8 sty 2016

Rozdział 4.

muzyka (klik)



Lauren

Michael przyjechał do mnie zaraz po tym, jak skończyłam zajęcia. Mówiłam mu, żeby tego nie robił, gdyż czekało mnie sporo nauki, lecz jego wcale to nie obchodziło. I właśnie w ten sposób, skończył bezczynnie leżąc obok mnie i patrząc jak czytam notatki. Co chwila uparcie mnie zaczepiał, ale próbowałam nie zwracać na to uwagi, choć w rzeczywistości mnie to irytowało.
– Co powiesz na wyjazd nad morze? – zapytał nagle, gładząc mnie po zewnętrznej stronie uda. – Na kilka dni.
Na moment oderwałam wzrok od zeszytu, ale nawet przez chwilę nie zastanawiałam się nad odpowiedzią na pytanie Michaela. Słowa wypływały z moich ust, zanim o nich pomyślałam.
– Przecież wiesz, że mam szkołę. Pamiętasz co mówiłam?
– Najpierw szkoła, potem wyjazd... – odparł automatycznie, jakby był to wers wiersza, który znał na pamięć. – Tak, wiem. Więc chociaż na weekend. Proooszę.
Zrobił minę zbitego psiaka, ale wciąż byłam nieugięta.
– Na weekend mam inne plany – powiedziałam. – A ty jesteś ich częścią. – Uniósł pytająco brew. – Moi rodzice chcą cię poznać.
W tym momencie, Michael doznał szoku. Nawet zakrztusił się swoją własną śliną. Przez chwilę kaszlał, po czym spojrzał na mnie przerażonymi oczami.
– Myślałam, że nic ci nie straszne. – Zaśmiałam się.
– Em... Lolo, przecież wiesz, że nie jestem idealnym chłopakiem. Twoi rodzice mnie nie polubią...
Nienawidziłam takiego podejścia.
Klepnęłam Michaela w tył głowy, dając mu do zrozumienia, że się myli.
– Dostałam zaproszenie. Mama powiedziała, że mam przyprowadzić chłopaka. Zawsze mogę wziąć Brady'ego...
– Tylko nie on! – Wiedziałam, że to od razu go przekona. – Miałem być super chłopakiem? Będę. A przynajmniej będę się starał.
– Dobry chłopiec – pochwaliłam, po czym pocałowałam go w czoło.
Zadowolona z siebie, wstałam z łóżka. Zaczęłam grzebać w szafie, w poszukiwaniu swetra i dopiero wtedy, gdy drzwi szafy przysłoniły moją twarz, zaczęłam rozmyślać. Wciąż czułam pewien dyskomfort w towarzystwie Michaela, a powodów było wiele. Po pierwsze: po mojej urazie do niego pozostały pewne resztki, których do końca nie potrafiłam się pozbyć. Po drugie: ten Michael różnił się od tego, którego znałam wcześniej. Jego nadzwyczajna pewność siebie i nowy styl bycia skutecznie mnie przytłaczały. Jednak mimo, że nie byłam do końca przekonana – wierzyłam w drugie szanse. Dlatego, próbowałam się zachowywać najnormalniej, jak tylko potrafiłam.
Założyłam kremowy sweter, po czym wróciłam na łóżko do notatek.


