniilaice.blogspot.com/
Matko jedyna! Jesteś NIESAMOWITA! Blog fenomenalny! Jedynie co jest dla mnie mało realne to otworzenie tych drzwi wsuwką... ale jednak jakoś wydostać się musiała. Prawda? W każdym bądź razie historia jest genialna. Wciąga na maxa. Nie mogę doczekać się następnego. Powodzonka :*
OdpowiedzUsuń