Michael

Wcale nie uśmiechało mi się poznawanie rodziców Lauren, ani spędzanie niedzieli w towarzystwie jej rodziny, ale moje widzimisię nie miało już żadnego znaczenia. Teraz musiałem się starać tak bardzo, jak tylko potrafiłem, żeby przekonać Lauren do powrotu do Australii, dlatego też robiłem wszystko, o co mnie prosiła.
Z samego rana w niedzielę, wsiedliśmy do mojego wypożyczonego samochodu i ruszyliśmy w drogę. Tego dnia nie mówiłem zbyt wiele, a było tak za sprawą koszmaru, który nawiedził mnie w nocy. Tym razem w krainie snów spełniły się wszystkie moje lęki, co po przebudzeniu skłoniło mnie do przemyśleń. Najwyraźniej Lauren nie zwróciła uwagi na moje zachowanie, gdyż patrzyła w okno, podśpiewując pod nosem wesołą piosenkę.
– Zastanawiałem się nad czymś – przerwałem milczenie, którego nie mogłem już dłużej znieść. – Odkąd wróciłaś do Anglii, dostałaś jakieś wiadomości, groźby lub coś w tym rodzaju?
Czułem, że dziewczyna spojrzała na mnie pytająco, ale zaraz po tym odpowiedziała:
– Nie. Dlaczego pytasz?
Nie znałem poprawnej odpowiedzi na to pytanie. Sam byłem skołowany. Jedyne co zrobiłem to mocniejsze zaciśnięcie palców na kierownicy.
– A powinnam dostać? – zapytała niepewnie.
– Nie, nie. Po prostu się martwiłem.
– Oh, czyżby... – mruknęła pod nosem, lecz na tyle głośno, żebym usłyszał. Ton jej głosu nie wróżył niczego dobrego.
Byłem pewien, że patrzy na mnie morderczo, bo niemal czułem jak jej spojrzenie wywiercało mi dziurę w głowie. Nie chciałem się niepotrzebnie denerwować, choć dłonie zaczęły mi drżeć niekontrolowanie i już dłużej nie potrafiłem nad tym zapanować.
– Żebyś wiedziała! Tak, martwiłem się.
– Okazywałeś to w dość dziwny sposób. – Zerknąłem na nią i zauważyłem, że wydęła usta w niezadowoleniu, tym samym rozzłoszczając mnie jeszcze bardziej.
– Nawet nie wiesz jak trudne było dla mnie rozstanie z tobą...
– Przestań – powiedziała stanowczo, urywając mi w połowie zdania. – Nie chce mi się tego słuchać. Mam dość.
– Ale...
– Po prostu milcz.
Takiego zakończenia rozmowy się nie spodziewałem, zwłaszcza że miałem jeszcze wiele do powiedzenia, jednak tym razem postanowiłem zatrzymać to dla siebie.
Zamiast rozluźnić atmosferę, sprawiłem że zgęstniała jeszcze bardziej. Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu, choć to nie znaczy, że panowała cisza. Jeszcze przez chwilę zgrzytałem zębami, a Lauren skrobała paznokciem po szybie. Dwadzieścia minut, które dzieliło nas od przekroczenia granicy miasta, było prawdziwą torturą, a gdy tylko zaparkowałem na podjeździe pod domem, odetchnąłem z ulgą.
Wiedziałem, że rodzice Lauren specjalizowali się w medycynie, ale nie spodziewałem się, że mieszkali w pałacu. Podziwiałem wiktoriański wygląd domu, stojąc w miejscu. Byłem pod wrażeniem ogromu tej budowli.
– Rusz się – ponagliła mnie dziewczyna.
Od razu poszedłem za nią, choć wciąż patrzyłem ku górze.
Przed samymi drzwiami, Lauren schyliła się, żeby podnieść kupkę listów, leżących na wycieraczce. Następnie, obróciła się w moją stronę, celując we mnie palcem wskazującym.
– Masz być miły i kulturalny – zarządziła.
– Tak jest, szefowo.
Przytaknęła głową, po czym zadzwoniła do drzwi. Byłem pewien, że dostanie się do frontowych drzwi musiało być niezwykle czasochłonne dla mieszkańców domu takiego, jak ten. Wiele się nie myliłem, gdyż dopiero po dwóch minutach ktoś stanął przed nami. Była to niska, pulchna kobieta, która nie była na pewno ani matką, ani siostrą Lauren, a wywnioskowałem to z białego fartucha, który miała przewiązany w pasie. Wyglądała na kogoś w rodzaju gosposi.
– Drogie dziecko!
– Witaj, Tereso. – Lauren uściskała kobietę, podczas gdy ja nie wiedziałem na czym skupić wzrok. – Proszę, listy leżały przed drzwiami.
– Dziękuję, kochana. Wejdź do środka... ze swoim towarzyszem. – Popatrzyła na mnie z dziwnym grymasem na twarzy, wcale nie zachęcającym do wejścia.
Mimo to, przekroczyłem próg, wchodząc na lśniącą, marmurową posadzkę. Wnętrze domu było równie bogate jak z zewnątrz. Normalnie zaczął bym się rozglądać na wszystkie strony, próbując ogarnąć ogrom jednego pomieszczenia jakim był hall, ale moją uwagę odwróciły dwie postaci, schodzące po schodach. Nie miałem wątpliwości kim byli ci państwo – wyglądali na lekarzy jak mało kto.
Nie spodziewałem się tego, ale ich obecność wprowadziła mnie w zakłopotanie, a ich ckliwe przywitanie z córką sprawiło tylko, że poczułem się jeszcze bardziej niekomfortowo. Tkwiąc wciąż w tym samym miejscu, przystawałem z nogi na nogę, czekając na zbawienie. Gdy nagle wszyscy na mnie spojrzeli, serce zabiło mi szybciej, a rozum kazał uciekać gdzie pieprz rośnie. Nigdy nie miałem okazji poznawać czyichś rodziców, a już na pewno nie tak dystyngowanych.
– To jest Michael – zaczęła Lauren, a jej rodzice zrobili kilka kroków w moją stronę. – Mój chłopak.
Po usłyszeniu ostatniego słowa, omal nie upadłem na podłogę. Popatrzyłem na dziewczynę, nie mogąc powstrzymać wyrazu zaskoczenia na twarzy. Odpowiedziała mi lekkim uśmiechem, co dodało mi nieco pewności siebie.
– Miło cię poznać. Mów mi James – powiedział mężczyzna, wyciągając prawą rękę w moją stronę, którą bez wahania uścisnąłem.
W żadnym wypadku nie miałem zamiaru mówić do niego po imieniu. Jego chłodne, przenikliwe spojrzenie wcale nie zachęcało do poznawania go bliżej.
– Panienko – starsza pani w fartuchu zwróciła się do Lauren.
– Tak?
– Ten list jest do pani.
Natychmiast się zainteresowałem. Z jakiej racji list do Lauren przyszedł pod adres, pod którym nie jest zameldowana od wielu miesięcy? Bezzwłocznie chciałem się dowiedzieć co znajdowało się w kopercie, ale chyba tylko ja, bo właścicielka przesyłki od razu włożyła płaski pakunek do torebki. Moją uwagę od koperty odwrócił kobiecy głos.
– Beatrice – powiedziała matka mojej ukochanej, chcąc podać mi dłoń.
Skinąłem głową, jednocześnie odpowiadając tym samym gestem ręki. Beatrice była piękną kobietą, która niewątpliwie przekazała te geny swej córce. Miały te same rysy, a nawet mimikę twarzy, jednak różnił je kolor oczu. Tęczówki Lauren były niebiesko-zielone, a jej rodzicielki – ciemno brązowe.
Myślałem, że poznałem już całą rodzinę, ale jak na zawołanie, usłyszałem dzwonek do drzwi. Nie wiedziałem kogo jeszcze mógłbym się spodziewać, dlatego też czekałem w napięciu, aż ujrzę przybysza. Staruszka imieniem Teresa popędziła, aby wpuścić gościa. Na progu stała dziewczyna, której nie widziałem zbyt dobrze, gdyż w pierwszej kolejności przywitała się z gosposią. Dopiero po chwili ruszyła w naszą stronę. Wyglądała niemal tak samo jak Lauren. Różniła się jedynie masą ciała – nowo przybyła była bardziej przy kości. Nie miałem żadnych wątpliwości, iż były one siostrami, ewentualnie kuzynkami.
– Cami, kochanie! – przywitała ją Beatrice, wychodząc jej na spotkanie.
– Cześć, mamuś – odparła brunetka.
Wszystko stało się jasne.
Marzyłem tylko o tym, żeby ta cała szopka już się skończyła. Wszyscy się ściskali i całowali, podczas gdy ja stałem nieruchomo jak słup soli. Wtem, Lauren chwyciła siostrę za łokieć i obróciła nią w moją stronę.
– Musisz poznać mojego chłopaka. – Pierwszy raz tego dnia widziałem w jej oczach ekscytację. Wyglądała jakby przedstawiała siostrze Świętego Mikołaja lub kogoś innego tego pokroju.
– Michael, poznaj moją jedyną siostrę – Camilę.
Chciałem przywitać ją tak samo, jak rodziców Lauren, lecz ta rzuciła mi się w ramiona, zupełnie jakbyśmy znali się już parę dobrych lat. Moje zakłopotanie sięgnęło najwyższego poziomu, o czym przekonał mnie przypływ ciepła na policzkach.
Na szczęście, był to koniec powitań. Naprawdę się ucieszyłem, bo byłem już głodny i wierzyłem, że wreszcie coś zjem. Jednak bardzo się pomyliłem...
– Lauren, może oprowadziłabyś swojego przyjaciela? – zaproponował James, posyłając mi chłodne spojrzenie.
Przeszły mnie dreszcze.
– Jasne.
Lauren złapała mnie za ramię i pociągnęła w stronę schodów. Gdy wchodziliśmy na górę, spojrzałem za siebie – reszta rodziny Tyler ruszyła w przeciwnym kierunku niż my. Odetchnąłem z ulgą, bo było mi dane chociaż przez chwilę nie musieć znosić wrogiego spojrzenia Jamesa, przeszywającego mnie dogłębnie.
Prowadzony przez dziewczynę, rozglądałem się po wnętrzu domu. Wszystko było idealnie do siebie dobrane, a do tego wyczyszczone z wielką dokładnością. Ściany ozdobione obrazami i ozdobnymi kinkietami, nadawały pomieszczeniu wygląd rodem z muzeum.
Po krótkiej wędrówce po pałacu, wyszliśmy na balkon z widokiem na obszerny ogród. Gdzie nie patrzeć, wszędzie rosły krzewy lub kwiaty, a wśród nich dojrzałem mężczyznę, trzymającego nożyce ogrodowe – przycinał nimi wystające gałązki.
– Nie wiedziałem, że mieszkałaś w takim... domu – powiedziałem, opierając się o balustradę.
– Cóż... nie lubię mówić o mojej rodzinie.
– Dlaczego?
Westchnęła ciężko, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią, ale najwyraźniej nie mogła nic wymyślić, bo powiedziała tylko:
– Po prostu.
Nagle, przypomniałem sobie o tajemniczym liście.
– Dostałaś list, prawda?
– Tak, to prawda. – Sięgnęła do torebki po kopertę, po czym zaczęła się jej uważnie przyglądać. – Nie wydaje ci się to dziwne? Od dawna tu nie mieszkam, a nagle dostaję list.
– Otwórz go.
Bezzwłocznie spełniła moją prośbę. Ostrożnie rozdarła biały papier, po czym wyciągnęła pomiętą kartkę. Zaczęła czytać, a po chwili zmarszczyła czoło.
– Nie rozumiem – podsumowała, podając mi list. – Może ty się rozczytasz.
Wystarczyło jedno spojrzenie na napisane słowa, żebym odskoczył jak oparzony. To pismo rozpoznałbym wszędzie... gdyż należało ono do mnie. Jedynym problemem był fakt, iż nie ja ów list napisałem.
– O co chodzi? – zapytała Lauren z nutą przerażenia w głosie.
Nie odpowiedziałem. Za to zacząłem czytać. Każde słowo wyglądało jakby wyszło spod mojej ręki, ale nigdy nie napisałbym takiej treści.

Kochana Lauren, Cieszę się, że wreszcie ułożyłaś sobie życie. Masz szkołę, przyjaciół i co najważniejsze – miłość. Co do tego ostatniego, lepiej trzymaj ją przy sobie, bo niedługo możesz stracić coś więcej niż tylko chłopaka. Wiedz, że obserwuję Ciebie, a także Twojego ukochanego. Wszyscy jesteście pod czujną obserwacją od miesięcy, przez co wiem o Tobie więcej, niż Ty sama. Nie znasz dnia ani godziny, toteż z dobrego serca ostrzegam Cię – miej oczy szeroko otwarte.

Brakowało podpisu.
– To wygląda jak twoje pismo. – Nie spodziewałem się, że Lauren to zauważy; z początku nie wyglądała jakby dostrzegła ten szczegół.
Zrobiła niepewny krok w tył.
– No co ty! To nie moja sprawka. – Najwyraźniej uwierzyła, gdyż wróciła na swoje wcześniejsze miejsce, choć jej mina wciąż wskazywała na niepokój.
Zachodziłem w głowę kto mógł to napisać, ale wszyscy, o których myślałem nie żyli lub gnili w więzieniu. W końcu, nastąpiła ta chwila, w której zaczynałem się obwiniać. Wysłałem Lauren na drugi koniec świata, sądząc, że tam będzie bezpieczna, podczas gdy ona nigdzie nie była w pełni bezpieczna. Na dodatek, w Anglii nie miała mojej całodobowej ochrony, więc tak naprawdę naraziłem ją na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Ukryłem twarz w dłoniach,  załamany własną głupotą.
– Co ja najlepszego zrobiłem...
– Michael, przecież to nie twoja wina. – Dłoń Lauren pocieszająco spoczęła na moim ramieniu. – Nie obwiniaj się.
Spojrzałem na nią i zrozumiałem, że moim głównym celem jest ochrona jej. Zależało mi na niej bardziej, niż na kimkolwiek innym, dlatego postanowiłem zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby ją obronić przed wszelkim złem.
Bez słowa otoczyłem ją ramionami, bo było to jedyne, co mogłem zrobić w tamtej chwili. Gładziła dłonią moje plecy, sprawiając, że momentalnie poczułem się lepiej.
– Chodź na obiad – powiedziała.
Od początku nie miałem ochoty na to rodzinne spotkanie, lecz po przeczytaniu tego listu, moje chęci zmalały do minimum.


Lauren

Widziałam, że siedząc przy stole z całą moją rodziną, Michael był nieco zdenerwowany, choć za wszelką cenę nie chciał dać tego po sobie poznać. Zajmował miejsce obok mnie, więc mogłam położyć dłoń na jego kolanie, tym samym próbując go choć trochę podnieść na duchu. Najwyraźniej docenił ten gest, bo uśmiechnął się do mnie ciepło.
Znowu był sobą. Byłam pewna, że przestał udawać, co bardzo mnie cieszyło, mimo że powód, dla którego zmienił nastawienie, wcale nie był taki wesoły. Wiedziałam, że chodziło o list i że to właśnie on wzbudził w Michaelu lęk, który sprowadził go na ziemię.
– Powiedz mi, chłopcze, czym się zajmujesz? – ojciec odezwał się niespodziewanie.
Popatrzyłam na czerwonowłosego, w napięciu czekając na jego odpowiedź.
– Zajmuję się nieruchomościami, proszę pana – odpowiedział pewnym siebie głosem.
– Ciekawa praca – wtrąciła mama. – I jak ci się powodzi?
– Jeśli potrafi się prowadzić tego typu interesy to nie ma problemu z finansami. Nie mam na co narzekać.
Stresowałam się; nie wiedziałam jak dalej potoczy się ta rozmowa. Póki co, Michael kłamał jak z nut, ale czułam, że da radę pociągnąć to do samego końca. Jednak znałam moich rodziców i widziałam w ich oczach uprzedzenie. Coś im się nie podobało w Michaelu i przeczuwałam, że był to wygląd.
Gdy nastała cisza i wszyscy jedli, popatrzyłam na siostrę. Przyłapałam ją na intensywnym obserwowaniu gościa. Gdybym tylko mogła to chętnie bym na nią warknęła. Natychmiast skarciłam się w myślach za to dziwne uczucie zazdrości, które ogarnęło mnie zupełnie niespodziewanie.
– A jak się poznaliście? – zapytała mama, patrząc raz na mnie, raz na Michaela.
Czy nie mogliśmy zjeść w ciszy?
Grzebałam widelcem w jedzeniu, nie wiedząc jak odpowiedzieć na pytanie mojej rodzicielki. Liczyłam na kolejne zawodowe kłamstwo autorstwa chłopka, toteż spojrzałam na niego nerwowo. Niestety, on zrobił dokładnie to samo, co wcale mnie nie pocieszyło. Zaczęłam gadać cokolwiek, byle tylko zaspokoić ciekawość matki.
– To całkiem zabawna historia. – Wysiliłam się na sztuczny śmiech, po czym popatrzyłam znacząco na czerwonowłosego.
– Wpadliśmy na siebie w sklepie – palnął, dając mi znak, że teraz moja kolej na kontynuowanie tej absurdalnej historii.
– Właściwie to szukałam jakiejś mrożonki, żeby zjeść na szybko i Michael pojawił się znikąd.
– Zaproponowałem Lauren najlepsze mrożone risotto na świecie. – Nigdy nie słyszałam głupszej opowieści o pierwszym spotkaniu zakochanych, ale na szczęście rodzice w nią uwierzyli.
– Urocze – podsumowała kobieta, uśmiechając się pogodnie.
Odetchnęłam z ulgą. Marzyłam o tym, aby to przesłuchanie jak najszybciej dobiegło końca. Nie miałam zamiaru dłużej kłamać, lecz niestety w tym przypadku nie miałam innej możliwości. Co chwila spotykałam się z pytającym spojrzeniem siostry, które wzbudzało we mnie dodatkowy stres. Kto jak kto, ale ona dobrze mnie znała i wiedziała kiedy nie mówiłam prawdy.


Koniec końców, zrobiło się ciemno, godzina dwudziesta, a o tej porze rodzice zazwyczaj zaczynali szykować się do snu. Żegnałam ich z udawanym smutkiem i sztucznym uśmiechem na twarzy. Miło było ich znowu zobaczyć, ale atmosfera panująca podczas tego spotkania była nadzwyczaj niekomfortowa dla mnie jak i dla Michaela. Dlatego też, chcieliśmy jak najszybciej wracać do Oksfordu. Pospieszne uściski, pocałunki i już wsiadaliśmy do wypożyczonego, czerwonego samochodu. Jednak zanim zajęłam swoje miejsce obok kierowcy, poczułam jak coś dotyka mojego ramienia. Obróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętą Camilę. Uściskała mnie czule, po czym zaczęła prawić, już nie tak czułe, kazania.
– W ogóle do mnie nie dzwonisz, a dziś nie miałyśmy nawet chwili, żeby spokojnie porozmawiać. – Zrobiła smutną minę. – Wiem, że masz teraz dużo na głowie i jeszcze ten... chłopak. – Ściszyła głos przy ostatnim słowie.
– Nie martw się, siostra. Jeszcze zdążymy pogadać.
– Nie wątpię, ale boję się, że on za bardzo namącił ci w głowie. – Nie rozumiałam co miała na myśli, dlatego milczałam, czekając na wyjaśnienia. – Dobrze wiem, że ta cała historyjka z mrożonkami była zmyślona. I wiem, że on wcale nie zajmuje się nieruchomościami.
Skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na mnie surowo. Tak jak myślałam – wiedziała, że kłamałam. Zaczęło mi dokuczać poczucie winy; wlepiłam wzrok w ziemię.
– Po prostu bądź ostrożna – zakończyła, po czym ponownie otoczyła mnie ramionami. – Bardzo cię kocham – szepnęła mi do ucha na pożegnanie.
– Też cię kocham. Odezwę się niedługo.
Wsiadłam do auta, w którym siedział Michael i zdążył już odpalić silnik, toteż odjechaliśmy natychmiast po tym, jak zamknęłam drzwi. Machałam siostrze tak długo, dopóki nie zniknęła mi z pola widzenia.


Hej, kochani! Wiem, że rozdział nudny jak flaki z olejem, a czekaliście na niego kilka dłuuugich miesięcy, ale obiecuję, że akcja się rozkręci i będzie się działo. Niestety, nie mogę obiecać, że następny rozdział pojawi się szybko, ale wiedzcie, że nie zapomniałam o Mask.
Kocham Was i dziękuję za wszystko!♥

Pamiętajcie o #maskff na twitterze:)

7 komentarzy:

  1. Fajnie, że wróciłaś do pisania tego opowiadania. Czekam na kolejny rozdział :D Ana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się, rozdział jest ciekawy i czekam na więcej.
    Przy okazji zapraszam do siebie:
    http://29-tattoos.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. ����������

    OdpowiedzUsuń
  4. No no bejb nie było źle. Weź nareszcie dotarło do idioty że głupio zrobił. Rozbraja mnie to przezwisko lolo xd jak tak można niszczyć mi psychikę xd wogule lukrowo że zaczęłaś nareszcie pisać. Lukrowo to tak mega ekstra zajebiście xd moje nowe ulubione słowo xd pisz dalej bejb koffam ej napisz mi coś nooo xd pja ~Ruda

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no stara pisz dalej błagam Cię bo rozdział super a ciekawość już mnie zabija :D Pliiiiiiiis nie rób nam tego i pisz <3

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu wróciłaś! Nie ważne kiedy będzie nowy rozdzial , ważne żebyś go napisała<3 kocham ;* najlepsze opowiadanie ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na nowy rozdział ❤️

    OdpowiedzUsuń